28 lutego 2014

124. Beauty and the Beast cz. XII (Aki x Shindy)

Tytuł: Beauty and the Beast
Pairing: Aki x Shindy
Notka autorska: Króciutka ta część. Przepraszam. :c Zbliżamy się powoli do końca. Zmieniłam szablon (znowu), ale tym razem bawiłam się też trochę kodem html. Mówię Wam: tragedia. =.= Ale w końcu ogarnęłam. ^^
CZĘŚĆ XII
Shindy otworzył oczy. Starał się podnieść, jednak ciało odmówiło posłuszeństwa. Nie miał siły nawet unieść głowy, by rozejrzeć się dookoła. Widział jedynie metalowe drzwi naprzeciw niego. Spróbował przypomnieć sobie, co się wydarzyło. Obrazy wirowały w jego głowie aż złożyły się w logiczną całość, która przyniosła odpowiedź na pytanie, jak się tu znalazł.
Ktoś wszedł do środka i uśmiechnął się do niego kpiąco.
Jak się spało?
Gdzie ja jestem? – zapytał słabym głosem Shin. Nawet mówienie było w tym momencie męczące.
To nie powinno cię interesować. Ktoś chciałby cię zobaczyć. – Podszedł do blondyna, wziął go na ręce, a następnie przerzucił sobie przez ramię i wyszedł z pomieszczenia.
Czy to Aki? To on kazał wam to zrobić?
Mężczyzna jedynie zaśmiał się w odpowiedzi i otworzył drzwi do sali, w której stała klatka Akiego.
Shindy! – krzyknął brunet.
Shindy poczuł, że zsuwa się z silnego ramienia, a następnie boleśnie uderzył o podłogę. Jęknął i skulił się. Aki napiął mięśnie i warknął głośno.
Wybacz. – Trzymający go mężczyzna uśmiechnął się bezczelnie.
Jednak Shindy nie zwracał na niego uwagi. Wpatrywał się w klatkę. Czyli to nie był pomysł Akiego. Ale w takim razie, kto podrzucił im informację, że Aki jest inny?
Z trudem podparł się na rękach i ruszył na kolanach w stronę klatki.
Aki… Co oni ci zrobili? – Wyciągnął rękę, chcąc chwycić pręt, kiedy Aki go zatrzymał:
Nie dotykaj. Jest naelektryzowana. Zrobiłem to, co chcieliście, więc pozwólcie mu odejść – zwrócił się do naukowców, którzy stali w pewnej odległości.
To niemożliwe. Za dużo wie. Możemy go albo zabić, albo tu zatrzymać.
Brunet zacisnął dłonie w pięści.
Przepraszam, że cię w to wpakowałem – szepnął.
To nie twoja wina.
Moja. Gdybym nie zostawił cię samego…
Zostawiłeś mnie samego, bo cię o to poprosiłem. Nic złego nie zrobiłeś. Jakim prawem go tutaj trzymacie? – zapytał głośniej, aby reszta go usłyszała. – Przecież nic złego nie zrobił.
Nie rozumiesz, Shindy? To prawdziwa sensacja. Być może odkryliśmy nowy gatunek.
Kto wam o nim powiedział?
Twój brat.
Shindy zamarł, a Aki zacisnął zęby. Dlaczego od razu na to nie wpadł?
Ryuichi…? Nie, to niemożliwe… − Shindy pokręcił głową.
Na początku uznaliśmy go za wariata, jednak później postanowiliśmy to sprawdzić. Śledziliśmy Akiego, a kiedy dał nam mały pokaz w lesie, okazało się, że twój brat mówił prawdę. Ponoć chciał chronić swojego małego braciszka. Jaka szkoda, że to przez niego właśnie tu jesteś.
Dłonie Shindy’ego drżały. Chciał się podnieść, ale środki nadal działały i nie mógł się ruszyć.
No dobrze, koniec odwiedzin. – Jeden z mężczyzn podszedł do Shina i wziął go na ręce.
Nie… − jęknął Aki. – Powiedzieliście, że nie zrobicie mu krzywdy!
A kto powiedział, że chcemy go skrzywdzić.
Niech zostanie tutaj. Chcę mieć pewność, że jest bezpieczny.
Będzie przeszkadzać w badaniach.
Jakich badaniach? – spytał Shindy. – Co wy mu chcecie zrobić?
Musimy go dokładnie zbadać. Może istnieje możliwość rozmnożenia czy sklonowania…
To żywa istota, a nie coś na czym możecie eksperymentować! To człowiek!
Sam nie wiesz, co mówisz. To zwierzę. Nic więcej. Zabierz go do jego nowej sypialni i daj coś na sen.
Aki poruszył się niespokojnie, kiedy jego ukochany znikał za drzwiami.
Nie taka była umowa – warknął, zerkając na pozostałych mężczyzn złowrogo.
Jesteś naiwny jak kundel, Aki – odezwał się jeden z nich. – Nikt się nie zarzekał, że dotrzymamy umowy.
On nikomu nic nie powie.
Skąd wiesz? Będzie próbować cię uratować.
Wiem to, ponieważ… − Aki zacisnął powieki – jemu na mnie nie zależy…
A dziwisz się? – zakpił, a zaraz typowo naukowo stwierdził: – Zatem jesteś homoseksualny. Odczuwasz popęd seksualny do samców.
Brunet otworzył oczy.
Ja go kocham!
Kochasz? – Mężczyzna uniósł brew. – Powiedz mi, czy jest was więcej?
Nie, nigdy nie spotkałem kogoś takiego jak ja.
Czyli uzyskanie idealnego osobnika jest niemożliwe… A gdyby połączyć cię z suką… − myślał na głos.
Co?! – Aki nie mógł uwierzyć w to wszystko, co ten człowiek mówił. Chciał zmusić go do stosunku ze zwierzęciem? – Ja nie jestem psem!
A może… − Zamyślił się na moment. – Może z ludzką kobietą?
Zwariowałeś… Wypuść mnie stąd! – Aki mimowolnie chwycił za pręty klatki i natychmiast odskoczył, kiedy poraził go prąd.
Ale z Shindym pewnie nie miałbyś nic przeciwko, prawda? Niestety Shindy na nic się nam nie zda. Jesteś prawiczkiem, Aki?
To moja prywatna sprawa!
Ty nie masz czegoś takiego jak prywatność. Nie masz żadnych praw.
Ile razy mam powtarzać, że nie jestem zwierzęciem?!
Najpierw podstawowe badania – powiedział, w ogóle nie zwracając uwagi na Akiego. – Pobierzemy krew, zrobimy badanie moczu i tak dalej. A potem… − spojrzał na bruneta z uśmiechem – poeksperymentujemy.

23 lutego 2014

123. Beauty and the Beast cz. XI (Aki x Shindy)

Tytuł: Beauty and the Beast
Pairing: Aki x Shindy
Notka autorska: Nie byłabym sobą, gdybym nie namieszała. xD  Mam nadzieję, że Wam się spodoba. :3

CZĘŚĆ XI
Zawodzenie cichło, tak jakby jego źródło oddalało się od Shindy’ego. Blondyn osunął się na łóżko, zapłakaną twarz ukrył w poszarpanej poduszce. Nie rozumiał tego. Dlaczego płacze? Przecież Aki nic dla niego nie znaczył. Był irytujący, był nachalny, na dodatek dotykał Shina, kiedy ten tego nie chciał… Ale był też oddany, ciepły, uroczy w swoim sposobie bycia, był kochany w momencie, kiedy cieszył się, że Shindy wrócił z pracy czy chociażby wyszedł z łazienki.
Po chwili podniósł się i otarł łzy. Nie powinien o nim myśleć, a tym bardziej przez niego płakać. Tak będzie lepiej. Zarówno dla Akiego, jak i dla niego. Aki powinien szybko znaleźć zajęcie, które odwróci jego uwagę, a Shindy… postara się zapomnieć.
Blondyn wzdrygnął się na dźwięk dzwonka. Postanowił nie otwierać, obawiając się, że to Aki, kiedy usłyszał surowy głos:
− Wiemy, że pan tam jest.
Shindy wyszedł z sypialni i otworzył drzwi. Na klatce stało kilku mężczyzn. Bez zbędnego powitania czy chociażby przedstawienia się jeden z nich kontynuował:
− Musimy panu zadać kilka pytań.
− Coś się stało? – zapytał zaskoczony Shindy. Przyjrzał się uważniej nieznajomym. Nie byli umundurowani.
− Dowie się pan, kiedy dotrzemy na miejsce.
− Ale kim panowie są? Proszę mi pokazać swoje dokumenty.
− Niestety to niemożliwe.
− Nigdzie nie pójdę, jeśli nie dowiem się, o co chodzi.
Pozostali mężczyźni wepchnęli Shindy’ego w głąb mieszkania i przytrzymali go za ręce, podczas gdy jego rozmówca wyciągnął z kieszeni strzykawkę.
− O co tu chodzi?! – krzyknął Shindy, próbując się wyrwać. – Aki was przysłał?
− Bardzo dobrze, że zszedłeś na temat Akiego, Shindy. – Mężczyzna wbił igłę w jego ramię. – Ale o nim porozmawiamy później…
***
Aki biegł przed siebie. Łzy całkowicie przesłoniły mu widok i tylko słuch pozwalał jakoś zorientować się w terenie. Zmierzał do małego lasu, w którym wraz z Shindym szukał kiedyś Tenshiego. Oparł się o drzewo, dokładnie tak jak wtedy, gdy spotkał tu Shina. Spuścił głowę, paznokciami zdrapał korę. Zagryzł wargę aż do krwi, żeby z ust nie wymknął się kolejny ryk. Chciał tylko z nim przebywać, tylko go chronić… Chciał oddać mu wszystko, nie oczekując niczego w zamian. Shindy nawet nie musiał go kochać, wystarczyłaby akceptacja. Czy Aki prosił o tak wiele? Czy chęć zaopiekowania się kimś słabszym była naprawdę tak wielkim grzechem?
− Motylku… − wyszeptał Aki, a drzewo pod naciskiem jego dłoni pękło i opadło na ściółkę.
Wtedy Aki poczuł, że nie jest sam. Ktoś próbował zachowywać się jak najciszej, jednak on słyszał nawet najdrobniejszy ruch, bicie serca. A właściwie to bicie kilku serc. Czuł zapach, jak gdyby te osoby przebywały długi czas w sterylnym pomieszczeniu i już wiedział, kim one są. Ruszył do wyjścia. Na początku pewnym, spokojnym krokiem. Nieznajomi ruszyli za nim. Kto na niego doniósł? Kto powiedział o nim obcym ludziom? Shindy? Nie, on by tego nie zrobił. Ale jeśli nie on, to kto? Może chciał raz na zawsze odciąć się od Akiego?
Tymczasem śledzące go postacie przyspieszyły. Aki usłyszał jak jeden z nich ciągnie za spust broni. Szybko zrobił unik, nim strzała ze środkiem usypiającym trafiła w jego ramię. Odwrócił głowę i warknął głośno w stronę osób, ukrytych za krzakami. Jego kolana mimowolnie się ugięły.
− Czego chcecie? – zapytał.
Z kryjówki wyłonił się mężczyzna z wycelowaną w Akiego bronią.
− Chcemy tylko zrobić ci kilka badań. To wszystko – wyjaśnił, podchodząc wolno do chłopaka. W jego ślady ruszyli pozostali.
Aki obserwował ich uważnie. Wiedział, że nie mają z nim szans. Mógł ich wszystkich bez problemu zabić i wyglądało na to, że będzie to jedyne wyjście z sytuacji.
− Nie zrobimy ci krzywdy. Tylko chodź z nami po dobroci.
− Nigdzie z wami nie pójdę.
− Doprawdy? Rozumiem, że nie chcesz się już więcej spotkać ze swoim przyjacielem?
− Z kim? – mruknął Aki.
− Z Shindym.
Brunet zamarł. Po chwili zacisnął dłonie w pięści, starając się na nich nie rzucić.
− Gdzie on jest?
− Wypuścimy go, jeśli z nami pójdziesz.
− Muszę go zobaczyć. Chcę mieć pewność, że nic mu nie jest.
− Zobaczysz.
Aki wyprostował się i podszedł do nich, nadal uważnie ich obserwując. Odsunął się, kiedy dostrzegł w dłoniach jednego z mężczyzn metalowy okrąg, przypominający obrożę.
− Uspokój się albo nie będziemy tacy dobrzy wobec Shindy’ego – zagroził, a Aki schylił się, aby umożliwić mu zapięcie okucia na swojej szyi. Nieznajomy pociągnął za łańcuch, a brunet posłusznie ruszył za nim, kiedy ktoś powalił go na ziemię. Spojrzał zaskoczony na postać, która go zaatakowała.
− Masz iść na czterech łapach, jak na kundla przystało.
Z gardła Akiego wymknął się groźny charkot.
− Nie jestem kundlem. – Spróbował zerwać obrożę, ale gdy tylko jej dotknął, poraziła go prądem. Krzyknął i opadł na ściółkę, drżąc na całym ciele, kiedy poczuł, że ktoś znacząco ciągnie za łańcuch. Z trudem podniósł się i na kolanach ruszył w głąb krzaków. Szli dość długo aż w końcu dotarli do wielkiego samochodu. Aki miał nadzieję, że właśnie tam przebywa Shindy, jednak nie czuł jego zapachu.
− Gdzie jest Shindy? – zapytał, spoglądając złowrogo na znienawidzone twarze.
− Shindy właśnie śpi w naszej siedzibie. Zaraz cię do niego zabierzemy.
Wprowadzili go do pojazdu i pociągnęli w kierunku otwartej klatki. Aki zatrzymał się gwałtownie, jednak wystarczyła tylko wzmianka o Shindym, a już siedział w środku. Tuż przed prętami postawiono duży ekran, na którym widniała znajoma sylwetka jego ukochanego, który leżał na łóżku pogrążony we śnie.
− Shindy… − szepnął Aki i wyciągnął rękę, chcąc dotknąć powierzchni ekranu, ale niemalże natychmiast poczuł jak prąd, którym emanowała klatka, przeszywa jego ciało. Pozostało mu tylko patrzeć. – Dlaczego on się nie budzi? – zapytał zaniepokojony.
− Daliśmy mu silne środki nasenne.

Po jakimś czasie wjechali na teren zakładu umieszczonego poza granicami miasta. Brama od razu zamknęła się za samochodem, który następnie zniknął w garażu, gdzie mężczyźni wyciągnęli klatkę z Akim i zanieśli ją do laboratorium. 

22 lutego 2014

122. Beauty and the Beast cz. X (Aki x Shindy)

Tytuł: Beauty and the Beast
Pairing: Aki x Shindy
Notka autorska: Zatem, pewna osoba pobiła rekord, jeśli chodzi o ilość komentarzy pod jedną notką. Dziękuję, dawno się tak nie uśmiałam. <3 Rozdział dla Ciebie, Wisienko, w komentarzach stworzyłaś lepsze yaoi niż ja. xD

CZĘŚĆ X
− Shindy? – Zaniepokojony Aki podbiegł do blondyna. Na szczęście nie krwawił. – Shindy, obudź się! Kochanie… Obudź się… Przepraszam… − W jego oczach zaszkliły się łzy.
Wziął go ostrożnie na ręce i położył na poszarpanym łóżku. Chwycił delikatnie jego dłoń i ucałował palce.
− Motylku, otwórz oczy – poprosił, spuszczając głowę.
Po jakimś czasie poczuł ruch i usłyszał ciche jęknięcie:
− Auu…
− Shindy! – Aki przytulił zdezorientowanego chłopaka.
− Nie krzycz tak, proszę. Głowa mi pęka… − mruknął Shindy, zaciskając powieki i przykładając dłoń do miejsca, które pulsowało bólem. – Co się stało? – Otworzył oczy i rozejrzał się.
− Ja ci wyjaśnię…
− Ty to zrobiłeś?
− Tak, ale nie chciałem. Naprawdę.
− Nic nie pamiętam… Dlaczego nic nie pamiętam?
− Jesteś w szoku. Spokojnie, to minie. – Pogłaskał Shina delikatnie po włosach.
− Co ty mi zrobiłeś? Dlaczego boli mnie tak głowa?
− To jego wina! – Nie wytrzymał Aki. – On ci kazał przestać się ze mną widywać! On… on chce mi ciebie odebrać… Słyszałem waszą rozmowę! – Wstał i zaczął nerwowo przechadzać się po pokoju. – Kiedy to usłyszałem, straciłem nad sobą panowanie. Zacząłem wszystko niszczyć, potem wszedłeś, a ja cię odepchnąłem. Uderzyłeś się w głowę. – Chwycił szczątki komody i cisnął kawałkiem drewna o ścianę.
− Aki… Przestań… − Shindy wpatrywał się w niego szeroko otwartymi oczami.
Brunet ukrył twarz w dłoniach, a po chwili spojrzał na chłopaka.
– Posłuchasz go? Odejdziesz ode mnie? – Wdrapał się na łóżko i usiadł na Shindy’m okrakiem.
− Nie, nie zostawię cię… − odparł Shin, drżąc z przerażenia.
− Zostaniesz ze mną, bo boisz się, że w innym wypadku zrobię ci krzywdę.
Shindy nie mógł zaprzeczyć. Bał się go. Aki nie zachowywał się już jak niesforny szczeniak, pokazał swoją drugą stronę.
− Boisz się mnie – powiedział z żalem Aki.
− Obiecałeś, że będziesz nad sobą panować…
− Nie potrafię nad sobą panować, kiedy ktoś chce mi odebrać to, co dla mnie najważniejsze.
− Aki, to mój brat. On nie zamierza…
− On cię kocha! – przerwał mu brunet.
− Tak, kocha mnie, bo jestem jego bratem. Ale, Aki, on ma dziewczynę. To jest zupełnie inny rodzaj miłości.
− Ja kocham cię mocniej niż on. – Chwycił nadgarstki Shindy’ego i spojrzał mu w oczy.
− Aki… Ty kochasz inaczej. Nie jesteś człowiekiem… Nie kochasz jak człowiek.
− To nie oznacza, że moja miłość jest nienormalna! – Palce Akiego zacisnęły się mocniej.
− To mnie boli…
− Kocham cię! Najmocniej na świecie! Szczerze, bezinteresownie… Kocham cię, mimo że ty mnie nie kochasz! – Poczuł łzy w oczach.
− Aki, puść – powiedział spokojnie Shindy.
Aki posłusznie zwolnił uścisk, wstał z łóżka i z całej siły kopnął drzwi szafy, łamiąc je.
− Aki, błagam, przestań… Boję się…
− Przepraszam. – Usiadł na posłaniu i ujął twarz Shina w dłonie. – Przepraszam, motylku. Już nie będę. Tylko nie odchodź.
− Nie odejdę – obiecał Shindy. Zsunął nogi na podłogę i spróbował się podnieść, jednak niemalże natychmiast zakręciło mu się w głowie i osunął się na łóżko.
− Nie ruszaj się.
− Muszę wziąć coś na ból głowy… Nie wytrzymam zaraz…
− Ja ci przyniosę.
Aki w jednej z szuflad w kuchni znalazł opakowanie tabletek. Wrócił z lekiem i szklanką wody.
− Może powinieneś się przespać? – zaproponował, kiedy Shindy opróżnił całe naczynie.
− Nie, nie muszę. Jest dobrze – zapewnił blondyn.
Chłopak przeczesał delikatnie włosy Shindy’ego, następnie ostrożnie wsunął dłoń pod jego uda i przeniósł go na swoje kolana.
− Co robisz? – zapytał cicho Shindy. Nie chciał być teraz tak blisko Akiego.
− Nic takiego, motylku – uspokoił Aki, obejmując go mocno ramionami. – Chcę, żebyś był blisko mnie.
Shindy nieśmiało oparł głowę o tors bruneta, cały czas jednak drżał ze strachu.
− Może lepiej by było, gdybyśmy mieszkali osobno – szepnął.
− Nie… − Aki rozpaczliwie przytulił do siebie drobne ciało. – Nie zostawiaj mnie…
− Będziemy się spotykać – obiecał Shindy.
− Zaczniesz mnie unikać. Nie wytrzymam bez ciebie. Proszę, Shindy, ja nigdy nikogo nie miałem. Nigdy nie miałem kogoś, kogo kochałem. – Zacisnął powieki. – To, co dzisiaj zrobiłem… To się więcej nie powtórzy.
− Mam czekać aż mnie zabijesz?
− Nie mów tak. – Aki otworzył oczy. – Nigdy cię nie skrzywdzę.
− Skąd mam mieć pewność? Skąd mam wiedzieć, że nic mi się nie stanie?
− Motylku… − szepnął brunet, całując jego skroń. – Kocham cię…
− Nie możesz mnie kochać. – Shindy pokręcił głową, nie dopuszczając do siebie tej wiadomości. – Znamy się od niedawna.
− Ale tak jest – zapewnił Aki.
Shindy zdawał sobie sprawę, że to za daleko zaszło. Nie mógł pozwolić, by dalej brnęli w tę chorą relację.
− Aki… − Spróbował się podnieść, ale chłopak za mocno go obejmował. Blondyn westchnął. – Aki, ja się ciebie boję.
− To był pierwszy i ostatni raz. Więcej nie stracę nad sobą kontroli – obiecał.
− Nie kocham cię…
Brunet zamarł. Wiedział, że Shindy nie darzy go aż tak silnym uczuciem, ale myślał… miał nadzieję, że chociaż trochę go kocha… Chociażby tak po przyjacielsku.
− Jak ty to sobie wyobrażasz? Mam być z kimś, kto nawet nie jest człowiekiem? Kto nie wie tak właściwie, kim jest ani do czego może się posunąć, kiedy się zdenerwuje? Ja nie mogę żyć w ciągłym strachu. Będę się bać każdego twojego ruchu.
− Powtórz to jeszcze raz.
Shindy zrozumiał, co Aki miał na myśli.
− Nie kocham cię – powtórzył.

Drżące dłonie bruneta uniosły ciało chłopaka i ostrożnie posadziły go na posłaniu. Shindy obserwował jak Aki zmierza do drzwi, a następnie za nimi znika. Po jakimś czasie do jego uszu dotarło rozpaczliwe wycie. 

121. Beauty and the Beast cz. IX (Aki x Shindy)

Tytuł: Beauty and the Beast
Pairing: Aki x Shindy
Notka autorska: Jak widzicie szablon się zmienił. Taki sobie prosty teraz zrobiłam i po raz pierwszy wykorzystałam do tego swój rysunek. Dodam jeszcze kilka moich prac, które narysowałam do opowiadania:
Chibi Akindy ^u^




CZĘŚĆ IX
Aki podszedł cicho do drzwi. Otworzył je i ujrzał chłopaka o czarnych włosach, odrobinę podobnego do Shina. Dla upewnienia postanowił go obwąchać.
− Przepraszam, czy zastałem Shindy’ego? – zapytał z przerażeniem chłopak.
− Brat Shindy’ego! – wykrzyknął Aki, a jego oczy rozbłysły.
− T-tak. Skąd pan wie?
− Proszę wejść. – Gestem ręki zaprosił go do środka, a kiedy ten nie ruszył się z miejsca, wciągnął go siłą na korytarz i zamknął drzwi. – Shindy wyszedł do pracy, ale powinien niedługo wrócić. Może herbaty?
− Nie, dziękuję, przyjdę innym razem.
− Ależ nie. Proszę zostać. – Zaprowadził brata Shindy’ego do salonu i popchnął go na kanapę. – Przygotuję herbatę.
I zniknął w kuchni.
− Jeśli mogę wiedzieć, kim pan jest? – zapytał nieśmiało chłopak.
− Jestem chłopakiem Shina.
− Chłopakiem? – wykrztusił. – Shindy nic nie wspominał, że kogoś ma…
− Nie chwali się mną zbytnio.
− Nie dziwię się – mruknął do siebie, obserwując jak Aki wsuwa nos w szafki i dopiero po chwili wyciąga z nich potrzebne produkty. Brunet oczywiście to usłyszał, ale uwaga brata jego ukochanego jedynie go rozbawiła.
Postawił kubek z herbatą oraz szklankę wody na stoliku i usiadł obok.
− Co będziemy robić? − zapytał Aki.
− Pić…?
− Wiem! – Klasnął w ręce. – Obejrzymy coś w telewizji. Shindy mi pozwolił.
Wziął pilota do ręki, włączył odbiornik i zaczął przełączać kolejne kanały.
− Ale nudy – jęknął, kiedy nic nie znalazł. – Shindy na pewno ma coś na DVD!
Tymczasem starszy brat Shindy’ego wcisnął się w kanapę i spoglądał na Akiego z coraz większym przerażeniem. Shindy nie należał do normalnych, ale nie przypuszczał, że weźmie za partnera jeszcze większego wariata, żeby jakoś to zamaskować. Poza tym, od kiedy Shin jest gejem?!
Aki znalazł karton z płytami.
− O, to może być ciekawe… − Wziął do rąk pudełko, którego okładkę stanowiło zdjęcie bobasa w śpioszkach stylizowanych na strój misia Rilakkumy. W oczy rzucał się napis: Pierwszy roczek Shin-chana. – Ojej, mały Shindy… Oglądamy!
− Shindy będzie wściekły. Nienawidzi tego nagrania.
− Nie musi wiedzieć – odpowiedział Aki i włożył płytę do odtwarzacza. Kiedy tylko nacisnął play, rozległ się płacz. Aki spojrzał pytająco na bruneta.
− Wyżynały mu się ząbki – wyjaśnił chłopak, którego Aki postanowił nazywać Starszym Bratem.
− Rozumiem. – Pokiwał głową.
Po chwili na ekranie pojawiła się rozkoszna buzia o okrągłych policzkach. Aki niemalże pisnął z zachwytu.
− Jaki uroczy!
Chłopiec może i był uroczy, ale okropnie się ślinił, a z jego noska wypływała zielona maź.
Starszy Brat odsunął się od Akiego, o ile było to jeszcze w ogóle możliwe.
Brunet jednak nie zwrócił na to uwagi zbyt zaabsorbowany widokami na ekranie. Do Shindy’ego właśnie podszedł chłopiec, w którym Aki rozpoznał Starszego Brata. Dziecko pogłaskało bobasa, chcąc go uspokoić, za co oberwało mu się w twarz. Starszy Brat rozpłakał się, za to mały Shin śmiał się z niego do rozpuku.
− Shindy uwielbiał mnie bić – mruknął Starszy Brat.
− Cóż za siła. – Aki nie mógł wyjść z podziwu.
− Taa…
− Za to teraz jest taki słabiutki.
Oglądali dalej.
Pewna kobieta, niesamowicie podobna do Shindy’ego, przytulała właśnie Starszego Brata, a Shindy dalej się śmiał. Dopiero kiedy Starszy Brat się uspokoił, Shin-chan ponownie zaczął płakać. Nagle Shin przestał wyć, a jego twarz przybrała taki wyraz, jakby intensywnie nad czymś myślał. Wstał niezdarnie i na swoich krótkich nóżkach podszedł do Starszego Brata, a następnie z całej siły pacnął go w głowę.
− Mamo, Shinya mnie bije! – zawyło dziecko, ukrywając buzię w rączkach.
− Wyłączmy to, błagam… − jęknął dorosły Starszy Brat.
− Jaki niegrzeczny. – Aki uśmiechnął się. – Ciekawe, czy nadal coś z tego zostało…
Nagle usłyszał znajome kroki na klatce schodowej.
− Shindy! – wykrzyknął, a Starszy Brat czym prędzej wyłączył DVD i wyciągnął płytę, którą następnie schował do kartonu.
Aki wybiegł na klatkę, złapał blondyna i wciągnął go do mieszkania. Zaczął tulić Shindy’ego, skakać wokół niego, podnosić go i lekko podrzucać.
− Aki… Aki… Aki! – krzyknął Shindy. – Spokój.
Starszy Brat wyjrzał z salonu.
− Ryuichi! – Ucieszył się blondyn i zaczął machać nogami w powietrzu, dając znak Akiemu, by ten go postawił. – Aki, postaw mnie… − mruknął zniecierpliwiony Shindy, kiedy brunet stał dalej, tuląc go do siebie.
Aki niechętnie postawił Shina. Nie zdążył się nim jeszcze nacieszyć… Tymczasem jego ukochany podbiegł do Ryuichiego i przytulił go mocno. Kiedy Starszy Brat objął Shindy’ego w pasie, Aki poczuł dziwne ukłucie, które niemalże wyrwało z jego gardła warknięcie. Powstrzymał się jednak nie chcąc, by Ryuichi miał więcej powodów do podejrzeń. Nagle przestał mu ufać, a to wszystko przez to, że Shindy tak łatwowiernie się w niego wtulał. Wobec Akiego nigdy taki nie był… Ponowne ukłucie nastąpiło, gdy Ryuichi pogłaskał jego miłość po włosach. Jeszcze kilka godzin temu, to on ich dotykał! Co to za tajemnicze uczucie? Dlaczego jest takie nieprzyjemne?
− Co tu robisz? – Shindy nareszcie oderwał się od swojego brata.  
− Przyjechałem cię odwiedzić. – Zerknął na Akiego, a konkretniej na swoje ubrania, które znajdowały się teraz na brunecie.
− Ach… − zmieszał się Shindy. – Przepraszam, moje ubrania były na niego za małe…
− Nic się nie stało. – Uśmiechnął się sztucznie. – Może przejdziemy się na spacer, Shindy? Tak dawno się nie widzieliśmy.
− Dobrze. Aki, zaraz wrócimy.
Aki jedynie skinął głową, chociaż w myślach błagał Shindy’ego, by nigdzie z nim nie szedł.
Kiedy zamknęły się za nimi drzwi, brunet oparł się o nie i zacisnął dłonie w pięści. Przymknął powieki. Kroki po schodach, trzask drzwi.
− Shindy, chciałbym z tobą porozmawiać. – Głos Ryuichiego wpadał do uszu Akiego przez otwarte okno w sypialni. Musieli siedzieć na ławce przed blokiem. Wszedł do pomieszczenia i wyjrzał ostrożnie. Nie mylił się.
− O czym?
− O Akim.
Bicie serca Shindy’ego przyspieszyło.
− On jest jakiś dziwny – ciągnął Starszy Brat.
− Jest, to prawda, ale to czyni go wyjątkowym. – Przyspieszone tętno wymalowało rumieńce na policzkach Shina.
− Shindy, on powiedział, że jesteś jego chłopakiem…
− Co?! Nie jestem jego chłopakiem! Coś sobie ubzdurał…
− Wiem, Shindy, on w ogóle zachowuje się jak nienormalny. Obwąchiwał mnie dzisiaj. To samo robił, kiedy szukał herbaty… Zachowuje się jak… Wiem, że to absurdalne, ale zachowuje się jak zwierzę…
Przez chwilę panowała cisza, którą przerwał nerwowy śmiech blondyna.
− Ja mówię serio. Lepiej zerwij z nim kontakt. To nie jest towarzystwo dla ciebie.
− Z całym szacunkiem, Ryuichi, ale nie jesteś moim ojcem.
− Ale opiekowałem się tobą, kiedy on całymi dniami siedział w pracy.
Palce Akiego zatopiły się w parapecie, jakby był zrobiony z plasteliny.
− Wynoś się… − warknął pod nosem. – Zostaw Shindy’ego.
− Dobrze ci radzę, nie spotykaj się z nim. Nie chcę, żeby coś ci się stało.
− A co ma mi się stać ze strony Akiego?
− Nie wiem, ale nie ufam mu… Przemyśl to, co powiedziałem. – Ryuichi wstał i odszedł, zostawiając Shina samego na ławce.
Aki przyglądał się malejącej sylwetce Starszego Brata, warcząc cicho. Rozejrzał się po pokoju. Wszystko dookoła wydawało się takie delikatne, a on pragnął tylko jednego: by te meble i ściany rozsypały się pod naciskiem jego dłoni. Chciał zmiażdżyć je w palcach. Wyrwał szufladę z komody i połamał drewno na kawałki, przy okazji rozrywając znajdujące się tam ubrania. Strącił z blatu wszystkie przedmioty, które na nim stały i uderzył w niego pięścią, łamiąc go na pół. Zębami rozerwał poduszkę, rozbił wielki wazon stojący w kącie. Nie usłyszał nawet, kiedy Shindy wrócił.

− Aki? – Blondyn stanął w progu, patrząc na poczynania bruneta z narastającym przerażeniem. – Aki! Przestań! Proszę cię, uspokój się! – Podszedł do chłopaka, który właśnie wyrywał drzwi szafy, kiedy ten odepchnął go z całej siły. Shindy uderzył głową o ścianę i stracił przytomność. 

21 lutego 2014

120. Beauty and the Beast cz. VIII (Aki x Shindy)

Tytuł: Beauty and the Beast
Pairing: Aki x Shindy
Notka autorska: W sumie to za wiele się tu nie dzieje, ale w następnym rozdziale pojawi się osoba, która trochę namiesza.

CZĘŚĆ VIII
Kiedy obudził się rano, poczuł przyjemne ciepło, które go otulało. Aki nie spał. Przyglądał się zamkniętym powiekom Shina i przeczesywał delikatnie jego włosy.
− Kocham cię – wyszeptał, wiedząc, że chłopak już nie śpi.
Shindy otworzył oczy.
− Co powiedziałeś?
− Kocham cię – powtórzył głośniej. – Chyba nie wątpisz w to, że jestem zdolny kochać. Psy kochają swoich panów najmocniej na świecie.
− Ale ja nie jestem twoim panem.
− Wolałbyś, żeby było na odwrót? Takie myśli ci chodzą po główce, perwersie? – Uśmiechnął się Aki.
− Nie! – zaprzeczył Shindy.
− Przyznaj, że to lubisz. – Zacisnął mocno palce na nadgarstkach blondyna.
− Nie lubię – mruknął chłopak, starając się wyrwać.
− Motylek… Mały, słaby motylek… − Aki złączył ich usta i wsunął kolano między nogi Shindy’ego.
− Puść mnie, proszę. Czuję się niepewnie, kiedy masz nade mną przewagę…
− Zawsze mam nad tobą przewagę – przypomniał, ale posłusznie puścił Shina. – Chodź na śniadanie.
Shindy wyplątał właśnie jedną nogę spod kołdry i zamierzał postawić ją na podłodze, kiedy poczuł, że unosi się w powietrzu. 
− Nie musisz mnie stale nosić.
− Lubię to – odparł Aki z uśmiechem.
Shindy poczochrał jego włosy, a brunet szczeknął z zadowolenia. Posadził chłopaka na blacie w kuchni.
− Nie ruszaj się stąd. Przygotuję śniadanie.
− Nie musimy chyba być aż tak ostrożni…
− Shindy… − Aki odłożył nóż na blat i spuścił głowę. – Ja nie jestem niewinnym pieskiem, który delikatnie cię ugryzie, podrapie pazurkami, a poza tym jest grzeczny i kochany. Jestem czymś o wiele silniejszym, agresywnym, niebezpiecznym… Mogę cię mocno zranić, połamać, rozszarpać zębami. Wystarczy, że się zdenerwuję, na moment się rozproszę i… to może potrwać ułamek sekundy, nie zdążysz nawet mrugnąć i już… już cię nie będzie. – Zacisnął dłonie na blacie, odrobinę za mocno, przez co ułamał kawałek drewna. – Przepraszam. – Zamknął oczy i zmarszczył brwi. – Widzisz? To samo mógłbym zrobić tobie, gdym cię teraz przytulał…
Shindy bał się poruszyć. Zadrżał, kiedy objęły go silne ramiona.
− Aki, ja… nie wiem, czy dam radę…
− Daj mi szansę. – Brunet musnął ustami jego skroń. – Wiem, że się boisz. Ja też się boję. – Przymknął powieki i wtulił twarz w jasne włosy. – Nie wytrzymam bez ciebie…
Shin nadal trząsł się ze strachu.
− Nie bój się. Ja naprawdę nad sobą panuję, a blat się naprawi. – Uśmiechnął się niepewnie.
− Muszę iść do pracy…
− Najpierw śniadanie.
− Kupię sobie coś po drodze. – Zsunął się z blatu, wziął ubrania z sypialni i zamknął się w łazience.
Aki pospiesznie przygotował dla niego kilka kanapek, które zapakował w folię i wręczył je chłopakowi, kiedy wyszedł z pomieszczenia.
− Nie musiałeś.
− Trzeba jeść, motylku.
Aki, jedząc kawałek szynki, który podkradł z lodówki, obserwował, jak Shindy zakłada buty.
− Um… wychodzimy… − poinformował blondyn.
− Na spacer? – ożywił się Aki.
− Nie, ja idę do pracy, a ty wracasz do domu.
− Mogę iść z tobą.
− Nie, Tenshi się ciebie boi.
− To poczekam na ciebie. – Usiadł na podłodze i wpatrywał się w blondyna.
Shindy przyjrzał mu się uważnie.
− No dobrze, ale ustalmy pewne zasady: nigdzie nie wychodzisz, nie zjadasz całej zawartości lodówki, nie bałaganisz, nie gryziesz mebli…
− Shindy, ja nie jestem jakimś dzikusem – powiedział rozbawiony brunet.
− Najlepiej obejrzyj sobie telewizję. Niedługo wrócę. – Shin nacisnął klamkę, kiedy Aki go zatrzymał:
− A buziak na do widzenia?
Westchnął, ale posłusznie pochylił się nad siedzącym na podłodze Akim i pocałował go we włosy.
− Do zobaczenia, Shindy. Wracaj szybko.
Wyszedł, jednak nie zamknął drzwi na klucz. Aki przez chwilę siedział pod drzwiami. Spuścił głowę, już za nim tęsknił… Wstał i przeszedł do sypialni. Otworzył szafę. Szafa była skupiskiem najciekawszych zapachów. Zapachów Shindy’ego. Wsunął głowę między ubrania i wdychał ich woń. Następnie zajrzał do szuflady i znalazł album ze zdjęciami. Z uśmiechem przeglądał zdjęcia małego Shindy’ego i jego bliskich. Zrobiło mu się smutno na myśl, że on nigdy tego nie doświadczył. Jednak szybko się rozpromienił – teraz Shindy był jego rodziną. Mieszkali razem i chociaż Shin na razie jest powściągliwy w uczuciach, w końcu się do niego przekona.
Odłożył album na miejsce, ziewnął i położył się na łóżku. Zasnął bardzo szybko, w końcu niewiele spał tej nocy. Wolał wpatrywać się w twarz Shindy’ego, głaskać go i całować, podczas gdy on był tego nieświadomy.

Po jakimś czasie do czujnych uszu Akiego dotarły kroki. Poderwał głowę, a chwilę potem ktoś zadzwonił do drzwi. 

17 lutego 2014

119. Beauty and the Beast cz. VII (Aki x Shindy)

Tytuł: Beauty and the Beast
Pairing: Aki x Shindy
Notka autorska: Taki jakiś długi ten rozdział wyszedł… Ale to chyba dobrze. :3 Mam nadzieję, że nie zanudzę. ^^” Przepraszam, że tak długo nic nie było, ale od środy nie miałam Internetu. ;-;  Spóźnione życzenia z okazji Walentynek. <3
Yuuko Yukino Konoe: Tak, tak, mam: 12865522.

CZĘŚĆ VII
Aki nie pozwolił wejść Shindy’emu po schodach, tylko zaniósł go na właściwe piętro.
− Możesz mnie już postawić – jęknął blondyn. – Muszę jakoś otworzyć drzwi.
− A masz klucze?
Shindy sprawdził wszystkie kieszenie spodni, ale nic nie znalazł.
− Liczę do trzech, ty oddajesz mi klucze, a następnie znikasz stąd. Raz…
− To ja mam klucze i ode mnie zależy, czy ci je zwrócę – przypomniał Aki.
− Dwa…
− Czemu jesteś taki sztywny? Rozluźnij się trochę. – Podrzucił lekko Shina na swoim ramieniu.
− Nie denerwuj mnie i oddawaj te klucze!
− Mówiłem już, żebyś nie krzyczał. Krzykiem niczego nie zdziałasz.
− Trzy!
− Oj, Shindy, Shindy, niczego się nie nauczyłeś… − Brunet pokręcił głową.
− Czego niby?
− Że jestem uparty. – Sprawnym ruchem otworzył zamek i wszedł do mieszkania.
− Dokąd to?! Ty tu nie zostajesz!
− Po co te nerwy? I tak tu zostanę.
Postawił Shindy’ego, otrzepał się z kropli, przeszedł do salonu i rozsiadł się na kanapie.
− Co będziemy robić? – zapytał, wpatrując się w blondyna radosnymi oczami.
− Ty wracasz do domu, a ja idę się przebrać. Kiedy wrócę, ciebie już tutaj nie ma.
Shindy wszedł do sypialni i zrzucił z siebie mokre ubrania.
− Każesz mi wychodzić na deszcz?
Odwrócił się gwałtownie, a spodnie wypadły mu z rąk.
− Aki! – Niezdarnie starał się zasłonić. – Wynoś się!
− Czemu wy się tak wstydzicie nagości? – Aki ponownie pokręcił głową. – Nie rozumiem tego.
Wstał z łóżka i zdjął koszulkę.
− Takie to złe?
− Ubierz się – powiedział Shindy, starając się odwrócić wzrok, jednak szerokie ramiona bruneta skutecznie mu to uniemożliwiały.
− Dlaczego?
− Jesteś… samcem…
− Ty też. – Aki z trudem ukrywał rozbawienie.
− Ja jestem mężczyzną, a ty samcem!
− Jesteś uroczy, Shindy. – Brunet przekrzywił głowę i uśmiechnął się ciepło.
− Chcę się ubrać – warknął Shin.
− Nie przeszkadzaj sobie. – Położył się na łóżku, wpatrując się w chłopaka.
− Mógłbyś wyjść?
− Nie.
Shindy wziął suche rzeczy i ruszył do drzwi z zamiarem zamknięcia się w łazience, kiedy Aki pociągnął go na łóżko. Przyparł blondyna do materaca i usiadł na nim okrakiem.
− Przesadziłeś. – Chłopak położył dłonie na nagich ramionach Akiego i starał się go odepchnąć. – Złaź!
− Nie gorączkuj się tak, motylku…
− Do cholery jasnej, nie jestem motylkiem!
− Nie krzycz.
− Szlag mnie trafia!
− Ale dlaczego? Czy ja coś robię? – Aki wtulił się w Shindy’ego, bardziej przygniatając go do posłania.
− Leżysz na mnie! Nagi!
− Ja mam na sobie spodnie, nie to co ty, zbereźniku.
− Zabiję cię…
− Najpierw musiałbyś się wydostać – zaśmiał się brunet.
Shindy zamknął oczy i policzył do dziesięciu. Nie pomogło.
− Długo zamierzasz tak leżeć?
− Ja tak mogę godzinami. Zasnę i nawet się nie zorientuję, że tyle czasu minęło.
− Spróbuj tylko zasnąć. – Shindy wiercił się pod ciepłym ciałem Akiego, jednak nie był wstanie go odepchnąć. – Wynocha stąd! Kundle nie śpią na łóżku.
− To przykuj mnie do budy. – Pocałował szyję blondyna. – No, czekam.
− Zejdź ze mnie!
− Nie pozwól, żeby kundel miał nad tobą przewagę.
− Kundel jest ode mnie silniejszy – mruknął Shindy.
Aki zaśmiał się, co bardziej przypominało szczekanie, i dotknął nosem obojczyk Shina.
− Ślicznie pachniesz… − Wysunął język i musnął nim skórę chłopaka.
− Aki, zejdź, proszę…
Nic nie odpowiedział, jedynie mocniej przycisnął Shindy’ego do materaca.
− Puść, boję się…
Aki poderwał się gwałtownie na te słowa, nadal jednak blokował blondyna, siedząc na jego biodrach.
− Czego się boisz, motylku? – zapytał, przeczesując jego włosy.
− Kiedy jesteś zbyt blisko…
− Chcę być jak najbliżej ciebie… − Przesunął dłonią po jego klatce piersiowej, brzuchu, a następnie zahaczył palcem o gumkę bokserek. – Jak najbliżej… − wyszeptał.
− Chyba nie chcesz… Aki, my… my jesteśmy mężczyznami!
− Gdyby przeszkadzała ci moja płeć, już dawno byś mnie stąd wygonił – zauważył Aki.
− A co ja właśnie robię? Wynocha stąd!
− Nie. Dobrze mi tutaj. – Nagle wstał i wziął Shina na ręce. – Chodź, motylku, pójdziemy się wykąpać.
− Wykąpać…? Chyba żartujesz! Jeśli myślisz, że mam zamiar… − Nie dokończył, ponieważ Aki właśnie postawił go na podłodze i zdjął z siebie spodnie wraz z bokserkami. – Aki, zboczeńcu! – Shindy natychmiast zasłonił oczy dłońmi.
Aki jedynie pokręcił głową i sprawnym ruchem zsunął z niego bieliznę.
− Aki! – Blondyn, już chciał założyć ją z powrotem, kiedy chłopak ponownie podniósł go i postawił w kabinie. Zarumieniony Shindy, nieudolnie zasłaniał swoje krocze rękoma.
− Jak można wstydzić się swojego ciała?
− Ja nie jestem kundlem, który ma w nosie to, czy jego tyłek coś zasłania, czy nie!
− Ja też nim nie jestem.
Odkręcił wodę, po czym sięgnął po żel.
− Nawet mnie nie dotykaj – warknął Shindy.
− Motylku, im szybciej przestaniesz się stawiać, tym szybciej się wykąpiemy i będziemy mogli iść spać. – Brunet uśmiechnął się promiennie.
− Iść spać? – powtórzył.
− No. – Wylał na dłoń trochę żelu.
− Dotknij mnie tylko, a pozbawię cię łap! – zagroził blondyn.
− Ja nie mam łap. Weź te ręce, nie jesteśmy dziećmi. – Zerknął znacząco na zakrytą męskość Shindy’ego.
− Mam dość. Przepuść mnie.
− Nie.
− Chcę wyjść.
− Ale ja się nie zgadzam.
− To mój dom. Mogę tu robić co chcę.
− Hm… Biegasz po domu nago?
− Nie!
− Przed chwilą powiedziałeś, że możesz tu robić co chcesz.
Twarz Shina nabierała coraz bardziej szkarłatnej barwy.
− To nie twoja sprawa!
− Czyli jednak coś jest na rzeczy.
Shindy podniósł rękę, chcąc go uderzyć, jednak Aki okazał się szybszy i złapał ją nim zderzyła się z jego twarzą. Podobnie uczynił z drugą i spuścił wzrok na krocze chłopaka.
− Ślicznie… − Oblizał się lubieżnie. – Może nadamy mu jakieś imię, żeby nie było mu smutno?
− Odwal się od mojego penisa, kundlu! – Shin z całych sił starał się wyrwać ręce.
− Co powiesz na Fiutek-chan?
− Zabiję!
Aki obrócił blondyna tyłem do siebie i owinął go ramionami. Shindy mógł poczuć jak penis chłopaka ociera się o jego pośladki. Brunet wsunął nogę między jego uda. Przez chwilę szarpał się w silnym uścisku Akiego, jednak to przyniosło odwrotny skutek: ramiona bruneta zacisnęły się mocniej wokół niego, a on sam jedynie się podniecił.
− Co ja widzę? – Zaśmiał się Aki.
Zawstydzony Shindy spuścił głowę. Ciepło wody, bliskość drugiego ciała, nawet to uczucie bezradności – wszystko to sprawiało, że wariował. Dlaczego nagle zaczęły mu się podobać pewność siebie i siła Akiego?
Nie zmieniało to jednak faktu, że nadal czuł się okropnie. Ta sytuacja była upokarzająca. Szarpnął się jeszcze raz, ale nic to nie dało. W oczach pojawiły się łzy, a on zaszlochał cicho, co Aki doskonale usłyszał.
− Shindy? Płaczesz? – Aki odwrócił chłopaka ku sobie, uniósł delikatnie jego twarz i spojrzał w zapłakane oczy. – Motylku… co się stało?
− Chcę stąd wyjść…
− Już, już – uspokoił Aki, zakręcił wodę i otworzył drzwi. Wyszedł z kabiny i podał blondynowi ręcznik, a ten natychmiast się nim owinął.
− Pożyczysz mi jakieś ubrania? – zapytał brunet.
− Będą ci za małe.
− Ach, no tak… W takim razie będę chodzić bez ubrań.
− Nie! Mój brat chyba zostawił jakieś rzeczy, kiedy u mnie nocował. – Shindy nadal okryty ręcznikiem przeszedł szybko do sypialni. Aki otrzepał się z kropli i podążył za nim bezszelestnie.
Blondyn znalazł koszulkę oraz spodnie swojego brata i odwrócił się, by wrócić do łazienki, kiedy wpadł na Akiego.
− Aki, nie łaź za mną jak… pies…
− Taka moja natura. Gdzie mój pan, tam i ja.
− Nie jestem twoim panem. Masz. – Wręczył mu ubrania.
− Dzięki. – Aki bez żadnego skrępowania wciągnął na siebie spodnie. Nawet nie odwrócił się tyłem do Shindy’ego, żeby ukryć swoje przyrodzenie.
Shin wymknął się do łazienki, gdzie natychmiast się zamknął i szybko ubrał. W tym czasie Aki uklęknął przy drzwiach i zaskomlał.
− Shindy, wyjdź…
− Za chwilę. – Chłopak opłukał twarz zimną wodą.
− Wyjdź, będę już grzeczny…
Wytarł twarz ręcznikiem i wyszedł. Aki natychmiast poderwał się i przytulił go mocno.
− Nie było mnie minutę…
− I tak się cieszę. – Brunet podniósł Shindy’ego odrobinę i zaniósł z powrotem do sypialni, gdzie położył go na łóżku, okrył kołdrą i pocałował w czoło. Następnie wdrapał się na posłanie po drugiej stronie i przytulił blondyna.
− Gdzie mi tutaj?! Wypad!
− Ale dlaczego? – Aki ponownie postanowił wykorzystać swoje spojrzenie zbitego szczeniaka.
− Ciesz się, że nie wyganiam cię na dwór. Psy śpią na podłodze.
− Ale teraz jestem mężczyzną – wyszeptał mu do ucha. – Mężczyzną, który ma ochotę być bardzo blisko ciebie.
Shindy odwrócił się do niego tyłem.
− Ułatwiłeś mi dostęp do twojego tyłeczka – zaśmiał się Aki, opierając głowę o jego ramię i obejmując go w pasie.
− Ugh! – warknął rozzłoszczony Shindy, próbując się podnieść.
− Dokąd mi zamierzasz odfrunąć, motylku?
− Na kanapę.
− Kanapa niewygodna dla ludzi, za to łóżeczko takie miękkie i ciepłe – zachwalał brunet.
− Do cholery jasnej!
− Cii… − Przyłożył palce do ust Shindy’ego, które ten natychmiast odtrącił.
− Nie zamierzam być cicho! Wy… − Aki postanowił przerwać jego protesty pocałunkiem. Shin na moment zamarł, zupełnie niezdolny do jakiejkolwiek reakcji. Dopiero po chwili zaczął okładać go pięściami. Aki nawet tego nie czuł. Był zajęty zupełnie czymś innym. Musiał również uważać, żeby nie zatracić się w pocałunku. Gdyby tylko na moment się zapomniał i zranił zębami wargę chłopaka, chwila przyjemności zamieniłaby się w resztę życia spędzoną w cierpieniu.
Wsunął dłonie pod koszulkę blondyna i zaczął gładzić delikatnie jego brzuch. Przerwał, kiedy wyczuł, że Shindy się boi.
− Przepraszam – mruknął Aki. – Nie bój się. – Pogłaskał jego policzek.
− Zejdź ze mnie…
− Nie, motylku. Nie uciekaj. – Przeniósł dłoń na jego włosy. – Zaśnij, kochanie. Nic ci przy mnie nie grozi. Tylko mi zaufaj. Chociaż spróbuj, proszę…
Shindy nieśmiało podniósł rękę. Drżące palce musnęły twarz Akiego.
− Jesteś taki ciepły… – wyszeptał.
− Mhm. – Uśmiechnął się Aki. – Śpij już.

Shin przyjrzał mu się podejrzliwie. Zastanawiał się, czy zapadnięcie w sen w ramionach istoty, która nie była człowiekiem i w każdej chwili mogła pokroić go kuchennym nożem, a później zjadać kawałek po kawałku, jest aby na pewno bezpieczne. Powieki jednak niemiłosiernie mu ciążyły, aż w końcu opadły. Poczuł jeszcze pocałunek złożony na policzku i zasnął. 

11 lutego 2014

118. Beauty and the Beast cz. VI (Aki x Shindy)



Tytuł: Beauty and the Beast
Pairing: Aki x Shindy
Notka autorska: Kolejne opowiadanie mamy za sobą, więc teraz kolej na następne. Tak się tylko zastanawiam, kiedy dodam jakiegoś one-shota. xD W tej części się za wiele nie dzieje, następne są już ciekawsze. No i Aki. <3

Maki-chan: Szkoda, że nie pomyślałam o takim rozwinięciu historii Shindy'ego i Takumy. :c No nic, najważniejsze, że się podobało. C:

CZĘŚĆ VI
− Nigdy więcej mi tego nie rób… − Aki przytulił zaskoczonego Shindy’ego.
− Pójdę już…
− Poczekaj… − Brunet ani myślał go puścić. – Nie idź jeszcze… − Spojrzał na Shina oczami zbitego szczeniaka.
Shindy przyjrzał mu się uważnie, a następnie podniósł dłoń i podrapał go za uchem. Aki przymknął oczy i uśmiechnął się. To było tak przyjemne i zdecydowanie silniejsze od niego. Osunął się na kolana i przytulił do nóg Shina, który nadal przeczesywał jego włosy. Chwycił blondyna za rękę i ponownie polizał jego skórę. Poczuł cudowny zapach cielistej powłoki oraz krwi, która przepływała tuż pod cienką błonką. Zdecydowanie zbyt cienką jak na jego zęby, które bez problemu rozerwałyby ją.
Shindy odsunął się od niego.
− Kim ty jesteś, Aki…?
Aki usiadł po turecku na podłodze.
− Ja nie wiem… − Wbił wzrok w swoje dłonie. – Jestem taki odkąd pamiętam. Wydaje mi się, że jestem jakąś mieszanką różnych gatunków. Nie wiem, nigdy nie spotkałem kogoś podobnego do mnie.
− Może mógłbym ci jakoś pomóc? Pójść z tobą do jakiegoś lekarza?
− Nie! – Aki odskoczył jak oparzony, a zrobił to zwinnie niczym kot. – Oni nie mogą się o mnie dowiedzieć. Nikt nie może się o mnie dowiedzieć.
− Dobrze, spokojnie… Ja już chyba pójdę… − Shindy miał jeszcze wiele pytań, ale strach podpowiadał mu, aby uciekał jak najdalej.
− Nie powiesz nikomu? – Aki znalazł się przy nim i ujął delikatnie jego nadgarstki. – Obiecaj, że nikomu nie powiesz. – Spojrzał na niego błagalnie.
− Nie powiem – obiecał.
− Dziękuję – odparł brunet z wdzięcznością. – Odprowadzić cię?
− Nie, dam sobie radę.
− Ale…
− Pozwól mi iść samemu – powiedział stanowczo Shindy.
Chłopak puścił jego ręce i pozwolił mu odejść.
− Jeszcze raz dziękuję – szepnął Shin, po czym wyszedł pospiesznie z mieszkania. Kiedy tylko zamknął za sobą drzwi, zbiegł po schodach i wypadł na dwór.
Pobiegł przed siebie. W końcu zatrzymał się, uświadamiając sobie, że nie ma pojęcia, gdzie się znajduje. Zupełnie nie znał tej okolicy.
− Odprowadzę cię. – Usłyszał nagle szept przy swoim uchu.
Odwrócił się gwałtownie.
− Przepraszam, nie chciałem cię przestraszyć.
− Dlaczego za mną chodzisz?
− Nie chcę, żeby to się tak skończyło. – Zacisnął powieki. – Motylku…
− Przestań nazywać mnie motylkiem.
Aki otworzył oczy, dotknął policzka Shindy’ego i wyszeptał:
− Jesteś takim motylkiem. Małym, delikatnym… I chociaż jestem bardzo silny, trudno mi cię złapać. Zawsze znajdziesz jakąś szczelinę między moimi palcami, żeby mi uciec. – Westchnął i pogłaskał delikatną skórę Shina. – Pozwól mi z tobą przebywać. Tak długo byłem sam. – Zaskomlał cicho, wpatrując się w niego błagalnie.
− Boję się – wyznał blondyn.
− Nie zrobię ci krzywdy. Panuję nad sobą.
− A ten moment w lesie? Ugryzłeś mnie wtedy.
− To była chwila słabości. To się więcej nie powtórzy – obiecał, drugą dłonią przeczesując jasne kosmyki.
− To było lekkie zadrapanie… Skoro tak reagujesz na krew, to co będzie jeśli się poważnie skaleczę?
− Będę cię stale nosić. – I na potwierdzenie swoich słów wziął Shindy’ego na ręce. – Będę się tobą opiekować. Nie zranisz się przy mnie.
− Aki, ja… muszę to przemyśleć…
− Dobrze, a teraz zaniosę cię do domu.
− Czekaj, skąd wiesz, gdzie mieszkam?
− Um… − Aki wyraźnie się zmieszał. – Obserwowałem cię…
− Co?!
− Chciałem mieć pewność, że jesteś bezpieczny – wyjaśnił brunet.
− Jak mogłeś mnie podglądać?! – awanturował się Shindy, skupiając na nich uwagę przechodniów, którzy i tak dziwnie im się przyglądali.
− Auu, nie krzycz… − skrzywił się Aki. – Słyszę wszystko o wiele lepiej niż ty.
− Wiem to. Każdy kundel ma wyczulone zmysły.
− Nie jestem kundlem – oburzył się chłopak.
− Jesteś! Kto normalny podgląda ludzi w ich mieszkaniu?!
− Błagam cię, nie krzycz – szepnął Aki.
− Należy ci się kara.
− Ukarz mnie w inny sposób – wymruczał, całując Shina w policzek.
− Niedobry pies. – Shindy odwrócił głowę i skrzyżował ręce na piersiach.
− Nie jestem psem – zaśmiał się Aki.
− Ale tak się zachowujesz.
Ponownie pocałował go w policzek i poinformował:
− Będzie padać.
I rzeczywiście po chwili niebo okryło się ponurą płachtą, a chmury zrzuciły drobne krople.
− Jasnowidz się znalazł – mruknął blondyn.
− Ja po prostu czuję takie rzeczy.
− Fajnie, ale pospiesz się. Może ty lubisz moknąć, ale ja za tym nie przepadam.
− Tak jest! – przerzucił sobie chłopaka przez ramię i pognał przed siebie.