Tytuł: Demon
Pairing: Aki x
Shindy
Notka autorska: Przybywam
z nowym opowiadaniem, na które obecnie mam największą wenę. ^^ Wybaczcie, że
nie dokończyłam jeszcze poprzednich tekstów, ale nie jest to niestety ode mnie
zależne. :c Widzę, że Anorexia jest w tym momencie najbardziej
oczekiwanym opowiadaniem. Tu się właśnie pojawia problem, ponieważ temat
anoreksji jest mi bardzo bliski i od niedawna się z od niego stopniowo odcinam,
dlatego nie wiem, czy będę po prostu w stanie kontynuować tę historię. Oczywiście
zrobię wszystko co w mojej mocy, żeby podejść do tego z dystansem i spróbować
pociągnąć dalej losy Shindy’ego, ale jeśli zauważę, że ma to na mnie zły wpływ,
raczej zrezygnuję. Mam nadzieję, że mnie rozumiecie. Jeśli chodzi o Little Complex, skończę to z
przyjemnością, ponieważ bardzo lubię pisać to opowiadanie, sprawia mi naprawdę
dużo radości, nie wiem tylko, kiedy znów wróci mi na nie wena. :c Katarynkę też dokończę, jednak tu również
kiepsko z weną i zobaczymy jak to się dalej potoczy. To samo tyczy się reszty
opowiadań.
Dziękuję za wszystkie komentarze pod poprzednią notką. :3
Wasze ciepłe słowa naprawdę podniosły mnie na duchu. ^^
Syo Shiroshima:
Witam Cię w moich skromnych progach. ^^ Cieszę się, że moja twórczość przypadła
Ci do gustu. Lubię pisać o Anli, więc cieszy mnie, że opowiadania o nich
spotkały się z tak pozytywnym odbiorem. <3
CZĘŚĆ I
Moja starsza siostra uwielbiała
mnie straszyć. W nocy siadała na moim posłaniu i opowiadała historie pełne
przerażających potworów, które mieszkają pod moim łóżkiem i wychodzą zawsze,
kiedy zasypiam. Mówiła, że te nocne straszydła żywią się ludzkim mięsem i
prędzej czy później mnie również zjedzą. Mój brat był pod tym względem
rozsądniejszy i zawsze uspokajał mnie, tłumaczył, że nic takiego nie ma, że
jestem bezpieczny, a kiedy bardzo się bałem kładł się obok i głaskał po włosach
tak długo, aż zasnąłem.
Od tego czasu minęło wiele lat.
Nie boję się już historii opowiadanych przez siostrę, brat nie musi mnie
uspokajać, a ja mieszkam sam w małym, przytulnym mieszkaniu z widokiem na park.
Wiosną kwitną w nim wiśnie, a tryskająca z fontanny woda mieni się tęczowo w
blasku słońca.
Jednak teraz jest jesień.
Powietrze z dnia na dzień robiło się coraz chłodniejsze, liście spadały z
drzew, których gałęzie przypominały kościste palce gotowe chwycić w swoje
szpony i rozszarpać na kawałki. Fontanna stała martwa, dno basenu zaścielały
liście. Wszystko wydawało mi się złowrogie, otulone ponurą mgłą niepokoju.
Na początku myślałem, że to ta
specyficzna aura źle na mnie wpływa. Jesienna chandra i te sprawy. Nieleczona
depresja niesie ze sobą wiele konsekwencji, jak uczucie niepokoju, ataki
paniki, a czasem nawet przewidzenia.
Zaczęło się od dziwnego
przeczucia, że ktoś mnie obserwuje. Nigdy nie udało mi się nikogo przyłapać,
dlatego nie mogłem tego nigdzie zgłosić, ale cały czas wydawało mi się, że ktoś
jest w moim domu, w mojej sypialni, że przygląda się mojemu codziennemu życiu i
tylko czeka na odpowiedni moment, żeby się ujawnić.
− Shindy… − Usłyszałem pewnej
nocy, kiedy leżałem w łóżku, nie mogąc zasnąć. Poderwałem głowę i rozejrzałem
się, jednak nikogo nie dostrzegłem. Odwróciłem się na bok i wtuliłem twarz w
poduszkę. Wtedy coś opadło na moje łóżko. Tuż przed moimi oczami wylądowała
blada dłoń. Natychmiast podniosłem się do siadu, ale druga ręka w porę
popchnęła mnie na posłanie, a jej właściciel warknął mi do ucha: − Leż
grzecznie.
− Kim jesteś? – szepnąłem,
wpatrując się w twarz, która zawisła nade mną. Okalały ją kosmyki czarnych
włosów. Mężczyzna uśmiechnął się kpiąco i chwycił swoją dużą dłonią moje
nadgarstki. – Czego chcesz? – Szarpnąłem rękoma, jednak nie miałem tyle siły co
on.
Przymknął powieki i przechylił
głowę, po czym otworzył oczy i spojrzał w moje źrenice. Miałem wrażenie, że
zaraz wniknie w mój umysł i wyczyta z niego wszystko.
− Lęk… − powiedział w końcu. – Twoje
oczy są pełne lęku. Twoje ciało całe od niego drży. Chcę ciebie – wyznał,
przysuwając usta do mojej szyi. – Chcę smakować twoich słabości. Obserwować jak
przeze mnie tracisz zmysły. Chcę być panem twojej świadomości i twojego ciała.
– Drugą ręką przesunął po moim biodrze.
− Przestań! – Przerażało mnie to,
co mówił, co robił. – Zostaw mnie! Jesteś tylko snem. Zaraz się obudzę.
Brunet zatopił usta w mojej szyi.
Zaczął ją ssać i przygryzać.
− Nie! Zostaw, pro… − Reszta moich
słów została stłumiona jego dłonią.
Szarpałem się z całych sił, ale nic
to nie dało. Wreszcie się odsunął. Nie zabrał od razu ręki, tylko patrzył na
mnie siedząc na moich biodrach, z przerażającym uśmiechem satysfakcji,
błąkającym się na bladych wargach.
− Dobrze ci radzę, nie mów nikomu
o mojej wizycie. Nie mam ochoty odwiedzać cię w szpitalu psychiatrycznym.
Powoli zsunął palce, gładząc mnie
po policzku.
− Jesteś snem.
Roześmiał się.
− Masz rację, mój mały Shindy.
Jestem koszmarem. Najgorszym jaki tylko mógł ci się przytrafić. A wiesz,
dlaczego najgorszym? – Zapytał retorycznie. – Ponieważ ten koszmar się nie
skończy, nawet kiedy wstanie nowy dzień – powiedział, po czym rozpłynął się w
ciemności mojej sypialni.