21 grudnia 2012

16. My Lord cz. VIII (Tatsuro x Hiroto)




Tytuł: My Lord             
Paring: Tatsuro x Hiroto
Od autorki: Jeszcze jedna część i dobrniemy do końca. :3

CZĘŚĆ VIII
Budzę się w jego sypialni, leżąc na łóżku. Odwracam się na drugi bok i niemalże natychmiast zalewa mnie fala rozrywającego bólu. Pojękuję cicho, wtulając się w poduszkę. Słone łzy znaczą biały materiał. Nadal mam na sobie ten idiotyczny, czerwony strój.
Drzwi otwierają się.
− Śpisz? – pyta Tatsuro, podchodząc do łóżka. Odsuwam się na krawędź. – Nie bój się.
− Nie podchodź do mnie.
− Będę do ciebie podchodził, kiedy tylko mam na to ochotę.
− Jeszcze ci mało? – szepczę, spoglądając na niego zapłakanymi oczyma.
Siada na łóżku i przygląda mi się, tak jakoś smutno.
− Bardzo cię boli?
− Tak – odpowiadam, płacząc.
Głaszcze mnie po głowie. Powrócił dobry Tatsuro?
− Przyzwyczajaj się do tego. Jesteś moją dziwką. – Jednak nie.
− Dlaczego mi to robisz?
Nie odpowiada, tylko wpatruje się we mnie uważnie, gładząc dłonią moje plecy. Lubię te chwile, kiedy jest dla mnie dobry. Gdyby tylko był taki zawsze, z pewnością stałby się dla mnie kimś ważnym. Mógłbym go wtedy pokochać. Ale on nie wie co to znaczy kochać. A nie mógłbym darzyć miłością bezuczuciowej kukły.
− Jesteś głodny?
Kiwam głową. Bierze mnie na ręce i schodzi do jadalni. Natychmiast wracają wspomnienia z wczorajszego dnia.
Mimowolnie wtulam się w Tatsuro, jakby mając nadzieję, że ochroni mnie przed przeszłością. Sadza mnie na podłodze przy dwóch wypełnionych miskach. Patrzę na niego ze smutkiem. Znów mam jeść jak pies? Klepie mnie po głowie i siada przy stole.
− Nie jesz? – pyta, zauważając, że smętnie wpatruje się w naczynia.
− Wolałbym jeść jak cywilizowany człowiek – wyznaję.
− Szczeniaki nie jedzą przy stole.
− Pierwszego dnia jadłem – przypominam.
− Pierwszy dzień miał być łagodny, jako takie wprowadzenie do życia tutaj.
Łagodny? Już wtedy mnie zgwałcił.
− Jednak tamta metoda bardziej mi się podobała.
− Dziwko, ja nie będę zwracał uwagi na to, co ci się podoba, a co nie. Ciesz się, że nie trzymam cię w piwnicy. A wiedz, że mogę to zrobić. Chcesz tego?
− Nie.
− No właśnie, więc doceniaj to, co masz.
Biorę do ręki kromkę chleba i odgryzam mały kęs. Kiedy kończę, Tatsuro bierze mnie do góry. Znów mnie niesie za co jestem mu wdzięczny, ponieważ ponownie z powodu bólu nigdzie bym nie doszedł.
− Czy mógłbym się przebrać? – pytam nieśmiało, kiedy sadza mnie na łóżku.
− Nie.
− Dlaczego?
− Bo mi się podobasz w tym stroju.
Wzdycham ciężko i kładę się na łóżko, odrobinę się przy tym krzywiąc. Kładzie się obok mnie i sunie dłonią po mojej łydce, następnie ociera się palcami o udo i powoli wsuwa pod falbany spódniczki.
Zaciskam usta, żeby nie wydobył się z nich jakiś protest. Wiem, że to tylko pogorszyłoby sprawę.
− Nic nie mówisz? – dziwi się.
− Cokolwiek bym nie powiedział, i tak nic to nie da.
− Masz rację.
Jednak kiedy jego ręka dotyka mojej męskości nie wytrzymuję:
− Przestań. – Strącam jego dłoń.
− A jednak. Ale wiesz, że i tak będę robił to, co mi się podoba. – Zaciska palce na moim kroczu.
Moje gardło opuszcza krótki jęk.
− Podoba ci się – zauważa, zadowolony.
− Wcale mi się nie podoba.
Durniu – dodaję w myślach.
− To mnie boli – mówię głośno.
Masuje ręką mojego członka, wywołując tym samym dalszą serię jęków, tym razem przyjemności. Zamykam oczy i wiję się pod jego dotykiem. Jestem pełen sprzeczności: z jednej strony chcę, żeby przestał, a z drugiej pragnę, aby ciągnął to w nieskończoność. Kiedy już niemalże dochodzę, cofa dłoń.
− Nie, proszę, nie przestawaj… − Rozchylam nogi, domagając się dalszych pieszczot.
− Ty mały egoisto – śmieje się. – Ty mi się tu zaraz podniecisz, a co ze mną?
Rozpina rozporek, zsuwa spodnie i przyciąga mnie za obrożę do swojego krocza.
− Zasłuż sobie na więcej.
− M-muszę?
− Nie, wiesz, nie musisz – odpowiada sarkastycznie, przewracając oczyma. – Pewnie, że tak.
Drżącymi palcami chwytam jego penisa, mając nadzieję, że doprowadzę go do szczytu samymi rękoma. Pieszczę dłońmi jego męskość, ale jemu najwyraźniej się to nie podoba, bo chwyta mnie za włosy i znacząco przysuwa moją głowę bliżej. Biorę do ust jedynie główkę i zaczynam ssać. Przyciąga mnie jeszcze bardziej, przez co biorę go całego, krztusząc się. Czuję jak do oczu napływają mi łzy. Manewruje na nim językiem starając się, jak najszybciej doprowadzić go do spełnienia. Czuję jak twardnieje. Na przemian liżę i ssę, modląc się, by było już po wszystkim. To zbyt upokarzające, ponadto jego członek jest zdecydowanie za duży jak na moje usta, przez co się dławię. Odrzuca głowę do tyłu, nadal trzymając mnie za włosy. Z jego ust wypływają jęki i westchnienia. Po jakimś czasie nareszcie dochodzi, zalewając moje usta spermą.
− Połknij – rozkazuje.
Wykonuję jego polecenia, lekko się przy tym krzywiąc.
− Zasłużyłeś – stwierdza i popycha mnie na posłanie.
Znów dotyka mnie tam, gdzie nie dotykał mnie jeszcze nikt. On jest pierwszy i nie cieszę się z tego powodu. Jego palce po raz kolejny wprawiają moje ciało w przyjemne drgania. Czuję jak moje przyrodzenie się unosi, jak przyjemność, którą sprawia mi dłoń Tatsuro, rozchodzi się po całym moim ciele. Wszędzie, aż po czubki palców niesamowita rozkosz. Dochodzę, wzdychając i brudząc jego dłoń. Zlizuje białą ciecz, obserwując mnie spod lekko przymkniętych powiek. Wygląda teraz tak kusząco, że całą siłą woli muszę się opierać, by nie przysunąć się do niego i go nie pocałować. I nagle podczas trwania tej krótkiej chwili coś się zmienia. Rytm mojego serca przyspiesza, kiedy patrzę jak jego język, sunie po dłoni, jak czarne oczy przyglądają mi się. I chociaż nie ma w nich żadnego uczucia do mnie, moje tęczówki patrzą na niego z największą miłością i oddaniem, na jakie tylko je stać.

21 listopada 2012

15. My Lord cz. VII (Tatsuro x Hiroto)




Tytuł: My Lord             
Paring: Tatsuro x Hiroto
Od autorki: ShiNda, jest gwałt! xD Przepraszam, że to takie krótkie. :c

CZĘŚĆ VII
Leżę na łóżku czekając na powrót mojego „pana”. Ciszę przerywa szczęk zamka. Do sypialni wchodzi kobieta. Chyba pokojówka. Podnoszę się do pozycji siedzącej, obserwując każdy jej ruch. Podchodzi do mnie i kładzie na posłaniu poskładane w kostkę ubrania.
− Pan powiedział, że masz to na siebie włożyć. I pod żadnym pozorem nie ściągać obroży. Buty zostawiam przy łóżku – mówi, odkładając obuwie. – Pan zaraz po ciebie przyjdzie.
Wychodzi, zamykając drzwi na klucz.
Przyglądam się przyniesionym przez nią ubraniom. Bijąca od nich czerwień aż razi w oczy, a lateksowy materiał odbija promienie słoneczne wpadające przez ogromne okno. Zakładam gorset i króciutką falbaniastą spódniczkę. Na nogi naciągam kabaretki, które przypinam podwiązkami. Na koniec wsuwam stopy w lakierowane szpilki. Przeglądam się w ogromnym stojącym lustrze. Wyglądam jak dziwka, męska dziwka, inaczej nie można mnie określić.
Ponowny szczęk zamka, drzwi się otwierają i wchodzi Tatsuro.
− Widzę, że jesteś gotowy. – Mierzy mnie wzrokiem, a to co widzi, zdaje mu się podobać. – To dobrze, chodź.
Wychodzi z pokoju. Idę za nim, co jakiś czas potykając się w za wysokich obcasach. Schodzimy do jadalni. Czeka tam na niego kilku innych mężczyzn. Na mój widok ich oczy błyszczą. Nie wiem, co jest takiego podniecającego w widoku chłopaka w damskich ubraniach.
− To Hiroto – przedstawia mnie Tatsuro – moje nowe zwierzątko. – Głaszcze mnie po głowie.
Zwierzątko? To, że jestem zmuszony nosić obrożę i jeść z misek, nie czyni mnie jeszcze zwierzątkiem. A może właśnie czyni? Może powoli tracę człowieczeństwo? Nienawidzę tego potwora za to, co ze mną robi.
− Ładny – chwali jeden z mężczyzn. Pozostali kiwają głowami.
Siadają przy stole, Tatsuro sadza mnie sobie na kolanach. Mam nadzieję, że chciał mnie jedynie pokazać swoim kolegom, bez takich ekscesów jak grupowy seks czy co tam im jeszcze do głów wpadnie. Coś jednak jest na rzeczy, ponieważ jeden z przyjaciół mojego „pana” ociera się nogą o moją łydkę. Podskakuję, czując jak jego but sunie po mojej nodze.
− Zachowuj się – warczy mi do ucha Tatsuro.
Drugi mężczyzna, siedzący zaraz obok nas, chwyta mnie za kolano. Czuję jak jego dłoń wsuwa się pod moją spódniczkę.
− Nie! – krzyczę, odtrącając jego dłoń. Mężczyzna patrzy na mnie zaskoczony.
− Miałaś być grzeczna, suko! – Tatsuro unosi głos i zrzuca mnie ze swoich kolan. Wstaje i strąca naczynia ze stołu. Talerze i półmiski z potrawami lądują z hukiem na podłodze. Przyciąga mnie do siebie i popycha na blat, przez co ląduję na nim na brzuchu.
− Chcecie zobaczyć, jak ciasna jest moja kurwa? – pyta, przytrzymując moje biodra.
Jego towarzysze uśmiechają się lubieżnie.
− Który pierwszy?
− Wiesz, on jest twój…
− Oj, daj spokój, chętnie się podzielę.
Uścisk zwalnia się, a po chwili czuję, jak ktoś unosi do góry moją spódniczkę. Tymczasem Tatsuro trzyma moje nadgarstki. Patrzę na niego błagalnie. Robienie ze mnie zabawki erotycznej to jedno, ale użyczanie mojego ciała swoim kolegom, to już przesada.
Zaciskam zęby, kiedy jego przyjaciel we mnie wchodzi. Od razu zaczyna się we mnie gwałtownie poruszać. Nie wytrzymuję i krzyczę z bólu. Nawet nie zdaje sobie sprawy, że robi mi krzywdę. A właściwie to chyba zdaje i czerpie z tego przyjemność. Mruczy i pojękuje, wbijając się we mnie pod różnymi kątami. Wreszcie zalewa moje wnętrze swoją spermą. Mam nadzieję, że to już koniec. Nic bardziej mylnego. Wdziera się we mnie kolejny z nich i wszystko zaczyna się od nowa. Potem następny i następny, aż przychodzi kolej Tatsuro, który nie, nie gwałci mnie, ale rżnie do nieprzytomności, która w tym wypadku jest moim wybawieniem, a kiedy przychodzi bez oporu się jej oddaję, zamykam oczy i opadam bezwładnie na stół.

8 listopada 2012

14. My Lord cz. VI (Tatsuro x Hiroto)




Tytuł: My Lord
Paring: Tatsuro x Hiroto
Od autorki: Dobra, nie ma gwałtu, ale jest znęcanie się. Mam nadzieję, że się spodoba. (^.^)V Mi się niezbyt przypadło do gustu... No ale to w końcu dla Was. ^ ^

CZĘŚĆ VI
Budzę się w jego ramionach. Nadal śpi. Jego klatka piersiowa unosi się i opada w rytm jego miarowego oddechu. Poruszam się w jego uścisku na co jego ręce zaciskają się wokół mnie z większą siłą. Wzdycham i przewracam oczyma. Przecież ci nie ucieknę – myślę, leżąc w bezruchu.
Tatsuro otwiera oczy i rozgląda się po pokoju rozespany.
− Dzień dobry – mówię, bawiąc się jego włosami. Mam nadzieję, że zostało coś z jego wczorajszej dobroci.
Odtrąca moją dłoń, mrucząc coś pod nosem. Czyli na nadziei się skończyło.
− Wstawaj, śniadanie czeka.
Posłusznie podnoszę się z posłania i idę za nim do jadalni. Tym razem nie sadza mnie sobie na kolanach. Patrzę jak nalewa wodę do jednej z misek, a do drugiej wkłada kilka kromek chleba z masłem. Chyba nie każe mi z tego jeść i pić?
− Smacznego, dziwko.
− Nie jestem dziwką – protestuję.
− Mówiłeś coś?
− Nie. – Spuszczam głowę i klękam przy naczyniach. Kiedy piję wodę i jem chleb, Tatsuro zajada się pożywnym śniadaniem, siedząc przy stole. Traktuje mnie jeszcze gorzej niż przed swoją krótkotrwałą przemianą. A przecież powinno być inaczej.
− Skończyłeś? – pyta.
− Tak – odpowiadam, opróżniając do końca miskę. Podchodzi do mnie na co machinalnie się odsuwam. Chwyta mnie za obrożę i przyciąga do siebie.
− Powiedziałem, że masz się ode mnie nie odsuwać.
− Przepraszam.
− Mam cię znowu ukarać? Mogę to zrobić z byle powodu i ty dobrze o tym wiesz.
Kręcę przecząco głową. Nie chcę żadnej kary. Tak samo jak tej idiotycznej obroży i misek, tego traktowania mnie jak zwierzę.
Ciągnąc mnie za obrożę, zmierza na górę.
− Auu… Puść mnie. – Zapieram się nogami. Ignorując to, ciągnie mnie dalej. – Masz mnie puścić! Słyszysz? To boli, idioto!
Zatrzymuje się i zwalnia uścisk.
− Coś ty powiedział…?
Odwraca się w moją stronę. Przestraszony, robię kilka kroków do tyłu.
− Powtórz to.
− J-ja… ja przepraszam, panie, nie chciałem.
Ponownie chwyta mnie za obrożę i przyciąga do siebie. Nasze twarze dzielą centymetry.
− Wiesz, co mnie powstrzymuje przed tym, żeby nie zedrzeć z ciebie ubrań i nie zerżnąć cię jak kurwy? To, że jestem tak wkurwiony, że mógłbym cię przypadkowo rozerwać. Dlatego dam ci inną karę.
− Nie, błagam, nie – powtarzam, kiedy zaciąga mnie do sypialni. – Przepraszam, już więcej tak nie powiem.
− Masz rację, nie powiesz, nie po tym, co ci teraz zrobię.
Zapina na moim nadgarstku żelazną obręcz, zwisającą z sufitu na długim łańcuchu. Próbuję wyrwać drugą rękę z jego uścisku, za co dostaję od niego w twarz. Po chwili stoję ze skutymi rękoma, uniesionymi do góry. Tatsuro ciągnie za koniec łańcucha i czuję, że się unoszę. Krzyczę z bólu, który rozchodzi się po moich rozciągniętych ramionach. Wierzgam w powietrzu nogami, rozpaczliwie szukając gruntu.
− Proszę, ściągnij mnie na dół, proszę, panie… − wołam błagalnie, czując jak łzy staczają się po moich policzkach.
Opiera się nonszalancko o ścianę, wodząc obojętnym wzrokiem po pomieszczeniu. Zachowuje się tak, jakby mnie tam nie było.
− Proszę – powtarzam. – Ja zaraz nie wytrzymam.
Łzy zacierają kontury, a nie mam jak ich wytrzeć, by cokolwiek widzieć. Ból jest nie do zniesienia, czekam tylko aż to wszystko się skończy.
Wreszcie, kiedy już myślę, że za chwilę ręce mi się rozerwą, ściąga mnie i odpina moje przeguby.
− Nie rób mi tego więcej – proszę, łamiącym się głosem.
− To wszystko zależy od ciebie.
Zmierza w kierunku drzwi.
− Dokąd idziesz? – pytam, podnosząc się.
Podbiegam do drzwi, które on zdążył już za sobą zamknąć. Słyszę jak przekręca klucz w zamku.
− Nie zostawiaj mnie tu! – krzyczę spanikowanym tonem. Odwracam się plecami do drewnianej powierzchni i osuwam po niej na podłogę.

30 października 2012

13. My Little Darling (Anli Pollicino)




Tytuł: My Little Darling
Zespół: Anli Pollicino
Od autorki: Shota dedykuję BeatleStarr, ponieważ prosiła, żeby poprawić jej humor. Mam nadzieję, że Ci się spodoba.

Od jakiegoś czasu Kiyozumi chodził smutny. Chłopcy z Anli zastanawiali się, co też może być powodem jego ponurego nastroju. Pewnego dnia, kiedy Kiyo siedział skulony na kanapie, Shindy wpadł do salonu, śpiewając wymyśloną przez siebie piosenkę do muzyki Lady GaGi Monster:
− Nie emuj się, Kiyozumi.
Bo ja wiem, dlaczego jesteś smutny.
To wina Masy, bo ciastka zjadł.
On ciastka zjadł, on ciastka, ciastka zjadł.
On ciastka zjadł, on ciastka, ciastka zjadł.
On ciastka zjadł, on ciastka, ciastka zjadł.

Miałeś ciastek cały wór.
Pokaźny był, jak spasły knur.
Lecz pojawił się nam Masa,
Któremu nie wystarczyła kiełbasa.
Dorwał się do ciastek i wszystkie naraz wpieprzył,
A to były te jedne z lepszych.
I teraz płaczesz za swymi ciastkami,
Których nie ma już między nami.

Ja wiem, co się stało. (Wiem co się stało)
Ciastek jest mało. (Ciastek jest mało)
A Masa je wpieprzył. (Masa je wpieprzył)
I wszystko spieprzył. (Wszystko spieprzył)
On ciastka zjadł. (No co za gad!)
On ciastka zjadł. (No co za gad!)
On ciastka zjadł. (No co za gad!)
On ciastka zjadł, on ciastka zjadł.

Gadzina z niego i menda.
 Snuje się po domu jak przybłęda.
Wszystkie ciastka wpierdolił
I teraz brzuch go boli.
A ja śpiewam, robiąc z siebie idiotę.
Za mą głupotę obrzucą mnie zaraz błotem.
I wszystko po to, by cię rozweselić.
Naprawić to, co Masa spierdzielił.

Ja wiem, co się stało. (Wiem co się stało)
Ciastek jest mało. (Ciastek jest mało)
A Masa je wpieprzył. (Masa je wpieprzył)
I wszystko spieprzył. (Wszystko spieprzył)
On ciastka zjadł. (No co za gad!)
On ciastka zjadł. (No co za gad!)
On ciastka zjadł. (No co za gad!)

− Tu nie chodzi o ciastka, Shindy – mruknął Kiyozumi, opierając brodę o kolana.
− Więc o co? Wiem, teraz zaśpiewam ci do Alejandro! – wykrzyknął wokalista i położył się na podłodze. Po chwili rozbrzmiała muzyka, a Shindy zaczął udawać, że płacze.
Kiyozumi patrzył na niego z przerażeniem.
− Miałem przyjaciela, który zawsze był zajebiście szczęśliwy, ale przyszedł dzień, w którym zmienił się w ponure Emo. – Shindy westchnął. – Kiyozumi…
Po czym Masatoshi pomógł mu wstać i długowłosy zaczął śpiewać:
− Spójrz na Takumę.
Znów kiełbasę je.
I głęboko w dupie ma to, że obżera się.
Spójrz na Yoichiego.
Pojebany jest.
Mózgu więcej ma chyba jego pies.

Mówię ci, myśl tak samo jak oni.
Nikt ci tego przecież nie zabroni.
Przełącz się na ich tok myślenia.
A Masę, bo zjadł ciastka, wyślemy do więzienia.

Nie emuj się (nie emuj się), Kiyozumi.
Przegoń myśli złe (przegoń myśli złe), Kiyozumi.
Pamiętaj, że (pamiętaj że)
Nasze fanki kochają cię.
Nie emuj się (nie emuj się), Kiyozumi.
Kiyozumi (Kiyozumi).
Kiyo-, Kiyozumi, Kiyo-, Kiyozumi.
Kiyozumi (Kiyozumi).
Kiyo-, Kiyozumi, Kiyo-, Kiyozumi.

Stop, please, don’t be Emo…
Kiyozumi, don’t be Emo..

Spójrz na Masę.
Robi z siebie durnia czasem.
A czy go kto lubi, nie obchodzi go.
Ma przecież fanów
I swoich wiernych kompanów.
Nie ma co narzekać.
Poszedł zjeść kotleta.

Nie emuj się (nie emuj się), Kiyozumi.
Przegoń myśli złe (przegoń myśli złe), Kiyozumi.
Pamiętaj, że (pamiętaj że)
Nasze fanki kochają cię.
Nie emuj się (nie emuj się), Kiyozumi.
Kiyozumi (Kiyozumi).
Kiyo-, Kiyozumi, Kiyo-, Kiyozumi.
Kiyozumi (Kiyozumi).
Kiyo-, Kiyozumi, Kiyo-, Kiyozumi.

Nasi kumple ciągle jedzą coś…
Masatoshi przed chwilą w kotlecie znalazł ość.
Takuma zagryza kiełbasę batonem.
A Yoichi, gdy jest głodny, zadowoli się betonem.

Mówię ci, myśl tak samo jak oni.
Nikt ci tego przecież nie zabroni.
Przełącz się na ich tok myślenia.
A Masę, bo zjadł ciastka, wyślemy do więzienia.

Nie emuj się (nie emuj się), Kiyozumi.
Przegoń myśli złe (przegoń myśli złe), Kiyozumi.
Pamiętaj, że (pamiętaj że)
Nasze fanki kochają cię.
Nie emuj się (nie emuj się), Kiyozumi.
Kiyozumi (Kiyozumi).
Kiyo-, Kiyozumi, Kiyo-, Kiyozumi.
Kiyozumi (Kiyozumi).
Kiyo-, Kiyozumi, Kiyo-, Kiyozumi.
Kiyozumi…

− Shindy, nie pomagasz mu – powiedział Takuma, zauważając, że perkusista się rozpłakał. Gitarzysta konsumował właśnie chrupki o smaku batona Lion.
− W takim razie zaśpiewam jeszcze jedną! – postanowił Shindy i zaczął śpiewać do muzyki Dance in the dark:
DE-PRE-CHA!
Kiedy masz depresję, psycholog Shindy pomoże ci,
Za drobną opłatą dodatkowo wyreguluje ci brwi.
Wyglądasz dobrze,
Masz śliczny uśmiech,
Nie to, co Mizuki – on ma zęby bobrze.

Na nieszczęście wokalisty Mizuki przechodził obok salonu i wszystko usłyszał.
− Zabiję cię, skurwielu! – warknął i zaczął gonić Shindy’ego po salonie, który, uciekając, nadal śpiewał:
− Kochanie ty się o nic martw.
Przez życie z uniesioną głową krocz.
Ten świat twoich łez nie jest wart.
A jak coś nie wyjdzie, to z mostu skocz.

− Shindy! – skarcili go pozostali, kiedy Kiyo głośniej zaszlochał.
− Takuma przyniósł niedobre chrupki – co za szajs…
Najgorsze, że poszedł na nie ostatni hajs!
Są o smaku batona Lion.
Straszny smród wokół siebie rozprowadzają.
Potem lepią się od nich ręce.
A gdy zaczniesz żreć, masz ochotę na więcej.

Kochanie ty się o nic martw.
Przez życie z uniesioną głową krocz.
Ten świat twoich łez nie jest wart.
A jak coś nie wyjdzie, to z mostu skocz.

Okey, guys! Masatoshi, are you ready?!
Yes! I’m ready! – odparł Masatoshi.
Takuma, are you ready?
Of course!
Yoichi odchrząknął znacząco, kiedy wokalista się do niego nie zwrócił.
Yoichi – warknął Shindy – are you ready?
Of course, I’m always…
− Dość – przerwał długowłosy i dalej śpiewał:
Takuma, Masatoshi...
− Ekhem. – Yoichi ponownie odchrząknął.
− Yoichi… Jesteśmy twoimi ziomami.
I choćbyśmy byli za górami.
Zawsze możesz na nas liczyć.
Będziemy teleportację ćwiczyć.
I znajdziemy się przy tobie,
Żeby otrzeć twoje łzy.
Nawet jak już będziesz w grobie.
Najważniejszy jesteś ty.
− Gróóób – zaszlochał perkusista. – G-Genowefa!
− Jaka Genowefa? – zapytał Takuma.
− Moja złota rybka Gienia. O-ona nie ży-żyje… − Kiyozumi zaniósł się szlochem.
− Tu chodzi o jakąś rybę? – powiedział Yoichi.
− To była malutka rybcia – wychlipał Kiyo. – Moje złote maleństwoooo… Mam ją w pudełku po zapałkach. – Blondyn wyjął opakowanie i otworzył je. W środku spoczywała maleńka złota rybka.
− Wywal rybsko na śmietnik i zapomnij o niej – poradził Yoichi.
− Ty bezduszny skurwielu! – pisnął Kiyozumi. – Jak możesz tak mówić? To moja przyjaciółka, jako jedyna mnie rozumiała!
− To ryba! R-Y-B-A! Do tego martwa.
− Nie obrażaj Gieni! – oburzył się blondyn.
− Kiyozumi, myślę, że powinniśmy pozwolić Gieni odejść. – Shindy położył dłoń na ramieniu perkusisty.
− Ona już odeszła, nie czekała na żadne pozwolenia – mruknął Yoichi.
− Morda, Yoichi – warknął wokalista.
Kiyozumi przytulił do siebie pudełeczko po zapałkach.
− Moja Gienia, moja kruszynka.
Yoichi wzniósł oczy ku niebu.
− To jak? Oddamy Gienię wodzie? – zapytał długowłosy.
− Tak! Spłuczmy ją w sedesie! – krzyknął Yoichi, za co dostał od Takumy w głowę.
Przerażony Kiyozumi mocniej przycisnął pudełko do swojej piersi. Nie pozwoli by Gienia przepadła w odmętach brudnego sedesu.
− Spokojnie, Kiyozumi, nie  mamy zamiaru jej spuszczać w toalecie – powiedział kojącym głosem Shindy. – Myślałem raczej o puszczeniu ją na jakąś rzekę. Niech wróci tam, gdzie przyszła na świat.
− Zakład, że ta ryba urodziła się w sklepie zoologicznym? – szepnął Yoichi do Masatoshiego.
− Yoichi, nie pomagasz mi – warknął Shindy.
− Wybacz, stary.
Kiyozumi popatrzył na opakowanie, jeszcze raz przytulił je mocniej i kiwnął głową.
− To chodź, razem pożegnamy Genowefę. – Masatoshi wyciągnął rękę w jego kierunku.
Kiyozumi ujął dłoń i wstał z kanapy.

Patrzyli jak pudełko po zapałkach niczym mała łódeczka odpływa wraz z prądem rzeki.
Kiyozumi pociągnął kilkakrotnie nosem i szepnął:
− Czy możemy uczcić jej śmierć minutą ciszy?
Wszyscy oprócz Yoichiego kiwnęli głowami i, kiedy zamilkli, blond gitarzysta włączył na swojej komórce piosenkę heavy metalowego zespołu.
− Yoichi! – syknęli pozostali muzycy, a Kiyozumi ponownie się rozpłakał.
− Wyłącz to darcie mordy – dodał Masatoshi.
Yoichi mruknął coś pod nosem i wyłączył piosenkę.
***
− Proszę, Kiyozumi, to dla ciebie – powiedział Yoichi, stawiając przed perkusistą klatkę z kolorową papużką. – Mam nadzieję, że to ci trochę pomoże otrząsnąć się po stracie Genowefy.
− Ojej, Yoichi, dziękuję. – Kiyozumi przytulił gitarzystę. – I przepraszam, że nazwałem cię bezdusznym skurwielem.
− E tam, należało mi się.
− Jeszcze raz dziękuję, jest śliczna. – Kiyozumi wyjął ptaszka z klatki. Papużka przez chwilę grzecznie siedziała na jego palcu, poczym wzbiła się w powietrze i… wyleciała przez otwarte okno.
Blondyn wpatrywał się w nie zaszklonymi oczyma.
− Ups, zapomniałem zamknąć okno – szepnął Yoichi.
Kiyozumi spojrzał na niego i rozpłakał się.
− Chyba najlepiej będzie, jak kupię ci chomika – stwierdził gitarzysta, drapiąc się po głowie.