Tytuł: Little Complex
Pairing: Tatsuro
x Ruki
Notka autorska: Znów
miałam wenę na LC. I zmieniłam szablon. Robi się coraz cieplej, więc taki
optymistyczny będzie akurat, tak mi się wydaje. C: Mam nadzieję, że Wam również
się spodoba.
sadist vampire
Yuna.miko: Aki jest… specyficzny, że tak powiem. xD Nie wiem, dlaczego, ale
zawsze wychodzi mi z niego kawał psychola. Chociaż czasami robię z niego
uroczego seme, jak w Beauty and the Beast
czy Date. :3
CZĘŚĆ IX
− Rozluźnij się – usłyszałem znajomy szept przy uchu.
Spoglądał na mnie spod lekko przymkniętych powiek, uśmiechając się ni to czule,
ni to zadziornie.
− Ruki… Ruki! – Poderwałem się do siadu, na tyle, na ile
pozwalało mi jego ciało ulokowane na moich biodrach. – Co ja tu robię? Co ty tu
robisz? Dlaczego jesteśmy nadzy?
Zaśmiał się, a dźwięk ten rozdzwonił się perliście w moich
uszach. Moja głowa wydawała mi się nienaturalnie wręcz ciężka. Nie wiem, ile musiałbym
wypić, żeby tak się czuć. A może ktoś uderzył mnie cegłą?
Opadłem na poduszkę.
− Dlaczego tak boli mnie głowa?
− Nie przejmuj się tym. Zaraz zrobię coś, co sprawi, że zapomnisz
o bólu – mruknął i po chwili przesunął językiem po mojej szyi.
− Czekaj, co chcesz zrobić?
− Nie wmówisz mi, że tego nie chcesz. Pragniesz mnie, tak
samo, jak ja ciebie.
W moim umyśle panował chaos. Nie miałem siły go odepchnąć.
Może nawet nie chciałem. Co to za irracjonalna sytuacja? Jak w ogóle się w niej
znalazłem?
− Pragnę cię, Tatsuro. Tu i teraz.
To co mówił, co robił… Mimowolnie uniosłem biodra w górę, co
Ruki powitał uśmiechem satysfakcji. Przysunął twarz do mojego krocza…
− Tatsuro, wstawaj! Znów spóźnisz się do szkoły, ty leniu! –
przez krzyki mojej matki omal nie dostałem zawału.
− Już wstaję – jęknąłem i opadłem na łóżko. Było mi okropnie
gorąco, kołdra leżała na krawędzi łóżka, a spodnie, w których spałem były
mokre… − Cholera… − Przesłoniłem twarz ręką. Zaraz wpadły mi do głowy słowa
Akiego: „A fantazjujesz o tej osobie w snach?”. I oto stało się. Mój pierwszy
sen erotyczny z Rukim. Zdecydowanie wolałem ten upierdliwy sen, w którym
upierdliwy Ruki w upierdliwy sposób stara się wyciągnąć mnie siłą z łóżka.
Usiadłem na materacu. Teto-chan przyglądał mi się, a w jego
oczach kształtowało się zażenowanie.
− No już nie zgrywaj takiego świętego. Wiem, że lecisz na tę
rasową od sąsiadów.
Kot prychnął w odpowiedzi i z uniesionym dumnie ogonem
odszedł na swoje posłanie.
− No ale dlaczego byłem na dole? – zapytałem sam siebie,
myjąc zęby.
− Co ty tam mamroczesz? – warknęła moja matka. Cholera, czy
to babsko musi wszystko podsłuchiwać? – A zresztą, to pewnie i tak nic mądrego.
Strasznie mnie ciekawiło, dlaczego dałem mu nad sobą
dominować. Przecież zawsze to mnie wszyscy się słuchali. Gdybym powiedział
Hiroto, że białe jest czarne, a czarne jest białe, zapewne uwierzyłby od razu.
Ale Hiroto przecież nie grzeszył inteligencją.
Z drugiej strony, znałem bardzo dobrze wybuchowy charakterek
Rukiego i chyba nie wyobrażałem go sobie jako potulnego baranka w jakiejkolwiek
sytuacji, tym bardziej w łóżku. Jednak nie mógł mnie wygryźć! To ja tu jestem
bogiem seksu! I w naszym związku też tak będzie. Przystanąłem. Związku? Jakim
związku. Nie było, nie ma i nie będzie żadnego związku. Przechodzę teraz trudny
okres. Mam kompleksy związane ze swoim wzrostem, jakiś psychol próbował mnie
zgwałcić… To wszystko przez moje problemy. Dlatego myślę o głupotach. Za jakiś
czas wszystko wróci do normy.
− Tatsuro-sama! – Zamarłem, słysząc ten znajomy, irytujący
głosik. Tylko jedna osoba zwracała się do mnie w ten sposób…
− Bou?! – Żałowałem w tym momencie, że nie posiadam gazu
pieprzowego. Opanuj się człowieku! Jesteś w stanie powalić go jednym palcem!
− Tatsuro-sama, ja chciałem przeprosić… − jęknął maluch,
patrząc na mnie z dołu. – Ja nie powinienem był pić. Jak się napiję, nie panuję
nad sobą. Tatsuro-sama, bądźmy nadal przyjaciółmi.
Przyjaciółmi? My kiedykolwiek byliśmy przyjaciółmi?
Przypomniałem sobie, że nadal mam na nadgarstkach te różowe obręcze, więc nie
mogłem zbytnio oponować.
− Dobrze. Zdejmij mi tyko to cholerstwo z rąk i zapominamy o
całej sprawie.
− Dziękuję, Tatsuro-sama! – Przytulił się do mnie mocno.
− Okej, już, już. Teraz mi to zdejmij.
Posłusznie wyjął mały klucz i już po chwili obrzydliwy plusz
zsunął się z moich dłoni.
− Muszę iść na lekcje – powiedziałem.
− Tatsuro-sama jest taki mądry.
Zaczyna się…
− To do zobaczenia. – Pomachałem mu i wszedłem do budynku.
− Do zobaczenia!
Przynajmniej jeden problem miałem za sobą. Pozostał jeszcze
Ruki. Musiałem go teraz unikać jak ognia. Zerwać z nim jakiekolwiek kontakty. Zmiana
szkoły byłaby najlepszym rozwiązaniem. Dla pewności mógłbym zmienić miejsce
zamieszania, może opuścić miasto, przenieść się do innego kraju albo w ogóle
inny kontynent. Zatrzymałem się przy jednej z szafek. Chciałem uciekać? Co za
paranoja. Jak mogę uciekać przed tym maluchem? Do czego to doszło, żeby Iwakami
Tatsurou podkulał ogon i kombinował jak wymknąć się z kraju? Nigdy przed nikim
nie uciekałem i to się nie zmieni. Nawet jeśli go spotkam, po prostu spojrzę na
niego z pogardą tak, jak dawniej, kiedy był dla mnie irytującym, niewyrośniętym
uczniem, takim samym, jak pozostali.
− Cześć, Tatsuro.
Serce na moment stanęło, słysząc to powitanie. Zaraz jednak
przyspieszyło gwałtownie swoją pracę. Stał za mną… Wystarczyło tylko się
odwrócić, by go ujrzeć. Ciekawe, czy dzisiaj również założył okulary. Gówno
mnie to obchodzi! Zignoruję go i pójdę przed siebie.
− Cześć, Ruki. – Stanąłem przodem do niego i przełknąłem
nerwowo ślinę.
− O, widzę, że pozbyłeś się tego pluszu z rąk. – Uśmiechnął
się pod nosem, przyglądając się moim dłoniom.
Nagle musnął moje palce swoimi, poczym chwycił delikatnie
moją rękę i podniósł ją na wysokość oczu.
− Co ty robisz?
Przeniósł wzrok na mnie, uśmiechając się szerzej.
− Nic takiego.
− Ruki, przestań. Ktoś nas zaraz zobaczy i jeszcze sobie coś
pomyśli.
− I co? Chyba tobie zbytnio to nie przeszkadza, jakoś się
nie wyrywasz…
Rzeczywiście, nie robiłem nic, nawet nie poruszyłem dłonią.
W moim umyśle panował chaos, a serce biło jak oszalałe. Z jednej strony
wiedziałem, że muszę to przerwać. Z drugiej wcale tego kończyć nie chciałem.
Ruki przesunął kciukiem po wierzchu mojej dłoni.
− Przyjemnie, prawda? – Skryte za okularami oczy przyglądały
mi się stanowczo. Wiedziałem, że gdybym zaprzeczył, ich właściciel byłby bardzo
niezadowolony.
− Przyjemnie – przyznałem.
− Musimy kiedyś powtórzyć wypad na lody. Tym razem sam na
sam. – Przebiegł opuszkami po wewnętrznej stronie. – Co ty na to?
− Dlaczego?
− Co „dlaczego”?
− Dlaczego chcesz iść ze mną na lody?
− Te Rozkosze nocy
oblane likierem bardzo mi zasmakowały. Myślę, że też powinieneś ich
skosztować. – Posłał mi jeszcze ostatnie spojrzenie, odwrócił się i ruszył
przed siebie. A ja – dopiero, kiedy zniknął za zakrętem – skarciłem się w
myślach, że obserwowałem apetyczny ruch jego pośladków.
***
Przez resztę dnia już się nie spotkaliśmy. Zamiast robić
notatki, liczyć zadania, słuchać lub chociaż udawać, że słucham nauczyciela,
szkicowałem w zeszycie jakieś kształty. W pewnym momencie z przerażeniem
odkryłem, że narysowałem jego oczy i te charakterystyczne ogromne okulary…
Westchnąłem odkładając długopis na ławkę. Przez chwilę
wpatrywałem się w to przenikliwe spojrzenie, tajemnicze i cholernie
charyzmatyczne. Musiałem szybko coś z tym zrobić. Nie chciałem stać się takim
świrem jak Aki, który poza Shindym nie widział niczego innego na świecie. Ale
czy to i mnie groziło? Przecież do niedawna nienawidziłem tej skurczonej wersji
człowieka. Ruki mnie irytował swoim wybuchowym charakterem, swoją postawą „jestem
niskim frajerem, więc będę udawać twardziela, żeby inni tego nie zauważyli”.
Ponadto, zachowywał się przy mnie, jakby chciał mnie uwieść, ale jednocześnie w
ogóle go to nie obchodziło. Dawał mi wyraźny znak, że może mieć każdego, nawet
mnie. Tylko, że mnie nie można było sobie ot tak zdobyć! Co to, to nie. Nie
wyjdę na łatwego przed tym kurduplem.
Ostatni dzwonek zakończył moje męki. Wybiegłem z sali, na odchodnym
żegnając się z Hiroto. Unikać Rukiego,
unikać Rukiego – powtarzałem sobie w myślach.
− Cholera – warknąłem, zauważając go przy przejściu dla
pieszych. Właśnie rozplątywał słuchawki. Kiedy już się z nimi uporał, zapaliło
się zielone światło. Wszedł na jezdnię. Znów mój wzrok zsunął się na jego
pośladki.
Nagle usłyszałem przeraźliwy pisk. Odwróciłem głowę, a moje
serce zamarło. Ku nieświadomemu Rukiemu pędził samochód.