16 grudnia 2014

167. Little Complex cz. VII (Tatsuro x Ruki)



Tytuł: Little Complex
Pairing: Tatsuro x Ruki
Notka autorska: Przepraszam Was bardzo i mam nadzieję, że mi wybaczycie tak długą nieobecność. Wena gdzieś wyparowała i nie mogłam się za nic zabrać. W końcu, po dość długim czasie, pojawiła się jakaś namiastka weny i natychmiast postanowiłam ją wykorzystać, dzięki czemu powstała kolejna część Little Complex. Przypomnę może jeszcze, co było w poprzednim rozdziale:
Tatsuro po raz drugi ratuje Bou, który ponownie wpadł w kłopoty i omal nie został skatowany przez jakiegoś mężczyznę. Blondyn wyznaje miłość swojemu obrońcy. Wszystko zauważa Ruki i wysnuwa pochopne wnioski, myśląc, że Tatsuro molestuje jego przyjaciela, przez co zakompleksiony miłośnik kotów ponownie otrzymuje od niego kilka ciosów. Jakoś udaje się załagodzić sytuację i cała trójka udaje się do lodziarni. Po deserze Bou wpada na spontaniczny pomysł, aby napili się piwa. Tatsuro i Ruki kupują mu piwo bezalkoholowe, jednak blondyn wierząc, iż jest ono prawdziwe, upija się już po pierwszej puszce. Po odstawieniu Bou bezpiecznie do domu, Tatsuro proponuje Rukiemu, że jego również odprowadzi. Podczas drogi wywiązuje się rozmowa, dzięki której Iwakami zauważa, że Ruki tak naprawdę może być fajnym kolegą.

CZĘŚĆ VII
− Tatsuro-sama! – Ledwo opuściłem szkolny budynek, irytujący osobnik imieniem Bou już kleił się do mojego ciała.
− Czy ty nie masz żadnych innych zajęć niż stalking? – warknąłem, odsuwając go od siebie. Musiał tu czekać od dosyć dawna albo znał na pamięć mój plan lekcji, co mnie dodatkowo przeraziło. Bou wyglądał na świra, ale nie przypuszczałem, że jego obsesja na moim punkcie jest tak wielka. Z jednej strony w zupełności go rozumiałem, no bo kto mógłby mi się oprzeć? Z drugiej w głowie odbijało się jedno pytanie: cholera, dlaczego akurat Bou? Czemu nie ktoś wysoki, błyskotliwy, mający wyszukane poczucie humoru i… Przerwałem swoje rozmyślania, ponieważ zwróciłem uwagę na to, że wymieniam cechy, które mnie kształtowały. A przecież nie było na świecie drugiego takiego ideału.
− Czy Tatsuro-sama pójdzie ze mną na randkę?
− Nie! –zaprzeczyłem natychmiast.
− Tatsuro-sama pójdzie ze mną do domu – warknął maluch, uczepiwszy się mojej koszuli. Jego spojrzenie godne było demona śmierci albo mordercy, ale to takiego, który nie zabija od razu swoich ofiar, tylko robi to powoli, zadając im ból i smakując ich cierpienia.
− Dobra, pójdę.
Bou uśmiechnął się promiennie i chwycił mnie za rękę. Mimo że byłem w miejscu, w którym mieszka tylko raz, doskonale zapamiętałem do niego drogę. Czego nie mogłem powiedzieć o Bou. Pozwoliłem mu prowadzić, kiedy nagle poszliśmy w zupełnie inną stronę.
− Sądzę, że powinniśmy… – zacząłem.
− Wiem, dokąd idę.
Jednak okazało się, że nie wiedział. Jakim trzeba być debilem, żeby nie pamiętać drogi do swojego domu.
W końcu udało mi się przekonać go, że to ja nas poprowadzę. Zgodził się pod warunkiem, że wezmę go na barana. Czy może być coś bardziej upokarzającego?
− Tatsuro-sama jest taki wysoki – zachwycał się blondyn.
− Nie musisz mi o tym przypominać – warknąłem.
Kiedy stanęliśmy pod jego blokiem, niemalże zrzuciłem go z siebie.
− Tatsuro-sama się czegoś napije?! – zawołał z kuchni.
− Nie! – odkrzyknąłem z jego pokoju. – Powiedziałem, że nie – przypomniałem, gdy przyszedł z kilkoma butelkami piwa.
− Tatsuro-sama się napije! – uniósł piskliwy głosik.
− No dobra. – Wziąłem od niego butelkę, zastanawiając się, skąd on je wytrzasnął. – Ej, co ty robisz? – zapytałem, zauważając jak ochoczo i z niesamowitą szybkością opróżnia swoją. – Nie pij tego! Przecież wiesz, że masz słabą głowę! – Jednak było już za późno. Bou siedział niebezpiecznie blisko mnie na łóżku i chichotał głupkowato.
− Zrobić ci masaż, Tatsuro-sama? – wybełkotał, spoglądając na mnie spod lekko przymkniętych powiek.
− Właściwie to muszę już iść – powiedziałem, zastanawiając się przy okazji, czy zostawianie go samego na pastwę jego zamroczonego alkoholem mózgu jest aby na pewno etycznym posunięciem. A właściwe, co mnie to obchodzi?
− Zrobię ci masaż – postanowił, popychając mnie na łóżko.
− Ale Bou…
− Cii… Rozluźnij się, Tatsuro-sama. – Chwycił mnie delikatnie za ręce i podciągnął je ku górze. Do moich uszu dotarło kliknięcie. Kurwa, co to?! Spojrzałem w górę i zobaczyłem różowy plusz owinięty wokół moich nadgarstków.
− Czy ciebie pojebało?! – wydarłem się.
− Będzie ci przyjemnie, obiecuję. Nigdy tego nie zapomnisz.
On chce mnie zgwałcić? On chce mnie zgwałcić… On chce mnie zgwałcić! Rany! On chce mnie zgwałcić!
− Nie! – krzyknąłem, szamocząc się.
− Spokojnie. – Pocałował mnie w usta. Jego wargi były spowite malinowym błyszczykiem. Ohyda.
− Jesteś pijany! Nie myślisz racjonalnie!
− Przy tobie nigdy nie myślę racjonalnie, Tatsuro-sama. Moje zmysły wariują. – Jego głowa zanurkowała pod materiał mojej koszulki, a ja pisnąłem, kiedy zacisnął zęby na sutku. Zabiję go za to, że swoim postępowaniem wydobywa ze mnie takie dźwięki.
− Przestań! – warknąłem, kiedy zaczął prowokacyjnie ocierać się o moje krocze. – Kurwa, przestań! – Nieustannie szarpałem rękoma, starając się jakoś wyrwać. Kiedy tylko zauważyłem, że dobiera się do mojego paska, adrenalina sięgnęła zenitu i rozerwałem łańcuch, którym kajdanki były połączone z ramą łóżka. Odepchnąłem Bou od siebie i ignorując jego wołanie, wybiegłem z mieszkania.
***
Pędziłem przez zatłoczone ulice, jednocześnie próbując pozbyć się tego cholerstwa z rąk. Zastanawiałem się jak wytłumaczę to mojej matce, która i tak sobie coś ubzdura i nic do niej nigdy nie dotrze.
Kiedy przekroczyłem próg mieszkania, oparłem się o drzwi, próbując wyrównać oddech. Powoli docierało do mnie przed jakim niebezpieczeństwem właśnie uciekłem. I pomyśleć, że ten dzieciak przez chwilę nade mną dominował. Jak to w ogóle możliwe, że dałem się tak podejść?
− Tatsuro! – Znowu ten irytujący skrzek. – Co ty masz na rękach?! Uciekłeś z komisariatu?! Przyznaj się, ty bandyto!
− Mamo, od kiedy takie kajdanki mają futerko? – mruknąłem, prezentując różowe obręcze.
− Pewnie kochałeś się z jakąś dziwką, a zapomniałeś pieniędzy i uciekłeś!
− Rzeczywiście, uciekłem przed dziwką – przyznałem.
− Wiedziałam! Za jakie grzechy mam takiego syna?
Przewróciłem oczami.
− Porozmawiamy o tym potem, teraz musimy to jakoś ze mnie zdjąć.
− Chyba śnisz, jeśli myślisz, że w czymkolwiek ci pomogę. Gdybyś nie był taki pies na baby, nie byłoby problemu. Sam musisz sobie poradzić.
Nienawidzę tej kobiety…
− Ale mamo, jutro mam szkołę… Nie mogę iść do niej… w tym.
− Trudno. To twój problem – rzuciła krótko i wróciła do kuchni. Za jakie grzechy mam taką matkę?

19 listopada 2014

166. Taste of Death cz. X (Aki x Shindy)





Tytuł: Taste of Death
Pairing: Aki x Shindy
Notka autorska: Dziękuję Wam bardzo za komentarze. <3 Ta część jest z perspektywy Shindy’ego i niezbyt mi się podoba. Mam już mniej więcej pomysł na zakończenie tego opowiadania. Ostatnio dopisałam trochę do Hot Chocolate oraz Little Complex, zaczęłam również pisać opowiadanie yuri.

Pytanie do Was: Jakie opowiadanie chcielibyście najbardziej przeczytać? (Opisy znajdziecie w zakładce Opowiadania)

1)Anorexia (Masatoshi x Shindy)
2)Zielony-Szaliczek (Tatsuro x Dunch)
3)Katarynka (Kamijo x Hizaki)
4)Little Complex (Tatsuro x Ruki)
5)Hot Chocolate
A może coś zupełnie nowego? Chociaż wiem, że raczej wolelibyście, żebym najpierw wszystko dokończyła, prawda?

CZĘŚĆ X
Niewiele pamiętałem z tego co się stało. Musiałem spać, kiedy oni weszli do mieszkania. Poczułem jedynie mocne szarpnięcie za włosy, a gdy otworzyłem odrobinę powieki, zauważyłem rozmazane sylwetki skupione tuż przy mnie. Poczułem jakąś dziwną woń i po chwili ponownie zasnąłem.
Rozejrzałem się po pomieszczeniu, w którym się znajdowałem. Był to pokój sporych rozmiarów. Ściany pokryte były fioletową farbą, a na hebanowych meblach ktoś poumieszczał małe świeczki, które ładnie oświetlały wnętrze. Nigdzie nie znalazłem okna, co mnie zdecydowanie przeraziło.
Spróbowałem się podnieść, jednak nie mogłem wykonać nawet najmniejszego ruchu. Czułem się tak, jakby ktoś przygniótł mnie do łóżka czymś ciężkim. Całe moje ciało zdawało się ważyć dla mnie teraz tonę. Jedynymi czynnościami, jakie mogłem teraz robić było leżenie i obserwowanie. Uparcie wpatrywałem się w drzwi po mojej prawej stronie, zastanawiając się, czy są otwarte i nasłuchując.
Po pewnym czasie usłyszałem kroki. Ktoś przekręcił klucz w zamku. Na moment wstrzymałem oddech, kiedy zobaczyłem znajomą postać.
− Śpiąca królewna już się obudziła? – zapytał z uśmiechem Hosokawa. – A może powinienem nazywać cię królewiczem, co?
Spojrzałem na niego z niepokojem.
− Wyglądam ci na idiotę, Shinya? Przecież twój brat wszystko nam powiedział. Aki jest skończonym kretynem, skoro myślał, że uda mu się ukryć przed nami twoją płeć. – Usiadł na brzegu łóżka. – Z drugiej strony, dla nas nie ma to absolutnie żadnego znaczenia, ponieważ nie jesteśmy tak słabi jak Aki i potrafimy zrobić coś tak banalnego jak zabicie dziewczynki. – Przesunął palcami po moim udzie okrytym czarną kołdrą. – Jednak wobec ciebie mam inne plany. Zdążyłem cię bardzo dokładnie obejrzeć i cholernie mi się spodobałeś.
− Czy Ryuichi tu jest? – spytałem słabym głosem. Miałem nadzieję, że skoro ma mnie, to wypuści mojego brata.
Hosokawa otworzył szerzej oczy ze zdziwienia.
− Obchodzi cię czy to ścierwo nadal żyje?
− Proszę, pozwól mu odejść. On nie zrobił nic złego. To musi być jakaś pomyłka.
Przez chwilę wpatrywał się we mnie z niedowierzaniem, po czym głośno roześmiał.
− Naprawdę nie zdajesz sobie sprawy, że to właśnie twój brat cię w to wszystko wplątał?
− On jest niewinny. Nigdy nie zrobiłby czegoś takiego.
− Jesteś doprawdy uroczy, Shin-chan. – Ponownie się zaśmiał. – Jeśli chcesz, pozwolę ci się z nim zobaczyć.
− Naprawdę? Chcę, oczywiście, że chcę.
− Dasz radę wstać?
Podniosłem się nieco na rękach. Jakoś udał mi się usiąść, ale gdy tylko spróbowałem wstać z łóżka, niemalże natychmiast opadłem na materac. Dopiero wtedy zauważyłem, w co byłem ubrany. Koszulka zniknęła, a moje dżinsy zastąpiły obcisłe spodnie z czarnego lateksu.
− Gdzie moje ubrania?
− Od dzisiaj będziesz ubierać takie rzeczy. Poczekaj tu, wyślę kogoś po twojego brata.
Na moment zniknął za drzwiami, a po chwili usłyszałem kroki. Mężczyzna wszedł do środka, a zaraz za nim dwie osoby, prowadzące Ryuichiego.
− Ryuichi! – ucieszyłem się na jego widok. Wstałem niezdarnie i wylądowałem na kolanach.
− Sierota jak zwykle – skomentował Ryuichi, ale nie przejąłem się tym. Od zawsze lubił się ze mną przekomarzać.
Hosokawa pomógł mi wstać i dojść do mojego brata. Natychmiast się do niego przytuliłem.
− Ryuichi, nic ci nie jest? – zapytałem, spoglądając z dołu na jego twarz. Była mocno posiniaczona, a w kilku miejscach skóra została przecięta. Jednak tym, co najbardziej przykuło moją uwagę był jej rozgniewany wyraz. Jak gdyby Ryuichi miał mi coś za złe.
− Oczywiście, że coś mi jest! – Odepchnął mnie. – Mówiłem przecież, żebyś przyniósł mi pieniądze.
− Ale ja nie miałem jak. Aki nie chciał mnie wypuścić.
− Trzeba było uciec, durniu!
− Ryuichi, może jednak przystopujesz. Nie zapominaj jakie jest twoje położenie – odezwał się Hosokawa.
Jednak Ryuichi nie zwracał na niego uwagi. Wpatrywał się we mnie z nienawiścią.
− Przecież jesteśmy rodziną… − wyszeptałem, patrząc na niego zaszklonymi oczami.
− Już nie! Rodziny nie zostawia się w potrzebie! – Uderzył mnie z całej siły w twarz. Upadłem na podłogę, dotykając piekącego policzka.
− Kto pozwolił ci tknąć moją własność? – warknął Hosokawa, następnie zacisnął dłoń w pięść i uderzył mojego brata w nos.
− Nie… − jęknąłem, ale zostałem zignorowany. Mężczyzna kopnął go kilkakrotnie w brzuch. – Przestań… − Na kolanach podszedłem do niego. – Nie rób mu krzywdy. Zrobię wszystko, co zechcesz.
Ujął palcami mój podbródek, by zmusić mnie do spojrzenia w jego oczy.
− Ten skurwiel cię uderzył, Shin-chan. Zasłużył na karę.
− To mój brat. Nie mogę na to patrzeć.
Poczułem jego dłoń na włosach, po chwili uśmiechnął się i rozpiął spodnie.
− Pokaż mi jak bardzo ci na nim zależy.
Przełknąłem ślinę.
− Zrób to! – krzyknął Ryuichi, ledwo stojąc na nogach. Gdyby nie przytrzymujący go mężczyźni, już dawno kuliłby się na podłodze.
− Zamknij się. To jak, Shin-chan?
Zamknąłem oczy i posłusznie otworzyłem usta. Po chwili poczułem jak jego członek wsuwa się między moje wargi.
− Otwórz oczy – rozkazał. – Chcę widzieć twoje spojrzenie.
Wykonałem jego polecenie. Dlaczego on mnie do tego zmuszał? Co ja takiego zrobiłem?
Zacisnął palce na moich włosach, dając mi znak, żebym zaczął. Niechętnie polizałem główkę.
− Widzę, że jesteś niedoświadczony. Nie martw się, jeszcze się nauczysz.
Stłumiony szloch opuścił moje gardło. Poruszyłem głową. Chciałem, żeby jak najszybciej osiągnął spełnienie. W pewnej chwili odsunąłem się od niego.
− Nie, nie mogę… Przepraszam, Ryuichi, nie jestem w stanie.
− Ty idioto! Wiesz, co oni mogą mi teraz przez ciebie zrobić?!
− Przepraszam…
− W dupie mam twoje „przepraszam”! Jesteś nikim! Zawsze byłeś nikim! Nie umiesz nawet obciągnąć porządnie facetowi!
Spuściłem głowę, nie tłumiąc już łez. Jego słowa tak bardzo raniły.
− Za to ty, Ryuichi, pewnie nie raz to robiłeś. Pokaż zatem Shinyi jak prawidłowo obciągnąć facetowi.
− To on jest kurwą, nie ja!
− Przestań… Dlaczego tak mnie nienawidzisz? – Ukryłem twarz w dłoniach.
Ryuichi już chciał odpowiedzieć, jednak Hosokawa kazał go wyprowadzić. Skuliłem się na podłodze cicho szlochając.
− No już, nie płacz. – Poczułem, że bierze mnie na ręce, a następnie kładzie na łóżku.
− On mnie nienawidzi – wyszeptałem.
− Zależy ci na miłości kogoś takiego?
− To moja jedyna rodzina.
− To nie Aki zabił twoich rodziców, to Ryuichi to zrobił – powiedział, przeczesując moje włosy palcami. – Zmusił nas do tego, ponieważ się u nas zadłużył. Mógł poświęcić swoje życie, ale wybrał rodzinę.
− Co jeszcze trzeba zrobić, żeby spłacić dług? – zapytałem.
W zamyśleniu przesunął palcami po moim boku.
− Jesteś dobry w łóżku?
− Słucham? – Poderwałem gwałtownie głowę.
− Możesz zapłacić mi swoim ciałem.
− To okropne.
− Cały świat jest okropny, Shinya. Musisz się do tego przyzwyczaić.
Skuliłem się ponownie na posłaniu.
− I tak sięgnę po to, co chcę. Wybór należy do ciebie: albo oddasz mi się dobrowolnie i w minimalnym stopniu spłacisz dług swojego brata, albo użyję siły. Warunek jest taki: jeśli zgodzisz się na seks ze mną, pozwolisz również na to bym był wobec ciebie o wiele bardziej brutalny. Będziesz moją suką, a ja będę traktować cię jak moją własność, którą mogę bić, poniżać i gwałcić kiedy tylko mam ochotę. Jednak możesz wybrać drugą opcję, za którą nie dostaniesz pieniędzy, ale będę wtedy dla ciebie delikatny. Nawet cię przygotuję, a po stosunku po prostu zostawię cię w spokoju.
Patrzyłem na niego ze łzami w oczach. Nie mogłem pojąć, jak można być tak okrutnym…
− Dlaczego to robisz? Co ci to daje?
− Dam ci trochę czasu na zastanowienie.
Wstał i opuścił pokój, zamykając drzwi.

29 października 2014

165. Taste of Death cz. IX (Aki x Shindy)



Tytuł: Taste of Death
Pairing: Aki x Shindy
Notka autorska: Zapraszam na kolejną część. Mogę liczyć na Wasze opinie? :3

CZĘŚĆ IX
Położyłem się na drugiej stronie łóżka. Shinya, nieograniczony moimi ramionami, podniósł się do siadu.
− Czy mógłbym się przebrać? – zapytał, spoglądając sceptycznie na swój strój.
− Bardzo mi się podobasz w tych ubraniach, ale przecież nie musisz pytać mnie o zdanie. Przebierz się, jeśli chcesz.
Wstał i pospiesznie udał się do łazienki. Obserwowałem przez chwilę ruch jego pośladków, aż zniknął za drzwiami, uprzednio zabierając ze sobą jedną z toreb. Wyszedł po chwili ubrany w zwykłe spodnie i koszulkę.
− Pamiętasz, o czym mówiłeś mi rano? – zapytałem, kiedy usiadł z powrotem na łóżku.
− Nie. O czym mówiłem?
− O babeczkach. – Uśmiechnąłem się, mierzwiąc jego włosy.
− Naprawdę chcesz je upiec?
− Oczywiście – odpowiedziałem, chociaż tak naprawdę nie miałem na to najmniejszej ochoty. Nigdy nie zajmowałem się babraniem w mące i innych produktach potrzebnych do pieczenia.
Shinya machinalnie chwycił mnie za rękę, a kiedy zacisnąłem na niej mocniej palce, natychmiast chciał ją wyrwać, jak gdyby uświadamiając sobie, że zrobił coś złego. Nie pozwoliłem mu jednak na to.
− Dlaczego tak się przed tym bronisz?
− Nie powinienem… Nie mogę… − Nadal starał się wyszarpnąć dłoń.
Ująłem palcami jego nadgarstki i spojrzałem mu w oczy.
− To nic złego, Shin-chan. Potrzebujesz tego. Doskonale to rozumiem.
− Ale ja…
− Za dużo o wszystkim myślisz. Nie możesz się tak przejmować. Mieszkamy razem i musimy jakoś wspólnie żyć, nie obok siebie. A teraz chodź upiec te babeczki. – Pociągnąłem go delikatnie do kuchni. – Przygotuj wszystkie potrzebne produkty. Ja nigdy tego nie robiłem.
− Masz jakieś fartuszki?
− Fartuszki? A po co one?
− Żebyśmy się nie pobrudzili.
Zajrzałem do jednej z szafek. Moja matka kiedyś mi chyba coś takiego kupiła… Wyjąłem kolorowe materiały. Jeden był żółty w misie, a drugi ozdobiony owocami.
− Czy to aby na pewno koniecznie? – mruknąłem.
− Mogę założyć ten w misie, jeśli to dla ciebie taka tragedia.
Wręczyłem mu odpowiedni fartuch, a sam założyłem drugi.
− Nie sądziłem, że masz w swoim mieszkaniu takie rzeczy – zaśmiał się, zawiązując z tyłu sznurek na kokardę.
− Nie ja wybierałem.
− Dobrze, dobrze.
 Shin ustawił wszystko na blacie, wyjął odpowiednie naczynia i powiedział mi co mam robić. Na szczęście mieszanie i miksowanie produktów nie było aż tak trudne. Musiałem też przyznać, że pomysł z fartuszkami był ostatecznie trafiony.
− Nie, Aki, dałeś za dużo ciasta do foremki – upomniał mnie w pewnym momencie.
− No przynajmniej będzie duża…
− Ciasto urośnie podczas pieczenia.
− No ale… chciałem zrobić taką dużą, specjalnie dla ciebie… − wyjaśniłem.
Uśmiechnął się.
− Ale nie może być za dużo ciasta, bo wypłynie.
− No dobrze – westchnąłem i przełożyłem nadmiar do innej foremki.
Wreszcie wstawiliśmy blachę z babeczkami do piekarnika. Rzeczywiście, szybko rosły. Zauważyłem też, że te zrobione przeze mnie nie wyszły takie ładne jak u Shina.
− Dobrze ci wyszły jak na pierwszy raz – powiedział, przyglądając się wypiekom, które powoli stygły.
− Co ty gadasz? Są okropne.
− Nie są okropne.
Kiedy babeczki trochę się ochłodziły, każdy z nas spróbował po dwie.
− Twoje są lepsze – stwierdziłem.
Shinya przewrócił oczami.
− Mówię prawdę. Moje po prostu mi… − Nie dokończyłem, ponieważ Shin wcisnął mi do ust ciasto.
− Siedź cicho i jedz.
Posłusznie przełknąłem, przyciągając go do siebie. Oparł dłonie o moje ramiona i spoglądając mi w oczy stanął na palcach. Pochyliłem się ostrożnie, mając nadzieję, że nie zmieni nagle zdania. Ku mojemu zaskoczeniu, zamknął powieki, pozwalając mi złączyć nasze usta. Pocałunek był krótki, ponieważ Shinya po chwili go przerwał. Otworzyłem powoli oczy.
− Przepraszam… − szepnął i uciekł do sypialni.
− Shin… − Poszedłem za nim. Leżał na łóżku, wtulając twarz w poduszkę. Nie wiedziałem, dlaczego mnie przeprosił. Nie wiedziałem też, dlaczego płakał. Usiadałem obok niego i przeczesałem palcami jego włosy.
− Przepraszam, Aki – powtórzył, szlochając.
− Za co?
− Jestem okropny…
− Jak możesz tak mówić? – Posadziłem go sobie na kolanach i przytuliłem.
− Robię to wszystko… Przytulam się, całuję… Robię to tylko dlatego, że odczuwam silną potrzebę dotyku, czyjeś obecności… Wykorzystuję sytuację, ciebie…
Otworzyłem szeroko oczy. Przecież to ja go wykorzystuję przez cały ten czas. To ja wmawiam mu, że go kocham, tworzę iluzję bezpieczeństwa, żeby zdobyć jego zaufanie, a tak naprawdę zależy mi tylko na jednym.
− Shin-chan… − powiedziałem cicho, mocniej go obejmując. Moje oczy okryła wilgoć, która zaczęła szybko je opuszczać. Łzy spływały po moich policzkach, a ja nie mogłem nad nimi zapanować. Chyba nigdy jeszcze nie czułem się tak podle. Chciałem mu o wszystkim powiedzieć. O tym, że zamierzałem zrobić z niego swoją dziwkę, a potem oddać szefowi niczym zużyty przedmiot. Wiedziałem jednak, że przekreślę tym wszystko, a Shinya znów zacznie się mnie bać. Nie chciałem tego. Bardzo tego nie chciałem. Zależało mi na jego zaufaniu. Zależało mi na nim… Po raz pierwszy zwróciłem uwagę na fakt, że tak naprawdę nie chcę go skrzywdzić. I że nie pociąga mnie jedynie jego ciało, ale on cały. Był taki delikatny, dobry, troskliwy, współczujący, o wszystkich się martwił, nawet o mnie, mimo że nieustannie go raniłem. Był moim całkowitym przeciwieństwem.
− Aki, ty płaczesz? – Spojrzał na mnie.
− Już nigdy więcej cię nie skrzywdzę – obiecałem, ujmując jego dłoń i całując palce. – Kocham cię – powiedziałem, tym razem szczerze.
− Dlaczego płaczesz?
− Bo jestem potworem…
Otworzył usta, by coś powiedzieć, kiedy przerwał mu dźwięk mojego telefonu. Niechętnie odebrałem.
− No nareszcie jaśnie pan raczył włączyć telefon!
− Sorry, miałem sporo spraw na głowie.
− Jasne. Mam dla ciebie zadanie.
− Nie może ktoś inny się tym zająć?
− Nie. To zadanie dla ciebie.
Westchnąłem.
− No dobrze. Zaraz będę. – Rozłączyłem się. – Muszę na chwilę wyjść – zwróciłem się do chłopaka.
− Aki, nie idź tam… − Chwycił mnie za rękaw. – Nie zabijaj ludzi…
− Nikogo nie zabiję, spokojnie – skłamałem. – Obiecuję – dodałem, a kiedy w końcu mnie puścił, zacząłem przygotowywać się do wyjścia. Musiałem jakoś doprowadzić się do normalnego stanu, aby nikt się nie domyślił, że płakałem.
− Wróć szybko – poprosił.
− Postaram się. Prześpij się, to czas ci szybciej zleci. Dobrze ci to zrobi, jesteś zmęczony.
Położył się na łóżku i zamknął oczy.
− Aki? – Zatrzymał mnie, kiedy sięgnąłem po klucze i już miałem zamiar wyjść. – Nie zamykaj mnie. Nie ucieknę ci.
Zawahałem się. Nie wiedziałem, czy mogę mu na tyle zaufać. Z drugiej strony, jeśli go zamknę, jedynie go tym przestraszę.
Ostatecznie schowałem klucze do kieszeni spodni.
− Zamknij się od środka i nikomu nie otwieraj. Mam klucz, więc sam sobie otworzę.
Kiwnął głową i poszedł za mną na korytarz. Pocałowałem go w policzek i wyszedłem z mieszkania. Usłyszałem szczęk zamka i ciche kroki. Musiał udać się do sypialni. Mógłbym teraz ostrożnie przekręcić klucz w drugim zamku… Stwierdziłem jednak, że nie mogę popadać w paranoję i muszę okazać mu choć odrobinę zaufania. Poza tym, chyba zdawał sobie sprawę, co czeka jego brata, gdy ucieknie. Wyszedłem z bloku i wsiadłem do samochodu.
***
Po wykonanym zleceniu, jechałem o wiele za szybko, by jak najprędzej znaleźć się w domu. Miałem nadzieję, że Shinyi nie strzeliło nic głupiego do głowy i nie postanowił uciec. Zahamowałem gwałtownie przed budynkiem i wybiegłem z samochodu. Wsunąłem klucz w dziurkę, jednak zamek był przekręcony. Moje serce przyspieszyło. Szybo otworzyłem drzwi i wpadłem do środka.
− Shinya? – Zajrzałem do sypialni, następnie do łazienki i kuchni, jednak nigdzie go nie zastałem. Mieszkanie było puste.