5 maja 2015

171. Little Complex cz. IX (Tatsuro x Ruki)



Tytuł: Little Complex
Pairing: Tatsuro x Ruki
Notka autorska: Znów miałam wenę na LC. I zmieniłam szablon. Robi się coraz cieplej, więc taki optymistyczny będzie akurat, tak mi się wydaje. C: Mam nadzieję, że Wam również się spodoba.

sadist vampire Yuna.miko: Aki jest… specyficzny, że tak powiem. xD Nie wiem, dlaczego, ale zawsze wychodzi mi z niego kawał psychola. Chociaż czasami robię z niego uroczego seme, jak w Beauty and the Beast czy Date. :3

CZĘŚĆ IX
− Rozluźnij się – usłyszałem znajomy szept przy uchu. Spoglądał na mnie spod lekko przymkniętych powiek, uśmiechając się ni to czule, ni to zadziornie.
− Ruki… Ruki! – Poderwałem się do siadu, na tyle, na ile pozwalało mi jego ciało ulokowane na moich biodrach. – Co ja tu robię? Co ty tu robisz? Dlaczego jesteśmy nadzy?
Zaśmiał się, a dźwięk ten rozdzwonił się perliście w moich uszach. Moja głowa wydawała mi się nienaturalnie wręcz ciężka. Nie wiem, ile musiałbym wypić, żeby tak się czuć. A może ktoś uderzył mnie cegłą?
Opadłem na poduszkę.
− Dlaczego tak boli mnie głowa?
− Nie przejmuj się tym. Zaraz zrobię coś, co sprawi, że zapomnisz o bólu – mruknął i po chwili przesunął językiem po mojej szyi.
− Czekaj, co chcesz zrobić?
− Nie wmówisz mi, że tego nie chcesz. Pragniesz mnie, tak samo, jak ja ciebie.
W moim umyśle panował chaos. Nie miałem siły go odepchnąć. Może nawet nie chciałem. Co to za irracjonalna sytuacja? Jak w ogóle się w niej znalazłem?
− Pragnę cię, Tatsuro. Tu i teraz.
To co mówił, co robił… Mimowolnie uniosłem biodra w górę, co Ruki powitał uśmiechem satysfakcji. Przysunął twarz do mojego krocza…

− Tatsuro, wstawaj! Znów spóźnisz się do szkoły, ty leniu! – przez krzyki mojej matki omal nie dostałem zawału.
− Już wstaję – jęknąłem i opadłem na łóżko. Było mi okropnie gorąco, kołdra leżała na krawędzi łóżka, a spodnie, w których spałem były mokre… − Cholera… − Przesłoniłem twarz ręką. Zaraz wpadły mi do głowy słowa Akiego: „A fantazjujesz o tej osobie w snach?”. I oto stało się. Mój pierwszy sen erotyczny z Rukim. Zdecydowanie wolałem ten upierdliwy sen, w którym upierdliwy Ruki w upierdliwy sposób stara się wyciągnąć mnie siłą z łóżka.
Usiadłem na materacu. Teto-chan przyglądał mi się, a w jego oczach kształtowało się zażenowanie.
− No już nie zgrywaj takiego świętego. Wiem, że lecisz na tę rasową od sąsiadów.
Kot prychnął w odpowiedzi i z uniesionym dumnie ogonem odszedł na swoje posłanie.

− No ale dlaczego byłem na dole? – zapytałem sam siebie, myjąc zęby.
− Co ty tam mamroczesz? – warknęła moja matka. Cholera, czy to babsko musi wszystko podsłuchiwać? – A zresztą, to pewnie i tak nic mądrego.

Strasznie mnie ciekawiło, dlaczego dałem mu nad sobą dominować. Przecież zawsze to mnie wszyscy się słuchali. Gdybym powiedział Hiroto, że białe jest czarne, a czarne jest białe, zapewne uwierzyłby od razu. Ale Hiroto przecież nie grzeszył inteligencją.
Z drugiej strony, znałem bardzo dobrze wybuchowy charakterek Rukiego i chyba nie wyobrażałem go sobie jako potulnego baranka w jakiejkolwiek sytuacji, tym bardziej w łóżku. Jednak nie mógł mnie wygryźć! To ja tu jestem bogiem seksu! I w naszym związku też tak będzie. Przystanąłem. Związku? Jakim związku. Nie było, nie ma i nie będzie żadnego związku. Przechodzę teraz trudny okres. Mam kompleksy związane ze swoim wzrostem, jakiś psychol próbował mnie zgwałcić… To wszystko przez moje problemy. Dlatego myślę o głupotach. Za jakiś czas wszystko wróci do normy.
− Tatsuro-sama! – Zamarłem, słysząc ten znajomy, irytujący głosik. Tylko jedna osoba zwracała się do mnie w ten sposób…
− Bou?! – Żałowałem w tym momencie, że nie posiadam gazu pieprzowego. Opanuj się człowieku! Jesteś w stanie powalić go jednym palcem!
− Tatsuro-sama, ja chciałem przeprosić… − jęknął maluch, patrząc na mnie z dołu. – Ja nie powinienem był pić. Jak się napiję, nie panuję nad sobą. Tatsuro-sama, bądźmy nadal przyjaciółmi.
Przyjaciółmi? My kiedykolwiek byliśmy przyjaciółmi? Przypomniałem sobie, że nadal mam na nadgarstkach te różowe obręcze, więc nie mogłem zbytnio oponować.
− Dobrze. Zdejmij mi tyko to cholerstwo z rąk i zapominamy o całej sprawie.
− Dziękuję, Tatsuro-sama! – Przytulił się do mnie mocno.
− Okej, już, już. Teraz mi to zdejmij.
Posłusznie wyjął mały klucz i już po chwili obrzydliwy plusz zsunął się z moich dłoni.
− Muszę iść na lekcje – powiedziałem.
− Tatsuro-sama jest taki mądry.
Zaczyna się…
− To do zobaczenia. – Pomachałem mu i wszedłem do budynku.
− Do zobaczenia!
Przynajmniej jeden problem miałem za sobą. Pozostał jeszcze Ruki. Musiałem go teraz unikać jak ognia. Zerwać z nim jakiekolwiek kontakty. Zmiana szkoły byłaby najlepszym rozwiązaniem. Dla pewności mógłbym zmienić miejsce zamieszania, może opuścić miasto, przenieść się do innego kraju albo w ogóle inny kontynent. Zatrzymałem się przy jednej z szafek. Chciałem uciekać? Co za paranoja. Jak mogę uciekać przed tym maluchem? Do czego to doszło, żeby Iwakami Tatsurou podkulał ogon i kombinował jak wymknąć się z kraju? Nigdy przed nikim nie uciekałem i to się nie zmieni. Nawet jeśli go spotkam, po prostu spojrzę na niego z pogardą tak, jak dawniej, kiedy był dla mnie irytującym, niewyrośniętym uczniem, takim samym, jak pozostali.
− Cześć, Tatsuro.
Serce na moment stanęło, słysząc to powitanie. Zaraz jednak przyspieszyło gwałtownie swoją pracę. Stał za mną… Wystarczyło tylko się odwrócić, by go ujrzeć. Ciekawe, czy dzisiaj również założył okulary. Gówno mnie to obchodzi! Zignoruję go i pójdę przed siebie.
− Cześć, Ruki. – Stanąłem przodem do niego i przełknąłem nerwowo ślinę.
− O, widzę, że pozbyłeś się tego pluszu z rąk. – Uśmiechnął się pod nosem, przyglądając się moim dłoniom.
Nagle musnął moje palce swoimi, poczym chwycił delikatnie moją rękę i podniósł ją na wysokość oczu.
− Co ty robisz?
Przeniósł wzrok na mnie, uśmiechając się szerzej.
− Nic takiego.
− Ruki, przestań. Ktoś nas zaraz zobaczy i jeszcze sobie coś pomyśli.
− I co? Chyba tobie zbytnio to nie przeszkadza, jakoś się nie wyrywasz…
Rzeczywiście, nie robiłem nic, nawet nie poruszyłem dłonią. W moim umyśle panował chaos, a serce biło jak oszalałe. Z jednej strony wiedziałem, że muszę to przerwać. Z drugiej wcale tego kończyć nie chciałem.
Ruki przesunął kciukiem po wierzchu mojej dłoni.
− Przyjemnie, prawda? – Skryte za okularami oczy przyglądały mi się stanowczo. Wiedziałem, że gdybym zaprzeczył, ich właściciel byłby bardzo niezadowolony.
− Przyjemnie – przyznałem.
− Musimy kiedyś powtórzyć wypad na lody. Tym razem sam na sam. – Przebiegł opuszkami po wewnętrznej stronie. – Co ty na to?
− Dlaczego?
− Co „dlaczego”?
− Dlaczego chcesz iść ze mną na lody?
− Te Rozkosze nocy oblane likierem bardzo mi zasmakowały. Myślę, że też powinieneś ich skosztować. – Posłał mi jeszcze ostatnie spojrzenie, odwrócił się i ruszył przed siebie. A ja – dopiero, kiedy zniknął za zakrętem – skarciłem się w myślach, że obserwowałem apetyczny ruch jego pośladków.
***
Przez resztę dnia już się nie spotkaliśmy. Zamiast robić notatki, liczyć zadania, słuchać lub chociaż udawać, że słucham nauczyciela, szkicowałem w zeszycie jakieś kształty. W pewnym momencie z przerażeniem odkryłem, że narysowałem jego oczy i te charakterystyczne ogromne okulary…
Westchnąłem odkładając długopis na ławkę. Przez chwilę wpatrywałem się w to przenikliwe spojrzenie, tajemnicze i cholernie charyzmatyczne. Musiałem szybko coś z tym zrobić. Nie chciałem stać się takim świrem jak Aki, który poza Shindym nie widział niczego innego na świecie. Ale czy to i mnie groziło? Przecież do niedawna nienawidziłem tej skurczonej wersji człowieka. Ruki mnie irytował swoim wybuchowym charakterem, swoją postawą „jestem niskim frajerem, więc będę udawać twardziela, żeby inni tego nie zauważyli”. Ponadto, zachowywał się przy mnie, jakby chciał mnie uwieść, ale jednocześnie w ogóle go to nie obchodziło. Dawał mi wyraźny znak, że może mieć każdego, nawet mnie. Tylko, że mnie nie można było sobie ot tak zdobyć! Co to, to nie. Nie wyjdę na łatwego przed tym kurduplem.
Ostatni dzwonek zakończył moje męki. Wybiegłem z sali, na odchodnym żegnając się z Hiroto. Unikać Rukiego, unikać Rukiego – powtarzałem sobie w myślach.
− Cholera – warknąłem, zauważając go przy przejściu dla pieszych. Właśnie rozplątywał słuchawki. Kiedy już się z nimi uporał, zapaliło się zielone światło. Wszedł na jezdnię. Znów mój wzrok zsunął się na jego pośladki.
Nagle usłyszałem przeraźliwy pisk. Odwróciłem głowę, a moje serce zamarło. Ku nieświadomemu Rukiemu pędził samochód.