Tytuł: Demon
Pairing: Aki x
Shindy
Notka autorska: Witajcie.
^^ Znów bardzo przepraszam za przerwę, ale zaczęłam ostatnio rysować komiks i
zajmuję się szyciem cosplayu, więc mało ostatnio pisałam. :C Postaram się to
naprawić. Zapraszam Was na kolejny rozdział Akindy i przy okazji, jeśli macie
ochotę zobaczyć nad czym teraz pracuje (chodzi o cosplay), na moją stronę na
Facebooku: Black Cherry.
Paulina Sarna: Cieszę się, że do mnie zawitałaś. Dziękuję za
opinię i mam nadzieję, że moje kolejne opowiadania Cię nie zawiodą. :3
CZĘŚĆ
VIII
Aki przycisnął mnie mocniej.
Zachłanny język rozchylił moje usta, które poddały się od razu, po czym
wśliznął do środka. Usta Akiego smakowały inaczej, jakbym kosztował lodów o
zupełnie nieznanym mi smaku, przez co pocałunek wydał mi się jeszcze bardziej
egzotyczny niż wzbogacone czekoladową nutą pierwsze spotkanie z wargami
Masatoshiego.
− Cudowne uczucie… − szepnął,
spoglądając na mnie spod lekko przymkniętych powiek. – Wszystko jest dla mnie
nowe, ale wiem, że wy tak robicie i podobno jest to dla was przyjemne. Musimy
niedługo iść na próbę. Zrobię ci śniadanie.
Oszołomiony obserwowałem jak
krząta się po kuchni, znajdując potrzebne rzeczy, jak gdyby mieszkał u mnie od
zawsze. Zanim wyszliśmy, kazał mi się ciepło ubrać, a kiedy znaleźliśmy się na
zewnątrz, zrozumiałem dlaczego. Nagie gałęzie drzew w parku uginały się pod
ciężarem śniegu. Wszechobecna biel iskrzyła w nikłych wiązkach promieni, które
nieśmiało wyglądały zza chmur. Aki trzymał pewnie moją dłoń. Szliśmy ramię w
ramię, jednak nieznośne uczucie, że Aki mnie prowadzi towarzyszyło mi aż pod
same drzwi sali prób. Uwielbiał mieć nad wszystkim kontrolę, doskonale to
wiedziałem.
Trzymając dłoń na moim ramieniu,
wprowadził mnie do środka i nie puścił nawet wtedy, gdy pozostali spojrzeli na
nas. Wzrokiem odszukałem Masatoshiego, którego zszokowane źrenice wędrowały od
palców Akiego do mojej twarzy zapewne równie zaskoczonej, jak u reszty
towarzystwa. Zerknąłem na swoje buty, zawstydzony tą sytuacją. W skołowanym
umyśle rozpaczliwie obijała się tylko jedna myśl: „Uciekaj!”. Pragnąłem znaleźć
się jak najdalej stąd, jak najdalej od Akiego. Nie mogłem się jednak poruszyć.
− Hm… Zaczynamy? – zapytał ktoś
nieśmiało. Uniosłem głowę i zobaczyłem jego twarz. Usta zaciśnięte w wąską
linię, brwi zsunięte ku sobie, lekko obróconą głowę, nieco odsłaniającą profil.
Nie chciał na nas patrzeć. Grdyka poruszała się nerwowo, jak gdyby przełykał
rozpacz.
„To nie tak… To nie tak…” – jęczał
głos wewnątrz mojego ciała, wydobywał się z bezwolnej marionetki jaką byłem w
rękach Akiego.
− Zaczynamy – przytaknął Aki.
Słowa piosenek, tak dobrze mi
znane, nigdy wcześniej nie brzmiały tak beznamiętnie. Zamykałem oczy, chcąc
wychwycić bas. Idealne dźwięki wyraźnie rysowały się w powietrzu, te
nieludzkie, nienaturalne, przytłaczające swoją perfekcją. Po raz kolejny
pomyślałem, że tak nie może grać człowiek. Czy oni tego nie widzą? Czy ty tego
nie zauważasz, Masatoshi? Była też inna melodia, nieco niepewna, w porównaniu z
grą Akiego, odrobinę niedopracowana, a przy tym niezwykle realna i dzięki temu
bardziej przystępna, bliższa, bezpieczna…
Podczas przerwy wymknąłem się
zachłannym dłoniom Akiego, które już chciały chwycić mnie za ramiona. Na moje
szczęście członkowie Sadie postanowili omówić z nim kilka spraw. Wiedziałem, że
Masatoshi za mną idzie. Na początku chciałem, by tak zrobił, taki był mój plan.
Jednak z każdym kolejnym krokiem coraz bardziej bałem się rozmowy z nim.
Czekając aż kubeczek napełni się
gorącą czekoladą, oparłem się bokiem o automat. Masatoshi zrobił to samo.
Milcząc przyglądał się, jak obejmuję plastik dłońmi.
− Gorąca czekolada? – mruknął
niechętnie, a ja uświadomiłem sobie wtedy, że dokładnie tym samym napojem
poczęstował mnie, kiedy roztrzęsiony siedziałem na jego kanapie.
− Tak. – Nerwowym gestem
poprawiłem niesforny kosmyk grzywki.
− Shindy… − westchnął. – Powiedz,
tylko szczerze, czy jesteś z Akim dobrowolnie? Tak właściwie, czegoś tu nie
rozumiem. Widzę, że nadal się go boisz. Od początku się go bałeś. A teraz
przychodzicie razem na próbę, na dodatek on cię dotyka i patrzy na ciebie w tak
dziwny sposób, jakbyś należał tylko do niego…
Milczałem, wpatrując się w
czekoladową taflę, która delikatnie drgała przez moje zdenerwowane dłonie.
− On cię krzywdzi, prawda?
Zastrasza cię, szantażuje, tak? A może nawet bije i gwałci.
Słysząc ostatnie słowa, oderwałem
wzrok od napoju i spojrzałem mu prosto w oczy.
− Oczywiście, że nie. On nigdy…
− Powiedz mi, co się dzieje. Zależy
mi na tobie i nie pozwolę, by ktoś cię tak traktował.
− On mi nie zrobił nic złego.
− Shindy! – uniósł głos i złapał
mnie boleśnie za ramiona. Kubek upadł na podłogę, a jego zawartość rozlała się
po kafelkach. – Jak możesz się na to wszystko zgadzać? Widzę, że coś jest nie
tak. Dlaczego nie chcesz mi powiedzieć? Przecież ci pomogę. To wszystko może
się skończyć, jeśli tylko mi zaufasz.
− To trochę boli… − szepnąłem,
starając się odciągnąć jego dłonie od moich ramion, jednak Masatoshi zacisnął
palce jeszcze mocniej, przybliżając twarz do mojej. Jego oczy wpatrywały się w
moje, a źrenice błyszczały wściekłością. – Masatoshi…
− Co? Aki może cię krzywdzić, ale
jak robię to ja, już jest źle?
− Nie, nie rozumiesz, Aki mnie nie
krzywdzi…
− Każda zastraszona ofiara tak
mówi…
− Puść go w tej chwili. – Ton
Akiego był stanowczy i przy tym tak zimny, że miałem wrażenie, iż nagle
wszystko spowiła mgiełka szronu. Nawet palce Masatoshiego zdawały się
chłodniejsze.
− Bo co? – warknął, a jego
wojowniczy ton wywołał u mnie niemały podziw.
− Dobrze ci radzę, nie prowokuj
mnie. – Palce Akiego zacisnęły się w pięści. Po raz kolejny mogłem obserwować stopniową
utratę kontroli, jego niesamowitego opanowania. To było ludzkie na swój sposób.
Masatoshi nie wytrzymał i stanął
przodem do Akiego, nadal trzymając mnie za nadgarstek. Pozycja, którą przyjął
wyglądała, jakby starał się mnie osłonić własnym ciałem. Chciał mnie chronić…
− Puść go – powtórzył Aki. – Nie
rób zamieszania. Zaraz może się tu zrobić zbiegowisko.
− Nie pozwolę ci więcej skrzywdzić
Shindy’ego!
− Skrzywdzić? Jak mógłbym
krzywdzić kogoś, kogo kocham?
Słowo „kocham” odbiło się echem w
moim umyśle. Aki powiedział to takim tonem, jak gdyby była to najbardziej
oczywista rzecz, przy okazji głos jego znów pełen był tej magicznej słodyczy.
Dźwięki wydobywające się z jego gardła brzmiały tak ciepło i delikatnie, że
skłonny byłem mu uwierzyć. Wstydziłem się przed samym sobą do tego przyznać,
ale uwielbiałem sposób, w którym tak mówił. To było jak uzależnienie. Chciałem
słuchać tego więcej i częściej, w nieskończoność. Powiedz to jeszcze raz…
Powiedz, że mnie kochasz…
− Co? – wykrztusił Masatoshi.
− Kocham Shindy’ego. – Jeszcze
mocniejsze potwierdzenie poprzednich słów. Jeszcze słodsze uczucie, kołaczące
moim sercem. To sen. Niesamowicie chaotyczny koszmar, który zmienia się w coś
pięknego. – Kocham go najbardziej na świecie, nigdy tak nie kochałem, więc z
łaski swojej zabierz swoje łapska od mojego chłopaka.
Zaskoczony Masatoshi puścił mój
nadgarstek. Niezdolny do jakiejkolwiek reakcji, zostałem pociągnięty przez
Akiego w głąb korytarza. Po raz ostatni zerknąłem na chłopaka, który obserwował
jak znikamy za zakrętem.