31 października 2013

85. White Eden cz. III (Aki x Shindy)



Tytuł: White Eden
Pairing: Aki x Shindy
Notka autorska: Tutaj zbytnio nic się nie dzieje, za to następna część jest ciekawsza. :3 Jednak mam nadzieję, że ta też Wam się spodoba. ^^

CZĘŚĆ III
Kiedy się budzę, wszystko jest niewyraźne, jakby widok przesłaniało mi brudne szkło. Szara mgiełka unosi się w powietrzu. Leżę w łóżku, znów unieruchomiony, ale teraz nie mam nawet siły się szarpać.
W moją rękę wbity jest wenflon, który jest połączony z kroplówką, za pomocą rurki. Patrzę jak krople jakiegoś płynu spływają przewodem prosto do moich żył. Nie wiem, co to jest. Być może to jakieś leki, które mnie osłabiają albo szkodzą w jakiś inny sposób…
Do środka wchodzi pielęgniarz.
− Zrobiliśmy ci wczoraj badania, Shindy. – Uśmiecha się do mnie. – Byłeś bardzo grzeczny. – Chwali mnie niczym czteroletnie dziecko, które równo pokolorowało kwiatka, nie wyjeżdżając kredką poza linię.
− Nie zgodziłem się na to. – Z trudem zaciskam dłonie w pięści. – Chciałbym poznać wyniki tych badań.
− Jesteś chory.
− Ta odpowiedź mi nie wystarcza.
− Musi ci wystarczyć, Shindy.
− O co w tym wszystkim chodzi? Aki wam zapłacił? On mnie trzymał długi czas w swoim domu. Gwałcił mnie. Robił mi krzywdę. A wy mu teraz pozwalacie, by robił to dalej.
− Shindy, posłuchaj, Aki chce ci pomóc. Nigdy by cię nie skrzywdził.
− Dlaczego mi nie wierzysz? Mówię prawdę. – Mój oddech przyspiesza, w oczach szklą się łzy.
− Spokojnie, Shindy, tylko spokojnie… − Gładzi mnie po ramieniu.
Skrzypnięcie drzwi. Przy moim łóżku pojawia się Aki.
− Jak się czuje mój ulubiony pacjent? – pyta z szerokim uśmiechem. Pielęgniarz wychodzi.
− Co to były za badania? Co mi zrobiliście?
− A co to za kropelki w oczkach, co? – Ściera łzy palcami.
Odwracam głowę.
− Przestań traktować mnie jak dziecko!
− Jesteś dzieckiem, Shindy – mówi spokojnie. – Jesteś bezbronnym, niedoświadczonym dzieckiem, które musi się jeszcze dużo nauczyć. Musisz wiedzieć, że chcę dla ciebie dobrze, że chcę cię chronić. – Pochyla się nade mną. − Musisz wiedzieć, że jesteś moją własnością. Ale ja ci pomogę, ja cię wyleczę…
− Z czego? – pytam drżącym głosem, wpatrując się w jego oczy.
− Z nienawiści do mnie.
***
− Proszę… Przestań… − szepczę, między pocałunkami, którymi naznacza moje usta.
− Nie mam zamiaru… − Odrzuca kołdrę i wsuwa rękę między moje uda.
− Ja… Nie chcę… Och…
− Podoba ci się. – Uśmiechając się, zaczyna pieścić moje przyrodzenie.
− Nie… Ni-nie podoba… − Moje oczy otwierają się szerzej, kiedy ściska mojego penisa palcami.
− Twoje ciało mówi mi coś innego. – Sunie językiem po mojej szyi aż dociera do obojczyka.
− Błagam… Puść… Puść mnie…
Śmieje się.
− Jesteś taki rozkoszny, Shin-chan.
Unosi moją koszulę, przesuwa dłonią po moim torsie, brzuchu.
− J-jeśli nie przestaniesz, zacznę krzyczeć…
− Krzycz sobie, ile chcesz, zdzieraj gardło i tak nikt cię nie usłyszy. Ściany są dźwiękoszczelne. Zresztą nawet, gdyby nie były, oni i tak nie zwróciliby na to uwagi. Ot kolejny pacjent, który zwariował. Jedynie mogliby cię wtedy przypiąć do łóżka. Ach, zapomniałem, ty już jesteś do niego przypięty.
− Kiedy będę mógł przejść się po korytarzu? Inni mogą tam swobodnie chodzić…
− Jeszcze trochę.
− Pozwól mi mieć kontakt z ludźmi.
− To nie jest towarzystwo dla ciebie, ptaszku. – Składa pocałunek na moim czole.
− Sam mnie tu zamknąłeś.
− Bo muszę cię wyleczyć.
− Ja nie jestem chory!
− Cii… − Znów całuje mnie w usta. − Poza tym, przecież wychodzisz na korytarz. Kiedy idziesz do toalety albo się wykąpać.
− Ale zakładasz mi wtedy kaftan i zasłaniasz oczy.
− Bo chcę cię chronić.
− Przed ludźmi?
− Tak.
− Więc dlaczego mnie tu przywiozłeś? Trzeba było dalej trzymać mnie w swoim domu.
− Trzeba ci pomóc, a w białym raju tę pomoc dostaniesz.
Biały raj – tak Aki nazywa ten szpital… Wcześniej była złota klatka, teraz jest biały raj. Zastanawiam się, gdzie było mi gorzej. Tu są ludzie, co prawda nie do końca wiedzą, co się z nimi dzieje, ale mimo to, nie jestem sam. Aki stara się mnie od nich odizolować, ale sama świadomość, że nie jestem jedyną osobą zamkniętą w tym białym świecie, dodaje mi otuchy.
Biały raj jest większy niż złota klatka. Również ma kraty, a w moim pokoju nie ma okna. Tworzy go labirynt korytarzy. Nikt nie wie, gdzie jest wyjście. Można spędzić lata na szukaniu odpowiednich drzwi, a i tak nie dałoby rady ich znaleźć. A nawet gdyby jakimś cudem się to udało, na pewno są zamknięte…
Dla Akiego to biały raj, dla mnie pobielona wersja złotej klatki. Klatki, po której włóczą się bez celu szarzy ludzie pozbawieni życia. Mimo tego, że ich zachowanie jest często przerażające, chciałbym móc na nich spojrzeć, porozmawiać z nimi. Jednak Aki od czasu mojej ucieczki, kiedy wyprowadza mnie z sali, zakłada mi kaftan i zasłania przepaską oczy, żeby jak najbardziej utrudnić mi kontakt z kimkolwiek.
W białym raju czas płynie powoli. W białym raju życie jest rutyną. Posiłki podawane poprzez kroplówkę, leki, badania, kaftany, długie leżenie w pasach… W białym raju nic się nie dzieje. Nikt nie próbuje się zbuntować, nikt nie próbuje uciekać. Wszyscy snują się po korytarzach, pogodzeni ze swoim losem. Odnoszę wrażenie, że jest im tu dobrze. Że już przywykli i zaczęli traktować to miejsce, jak bezpieczną ostoję. Może na początku, tak jak ja się sprzeciwiali? Może ja też wkrótce przywyknę?
− Aki, odepnij mnie…
− Nie mogę tego zrobić, ptaszku.
− Nie można trzymać tak długo pacjenta. Przez to jeszcze bardziej wariuje, a ja leżę tutaj całymi dniami.
− Prześpij się. – Całuje mnie w policzek. Wstaje i znika za drzwiami.
Długo się w nie wpatruję. Ucieknę… Znajdę sposób i ucieknę z tego miejsca, raz na zawsze uwolnię się od tego chorego człowieka.
Machinalnie próbuję podnieść rękę do oczu, by poprawić grzywkę, która na nie opadła. Zatrzymuje mnie biały pas, który nie pozwala ruszyć się ani o milimetr. Zaciskam powieki. Łzy wypływają drobnymi szczelinami.

25 października 2013

84. White Eden cz. II (Aki x Shindy)

Tytuł: White Eden
Pairing: Aki x Shindy
Notka autorska: Nie wiem za bardzo, co mogłabym tu napisać… Mam nadzieję, że się spodoba. :3

CZĘŚĆ II
Jęczę z bólu, kiedy po raz kolejny próbuję wyrwać nadgarstek. Ten świr wspominał coś o jakiś badaniach… Co on chce mi zrobić? Poddać mnie praniu mózgu? Torturować? Bo na pewno nie będzie to niewinne stawanie na wadze czy czytanie liter z odległości.
Do pomieszczenia wchodzi Aki w towarzystwie dwóch pielęgniarzy, którzy odpinają moje ręce i nogi. Natychmiast zrywam się z łóżka i biegnę do wyjścia. Jeden z nich chwyta mnie za ramię i wykręca mi ręce do tyłu.
− Nie! Proszę, puśćcie mnie…
− Shindy, uspokój się – mówi cicho Aki. – Nie opieraj się, to nie będziemy zmuszeni używać wobec ciebie siły i nie będzie bolało.
− Ja jestem zdrowy!
− Tobie się tylko tak wydaje. – Podchodzi do mnie i gładzi palcami mój policzek. – Chcemy ci pomóc. Pozwól nam na to.
− Chcesz mi jedynie zrobić krzywdę. Błagam… − zwracam się do stojącego naprzeciw mnie pielęgniarza – on mnie porwał i zamknął w swoim domu, teraz przywiózł tutaj. – Szarpię rękoma, starając się je wyrwać. – Znęcał się nade mną… Gwałcił mnie…
− Widzisz, Shindy? Mówisz o jakiś niestworzonych rzeczach.
− To prawda!
− Załóżcie mu ten kaftan. – Słyszę nieco znużony ton Akiego.
− Kaftan? – powtarzam i z przerażeniem zauważam, że jakiś materiał bieli się w dłoniach mężczyzny, który stoi tuż przede mną. – Nie! – Ponawiam szarpnięcia, licząc, że coś tym wskóram.
− Shindy… Shindy! Uspokój się! Zrobisz sobie krzywdę… − Słowa Akiego z trudem do mnie docierają.
Pielęgniarz przytrzymujący moje ręce, stanowczym ruchem wystawia je przede mnie. Drugi mężczyzna wkłada je w rękawy, którymi oplata moje ciało i zapina z tyłu kilkoma paskami. Wyprowadzają mnie z sali.
Po korytarzu krążą pacjenci. Przyglądają mi się z zaciekawieniem. Wszyscy mają na sobie długie koszule nocne, identyczne jak moja. Na każdego mijanego człowieka spoglądam błagalnie, szepcząc:
− Proszę, pomóż mi…
Zapieram się nogami, próbuję wyrwać, ale jestem za słaby… Docieramy do odpowiednich drzwi. Aki otwiera je kluczem i puszcza nas przodem. W środku znajdują się rozmaite urządzenia. Nie wiem, do czego służą i nie chcę tego wiedzieć… Nie słyszę charakterystycznego kliknięcia zamka, zatem Aki nie zamknął drzwi. Prowadzą mnie do fotela z porozmieszczanymi na nim pasami na nadgarstki, kostki, uda i ramiona. Czekam tylko aż zdejmą mi kaftan. Nie szarpię się, kiedy odpinają paski. Dopiero, kiedy wyjmują moje ręce z rękawów, odpycham z całej siły mężczyznę, który chciał mnie zaciągnąć na krzesło i biegnę do drzwi. Otwieram je i wybiegam na zewnątrz.
− Shindy! Wracaj tu! – Słyszę krzyk Akiego.
Mijam ludzi. A właściwie to mijam poszarzałe powłoki, z których uleciało życie. Jedna osoba siedzi w kącie, rozdrapując skórę na przedramionach aż do krwi. Druga wali głową o ścianę. Trzecia krzyczy jakieś słowa w nieznanym mi języku. Gdzie ja jestem? Wbiegam w zakręt. Czwarta zlizuje brud z podłogi. Piąta wbija zęby w kraty zamontowane w oknie. Szósta biega całkiem naga po korytarzu. Gdzie ja jestem? Labirynt korytarzy.
− Przepraszam, czy wie pan jak stąd wyjść? – pytam jednego z pacjentów.
− Zapytaj Takashiego. On może będzie wiedzieć. – Wskazuje na parapet, który jest… pusty…
− Tam nikogo nie ma…
− Jak to nie? Nie wstydź się. Podejdź do niego i zapytaj – uśmiecha się zachęcająco.
Biegnę dalej.
− Przepraszam, gdzie jest wyjście? – zagaduję kolejną osobę.
− Jedyną ucieczką z tego miejsca jest śmierć – odpowiada.
Odsuwam się od niego i skręcam w kolejny korytarz.
− Może pani wie, jak stąd wyjść? – mówię do kobiety, która stoi oparta o parapet i uśmiecha się błogo.
− Chcesz stąd wyjść, maleńki? Hm… Ja wiem, gdzie jest wyjście.
− Gdzie?
− A po co ci to?
− Muszę stąd wyjść. Proszę mi pomóc.
Kręci głową.
− Wiesz, co cię tam czeka? – pyta, wskazując palcem widok za oknem. – Strach, cierpienie i przykre niespodzianki. A tu nie ma nic z tych rzeczy, tu wszystko jest zawsze takie samo. Zero niespodzianek. O przykrych już nie wspomnę.
− Błagam panią… Ja muszę wrócić do domu.
Spogląda na mnie i uśmiecha się.
− Tu jest teraz twój dom, maleńki.
Zostawiam ją i uciekam w kolejny zakręt.
Zatrzymuję się. Jakaś kobieta próbuje udusić się swoją koszulą, którą owinęła sobie wokół szyi. Gdzie ja jestem? Zewsząd dochodzą krzyki, zawodzenia, lamenty, szepty, głosy…
− Gdzie tu jest wyjście? – krzyczę, patrząc po wszystkich. – Nikt nie wie? – dodaję, kiedy nie dociera do mnie żadna odpowiedź.
Upadam na podłogę i ukrywam twarz w dłoniach.
− Chcę stąd wyjść… Błagam, niech mi ktoś pokaże, gdzie są drzwi… Proszę… − szepczę, łamiącym się głosem.
Nagle ktoś obejmuje mnie od tyłu i przyciąga do siebie.
− Ja ci pokażę, gdzie są drzwi. – Czuję drobne ukłucie i ogarniającą mnie senność. – Najpierw do sali, w której zrobimy ci badania, a potem do tej, w której śpisz.
Osuwam się w ramiona Akiego. Pochłania mnie ciemność.

22 października 2013

83. White Eden cz. I (Aki x Shindy)



Tytuł: White Eden
Pairing: Aki x Shindy
Notka autorska: White Eden jest jakby drugim tomem Golden Cage.
Intruz Yui: Nie sądziłam, że kogoś zainteresuje, dlaczego Shindy znów znalazł się w domu i jak do tego doszło. Nie zapominajmy, że Aki znęca się i psychicznie i fizycznie na Shindym, dlatego też w swoim domu jeden z pokoi przemienił na sypialnię, którą Shin miał w swoim mieszkaniu. Taki rodzaj zabawy, żeby ptaszek miał przez chwilę nadzieję. Wiem, to okrutne, ale taki właśnie jest Aki.
Yuuko Mariko Misaki: Zauważyłam, że moje szablony zawsze są niepraktyczne przy komórkach. :c
Mira Chan: Wróciłaś! ^u^ Jejciu, jak się cieszę, że znowu tu Ciebie widzę. Nie, nie, nie, ptaszek jeszcze musi się trochę pomęczyć.
Julciaa : Ale ja Cię tak bardzo lubię… T.T Nie sądziłam, że tak bardzo można wczuć się w Shindy’ego… A teraz zadanie Wam jeszcze ułatwię, ponieważ White Eden jest w całości pisane z perspektywy Shina.
Taleja: Mam nadzieję, że Cię nie zawiodę, kochana. :*

CZĘŚĆ I
Unoszę powieki. Kosmyki włosów opadają na oczy. Chcę poprawić niesforne pasma, ale nie mogę tego zrobić. Nie mogę się ruszyć. Pokój, w którym się znajduję, jest biały. Przypomina szpitalną salę. Może mnie stamtąd zabrali? Może mnie znaleźli i uwolnili od Akiego? Ale dlaczego jestem przypięty do łóżka?
Znów coś mi się śni… To na pewno sen… Koszmar… Zaraz się obudzę. W swoim łóżku.
Zamykam oczy, ale kiedy je otwieram dalej znajduję się w tym świecie bieli.
Nie panikuj, zaraz wszystko się wyjaśni. To musi być jakaś pomyłka.
Jednak moje ciało nie zważa na uspokajające myśli, które podsyła mi umysł. Zaczynam drżeć i spazmatycznie oddychać. W końcu również mózg traci kontrolę i zaczyna się seans pesymistycznych obrazów. Łzy spływają po moich policzkach, ruszam się niespokojnie. To jest ta ich pomoc? Po tym wszystkim, co zrobił mi ten psychopata, oni mnie jeszcze przywiązują do łóżka?
− Ktoś tu jest…? – pytam cicho. Gardło mam ściśnięte i nie stać mnie na krzyki.
Rozglądam się po pomieszczeniu, szukając jakiejś kamery. Czy to gra? Jakaś durna zabawa, telewizyjne show typu „Pośmiejmy się wspólnie z wykończonej psychicznie ofiary”?
− Proszę… − szepczę, łamiącym się głosem.
Po jakimś czasie, który dla mnie zdaje się trwać wieki, ktoś wchodzi do środka. Mężczyzna, powyżej trzydziestki. Czarne, krótkie włosy kontrastują z białym kitlem.
− Dobrze, że już się obudziłeś, Shindy. Nie przeszkadza ci, że zwracam się do ciebie po imieniu, prawda? Tutaj do wszystkich tak mówimy, żeby czuli się jak w domu. – Uśmiecha się ciepło, jednak to mnie nie uspokaja. Podobnie uśmiechał się Aki, kiedy mówił coś ironicznie tuż przed gwałtem…
− Dlaczego tu jestem?
− Jesteś chory.
− Na co?
− Nie mogę ci powiedzieć.
− Mam prawo wiedzieć!
− To my tu decydujemy o tym, do czego masz prawo, a do czego nie. A konkretniej twój lekarz prowadzący, którego niedługo poznasz.
− Jestem zdrowy! – Próbuję się podnieść, ale pasy nie pozwalają mi się ruszyć.
− Leż spokojnie. Zaraz przyjdzie lekarz.
Wychodzi.
Zamykam oczy. Spod powiek wypływa jeszcze więcej łez. To jakiś żart. To nie może dziać się naprawdę. Ktoś uchyla drzwi i wchodzi do środka. Zamieram, rozpoznając tę postać.
− Aki?!
Nie, to tylko sen… Tego byłoby za dużo. Kto niby go tu wpuścił? Niech ten koszmar się skończy…
− Jak się spało, kochanie?
− Co ty tu robisz?!
− Pracuję.
Dopiero teraz zwracam uwagę na biały fartuch, który ma na sobie.
− O co tu chodzi?! Kto zamknął mnie w psychiatryku?!
− Ja – odpowiada, z miną jakby był tym wszystkim rozbawiony.
Szarpię się z całych sił, ale to nie skutkuje.
− Już się na mnie wyżyłeś, teraz daj mi spokój! Wypuść mnie!
− Nie mogę cię wypuścić. – Kręci głową. – Stanowisz dla siebie zagrożenie. Nie licz na to, że będę patrzył jak robisz sobie krzywdę.
− O czym ty mówisz?! To ty! Ty mnie krzywdzisz! Zdejmij mi te pasy!
− To dla twojego dobra, skarbie. – Opiera dłonie o ramę łóżka.
Nadal próbuję się wyrwać. Wykręcam nadgarstki na wszystkie strony, jednak za nic nie chcą wyślizgnąć się oplatających je pasów.
− Ten szpital jest jak ogród pełen dzieci, jak raj. A ja jestem bogiem, który nad wami czuwa. Nie pozwolę cię skrzywdzić, ptaszku.
− Jesteś chory! To ciebie trzeba zamknąć, nie mnie!
− Nie krzycz, kochanie, nie denerwuj się.
− Budzę się w szpitalu psychiatrycznym! Jak mam się nie denerwować?! – Moja głowa opada na poduszkę. Z trudem łapiąc powietrze, przymykam oczy i mówię: − To kolejna twoja zabawa? Chcesz mnie wykończyć?
− Chcę cię chronić i wyleczyć.
Unoszę gwałtownie powieki.
− Z czego wyleczyć?! Jestem zdrowy! To ty masz problem! Jesteś świrem! Pomylonym, niewyżytym peda… − Zatyka mi dłonią usta.
− Cii… Jesteś w raju, Shindy… Tutaj nie będziesz musiał nic robić, nie będziesz musiał nawet myśleć. Ja wszystkim się zajmę. Jedyne czego od ciebie oczekuję to posłuszeństwo i zaufanie.
Zabiera rękę.
− Aki, błagam… Chcę wrócić do domu… − szepczę. Ściera łzy z moich policzków.
− Odpoczywaj, ptaszku. Niedługo pierwsze badania…

21 października 2013

82. Golden Cage epilog (Aki x Shindy)



Tytuł: Golden Cage
Pairing: Aki x Shindy
Notka autorska: Zmieniłam szablon, który według mnie bardziej będzie pasować do tego, co Was teraz czeka, ponieważ to nie koniec Golden Cage… Epilog zamyka pewien dział w życiu Akiego i Shina. Zaraz po nim następuje coś, czego nikt się nie spodziewał. Przyznam, że ja sama nie przypuszczałam, że wpadnę na coś takiego… Zaraz po epilogu zapraszam na dalszy ciąg opowieści o miłości. Nietypowej, przerażającej, nienormalnej, bolesnej, ale też niezwykle silnej. Miłości, która może spotkać również Ciebie, kiedy tylko będziesz wracać do domu z cukierni z teczką pełną rysunków na ramieniu… 

EPILOG
Nie otwieram oczu. Leżę, zaciskając place na prześcieradle. Boję się spotkania z rzeczywistością. Boję się, że kiedy uniosę powieki, znowu zobaczę znienawidzoną twarz Akiego. Czekam aż sam po mnie przyjdzie. Czekam na odgłos kroków. Ale on nie następuje. Otwieram oczy i podnoszę się do siadu. Nie mogę uwierzyć w to, co widzę… Jestem w swoim pokoju! Leżę na swoim łóżku. Otaczają mnie znajome ściany o bananowym odcieniu. Okno znajduje się przed moją twarzą i przesłania je zielona roleta.
To był tylko sen…
Aki jest tylko wytworem mojej wyobraźni. Nikt mnie nie porwał. Nikt mnie nie przetrzymywał. Nikt mnie nie krzywdził. Wszystkie te dni, których nie jestem w stanie zliczyć, zmieściły się koszmarze trwającym jedną noc.
To był tylko sen…
Spoglądam na podłogę wyłożoną jasnymi panelami i mam pewność, że chodzili po niej tylko moi przyjaciele i ja. Nikt obcy, a już na pewno nie Aki.
To był tylko sen…
Biorę do rąk poduszkę i wdycham znajomy zapach swojego szamponu. Nie czuję nic innego. A przecież tak dobrze zapamiętałem zapach Akiego. Oznacza to, że jestem sam. Nie ma go.
To był tylko sen…
Nie jestem więźniem złotej klatki. Nigdy nim nie byłem. Aki nie istnieje. A ja jestem bezpieczny.
To był tylko sen…
Wstaję i podchodzę do drzwi. Naciskam klamkę, jednak nie ustępują.
Spokojnie, może się zacięły… To był tylko sen… Jesteś wolny…
Szarpię z całej siły, ale za nic nie chcą się otworzyć.
Nie panikuj. Wszystko będzie dobrze. Może znów coś ci się śni. Umysł robi sobie z ciebie żarty.
To tylko sen…
Tylko sen…
Sen…
Szczęk zamka. Odsuwam się. Ktoś otwiera drzwi.
Zamieram, widząc znajomą czerń włosów i oczu. Znajomą posturę. Znajomy uśmiech.
Aki…
To tylko sen! To tylko sen! To tylko sen…! – przekonuję sam siebie.
− Witaj, ptaszku. – Uśmiech się poszerza. Wchodzi do pokoju.