29 października 2014

165. Taste of Death cz. IX (Aki x Shindy)



Tytuł: Taste of Death
Pairing: Aki x Shindy
Notka autorska: Zapraszam na kolejną część. Mogę liczyć na Wasze opinie? :3

CZĘŚĆ IX
Położyłem się na drugiej stronie łóżka. Shinya, nieograniczony moimi ramionami, podniósł się do siadu.
− Czy mógłbym się przebrać? – zapytał, spoglądając sceptycznie na swój strój.
− Bardzo mi się podobasz w tych ubraniach, ale przecież nie musisz pytać mnie o zdanie. Przebierz się, jeśli chcesz.
Wstał i pospiesznie udał się do łazienki. Obserwowałem przez chwilę ruch jego pośladków, aż zniknął za drzwiami, uprzednio zabierając ze sobą jedną z toreb. Wyszedł po chwili ubrany w zwykłe spodnie i koszulkę.
− Pamiętasz, o czym mówiłeś mi rano? – zapytałem, kiedy usiadł z powrotem na łóżku.
− Nie. O czym mówiłem?
− O babeczkach. – Uśmiechnąłem się, mierzwiąc jego włosy.
− Naprawdę chcesz je upiec?
− Oczywiście – odpowiedziałem, chociaż tak naprawdę nie miałem na to najmniejszej ochoty. Nigdy nie zajmowałem się babraniem w mące i innych produktach potrzebnych do pieczenia.
Shinya machinalnie chwycił mnie za rękę, a kiedy zacisnąłem na niej mocniej palce, natychmiast chciał ją wyrwać, jak gdyby uświadamiając sobie, że zrobił coś złego. Nie pozwoliłem mu jednak na to.
− Dlaczego tak się przed tym bronisz?
− Nie powinienem… Nie mogę… − Nadal starał się wyszarpnąć dłoń.
Ująłem palcami jego nadgarstki i spojrzałem mu w oczy.
− To nic złego, Shin-chan. Potrzebujesz tego. Doskonale to rozumiem.
− Ale ja…
− Za dużo o wszystkim myślisz. Nie możesz się tak przejmować. Mieszkamy razem i musimy jakoś wspólnie żyć, nie obok siebie. A teraz chodź upiec te babeczki. – Pociągnąłem go delikatnie do kuchni. – Przygotuj wszystkie potrzebne produkty. Ja nigdy tego nie robiłem.
− Masz jakieś fartuszki?
− Fartuszki? A po co one?
− Żebyśmy się nie pobrudzili.
Zajrzałem do jednej z szafek. Moja matka kiedyś mi chyba coś takiego kupiła… Wyjąłem kolorowe materiały. Jeden był żółty w misie, a drugi ozdobiony owocami.
− Czy to aby na pewno koniecznie? – mruknąłem.
− Mogę założyć ten w misie, jeśli to dla ciebie taka tragedia.
Wręczyłem mu odpowiedni fartuch, a sam założyłem drugi.
− Nie sądziłem, że masz w swoim mieszkaniu takie rzeczy – zaśmiał się, zawiązując z tyłu sznurek na kokardę.
− Nie ja wybierałem.
− Dobrze, dobrze.
 Shin ustawił wszystko na blacie, wyjął odpowiednie naczynia i powiedział mi co mam robić. Na szczęście mieszanie i miksowanie produktów nie było aż tak trudne. Musiałem też przyznać, że pomysł z fartuszkami był ostatecznie trafiony.
− Nie, Aki, dałeś za dużo ciasta do foremki – upomniał mnie w pewnym momencie.
− No przynajmniej będzie duża…
− Ciasto urośnie podczas pieczenia.
− No ale… chciałem zrobić taką dużą, specjalnie dla ciebie… − wyjaśniłem.
Uśmiechnął się.
− Ale nie może być za dużo ciasta, bo wypłynie.
− No dobrze – westchnąłem i przełożyłem nadmiar do innej foremki.
Wreszcie wstawiliśmy blachę z babeczkami do piekarnika. Rzeczywiście, szybko rosły. Zauważyłem też, że te zrobione przeze mnie nie wyszły takie ładne jak u Shina.
− Dobrze ci wyszły jak na pierwszy raz – powiedział, przyglądając się wypiekom, które powoli stygły.
− Co ty gadasz? Są okropne.
− Nie są okropne.
Kiedy babeczki trochę się ochłodziły, każdy z nas spróbował po dwie.
− Twoje są lepsze – stwierdziłem.
Shinya przewrócił oczami.
− Mówię prawdę. Moje po prostu mi… − Nie dokończyłem, ponieważ Shin wcisnął mi do ust ciasto.
− Siedź cicho i jedz.
Posłusznie przełknąłem, przyciągając go do siebie. Oparł dłonie o moje ramiona i spoglądając mi w oczy stanął na palcach. Pochyliłem się ostrożnie, mając nadzieję, że nie zmieni nagle zdania. Ku mojemu zaskoczeniu, zamknął powieki, pozwalając mi złączyć nasze usta. Pocałunek był krótki, ponieważ Shinya po chwili go przerwał. Otworzyłem powoli oczy.
− Przepraszam… − szepnął i uciekł do sypialni.
− Shin… − Poszedłem za nim. Leżał na łóżku, wtulając twarz w poduszkę. Nie wiedziałem, dlaczego mnie przeprosił. Nie wiedziałem też, dlaczego płakał. Usiadałem obok niego i przeczesałem palcami jego włosy.
− Przepraszam, Aki – powtórzył, szlochając.
− Za co?
− Jestem okropny…
− Jak możesz tak mówić? – Posadziłem go sobie na kolanach i przytuliłem.
− Robię to wszystko… Przytulam się, całuję… Robię to tylko dlatego, że odczuwam silną potrzebę dotyku, czyjeś obecności… Wykorzystuję sytuację, ciebie…
Otworzyłem szeroko oczy. Przecież to ja go wykorzystuję przez cały ten czas. To ja wmawiam mu, że go kocham, tworzę iluzję bezpieczeństwa, żeby zdobyć jego zaufanie, a tak naprawdę zależy mi tylko na jednym.
− Shin-chan… − powiedziałem cicho, mocniej go obejmując. Moje oczy okryła wilgoć, która zaczęła szybko je opuszczać. Łzy spływały po moich policzkach, a ja nie mogłem nad nimi zapanować. Chyba nigdy jeszcze nie czułem się tak podle. Chciałem mu o wszystkim powiedzieć. O tym, że zamierzałem zrobić z niego swoją dziwkę, a potem oddać szefowi niczym zużyty przedmiot. Wiedziałem jednak, że przekreślę tym wszystko, a Shinya znów zacznie się mnie bać. Nie chciałem tego. Bardzo tego nie chciałem. Zależało mi na jego zaufaniu. Zależało mi na nim… Po raz pierwszy zwróciłem uwagę na fakt, że tak naprawdę nie chcę go skrzywdzić. I że nie pociąga mnie jedynie jego ciało, ale on cały. Był taki delikatny, dobry, troskliwy, współczujący, o wszystkich się martwił, nawet o mnie, mimo że nieustannie go raniłem. Był moim całkowitym przeciwieństwem.
− Aki, ty płaczesz? – Spojrzał na mnie.
− Już nigdy więcej cię nie skrzywdzę – obiecałem, ujmując jego dłoń i całując palce. – Kocham cię – powiedziałem, tym razem szczerze.
− Dlaczego płaczesz?
− Bo jestem potworem…
Otworzył usta, by coś powiedzieć, kiedy przerwał mu dźwięk mojego telefonu. Niechętnie odebrałem.
− No nareszcie jaśnie pan raczył włączyć telefon!
− Sorry, miałem sporo spraw na głowie.
− Jasne. Mam dla ciebie zadanie.
− Nie może ktoś inny się tym zająć?
− Nie. To zadanie dla ciebie.
Westchnąłem.
− No dobrze. Zaraz będę. – Rozłączyłem się. – Muszę na chwilę wyjść – zwróciłem się do chłopaka.
− Aki, nie idź tam… − Chwycił mnie za rękaw. – Nie zabijaj ludzi…
− Nikogo nie zabiję, spokojnie – skłamałem. – Obiecuję – dodałem, a kiedy w końcu mnie puścił, zacząłem przygotowywać się do wyjścia. Musiałem jakoś doprowadzić się do normalnego stanu, aby nikt się nie domyślił, że płakałem.
− Wróć szybko – poprosił.
− Postaram się. Prześpij się, to czas ci szybciej zleci. Dobrze ci to zrobi, jesteś zmęczony.
Położył się na łóżku i zamknął oczy.
− Aki? – Zatrzymał mnie, kiedy sięgnąłem po klucze i już miałem zamiar wyjść. – Nie zamykaj mnie. Nie ucieknę ci.
Zawahałem się. Nie wiedziałem, czy mogę mu na tyle zaufać. Z drugiej strony, jeśli go zamknę, jedynie go tym przestraszę.
Ostatecznie schowałem klucze do kieszeni spodni.
− Zamknij się od środka i nikomu nie otwieraj. Mam klucz, więc sam sobie otworzę.
Kiwnął głową i poszedł za mną na korytarz. Pocałowałem go w policzek i wyszedłem z mieszkania. Usłyszałem szczęk zamka i ciche kroki. Musiał udać się do sypialni. Mógłbym teraz ostrożnie przekręcić klucz w drugim zamku… Stwierdziłem jednak, że nie mogę popadać w paranoję i muszę okazać mu choć odrobinę zaufania. Poza tym, chyba zdawał sobie sprawę, co czeka jego brata, gdy ucieknie. Wyszedłem z bloku i wsiadłem do samochodu.
***
Po wykonanym zleceniu, jechałem o wiele za szybko, by jak najprędzej znaleźć się w domu. Miałem nadzieję, że Shinyi nie strzeliło nic głupiego do głowy i nie postanowił uciec. Zahamowałem gwałtownie przed budynkiem i wybiegłem z samochodu. Wsunąłem klucz w dziurkę, jednak zamek był przekręcony. Moje serce przyspieszyło. Szybo otworzyłem drzwi i wpadłem do środka.
− Shinya? – Zajrzałem do sypialni, następnie do łazienki i kuchni, jednak nigdzie go nie zastałem. Mieszkanie było puste.

23 października 2014

164. Taste of Death cz. VIII (Aki x Shindy)

Tytuł: Taste of Death
Pairing: Aki x Shindy
Notka autorska: Naprawdę przepraszam, że tak rzadko coś dodaję, ale szkoła i praca nieco uniemożliwiają mi pisanie rozdziałów. Do tego dochodzi również całkowity brak weny. W rozdziale mogą pojawić się błędy, ponieważ jestem przeziębiona i zmęczona, więc mogłam coś przeoczyć. Mam nadzieję, że część się spodoba. :3

CZĘŚĆ VIII
Obudziłem się przed nim. Przyjrzałem się jego twarzy, odgarniając kosmyk włosów, który opadł na jego zamkniętą powiekę. Zacisnął kurczowo palce na prześcieradle i poruszył się niespokojnie, mrucząc coś niezrozumiałego pod nosem. Pewnie śnił mu się koszmar. Tylko kto w nim występował? Hosokawa czy też ja?
Wstałem ostrożnie z łóżka, żeby przypadkiem go nie obudzić. Niespodziewanie do głowy wpadł mi pomysł, żeby przygotować dla niego śniadanie. Pewnie wczoraj go przestraszyłem. Musiałem jakoś to naprawić, aby zdobyć jego zaufanie.
Udałem się do kuchni. W tym momencie dziękowałem Shinyi, że namówił mnie na te duże zakupy. Mój zapał jednak szybko się ulotnił, kiedy tylko uświadomiłem sobie, że tak naprawdę nic nie umiem przyrządzić. Zawsze zamawiałem jedzenie do domu. Nie wiedziałem nawet, co on lubi.
Zerknąłem na pudełko z jajkami. Może jajecznica będzie mu smakować… Pod warunkiem, że go nie otruję.
− Przecież usmażenie jajka nie może być takie trudne… − mruknąłem, wyciągając produkty z lodówki, które wydawały mi się potrzebne. – Teraz przypomnij sobie jak robiła to twoja matka.
Nic mi nie przychodziło do głowy, więc postanowiłem improwizować. Nie byłem do końca przekonany czy to aby na pewno dobry pomysł, ale mimo to wyjąłem z szafki garnek i po prostu rozbiłem o krawędź dwa jajka, które następnie dostały się do środka (razem z kilkoma skrawkami skorupki, ale Shinya chyba nie zwróci na to uwagi). Postawiłem garnek na palniku i włączyłem kuchenkę.
Usłyszałem dźwięk swojego telefonu, tłumiony przez materiał spodni. Dzwonił Hosokawa.
− Po raz pierwszy cieszę się, że dzwonisz – powiedziałem, zanim zdążył się odezwać. – Powiedz mi, ile trzeba odczekać podczas smażenia jajka?
W słuchawce nastała cisza.
− Aki, co ty tam odpierdalasz? – zapytał w końcu.
− Robię jajecznicę.
− Dla swojej dziewczynki? – Zaśmiał się kpiąco.
− Powiesz mi wreszcie, ile mam smażyć to pieprzone jajko? – warknąłem.
− Myślisz, że wiem takie rzeczy?
− Cholera, muszę kończyć…
− Aki, czekaj…
Rozłączyłem się i wyłączyłem telefon, widząc, że z jajkami dzieją się dziwne rzeczy. Zrobiły się całkiem czarne i wydzielały okropną woń, która wypełniła całe pomieszczenie. Pospiesznie wyłączyłem kuchenkę i otworzyłem okno.
− Zajebiście… − skwitowałem, patrząc na spalone szczątki smętnie zaścielające dno garnka.
− Co tak… um… pachnie? – spytał Shinya, nagle pojawiając się w kuchni.
− Śniadanie. – Zerknąłem na niego. – Chciałem zrobić ci jajecznicę, ale nie wyszło.
− To bardzo miłe – szepnął nieśmiało, ale kiedy przeniósł wzrok na garnek, roześmiał się głośno.
− Z czego się śmiejesz?
− Jajecznicę robi się na patelni, nie w garnku.
Przewróciłem oczami, a Shin podszedł do kuchenki i zerknął na dno garnka.
− Dałeś jajko na kompletnie suchy spód?
− No tak…
Spojrzał na mnie z politowaniem.
− Pokażę ci jak to się robi.
− Mam zanotować? – mruknąłem ironicznie.
− Jeśli w przyszłości masz zamiar jeszcze kogoś otruć, to tak – zaśmiał się. Zachowywał się tak swobodnie. Nawet się śmiał. Chyba byliśmy na dobrej drodze. Ja go powoli oswajałem, a on coraz bardziej mi ufał.
Wyjął z szafki patelnię i zabrał się za przygotowanie posiłku.
− Śniadanie ci odpuszczę, ale z babeczkami mi pomożesz.
− Babeczkami? – wykrztusiłem.
− Um… Pomyślałem sobie, że moglibyśmy coś upiec. Jeśli nie chcesz, to…
− Chcę. – Ująłem jego nadgarstki i ucałowałem palce. – Chcę, żebyś był tu szczęśliwy. Cieszy mnie, że czujesz się tu troszeczkę lepiej.
Zagryzł wargę i zerknął w stronę okna.
− Nie powinienem tak się czuć. Zabijasz ludzi…
− Nie znasz powodu, dla którego tak postępuję.
− Takich czynów nie można usprawiedliwić.
Przytuliłem go do siebie.
− Jedyne czego od ciebie oczekuję, to odrobina zaufania. Nie chcę, żebyś się mnie bał. – Przeczesałem palcami jego włosy.
− Śniadanie – mruknął i wyplątał się z moich objęć. Po chwili postawił na stoliku dwa talerze, usiadał na krześle i zabrał się za jedzenie.
− Pomyślałem sobie… − zacząłem, splatając dłonie – że moglibyśmy dziś pojechać do sklepu.
− Do sklepu? – powtórzył zaskoczony.
− Tak. Nie masz żadnych ubrań.
− Nie mam przy sobie pieniędzy.
− Daj spokój, ja zapłacę.
− Mógłbym… mógłbym pojechać do domu i zabrać swoje rzeczy.
− Myślisz, że jesteś na to gotowy?
Zacisnął dłonie w pięści i pokręcił przecząco głową.
− Pojedziemy do sklepu – zadecydowałem.
***
− Pamiętaj, żeby nigdzie się nie oddalać – mruknąłem, zerkając w lusterko. Cały czas miałem wrażenie, że oni gdzieś tu są…
− Przecież ci nie ucieknę.
− Tu chodzi o twoje bezpieczeństwo. Spodobałeś się Hosokawie.
− Komu?
− Mojemu szefowi. Uwierz, że nie chciałbyś trafić w jego ręce.
Kiwnął głową i wbił wzrok w swoje dłonie oparte na kolanach. Po pewnym czasie dotarliśmy na miejsce. Nie byłem do końca przekonany czy dobrym pomysłem jest puszczenie Shinyi do wielkiego domu towarowego w centrum miasta. Mógł w każdej chwili uciec i komuś wszystko powiedzieć. Zanim wysiedliśmy z samochodu, ostrzegłem go, że od jego zachowania zależy życie Ryuichiego. Splotłem jego palce z moimi i ruszyliśmy do pierwszego sklepu z ubraniami.
− Nie zwracaj najmniejszej uwagi na cenę. Bierz to, co ci się podoba – powiedziałem. Nie chciałem, żeby wybierał same najtańsze rzeczy tak, jak to robił podczas kolacji z Hosokawą.
− Wolałbym, żeby te pieniądze poszły na dług mojego brata – szepnął, spoglądając mi w oczy.
− Dług Ryuichiego to zupełnie inna sprawa. Nie myśl teraz o tym.
Podszedł do wieszaków i wyciągnął spodnie. Mimo tego, co powiedziałem, zerknął na cenę i natychmiast je odłożył.
− Coś z nimi nie tak?
− Są za małe.
− Przymierz.
− Ale…
− Nie sprawdzisz czy są odpowiednie, jeśli ich nie przymierzysz. – Irytował mnie jego upór. Mimo to uśmiechnąłem się do niego, nie chcąc go przestraszyć, a zachęcić, by wykonał moje polecenie. Byłem z siebie na swój sposób dumny. Jakiś czas temu, po prostu siłą zawlókłbym go do przymierzalni i sam założył na niego odzież.
Shinya wziął spodnie i udał się do pomieszczenia. Stałem pod drzwiami, czekając aż wyjdzie, żeby mi się pokazać.
− I jak? – zapytał.
− Obróć się.
Kiedy odwrócił się do mnie tyłem, mój wzrok zsunął się z jego talii na pośladki, trochę dłużej na nich zatrzymał, a następnie podążył po dwóch pasach wyznaczonych przez jego nogi.
− Według mnie leżą idealnie.
Shinya przymierzył jeszcze trochę ubrań. Gdy szliśmy w kierunku kolejnego sklepu, zapytał:
− A ty niczego sobie nie kupisz?
− Kupię. – Uśmiechnąłem się. – Może niekoniecznie dla mnie, ale sprawię tym sobie ogromną przyjemność.
Spojrzał na mnie pytająco.
− Niespodzianka. A teraz idź wybrać sobie jeszcze jakąś bluzkę.
Korzystając z okazji, że snów zaszył się w przymierzalni, szybko udałem się najpierw do działu z sukienkami, a następnie do przepełnionego skąpą, kobiecą bielizną. Shinya bardzo podobał mi się w sukience, więc na samą myśl o tym, że mogłaby ona ukrywać pod spodem taki komplet, zrobiło mi się gorąco. Kiedy Shinya opuścił przymierzalnię, stałem z dodatkowymi torbami, jednak były one zupełnie niewidoczne pośród innych, toteż chłopak niczego nie zauważył. Zapłaciłem za ostatnią rzecz dla niego i już mogliśmy wracać do domu.
− Co cię tak cieszy? – spytał, zauważając, że nieustannie się uśmiecham.
− Cieszy mnie to, że właśnie realizuję swoją niespodziankę.
− Powiesz mi, co to takiego?
− W domu.
Już po pewnym czasie wchodziliśmy do środka. Wręczyłem mu odpowiednie torby, nakazując, by ubrał ich zawartość. Otworzył jedną z nich i wyciągnął pończochę, którą natychmiast z wrażenia upuścił.
− Co to jest? – zapytał przeglądając wnętrze toreb. – Nie założę tego.
− Niby dlaczego?
− Nie każ mi chodzić w damskich ubraniach. Nie jestem dziewczyną.
− Ale tak wyglądasz.
− Nie będę się tak ubierać – powiedział pewnie.
− Jeszcze zobaczymy… − Przerzuciłem go sobie przez ramię, przeszedłem do sypialni i rzuciłem go na łóżko. Jedną dłonią przytrzymałem jego nadgarstki, a drugą wyciągnąłem z kieszeni scyzoryk, którym rozciąłem jego ubrania oraz bieliznę.
− Przestań… − jęknął, usiłując wyrwać ręce, by się zasłonić. Wpatrywałem się w jego krocze, zupełnie nie zwracając uwagi na łzy i zarumienione policzki.
− Powiedz mi, Shinya, wolisz chodzić nago czy jednak się ubrać?
− Ubiorę się…
Pogłaskałem go po głowie i pozwoliłem iść do łazienki. Kiedy wrócił, czekałem na niego rozłożony na łóżku, przyglądając mu się dokładnie.
Stanął na środku pokoju i spuścił głowę, by jakoś ukryć rumieńce. Czarna sukienka sięgała mu do kolan.
− Zdejmij ją – poleciłem. – Powoli.
Rozpiął zamek i zaczął niespiesznie zsuwać odzież, odkrywając kolejne fragmenty ciała, które zasłaniał gorset oraz czarne majtki wykończone koronką, spod których wysuwały się podwiązki przytrzymujące pończochy. Sukienka w końcu opadła na podłogę.
− Podejdź do mnie. – Wyciągnąłem przed siebie ręce.
Niepewnie zrobił to, co kazałem. Już po chwili znajdował się w moich ramionach. Ułożyłem go na łóżku pod sobą i pocałowałem delikatnie w usta. Przebiegłem palcami po jego talii, skierowałem się po skosie i zanurkowałem pod materiał bielizny. Odwrócił głowę, przez co moje usta zjechały po linii żuchwy na jego szyję.
− Nie chcę tego.
− Nie posunę się dalej. Chcę cię tylko dotykać. Chyba mam prawo dotykać osobę, którą kocham.
− Ale ja cię nie kocham…
Oparłem dłonie po bokach jego głowy.
− Więc co do mnie czujesz, Shinya?
 Nie odezwał się. Spuścił jedynie wzrok.
− Nienawiść? – podsunąłem.
− Tak. Nienawidzę cię.
− Dlaczego więc nie powiedziałeś tego od razu, tylko czekałeś aż podam ci odpowiedź?
− Bo… − zacisnął powieki – nie mam nikogo… Odebrałeś mi wszystko. – Jego głos drżał, a po policzkach płynęły łzy. – Nie mogę nawet zobaczyć się ze swoim bratem. To chore, ale jesteś jedyną osobą, która ze mną przebywa. Nienawidzę cię, ale…
− Ale coś sprawia, że nie chcesz, żeby mnie zabrakło – dokończyłem za niego.
− Nie, nie mogę tak myśleć. – Pokręcił głową.
− Shinya, spójrz na mnie. – Otworzył załzawione oczy. Pogłaskałem go po włosach. – Nic ci przy mnie nie grozi. Zależy mi na tobie.
− To dlaczego mnie ranisz?
− Nie wiem… Staram się jak mogę, ale czasami mi nie wychodzi. – Przygryzłem delikatnie dolną wargę i spojrzałem na niego z udawaną niepewnością. – Mogę cię pocałować?
− Lepiej nie… − szepnął po chwili wahania. W myślach uśmiechnąłem się triumfalnie. Niedługo będziesz mój.