Tytuł: Demon
Pairing: Aki x
Shindy
Notka autorska: Wybaczcie,
że nie było żadnych postów na blogu, ale nie było mnie w mieście ostatnio.
Dopiero wczoraj wróciłam. ^^ Rozdział jest krótki, za co również przepraszam.
Jestem już nieco do przodu z tym opowiadaniem, więc na razie z nową dostawą Demona nie będzie większego problemu
(oby wena mi nie przeszła). Czekam na Wasze opinie. :3
CZĘŚĆ
VII
Źdźbła łaskotały moje ciało
rozłożone na trawie. Lekko otwarte oczy obserwowały klejnoty migoczące tuż nad
moją głową. Ręka wystrzeliła ku niebu, chcąc dotknąć jednego z nich, a kiedy
osiadł na moich palcach, zauważyłem, iż jest to motyl. Rubinowe skrzydła
lśniły, gdy poruszał nimi, raz po raz muskając moją skórę.
Lekko rozchyliłem powieki. Kolejny
kolorowy sen, nic niewnoszący do mojego życia, jednak przyjemny i spokojny.
Chciałem wtulić się w poduszkę i spróbować jeszcze wrócić do motyli, ale
natrafiłem na twarde, chłodne ramię.
− Aki? – zdziwiłem się. Już
kolejną noc spędził w moim łóżku, tuląc mnie do swojego ciała…
− Jak się spało? – spytał,
przeczesując moje włosy. Swoboda tego gestu znów mnie zaskoczyła.
− Dobrze – odparłem i podparłszy
się rękoma, usiadłem na łóżku. Ramię Akiego zsunęło się z mojej talii niby
blady wąż.
Kiedy zamknąłem drzwi łazienki,
oparłem się o ścianę, starając poukładać myśli w logiczną całość. Znaleźć
wyjaśnienie dla nowej wersji Akiego, którą znikąd mi okazał. Naiwny głosik w
mojej głowie szeptał, że naprawdę się zmienił, jednak im dłużej nad tym
myślałem, tym bardziej niedorzeczna wydawała mi się ta teoria. Aki był
potworem, czerpiącym korzyści z cudzego cierpienia. Nie mógł się zmienić.
− Shindy? Wszystko w porządku?
− Tak. – Opuściłem łazienkę i
przeszedłem do kuchni.
− Myślę, że powinieneś zjeść coś
bardziej pożywnego na śniadanie niż dotychczas. – Szept wśliznął się do ucha, a
silne ramiona owinęły ciasno wokół talii.
− Czego ode mnie chcesz?
− Chcę, żebyś zjadł treściwe
śniadanie, tak na dobry początek. – Ręce koloru kości słoniowej, o sile boa
dusiciela, jeszcze mocniej przytuliły mnie do siebie.
− Puść…
Zdecydowanym ruchem odwrócił mnie,
dłonie opierając na blacie i pochylił się, z sekundy na sekundę zmniejszając
dystans między nami coraz to niebezpieczniej. Rozczapierzone palce wylądowały
na jego torsie, starając się go zatrzymać.
− Nie pozwolę ci uciec. – Czarne
oczy spoglądały na mnie stanowczo, jednak gdzieś pośród tej nieznoszącej sprzeciwu
powagi, kryła się nieznana mi dotąd, nigdy niespotkana u Akiego iskierka
ciepła. Im głębiej wpatrywałem się w jego źrenice, tym wyraźniej rysował się
przyjazny cień, zamknięty w jasnym błysku na hebanowym pigmencie. Moje dłonie
słabły z każdą chwilą. Nie były wystarczająco silne, żebym się od niego
uwolnił…
− Jaki masz w tym cel? –
wyszeptałem, a mój wzrok wydostał się spod tajemniczej aury jego pewnego
spojrzenia i zawiesił na misce z owocami.
− W czym? – Ujął palcami moją
żuchwę, kierując mnie ku sobie. Z lekką obawą badałem jego tęczówki, chcąc
wychwycić nawet najdrobniejszą zmianę, która mogłaby zdradzić zamiary Akiego.
− Nie rozumiem twojego
postępowania. To kolejna twoja gra? Chcesz zdobyć moje zaufanie, a potem
jeszcze bardziej się nade mną znęcać? – Jego widok stopniowo przesłaniała mi
wilgotna tafla. Głos łamał się z każdym kolejnym słowem.
− Shindy… − Znów ten kojący ton,
napełniający mnie mlecznym posmakiem spokoju. – Ja naprawdę… − I każde kolejne
słowa doprawione cynamonem. – Masz rację, chcę, żebyś mi zaufał… − Solidna
łyżka miodu wirująca w parującym płynie. – Ale tylko dlatego – nagły chłód
bliskości, kiedy przytulił mnie do swojego ciała – że zależy mi na tobie. –
Szok wywołany ostatnim zdaniem rozwarł gwałtownie moje powieki. Nie mogłem się
poruszyć, nie byłem w stanie zrobić niczego poza trwaniem w jego uścisku z
ramionami luźno zwisającymi po bokach. Aki tulił mnie dalej, gładząc moje
włosy. – Zanim zasnąłeś, to wszystko, co mówiłem, było prawdą. Naprawdę
wydawało mi się, że w twoim przypadku wszystko będzie banalnie proste. Byłeś
idealny. – Uniósł nieco mój podbródek. – Taki słaby i delikatny… − Wierzchem
dłoni musnął policzek, na którym jeszcze zasychały łzy. – A twoja psychika tak
podatna i wrażliwa… Marzyłem tylko o tym, by zapanować nad twoim umysłem, wbić
w niego pazury lęku i zwątpienia, a następnie rozszarpywać go powoli na
kawałki. Patrzeć jak wariujesz. Wszystko takie łatwe – westchnął, a następnie
uśmiechnął się delikatnie. – Jednak im dłużej z tobą przebywałem, tym bardziej
zauważałem jak bezbronny przy mnie jesteś. – Przymknął powieki i pochylił się,
a jego czoło zetknęło się z moim. – Nie chcę cię krzywdzić. Już nigdy więcej.
Chcę się tobą opiekować, chronić cię, sprawiać, że się uśmiechasz. Chcę… −
Odsunął się; chłodne dłonie, przytłaczające swoimi rozmiarami otuliły moje
policzki. Moja twarz wydawała się nienaturalnie wręcz drobna i wiedziałem, że
gdyby tylko chciał te palce mogłyby zranić mnie boleśnie. Aki przygryzł wargę,
jak gdyby mówienie takich rzeczy przychodziło mu z trudem niby słabość, którą
starał się zataić przed całym światem. – Chcę, żebyś przy żadnej innej osobie
nie czuł się tak dobrze jak przy mnie. Żebyś już nigdy nie szukał schronienia w
ramionach Masatoshiego, świadomy, że przy mnie tego spokoju zaznasz.
− Aki… Ja… Ja nie wiem, co mam o
tym wszystkim myśleć…
− Po prostu mi zaufaj. – Palce
prawej ręki wsunęły się między pasma moich włosów. Wszystko potoczyło się
szybko, nie zdążyłem zareagować, kiedy zamrożone igiełki igrające na jego
ustach już topniały pod moimi wargami.