Tytuł: Little Complex
Pairing: Tatsuro
x Ruki
Notka autorska: Wenę
mam naprawdę kapryśną, jednak udało mi się napisać kolejny rozdział LC. Przypomnę
jeszcze, że w poprzednim Tatsuro omal nie został zgwałcony przez Bou. Ostatnio
byłam na Pyrkonie. Ktoś z Was również tam się pojawił? Przez to tak długo nic
nie dodawałam i praktycznie na jakiś czas zniknęłam z blogosfery, teraz muszę
parę rzeczy nadrobić. Mam nadzieję, że mi wybaczycie, ale takie przygotowania
do konwentu są naprawdę wyczerpujące.
sadist vampire
Yuna.miko: Intetsu to basista nieistniejącego już zespołu Ayabie. Co do
bohatera dla Shindy’ego, to na pewno ktoś się znajdzie. :3
Reila Suzu:
Przepraszam, że taki chaos tu wprowadzam, masz prawo nie pamiętać o czym jest
dane opowiadanie, bo to w sumie moja wina, że najpierw wstawiam jedno, a potem
drugie. :c Jednak mam straszne problemy z weną i wolę już coś wstawić niż
czekać aż łaskawie się obudzi do konkretnego opowiadania.
CZĘŚĆ VIII
Nie spałem przez całą noc, zastanawiając się jak uniknąć
upokorzenia w szkole. Co powiedzą moi koledzy? Co powie… Ruki? Właściwie co
mnie obchodziło zdanie tego krasnala?! On się nie liczył, a jego opinię miałem
w dupie. Na samą myśl o czymkolwiek w mojej dupie, przypomniał mi się ten mały
psychopata. Ukryłem twarz w dłoniach. Trauma zostanie do końca życia – to było
pewne. Musiałem o tym komuś opowiedzieć. Ale komu? Przecież nikt nie zrozumie.
Jednak wiedziałem, że sam nie ukoję ran, które odcisnęły się na mojej psychice.
Z drugiej strony, co miałem powiedzieć? Że dzieciak niższy ode mnie o co
najmniej dwadzieścia centymetrów, przy tym tysiąc razy słabszy i milion
głupszy, przykuł mnie do łóżka i chciał wykorzystać seksualnie? Przecież to
śmieszne. Ale, cholera, on mnie dotykał, całował! To było odrażające…
Wskazówki zegara przesuwały się nieubłaganie ku cyfrze
wskazującej, że wypadałoby wstać. W sumie to nie musiałem nawet na nie patrzeć,
ponieważ do moich uszu już przed czasem dotarł przeraźliwy wrzask w akompaniamencie
donośnego walenia w biedne drzwi mojego pokoju.
− Tatsuro! Wstawaj, bo spóźnisz się do szkoły!
Z jękiem zwlokłem się z łóżka. Niestety nie zauważyłem
Teto-chan, który smacznie spał tuż przy nim i niechcący przygniotłem go stopą.
Kot poderwał się zaskoczony i parsknął na mnie.
− Przepraszam, grubasie, nie zauważyłem cię.
Nie zjadłem śniadania, jakoś nie miałem apetytu. Poranne
czynności wykonałem z rozmachem robota, a kiedy stanąłem przed szkolnym
budynkiem, czułem się, jakbym szedł na skazanie.
− Tatsuro! – Hiroto natychmiast do mnie doskoczył, kiedy
tylko otworzyłem drzwi swojej szafki. – Co ty masz na rękach. Ojej, Tatsuro,
czy ty chcesz zakryć dowody swojej depresji? Musisz porozmawiać z psychologiem.
Nie możesz się ranić.
Spojrzałem na niego z politowaniem i wyznałem mu prawdę:
− Dziwka zakuła mnie w kajdanki i nie chciała wypuścić.
Musiałem jej jakoś uciec.
− Tatsuro, nie kłam, to poważna sprawa! Martwię się o
ciebie. Aki też. Spójrz na niego. Jest taki smutny.
Zerknąłem za siebie. Rzeczywiście Aki był smutny, ale to
było dla niego typowe, gdy nie widział nigdzie Shindy’ego. Właśnie! Aki! Może
on zrozumie.
− Słuchaj, Aki. Jest taka sprawa. Wczoraj jakaś psychicznie
chora kurwa chciała mnie wykorzystać. Nie mogę się po tym pozbierać…
Jednak Aki mnie nie słuchał. Wpatrywał się w przestrzeń, a w
jego oczach coraz wyraźniej malowało się uwielbienie wymieszane z pożądaniem.
Również skierowałem swój wzrok w tamtą stronę. Ku nam zmierzał Shindy. Krótka
spódniczka ledwo zasłaniała to, co powinna, a skąpa bluzeczka odkrywała jego
płaski brzuch.
− Blabulablalablablablabalbubalballablablulablabalaba…
− Co on powiedział? – zwróciłem się do Hiroto.
− Idealny.
− Blabla.
− A teraz?
− Że bardzo chciałby zrobić z nim to, co ta kurwa zrobiła z
tobą. Przykuć go do łóżka i wykorzystać.
− Cześć, chłopaki. – Shindy uśmiechnął się, kiedy nas mijał,
a my już po chwili musieliśmy zbierać Akiego z podłogi. – Czy wszystko z nim w
porządku? – spytał, patrząc z niepokojem, jak usiłujemy postawić Akiego na
nogi, które rozjeżdżały się na wszystkie strony. Swoją drogą nie
przypuszczałem, że z Akiego taki akrobata… Mógłby się zgłosić do zespołu
Shindy’ego.
− Zaraz dojdzie do siebie. Nie czuje się dzisiaj zbyt dobrze
– wytłumaczyłem jakoś odbiegające od normy zachowanie bruneta.
− Myah! – Aki wydał z siebie trudny do zinterpretowania
dźwięk.
− Muszę lecieć. To na razie. – Uśmiechnął się, a ja musiałem
przytrzymać Akiego, pod którym ugięły się kolana. – Do zobaczenia, Aki.
− Yyyyy… − jęknął chłopak i wyciągnął przed siebie ręce, jak
gdyby chciał chwycić oddalającego się Shina.
***
Lekcje mijały na machinalnym robieniu notatek. Łańcuch przy
tych wyjątkowo paskudnych kajdankach pobrzękiwał z każdym ruchem mojej ręki.
Nauczycielka patrzyła na mnie jakbym zabił jej rodzinę albo − co gorsze − zjadł
jej obiad.
− Iwakami – nie wytrzymała w końcu. Podniosłem głowę. – Co
ty masz na rękach.
− O ile się nie mylę, są to kajdanki obszyte futerkiem –
odparłem.
− Nie bądź bezczelny – skarciła mnie. – Zdejmij je w tej
chwili.
− Z tego co wiem, regulamin szkolny nie zakazuje noszenia
kajdanek na nadgarstkach – zauważyłem.
Podejrzewając, że kolejne jej argumenty będą kiepskie,
zacisnęła jedynie usta w wąską linię i powróciła do pisania na tablicy. Kreda,
którą zawsze robiła ogromny hałas, piszczała jeszcze bardziej. Uśmiechnąłem
się. Najwidoczniej wyzwała mnie na pojedynek, kto będzie zachowywać się
głośniej. Zacząłem więc wiercić się na krześle, szurać nim, kaszleć, a kajdanki
brzęczały jeszcze donośniej. Kiedy umyślnie strąciłem piórnik Hiroto, a jego
zawartość z hukiem wylądowała na podłodze, nauczycielka odwróciła się
gwałtownie w moim kierunku i warknęła:
− Do dyrektora! Natychmiast!
− Ale dlaczego?
− Marsz!
Oczy jej błyszczały i aż zdziwiłem się, że nie lśnią na
czerwono, a wokół jej sylwetki nie tańczą płomienie. Posłusznie zabrałem swoje
rzeczy i opuściłem klasę.
Dyrektor mojej szkoły nie jest zbyt ogarniętym człowiekiem.
Na jego biurku jak zwykle panował chaos, a czarna rozwichrzona czupryna ledwo
wystawała zza pokaźnych, niedbale poskładanych stosów kartek. Kiedy
zatrzasnąłem drzwi, by oznajmić swoje przybycie, głowa mężczyzny wychynęła z
góry papierów. Nie mogłem pojąć, jak można być tak niskim. Oczywiście nie był
tak niski jak Ruki (o Bou nawet nie wspomnę), ale i tak nie powalał wzrostem.
Czułem się niezręcznie, kiedy patrzyłem na niego z góry.
− Coś się stało, chłopcze? – zapytał, gorączkowo
przerzucając drukowane arkusze.
− Pani Aida kazała mi się u pana stawić.
− Ach, Puderni… − W porę się opamiętał. Nie przypuszczałem,
że dyrektor również nazywa ją Pudernicą za jej plecami. – To znaczy pani Aida…
Tak… Jaki był powód?
− Właściwie to… − zacząłem.
− To zapewne jakieś głupstwo. – Machnął ręką. – Puder… Yhym…
Pani Aida ma skłonności do przesadzania. Musi być świetnym ogrodnikiem. –
Zaśmiał się. – Tak sobie tylko żartuję – dodał, kiedy zauważył, że jego żart
ani trochę mnie nie rozbawił. – No wiesz… Ogrodnik… Przesadzanie… Ech… −
Podrapał się po głowie, zakłopotany. – Wracaj do klasy, zaraz skończą się
lekcje.
Pożegnałem się i zostawiłem go z jego bałaganem. Kiedy tylko
opuściłem gabinet, rozbrzmiał dzwonek i tłum spragnionych przerwy uczniów
wysypał się na korytarz.
− Co ty masz na rękach? – usłyszałem rozbawiony głos.
− Ruki? – Zerknąłem na niego. Po raz pierwszy mu się
dokładnie przyjrzałem. Zauważyłem zmianę w jego wyglądzie – na jego nosie
spoczywały ogromne okulary. Spoglądał na mnie z dołu przez te czarne ramy,
które dodawały jego twarzy uroczego wyglądu… Czy ja właśnie użyłem wobec niego
słowa „uroczy”?! – Nosisz okulary? – wykrztusiłem.
− Czasami. Wolę soczewki.
− Ładnie ci w okularach – powiedziałem mimowolnie. Wcale nie
chciałem tego powiedzieć! Dlaczego więc mu to mówię?
Zaśmiał się wdzięcznie. Na moment przymknął powieki, poczym
uniósł je i przekrzywił lekko głowę. Nie rozumiałem, co się ze mną dzieje. Nie
rozumiałem, po jaką cholerę rejestruję każdy jego gest. Nagle wszyscy dookoła
przestali istnieć, widziałem tylko jego.
− Czy na rękach masz kajdanki? – pytanie wyrwało mnie z
transu, podczas którego chłonąłem wzrokiem jego sylwetkę.
− Um… Tak…
− To jakiś nowy trend? Lubisz bawić się modą? – Uśmiechnął się
delikatnie, a ja pomyślałem wtedy, że wygląda pięknie.
− Nie, nie. To dość skomplikowane. – Musiałem szybko coś
wymyślić, zanim to wszystko potoczy się w niebezpiecznym dla mnie kierunku.
Zauważyłem Hiroto. – Wiesz co, muszę iść. Hiroto mnie potrzebuje. − W tym
czasie blondyn dostrzegł mnie i podszedł do nas. – Rany, Hiroto, kiedy ostatnim
razem jadłeś coś słodkiego? – zapytałem i, nie dając mu nawet szansy na
odpowiedź, kontynuowałem: − Wyglądasz fatalnie. Musisz sobie podnieść poziom
cukru. Chodź, pójdziemy do stołówki. – Pociągnąłem go mocno za sobą.
Hiroto nie oponował, kiedy miał dostać słodycze za darmo. Gdy
pakował sobie do ust czekoladę, rozmyślałem nad moim dziwnym stanem. Musiałem
porozmawiać o tym z Akim, który jak zwykle czaił się obok nas, ale przez swoją
cichą naturę był niczym kameleon – praktycznie niezauważalny.
Korzystając z czekoladowego transu, w którym pogrążył się
Hiroto, postanowiłem zapytać Akiego o parę rzeczy.
− Aki, jak to jest, kiedy ktoś ci się podoba? – mruknąłem
niechętnie. Nie zakładałem oczywiście, że ten kurdupel mi się podoba. – Aki! –
potrząsnąłem nim, ponieważ znowu odpłynął.
− Hm?
− Jak to jest, kiedy ktoś ci się podoba? – powtórzyłem.
− Ech… No, ciężko to wyjaśnić, ponieważ każdy odczuwa to w
sposób indywidualny. Ja definiuję to jako wszechobecny mrok, który nagle
oświetliła ociekająca pięknem i powabnością sylwetka Shindy’ego, kiedy tylko po
raz pierwszy go ujrzałem. To takie uczucie, gdy wiesz, że dla tej osoby jesteś
w stanie zrobić wszystko. Przynajmniej ja zrobiłbym dla niego wszystko, gdyby
tylko mi na to pozwolił.
To była chyba najdłuższa wypowiedź Akiego w całym jego
życiu.
− Zaraz, czekaj, ty mówisz o miłości – zauważyłem.
− No tak – przyznał.
− A mi bardziej chodziło o zwykłe… no wiesz… takie coś, że
uważam, że ktoś jest ładny… Sam rozumiesz. – Czułem nieprzyjemne ciepło na
policzkach.
− A fantazjujesz o tej osobie w snach?
Zamarłem.
− A kto powiedział, że to mnie dotyczy?
− Tatsuro, mogę jeszcze jedną? – przerwał nam Hiroto.
− Nie. Zbieramy się, gówniarzu – warknąłem, ciągnąc Ogatę,
wyrywającego się w kierunku sklepiku, oraz Akiego, który ponownie się wyłączył.