22 marca 2016

188. Demon cz. IX (Aki x Shindy)

Tytuł: Demon
Pairing: Aki x Shindy
Notka autorska: Już niewiele zostało do końca tego opowiadania. Przepraszam, że znów nic nie dodawałam, ale znowu odwiedziłam szpital, a później musiałam jakoś dojść do siebie. Zapraszam na kolejną część i czekam na Wasze opinie. :3 Bardzo delikatne BDSM się tu pojawia. ^^

CZĘŚĆ IX
− Zadzwonię do chłopaków i powiem, że źle się poczułeś i przekładamy próbę – postanowił Aki, kiedy znaleźliśmy się na zewnątrz. Otuliło mnie przeraźliwe zimno. Na moją głowę i ramiona okryte jedynie sweterkiem spadały płatki śniegu. – Zapomniałem o twoim płaszczu. Wytrzymasz drogę do domu? Wezmę cię na ręce.
Ramiona Akiego jak zwykle były zimne, przez co nie dawały ukojenia od chłodu panującego na dworze. Zamknąłem oczy, wtulając twarz w jego szyję. Otworzyłem je, gdy nagle poczułem ciepło. Aki postawił mnie na podłodze i zniknął w kuchni, by przygotować dla mnie herbatę.
− Aki? – Zajrzałem nieśmiało do pomieszczenia.
− Tak? – Uśmiechnął się ciepło.
− To, co powiedziałeś Masatoshiemu…
− Wybacz, że tak wyszło. Chciałem wyznać ci to w przyjemniejszych warunkach, ale ten kretyn naprawdę mnie zirytował. – Przybliżył się, obejmując mnie w pasie. Nieśmiało oparłszy dłonie o jego tors, spojrzałem mu w oczy. – Jestem wściekły, kiedy ktoś się do ciebie zbliża i na dodatek próbuje mi ciebie odebrać. Kocham cię… Tak bardzo cię kocham. Dlaczego tak późno to sobie uświadomiłem? Tyle razy zdążyłem cię zranić. Tyle przeze mnie cierpiałeś, płakałeś… I nadal żyjesz w ciągłym strachu. Nie ufasz mi, prawda?
− Ja… Aki, ja nie potrafię…
− Rozumiem. – Kosmyk moich włosów schwycił w dwa palce i wplótł go za ucho. – Wiem, że będę musiał długo pracować, żeby zdobyć twoje zaufanie, ale na chwilę obecną proszę byś się mnie nie bał. Nie masz czego się bać. Chcę twojego szczęścia, twojego uśmiechu. To wszystko.
Podał mi naczynie, nad którym kłębiła się cytrynowa para. Siedząc na blacie, tuż obok szarzejącego kwadratu nieba, w który zamknęły go ramy mojego okna, piłem ostrożnie ciepły napój. Kątem oka widziałem jak Aki przygląda się mojej twarzy. Siedział naprzeciw mnie, opierając łokcie na zgiętych kolanach.
− Kocham cię. – Jego szept był jak dłoń, która subtelnie dotknąwszy mojego policzka skierowała twarz ku jego. Odstawiłem kubek na parapet i zatraciłem w jego spojrzeniu, nie wiedząc, co zrobić. Dokładnie przyjrzałem się jego tęczówkom i zauważyłem, iż mylnie zawsze uważałem je za czarne. Z daleka wydawało się, że na białku zaznaczone zostały dwa hebanowe punkty, jednak teraz gdy miałem Akiego na wyciągnięcie ręki oraz niesamowitą ilość czasu, by studiować jego urodę, dostrzegłem drobną różnicę w kolorycie źrenicy i otaczającego ją pigmentu. Było to niewielkie odkrycie, ale ten moment, w którym trwaliśmy w ciszy, obserwując siebie wzajemnie, był jak poznawanie siebie na nowo, odkrywanie szczegółów w naszym wyglądzie, jak pierwsze spotkanie…
Blada twarz oraz czarne włosy Akiego scalały się w piękny kontrast: niby wyraźnie od siebie odcięte biel i czerń, ale na swój sposób uzupełniające się kolory, które nadawały mężczyźnie intrygującego wyglądu.
Aki uśmiechnął się i wtedy zwróciłem uwagę na jego usta, mimowolnie przypominając sobie ich smak. Bezwiednie przysunąłem się, rozpamiętując moment, kiedy zostałem zmuszony do ich skosztowania. Podparty na rękach, z twarzą niebezpiecznie zbliżającą się ku niemu, obserwowałem jego reakcję. Przez chwilę nie poruszał się, jakby sparaliżowany zaskoczeniem, zaraz jednak ujął dłońmi moje policzki, tak delikatnie, jak otula się coś wyjątkowo kruchego. Kiedy mnie pocałował, cała jego subtelność gdzieś się ulotniła, ustępując miejsca pożądaniu i namiętności, przeobrażającej się w brutalność. Wargi Akiego miażdżyły wręcz moje, a gdy spróbowałem się odrobinę odsunąć, natychmiast wplótł palce w moje włosy i zacisnął je w pięść, nie mocno, by nie sprawić mi bólu, acz stanowczo, żeby wybić mi z głowy próby ucieczki. Moje zmysły szalały, zaplątane w wirze egzotycznego smaku − niby znajomego, lecz nadal zaskakującego – oraz osobliwego uczucia, gdy zamrożone kryształki na jego ustach spotykały się z płonącymi całą mocą języczkami ognia, tańczącymi na mych wargach.
Jego silne ramię przyciągnęło mnie ku niemu, moje dłonie opadły na jego tors, później zsunęły się po brzuchu i zatrzymały na biodrach, by przez chwilę gładzić ciało przez materiał i ponownie wspinać się coraz wyżej. Splotłem palce na jego karku, Aki posadził mnie na kolanach. Nie wiedziałem, dlaczego go całuję, nie wiedziałem również, dlaczego oplotłem nogami jego talię, by się do niego zbliżyć. Czułem jak pod czarnym dżinsem pojawia się wypukłość. Dwa wzniesienia, ocierające się o siebie.
Dłonie Akiego zacisnęły się na moich pośladkach. Przywarłem do niego mocniej, kiedy wstał. Na chwilę przerwał pocałunek, uniosłem powieki zauważając jeszcze sufit mojej sypialni, nim przesłoniła go sylwetka chłopaka, który zawisł nade mną, oparty jedną ręką o materac, drugą szperając w szufladzie. Chciałem sprawdzić, czego szuka, jednak zapatrzyłem się w jego nagi tors. Podniosłem się odrobinę, chcąc jakoś wydostać spod chłodnego ciała. Cała sytuacja przybrała zupełnie inny obrót.
− Aki…
− Cichutko – uspokoił, przybliżając do mojej twarzy czarną, szeroką wstęgę. Odsunąłem się pod ramę łóżka. – Nie bój się. – Delikatny materiał zasłonił moje oczy. Pogrążony w ciemności, czułem jak Aki pospiesznie zawiązuje końce w ciasny supeł.
− Aki! – Moje dłonie odruchowo poderwały się, chcąc zerwać opaskę, jednak brunet w porę je zatrzymał. – Co robisz?
− Spokojnie, chcę to trochę urozmaicić. – Znowu tak dobrze znany mi ton, który tym razem nie ukoił mojego strachu.
− Co urozmaicić? Co chcesz zrobić?
Nie odpowiedział. Wokół nadgarstków, które nadal tkwiły w jego uścisku, coś się owinęło, a następnie mocno zacisnęło. Aki podciągnął moje ręce i przywiązał je do ramy.
− Rozwiąż mnie… Nie chcę…
− Shindy… − Dotknął mojego policzka. Jego dotyk, jego głos sprawiły, że na chwilę poczułem się spokojny, bezpieczny. – Nie zrobię ci krzywdy. Pragnę cię i widzę, że ty również tego chcesz. Nie bój się mnie.
− Po co to wszystko?
− Chcę jedynie, żeby było ciekawie. – Spodnie zsunęły się z moich bioder, po chwili poczułem krępującą nagość, która muśnięciem przyspieszonego tętna wymalowała na mojej twarzy dwa rumiane ślady. – Wy czasami lubicie takie eksperymenty w łóżku i z tego, co widzę, jesteś coraz bardziej podniecony. – Zaśmiał się cicho, dotykając mojej męskości.
− Przestań! – Zacisnąłem uda, starając się jakoś zasłonić, uciec przed jego dotykiem. Rumieńce na policzkach coraz bardziej czerwieniały, rozlewając się szkarłatem po szyi.
− Czyżbym cię zawstydził? – Ujął palcami mój podbródek, unosząc głowę delikatnie.
Nie odpowiedziałem. Dłoń Akiego zanurzyła się w moich włosach. Ciało drżało… Nie wiedziałem tylko, ile w tym rozdygotaniu jest strachu, a ile podniecenia. Spróbowałem jeszcze raz:
− Aki, rozwiąż mnie. – Chciałem zawrzeć w tym zdaniu jak największą stanowczość, wręcz zmienić je w rozkaz, a tymczasem wyszła z tego marna prośba.
− Nie. – Niemalże czułem jak triumfalny uśmiech unosi jego usta. To on jak zwykle był górą, to on dominował i panował nad sytuacją, ja byłem znowu małym, słabym Shindym, w dodatku jeszcze bardziej bezbronnym niż zazwyczaj, ponieważ ograniczył moje ruchy i zmysły. – Z nikim się jeszcze nie kochałeś w taki sposób, mam rację? Masatoshi nie zdążył cię zdobyć, zatem będę pierwszy. − Chłodny szept wśliznął się do mojego ucha, delikatnie podszczypując wrażliwą skórę. Przybliżył się, mogłem poczuć jego podniecenie tą sytuacją. Wtulił twarz w moją szyję. – Pragnę cię – powtórzył.
Ponownie wysunął szufladę, coś zabrzęczało. Machinalnie odwróciłem głowę, by sprawdzić, co z niej wyjął. Nie zdążyłem nawet błagalnie jęknąć, by mnie nie krzywdził, Aki chwycił mnie za włosy, a kiedy moje usta rozwarły się w bolesnym krzyku, wepchnął między nie coś okrągłego. Kulka była dość sporych rozmiarów, ale Aki sprawnym ruchem umieścił ją między podniebieniem a językiem. Chłopak szybko naciągnął paski z tyłu mojej głowy i dość ciasno zapiął.  
− Rozluźnij się – szepnął, a ja wzdrygnąłem się na dźwięk rozpinanej sprzączki, zgrzytu błyskawicznego zamka oraz szelestu materiału. – Nie zrobię ci krzywdy. Nie bój się mnie.
Za nic nie mogłem uspokoić rozdrganego ciała. Nadgarstki uparcie wykręcały się na wszystkie strony, chcąc jakoś wydostać z zaciśniętych na nich pętli. Serce w przerażeniu obijało się o żebra. Spod zamkniętych powiek wypłynęły łzy.
− Shin-chan… − Uniosłem głowę, jakbym nagle miał go ujrzeć. – Skarbie, spokojnie. Jeśli naprawdę nie chcesz, mogę to w każdej chwili przerwać. Chcę jedynie, żebyś wiedział, że nie zamierzam cię skrzywdzić. – Odgarnął kosmyk moich włosów za ucho. Delikatność tego gestu, jego uspokajający ton, zapewnienia, którym tak trudno było się oprzeć. Ufałem mu… Chociaż trudno było mi to zaakceptować, naprawdę mu ufałem. – Chcesz, żebym cię rozwiązał? – Pokręciłem przecząco głową. – Mogę kontynuować? – Przytaknąłem. Ucałował mój nos. – Jesteś taki delikatny… − westchnął, muskając ustami policzek. – Jak kwiatuszek, którego trzeba chronić przed zimnem.
Rzeczywiście czułem się jak marny, brzydki kwiatek w jego dłoniach. Słabnąca stokrotka… Teraz jednak było inaczej. Jego delikatny dotyk, słowa ociekające słodyczą, kiedy szeptał mi do ucha, że jestem piękny, zdawały się przeistaczać mnie z malutkiej stokrotki w dojrzałą orchideę.
Opuszki wodziły po moim ciele. Usta wędrowały w najrozmaitsze zakamarki, docierały tam, gdzie wstępu nie miał żaden inny mężczyzna. Stłumiony krzyk opuścił moje gardło, kiedy Aki we mnie wniknął. Przez ten magiczny czas, kiedy mogliśmy być bliżej siebie niż nigdy dotąd, Aki był człowiekiem.