6 września 2015

180. Demon cz. II (Aki x Shindy)



Tytuł: Demon
Pairing: Aki x Shindy
Notka autorska: Nie przewiduję chyba, żeby to opowiadanie było bardzo długie, chociaż zobaczymy jak to będzie. Może wpadnę na więcej pomysłów w trakcie pisania. ^^

PROŚBA DO WAS, KOCHANI!
Prowadzę swoją stronę na Facebook’u, na której publikuję rysunki oraz stylizacje konwentowe, a niedługo zamierzam dodawać zdjęcia codziennych outfitów. Również będą pojawiać się sesje zdjęciowe i w przyszłości (kiedy podszkolę się w szyciu) cosplaye. Jeśli ktoś chciałby wspierać moją twórczość, to zachęcam do polubienia. :3 Wybaczcie mi tę reklamę, ale chciałabym mieć motywację. Oczywiście do niczego nie zmuszam, jednak jeśli Wam się spodoba, to serdecznie zapraszam. ^^ Oto link do fp: Black Cherry

Oprócz tego zostawię jakiś kontakt do mnie, jeśli chcielibyście mnie lepiej poznać:
ask.fm
Klej w sztyfcie (mój drugi blog)

Syo Shiroshima: Dziękuję. ^^ Wiesz, ja czasem troszkę dziwnie się czuję, kiedy to piszę, a jestem sama w domu i godzina już późna. xD
Reila Suzu: Również dziękuję za komentarz. :3 Cieszy mnie, że ciekawie się zapowiada. c:

CZĘŚĆ II
− Dokąd chcesz mi uciec? – śmiał się, obejmując mnie z całej siły ramionami.
− Proszę, puść… − szepnąłem, cicho szlochając.
− Najpierw się trochę zabawię. – Rzucił mnie na łóżko i przyparł do niego swoim ciałem.
− Nie…
− Jak ja uwielbiam patrzeć w twoje oczy, kiedy na mnie spoglądasz. Są pełne przerażenia. Wzrokiem błagasz mnie, bym cię zostawił. – Wsunął kolano między moje uda. – Mogę z tobą zrobić wszystko, a ty nie jesteś w stanie mi przeszkodzić. Jesteś za słaby. Jesteś mój, Shindy. – Nadal drażnił moje krocze; niekontrolowane jęki wypływały z moich ust.
− Proszę zostaw mnie… − Łzy spływały obficie po policzkach. – Błagam…
− Tylko tyle możesz zrobić. Błagać mnie. – Zabrał nogę i usiadł na łóżku. Nie mogłem się uspokoić. Wtuliłem twarz w poduszkę, drżąc na całym ciele.
− Co ja ci takiego zrobiłem? Dlaczego się nade mną znęcasz? Przychodzisz do mnie codziennie…
− Lubię to – odparł, jak gdyby nie było mowy o nękaniu mnie, tylko o ulubionym rodzaju czekolady. – Sprawia mi to przyjemność. Spójrz na mnie. – Nie zareagowałem. Zirytowany, chwycił mnie mocno za włosy. Zerknąłem na niego załzawionymi oczami. Na ten uśmiech ociekający chorą satysfakcją, oczy pełne szaleństwa. – Jesteś rozkoszny – powiedział jeszcze, po czym zniknął.
Ukryłem twarz w dłoniach. Ile już to trwa? Od jakiego czasu poddaję się obrazom, które podsyła mi mój umysł? Tłumaczyłem sobie, że to tylko moja wyobraźnia, że mężczyzna, który mnie nawiedza nie istnieje. Jednak on czasem zostawiał na moim ciele ślady – jakąś rankę czy zadrapanie. Jak mogłem to wyjaśnić?
Dźwięk telefonu sprawił, że omal nie krzyknąłem. Drżącą ręką odebrałem.
− Tak? – szepnąłem, by rozmówca nie usłyszał mojego roztrzęsionego głosu.
− Shindy? Gdzie ty jesteś? Zapomniałeś, że mamy dziś próbę? – spytał Takuma.
− Ojej, przepraszam, zaspałem… − skłamałem szybko. – Już jadę. Zaraz będę.
Zerwałem się z łóżka i w pośpiechu zacząłem narzucać na siebie ubrania. Traciłem już siły na pracę i wizyty mojego oprawcy.
Jako zespół nie byliśmy zbytnio znani. Próby odbywały się w wynajętej sali, a koncerty dawaliśmy jedynie na kameralnych festiwalach, za które płacili nam niewiele. Wierzyliśmy jednak, że ciężką pracą możemy coś osiągnąć, dlatego Takuma bardzo dbał, abyśmy sumiennie wypełniali swoje obowiązki, nie opuszczali prób i jak najwięcej ćwiczyli.
Poprawiłem grzywkę, która niedbale opadała na oczy. Wypadałoby już ją podciąć, w ogóle zadbać o wygląd, ale nie miałem na to siły. Ostatnią rzeczą, o której teraz myślałem było udanie się do fryzjera. Byłem już bardzo spóźniony, więc w biegu jadłem zbożowego batonika, który służył mi jako śniadanie. Telefon ponownie zadzwonił. Zanurzyłem dłoń w kieszonce torby, nadal pokonując korytarze prowadzące do naszej sali. Przyspieszyłem zauważając na wyświetlaczu numer Takumy.
− Shindy… − Zatrzymałem się gwałtownie słysząc ten głos.  
− Proszę, nie tutaj… Zostaw mnie… − Zacisnąłem powieki, pod którymi zrobiło się nieprzyjemnie wilgotno.
Zimny powiew otulił moje ciało. Odniosłem wrażenie, że moje policzki gładzą czyjeś ręce, na szyi zaciskają się długie palce… Z trudem łapałem powietrze. Telefon w mojej zaciśniętej kurczowo dłoni nadal dzwonił.
− Nie waż się odbierać – szepnął mi do ucha.
− Puść mnie… Dlaczego to robisz?
− Idź już na próbę. Nie chcemy chyba, żeby Takuma się zdenerwował – mruknął ironicznie. – I pamiętaj o jednym: jesteś tylko mój.
Uczucie chłodu minęło.  Komórka ucichła. Pobiegłem do odpowiednich drzwi i nieśmiało zajrzałem do środka.
− Księżniczka nareszcie ra… − zaczął Takuma, jednak szybko zamilkł, kiedy podniósł głowę i przyjrzał mi się. − Shindy, co ci jest?
− Co? Nic… O co chodzi?
Miałem nadzieję, że nie zwrócą zbytnio uwagi na moje zaczerwienione od płaczu oczy, potargane, niedbale upięte włosy i strach, który nadal trząsł moim ciałem.
− Nie widzieliśmy się zaledwie kilka dni, a ty znów bardzo schudłeś… − zauważył Kiyozumi.
− Ech, to nic takiego… − Nerwowym gestem owinąłem sobie włosy wokół palca.
− Martwimy się. – Yoichi zbliżył się do mnie, na co mimowolnie cofnąłem się o krok. – Płakałeś?
− Nie, nie. Coś ty? – Otarłem pospiesznie oczy. – Niewiele śpię ostatnio. To wszystko dlatego.
Nagle dostrzegłem parę ciemnych oczu wpatrzonych we mnie. Ich właściciel stał za resztą, nieco speszony, ściskając w dłoniach gryf basu.
Takuma zreflektował się i szybko nas sobie przedstawił.
− Shindy, poznaj naszego nowego basistę Masatoshiego.
− Hej. – Masatoshi uśmiechnął się nieśmiało i wyciągnął rękę. Uścisnąłem ją niepewnie. Od pewnego czasu bałem się dotyku. Chłopak zmarszczył brwi, kiedy zadrżałem, czując jego pewny uścisk, przy którym moje słabe zaciśnięcie palców wypadło naprawdę blado. – Wszystko w porządku? – zapytał.
− Tak, tak. Możemy zaczynać próbę.
Śpiew pozwalał mi choć na chwilę zapomnieć o moim codziennym koszmarze. Na moment czułem się wolny od wszelkich trosk. Gdzieś w podświadomości odbijały się echem jego słowa, dotyk, jednak starałem się skupić na piosence, którą napisałem, na melodii, którą grali moi przyjaciele. W pewnym momencie usłyszałem bas Masatoshiego. Musiałem przyznać, że chłopak naprawdę dobrze sobie radził.
Takuma przypomniał mi o wspólnym projekcie z jakimś bardziej popularnym zespołem, który miał pomóc nam się wybić. Właśnie dołączył do nich nowy basista, którego wszyscy już poznali. Po próbie miałem iść do sali, przeznaczonej tymczasowo dla grupy Sadie i porozmawiać z nowym muzykiem.
Zapukałem do odpowiednich drzwi, które nagle otworzyły się na oścież. W pomieszczeniu panował półmrok. Wszedłem niepewnie do środka, rozglądając się za basistą. Dostrzegłem ciemną sylwetkę pochyloną nad biurkiem.
− Hej – przywitałem się. – Ty jesteś Aki, prawda? Miałem przyjść do ciebie i z tobą porozmawiać. Może zapalimy światło? – zaproponowałem. – Trochę tu ciemno.
Nagle drzwi same z hukiem się zatrzasnęły. Postać wyprostowała się i powiedziała tak znanym mi głosem:
− Światło jest tu zbędne, ale jeśli chcesz mnie ujrzeć, proszę bardzo. – Nagle zabłysła lampa na suficie. Mój koszmar stał przede mną, uśmiechając się złowrogo. – Witaj, Shindy.

6 komentarzy:

  1. Omg, chce więcej!!!!
    //Yūko-san

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeju ;-; Biedny Shindy. Ja by chyba dostała zawału na jego miejscu xD Ciekawe co dalej *-* Kcem więcej <3

    Pozdrawia i życzę weny ;3

    OdpowiedzUsuń
  3. Wciągnęłam się w to. Więcej *_*
    A ta końcówka... Cholera, biedny Shindy, zgadzam się... :c
    Nie mogę się doczekać na dalszy ciąg~

    OdpowiedzUsuń
  4. cortaz bardszi8ej strasznie i ciekawie czekam na ciag dalszy

    OdpowiedzUsuń
  5. Każde zakończenie rozdziału coraz bardziej zadziwia i chce się czytać więcej. Myślałam, że Aki to demon, ale żyje w świecie ludzi i każdy może go widzieć w takim razie. W końcu sama nie wiem czym on jest.

    OdpowiedzUsuń
  6. Pierwszy rozdział nie bardzo mnie zaciekawił, ale ten... Owszem. Świetne.

    OdpowiedzUsuń