Tytuł: Demon
Pairing: Aki x
Shindy
Notka autorska: Już
niewiele zostało do końca tego opowiadania. Przepraszam, że znów nic nie
dodawałam, ale znowu odwiedziłam szpital, a później musiałam jakoś dojść do
siebie. Zapraszam na kolejną część i czekam na Wasze opinie. :3 Bardzo delikatne BDSM się tu pojawia. ^^
CZĘŚĆ
IX
− Zadzwonię do chłopaków i powiem,
że źle się poczułeś i przekładamy próbę – postanowił Aki, kiedy znaleźliśmy się
na zewnątrz. Otuliło mnie przeraźliwe zimno. Na moją głowę i ramiona okryte
jedynie sweterkiem spadały płatki śniegu. – Zapomniałem o twoim płaszczu.
Wytrzymasz drogę do domu? Wezmę cię na ręce.
Ramiona Akiego jak zwykle były
zimne, przez co nie dawały ukojenia od chłodu panującego na dworze. Zamknąłem
oczy, wtulając twarz w jego szyję. Otworzyłem je, gdy nagle poczułem ciepło.
Aki postawił mnie na podłodze i zniknął w kuchni, by przygotować dla mnie
herbatę.
− Aki? – Zajrzałem nieśmiało do
pomieszczenia.
− Tak? – Uśmiechnął się ciepło.
− To, co powiedziałeś
Masatoshiemu…
− Wybacz, że tak wyszło. Chciałem
wyznać ci to w przyjemniejszych warunkach, ale ten kretyn naprawdę mnie
zirytował. – Przybliżył się, obejmując mnie w pasie. Nieśmiało oparłszy dłonie
o jego tors, spojrzałem mu w oczy. – Jestem wściekły, kiedy ktoś się do ciebie
zbliża i na dodatek próbuje mi ciebie odebrać. Kocham cię… Tak bardzo cię
kocham. Dlaczego tak późno to sobie uświadomiłem? Tyle razy zdążyłem cię
zranić. Tyle przeze mnie cierpiałeś, płakałeś… I nadal żyjesz w ciągłym
strachu. Nie ufasz mi, prawda?
− Ja… Aki, ja nie potrafię…
− Rozumiem. – Kosmyk moich włosów
schwycił w dwa palce i wplótł go za ucho. – Wiem, że będę musiał długo
pracować, żeby zdobyć twoje zaufanie, ale na chwilę obecną proszę byś się mnie
nie bał. Nie masz czego się bać. Chcę twojego szczęścia, twojego uśmiechu. To
wszystko.
Podał mi naczynie, nad którym
kłębiła się cytrynowa para. Siedząc na blacie, tuż obok szarzejącego kwadratu
nieba, w który zamknęły go ramy mojego okna, piłem ostrożnie ciepły napój.
Kątem oka widziałem jak Aki przygląda się mojej twarzy. Siedział naprzeciw
mnie, opierając łokcie na zgiętych kolanach.
− Kocham cię. – Jego szept był jak
dłoń, która subtelnie dotknąwszy mojego policzka skierowała twarz ku jego. Odstawiłem
kubek na parapet i zatraciłem w jego spojrzeniu, nie wiedząc, co zrobić.
Dokładnie przyjrzałem się jego tęczówkom i zauważyłem, iż mylnie zawsze
uważałem je za czarne. Z daleka wydawało się, że na białku zaznaczone zostały
dwa hebanowe punkty, jednak teraz gdy miałem Akiego na wyciągnięcie ręki oraz
niesamowitą ilość czasu, by studiować jego urodę, dostrzegłem drobną różnicę w
kolorycie źrenicy i otaczającego ją pigmentu. Było to niewielkie odkrycie, ale
ten moment, w którym trwaliśmy w ciszy, obserwując siebie wzajemnie, był jak
poznawanie siebie na nowo, odkrywanie szczegółów w naszym wyglądzie, jak
pierwsze spotkanie…
Blada twarz oraz czarne włosy Akiego
scalały się w piękny kontrast: niby wyraźnie od siebie odcięte biel i czerń,
ale na swój sposób uzupełniające się kolory, które nadawały mężczyźnie
intrygującego wyglądu.
Aki uśmiechnął się i wtedy
zwróciłem uwagę na jego usta, mimowolnie przypominając sobie ich smak.
Bezwiednie przysunąłem się, rozpamiętując moment, kiedy zostałem zmuszony do
ich skosztowania. Podparty na rękach, z twarzą niebezpiecznie zbliżającą się ku
niemu, obserwowałem jego reakcję. Przez chwilę nie poruszał się, jakby
sparaliżowany zaskoczeniem, zaraz jednak ujął dłońmi moje policzki, tak
delikatnie, jak otula się coś wyjątkowo kruchego. Kiedy mnie pocałował, cała
jego subtelność gdzieś się ulotniła, ustępując miejsca pożądaniu i namiętności,
przeobrażającej się w brutalność. Wargi Akiego miażdżyły wręcz moje, a gdy
spróbowałem się odrobinę odsunąć, natychmiast wplótł palce w moje włosy i
zacisnął je w pięść, nie mocno, by nie sprawić mi bólu, acz stanowczo, żeby wybić
mi z głowy próby ucieczki. Moje zmysły szalały, zaplątane w wirze egzotycznego
smaku − niby znajomego, lecz nadal zaskakującego – oraz osobliwego uczucia, gdy
zamrożone kryształki na jego ustach spotykały się z płonącymi całą mocą
języczkami ognia, tańczącymi na mych wargach.
Jego silne ramię przyciągnęło mnie
ku niemu, moje dłonie opadły na jego tors, później zsunęły się po brzuchu i
zatrzymały na biodrach, by przez chwilę gładzić ciało przez materiał i ponownie
wspinać się coraz wyżej. Splotłem palce na jego karku, Aki posadził mnie na
kolanach. Nie wiedziałem, dlaczego go całuję, nie wiedziałem również, dlaczego
oplotłem nogami jego talię, by się do niego zbliżyć. Czułem jak pod czarnym
dżinsem pojawia się wypukłość. Dwa wzniesienia, ocierające się o siebie.
Dłonie Akiego zacisnęły się na
moich pośladkach. Przywarłem do niego mocniej, kiedy wstał. Na chwilę przerwał
pocałunek, uniosłem powieki zauważając jeszcze sufit mojej sypialni, nim
przesłoniła go sylwetka chłopaka, który zawisł nade mną, oparty jedną ręką o
materac, drugą szperając w szufladzie. Chciałem sprawdzić, czego szuka, jednak
zapatrzyłem się w jego nagi tors. Podniosłem się odrobinę, chcąc jakoś wydostać
spod chłodnego ciała. Cała sytuacja przybrała zupełnie inny obrót.
− Aki…
− Cichutko – uspokoił,
przybliżając do mojej twarzy czarną, szeroką wstęgę. Odsunąłem się pod ramę
łóżka. – Nie bój się. – Delikatny materiał zasłonił moje oczy. Pogrążony w
ciemności, czułem jak Aki pospiesznie zawiązuje końce w ciasny supeł.
− Aki! – Moje dłonie odruchowo
poderwały się, chcąc zerwać opaskę, jednak brunet w porę je zatrzymał. – Co
robisz?
− Spokojnie, chcę to trochę
urozmaicić. – Znowu tak dobrze znany mi ton, który tym razem nie ukoił mojego
strachu.
− Co urozmaicić? Co chcesz zrobić?
Nie odpowiedział. Wokół
nadgarstków, które nadal tkwiły w jego uścisku, coś się owinęło, a następnie
mocno zacisnęło. Aki podciągnął moje ręce i przywiązał je do ramy.
− Rozwiąż mnie… Nie chcę…
− Shindy… − Dotknął mojego
policzka. Jego dotyk, jego głos sprawiły, że na chwilę poczułem się spokojny,
bezpieczny. – Nie zrobię ci krzywdy. Pragnę cię i widzę, że ty również tego
chcesz. Nie bój się mnie.
− Po co to wszystko?
− Chcę jedynie, żeby było ciekawie.
– Spodnie zsunęły się z moich bioder, po chwili poczułem krępującą nagość,
która muśnięciem przyspieszonego tętna wymalowała na mojej twarzy dwa rumiane
ślady. – Wy czasami lubicie takie eksperymenty w łóżku i z tego, co widzę,
jesteś coraz bardziej podniecony. – Zaśmiał się cicho, dotykając mojej męskości.
− Przestań! – Zacisnąłem uda,
starając się jakoś zasłonić, uciec przed jego dotykiem. Rumieńce na policzkach
coraz bardziej czerwieniały, rozlewając się szkarłatem po szyi.
− Czyżbym cię zawstydził? – Ujął
palcami mój podbródek, unosząc głowę delikatnie.
Nie odpowiedziałem. Dłoń Akiego
zanurzyła się w moich włosach. Ciało drżało… Nie wiedziałem tylko, ile w tym
rozdygotaniu jest strachu, a ile podniecenia. Spróbowałem jeszcze raz:
− Aki, rozwiąż mnie. – Chciałem
zawrzeć w tym zdaniu jak największą stanowczość, wręcz zmienić je w rozkaz, a
tymczasem wyszła z tego marna prośba.
− Nie. – Niemalże czułem jak
triumfalny uśmiech unosi jego usta. To on jak zwykle był górą, to on dominował
i panował nad sytuacją, ja byłem znowu małym, słabym Shindym, w dodatku jeszcze
bardziej bezbronnym niż zazwyczaj, ponieważ ograniczył moje ruchy i zmysły. – Z
nikim się jeszcze nie kochałeś w taki sposób, mam rację? Masatoshi nie zdążył
cię zdobyć, zatem będę pierwszy. − Chłodny szept wśliznął się do mojego ucha,
delikatnie podszczypując wrażliwą skórę. Przybliżył się, mogłem poczuć jego
podniecenie tą sytuacją. Wtulił twarz w moją szyję. – Pragnę cię – powtórzył.
Ponownie wysunął szufladę, coś
zabrzęczało. Machinalnie odwróciłem głowę, by sprawdzić, co z niej wyjął. Nie
zdążyłem nawet błagalnie jęknąć, by mnie nie krzywdził, Aki chwycił mnie za
włosy, a kiedy moje usta rozwarły się w bolesnym krzyku, wepchnął między nie
coś okrągłego. Kulka była dość sporych rozmiarów, ale Aki sprawnym ruchem
umieścił ją między podniebieniem a językiem. Chłopak szybko naciągnął paski z
tyłu mojej głowy i dość ciasno zapiął.
− Rozluźnij się – szepnął, a ja
wzdrygnąłem się na dźwięk rozpinanej sprzączki, zgrzytu błyskawicznego zamka
oraz szelestu materiału. – Nie zrobię ci krzywdy. Nie bój się mnie.
Za nic nie mogłem uspokoić
rozdrganego ciała. Nadgarstki uparcie wykręcały się na wszystkie strony, chcąc
jakoś wydostać z zaciśniętych na nich pętli. Serce w przerażeniu obijało się o
żebra. Spod zamkniętych powiek wypłynęły łzy.
− Shin-chan… − Uniosłem głowę,
jakbym nagle miał go ujrzeć. – Skarbie, spokojnie. Jeśli naprawdę nie chcesz,
mogę to w każdej chwili przerwać. Chcę jedynie, żebyś wiedział, że nie
zamierzam cię skrzywdzić. – Odgarnął kosmyk moich włosów za ucho. Delikatność
tego gestu, jego uspokajający ton, zapewnienia, którym tak trudno było się
oprzeć. Ufałem mu… Chociaż trudno było mi to zaakceptować, naprawdę mu ufałem.
– Chcesz, żebym cię rozwiązał? – Pokręciłem przecząco głową. – Mogę
kontynuować? – Przytaknąłem. Ucałował mój nos. – Jesteś taki delikatny… −
westchnął, muskając ustami policzek. – Jak kwiatuszek, którego trzeba chronić
przed zimnem.
Rzeczywiście czułem się jak marny,
brzydki kwiatek w jego dłoniach. Słabnąca stokrotka… Teraz jednak było inaczej.
Jego delikatny dotyk, słowa ociekające słodyczą, kiedy szeptał mi do ucha, że
jestem piękny, zdawały się przeistaczać mnie z malutkiej stokrotki w dojrzałą
orchideę.
Opuszki wodziły po moim ciele.
Usta wędrowały w najrozmaitsze zakamarki, docierały tam, gdzie wstępu nie miał
żaden inny mężczyzna. Stłumiony krzyk opuścił moje gardło, kiedy Aki we mnie
wniknął. Przez ten magiczny czas, kiedy mogliśmy być bliżej siebie niż nigdy
dotąd, Aki był człowiekiem.