21 grudnia 2015

185. Demon cz. VII (Aki x Shindy)



Tytuł: Demon
Pairing: Aki x Shindy
Notka autorska: Wybaczcie, że nie było żadnych postów na blogu, ale nie było mnie w mieście ostatnio. Dopiero wczoraj wróciłam. ^^ Rozdział jest krótki, za co również przepraszam. Jestem już nieco do przodu z tym opowiadaniem, więc na razie z nową dostawą Demona nie będzie większego problemu (oby wena mi nie przeszła). Czekam na Wasze opinie. :3

CZĘŚĆ VII
Źdźbła łaskotały moje ciało rozłożone na trawie. Lekko otwarte oczy obserwowały klejnoty migoczące tuż nad moją głową. Ręka wystrzeliła ku niebu, chcąc dotknąć jednego z nich, a kiedy osiadł na moich palcach, zauważyłem, iż jest to motyl. Rubinowe skrzydła lśniły, gdy poruszał nimi, raz po raz muskając moją skórę.
Lekko rozchyliłem powieki. Kolejny kolorowy sen, nic niewnoszący do mojego życia, jednak przyjemny i spokojny. Chciałem wtulić się w poduszkę i spróbować jeszcze wrócić do motyli, ale natrafiłem na twarde, chłodne ramię.
− Aki? – zdziwiłem się. Już kolejną noc spędził w moim łóżku, tuląc mnie do swojego ciała…
− Jak się spało? – spytał, przeczesując moje włosy. Swoboda tego gestu znów mnie zaskoczyła.
− Dobrze – odparłem i podparłszy się rękoma, usiadłem na łóżku. Ramię Akiego zsunęło się z mojej talii niby blady wąż.
Kiedy zamknąłem drzwi łazienki, oparłem się o ścianę, starając poukładać myśli w logiczną całość. Znaleźć wyjaśnienie dla nowej wersji Akiego, którą znikąd mi okazał. Naiwny głosik w mojej głowie szeptał, że naprawdę się zmienił, jednak im dłużej nad tym myślałem, tym bardziej niedorzeczna wydawała mi się ta teoria. Aki był potworem, czerpiącym korzyści z cudzego cierpienia. Nie mógł się zmienić.
− Shindy? Wszystko w porządku?
− Tak. – Opuściłem łazienkę i przeszedłem do kuchni.
− Myślę, że powinieneś zjeść coś bardziej pożywnego na śniadanie niż dotychczas. – Szept wśliznął się do ucha, a silne ramiona owinęły ciasno wokół talii.
− Czego ode mnie chcesz?
− Chcę, żebyś zjadł treściwe śniadanie, tak na dobry początek. – Ręce koloru kości słoniowej, o sile boa dusiciela, jeszcze mocniej przytuliły mnie do siebie.
− Puść…
Zdecydowanym ruchem odwrócił mnie, dłonie opierając na blacie i pochylił się, z sekundy na sekundę zmniejszając dystans między nami coraz to niebezpieczniej. Rozczapierzone palce wylądowały na jego torsie, starając się go zatrzymać.
− Nie pozwolę ci uciec. – Czarne oczy spoglądały na mnie stanowczo, jednak gdzieś pośród tej nieznoszącej sprzeciwu powagi, kryła się nieznana mi dotąd, nigdy niespotkana u Akiego iskierka ciepła. Im głębiej wpatrywałem się w jego źrenice, tym wyraźniej rysował się przyjazny cień, zamknięty w jasnym błysku na hebanowym pigmencie. Moje dłonie słabły z każdą chwilą. Nie były wystarczająco silne, żebym się od niego uwolnił…
− Jaki masz w tym cel? – wyszeptałem, a mój wzrok wydostał się spod tajemniczej aury jego pewnego spojrzenia i zawiesił na misce z owocami.
− W czym? – Ujął palcami moją żuchwę, kierując mnie ku sobie. Z lekką obawą badałem jego tęczówki, chcąc wychwycić nawet najdrobniejszą zmianę, która mogłaby zdradzić zamiary Akiego.
− Nie rozumiem twojego postępowania. To kolejna twoja gra? Chcesz zdobyć moje zaufanie, a potem jeszcze bardziej się nade mną znęcać? – Jego widok stopniowo przesłaniała mi wilgotna tafla. Głos łamał się z każdym kolejnym słowem.
− Shindy… − Znów ten kojący ton, napełniający mnie mlecznym posmakiem spokoju. – Ja naprawdę… − I każde kolejne słowa doprawione cynamonem. – Masz rację, chcę, żebyś mi zaufał… − Solidna łyżka miodu wirująca w parującym płynie. – Ale tylko dlatego – nagły chłód bliskości, kiedy przytulił mnie do swojego ciała – że zależy mi na tobie. – Szok wywołany ostatnim zdaniem rozwarł gwałtownie moje powieki. Nie mogłem się poruszyć, nie byłem w stanie zrobić niczego poza trwaniem w jego uścisku z ramionami luźno zwisającymi po bokach. Aki tulił mnie dalej, gładząc moje włosy. – Zanim zasnąłeś, to wszystko, co mówiłem, było prawdą. Naprawdę wydawało mi się, że w twoim przypadku wszystko będzie banalnie proste. Byłeś idealny. – Uniósł nieco mój podbródek. – Taki słaby i delikatny… − Wierzchem dłoni musnął policzek, na którym jeszcze zasychały łzy. – A twoja psychika tak podatna i wrażliwa… Marzyłem tylko o tym, by zapanować nad twoim umysłem, wbić w niego pazury lęku i zwątpienia, a następnie rozszarpywać go powoli na kawałki. Patrzeć jak wariujesz. Wszystko takie łatwe – westchnął, a następnie uśmiechnął się delikatnie. – Jednak im dłużej z tobą przebywałem, tym bardziej zauważałem jak bezbronny przy mnie jesteś. – Przymknął powieki i pochylił się, a jego czoło zetknęło się z moim. – Nie chcę cię krzywdzić. Już nigdy więcej. Chcę się tobą opiekować, chronić cię, sprawiać, że się uśmiechasz. Chcę… − Odsunął się; chłodne dłonie, przytłaczające swoimi rozmiarami otuliły moje policzki. Moja twarz wydawała się nienaturalnie wręcz drobna i wiedziałem, że gdyby tylko chciał te palce mogłyby zranić mnie boleśnie. Aki przygryzł wargę, jak gdyby mówienie takich rzeczy przychodziło mu z trudem niby słabość, którą starał się zataić przed całym światem. – Chcę, żebyś przy żadnej innej osobie nie czuł się tak dobrze jak przy mnie. Żebyś już nigdy nie szukał schronienia w ramionach Masatoshiego, świadomy, że przy mnie tego spokoju zaznasz.
− Aki… Ja… Ja nie wiem, co mam o tym wszystkim myśleć…
− Po prostu mi zaufaj. – Palce prawej ręki wsunęły się między pasma moich włosów. Wszystko potoczyło się szybko, nie zdążyłem zareagować, kiedy zamrożone igiełki igrające na jego ustach już topniały pod moimi wargami.