Witam Cię na moim blogu, niegdyś prowadzonym z przyjaciółką, której obecnie niestety przeszedł zapał do pisania.
Publikowane
na tej stronie historie dotyczą miłość męsko-męskiej między gwiazdami
japońskiego rocka. Nie są opowiadaniami pisanymi ot tak. Są dla mnie
czymś niezwykle ważnym, co pozwoliło mi się doskonalić w tym, co
kocham. Mam nadzieję, że zechcesz zostać na dłużej, by towarzyszyć mi w
ewolucji mojego stylu.
Zapraszam do czytania.
Już na samym wstępie pojawia się
problem, mianowicie: jak się do Ciebie zwrócić? „Kochany” jest chyba nie na
miejscu… Nie, to nie oznacza, że moje uczucia względem Ciebie się zmieniły.
Prawdę mówiąc, rosną gwałtownie z dnia na dzień. Ale skoro Ty ich nie odwzajemniasz,
muszę zrobić wszystko, aby ten proces zatrzymać.
Nie mam nic przeciwko Twojej
dziecinnej naturze. Podoba mi się to, że czerpiesz z życia ile się da, że
wszystko widzisz w pozytywnych barwach, że nie ma dla Ciebie rzeczy
niemożliwych, jednak chciałbym, abyś czasem spoważniał. Kiedyś trzeba dorosnąć,
zdjąć różowe okulary, które ukazują jedynie optymizm, i spojrzeć na świat z
innej perspektywy, na ludzi wokół, na mnie…
Nie wymagam, byś poświęcał mi całą
swoją uwagę. Masz swoje życie, a ja swoje, ale postanowiliśmy przecież je razem
dzielić, więc do cholery spójrz wreszcie na mnie, ale spójrz tak naprawdę,
niech Twoje oczy coś wyrażają, traktuj mnie jak partnera, a nie jak kolejny
mebel w naszym mieszkaniu.
Pamiętasz, jak było na początku?
Przypomnę Ci: było po prostu pięknie. Okazywałeś mi swoją miłość niemalże
codziennie. Pamiętasz, jak musieliśmy dokupować
nowe prześcieradła? Pamiętasz nasze nie do końca grzeczne zabawy na
trawie w pobliskim parku? To była noc, a ja panikowałem, że ktoś nas zobaczy. A
ty mnie uspokajałeś, głaszcząc po głowie i mówiąc jakieś nonsensy, że
„zakryjemy miejsca intymne liśćmi i będzie git”. Potem założyłeś mi kajdanki i
zdjąłeś ze mnie ubranie, żebym nie myślał o uciekaniu. Musiałbym zwariować,
żeby uciekać nago ze skutymi rękoma. A potem wziąłeś mnie delikatnie. W życiu
nie postrzegałbym Cię o taką ostrożność. Byłeś tak subtelny, martwiłeś się o
mnie i pytałeś, czy przypadkiem nie robisz mi krzywdy. Głaskałeś mnie po
plecach i całowałeś mój kark. Nigdy wcześniej nie czułem się tak wspaniale.
Doprowadzałeś mnie do rozkoszy już samymi pocałunkami i dotykiem swoich palców.
Ale to minęło i już nigdy nie wróci. Miałem nadzieję, że jeszcze mnie
zaskoczysz, że zaprosisz mnie na spacer po parku, lecz już od dawna ją straciłem.
Pamiętasz, jak sprzeciwiliśmy się
zakazowi PS Company? I ukrywaliśmy nasz związek w tajemnicy. Nie zwierzyłem się
nawet chłopakom z zespołu, żeby nic nie wygadali. Żyliśmy wtedy jak na
zbuntowane gwiazdy rocka przystało – w naszym domu panował bałagan, jedliśmy
byle co, można by powiedzieć, że karmiliśmy się wzajemnie miłością, którą
nazywałeś malinowym budyniem. Zawsze uwielbiałem te twoje nietypowe pomysły.
Jesteś osobą pełną życia, we wszystkim widzisz pozytywy, naprawdę nie
rozstajesz się ze swoimi różowymi okularami. W przeciwieństwie do mnie − zawsze
ostrożnego realisty. Mimo, że uzupełnialiśmy się doskonale i ponoć pasowaliśmy
do siebie jak dwa kawałki układanki, coś jednak było nie tak. Może to, że jako
twoje uke oczekiwałem od Ciebie wsparcia? Chciałem, byś zawsze był przy mnie w
trudnych chwilach, chciałem móc wypłakać się w Twoje ramię, podczas gdy robiłem
to po kryjomu, ponieważ w Twoim słowniku nie ma miejsca na takie słowa jak
„smutek” czy „płacz”. Jeszcze naruszyłoby to Twoją landrynkową aurę. Tymczasem
czułem się, jakbym to ja dominował, a tak bardzo upierałeś się, że jesteś seme.
Chyba tylko w łóżku.
Pamiętasz, jak wybraliśmy się o
dziesiątej w nocy do supermarketu, żeby porobić sobie zdjęcia na parkingu?
Wymyśliłeś bardzo nietypowe pozy: leżenie na jezdni, siedzenie na przejściu dla
pieszych, w wózku, na wózkach… Ja jak zwykle bałem się, że ktoś nas zauważy, a
Ty kojącym głosem zapewniałeś mnie, że nic takiego się nie stanie. Tak samo
robiłeś podczas seksu. À propos, chciałeś się wtedy ze mną kochać („Chodź, Kai,
szybki numer na koszykach!”), ale ja się nie dałem. Kajdanek tym razem nie
udało Ci się założyć, a chciałeś, cholero jedna, przykuć mnie do wózka!
Ostatecznie się poddałeś i, po zrobieniu kilku zdjęć, udaliśmy się do domu. Noc
była piękna, zewsząd otaczał nas zapach ciepłej wiosny i… nagle wepchnąłeś mnie
w krzaki, próbując zdjąć ze mnie spodnie! Znów udało mi się uciec i zamknąć w
domu. Ponieważ nie miałeś kluczy, spędziłeś dwie godziny na klatce schodowej,
dopóki Cię nie wpuściłem. A później, przez następne dwie godziny mnie za to
karałeś.
Najgorzej było, kiedy zapraszałeś
mnie na lody. Te twoje komentarze: „Kai, a dlaczego, robiąc mi loda nie
manewrujesz tak języczkiem, jak przy tym?!” Mina kelnerki, która akurat
przechodziła obok naszego stolika była bezcenna. Cóż, przynajmniej było
śmiesznie. Nadal jest, ale jak to mówią: „Co za dużo, to nie zdrowo”. Chyba się
ze mną zgodzisz.
Potem nasz malinowy budyń zaczął
się troszkę psuć. Skończyło się upajanie miłością, zaczęły pierwsze kłótnie. Na
początku były to głupstwa typu: kto zmywa dziś naczynia, gdzie podziały się
Twoje ulubione bokserki w misie (oczywiście okazało się, że były w szufladzie z
Twoją bielizną), jakim prawem zeżarłeś cały słoik majonezu, nie zapytawszy o
zgodę, i tym podobne. Później zacząłem Ci wytykać późne powroty i twój stan
nietrzeźwości oraz częste obściskiwanie się z przedstawicielami obu płci.
Toleruję Twój biseksualizm w przeciwieństwie do zdrady. Mimo to wybaczałem Ci
za każdym razem. A wiesz dlaczego? Z miłości. Ponieważ nie chciałem, by nasz
malinowy budyń zepsuł się na dobre. Fakt, że za Twoją sprawą był trochę
przesłodzony, ale nie chciałem z niego rezygnować, chciałem go kosztować dalej.
Z Tobą. Ale najwidoczniej Ty wolisz się nim podzielić z kimś innym, dlatego
daję Ci wolną rękę, zabieram łyżeczkę i wycofuję się. Wybacz, że nie powiem Ci
tego wprost, ale po prostu nie potrafię. Mam nadzieję, że będziesz szczęśliwy,
wtedy ja też będę.
Kai
Szkoda mi Kai'a. :"c
OdpowiedzUsuńLubię taki styl pisania. Podoba mi się. C:
Fajne opowiadanie ... też mi szkoda Kaia ... T^T numerek na wózkach rozbawił mnie najbardziej ... ^^"
OdpowiedzUsuńooooooooooo jakie to smutne, ale żeby list tak na pożegnanie ... ? bidulek Kai .... oj mogłabym go przytulić ...
OdpowiedzUsuńLalalulu;)
Wow, to jest świetne! Smutne, bo smutne, ale oddaje charakter Meeva i sprawia, że mam ochotę wybiec z domu, biec na lotnisko i lecieć do Japonii przytulić Kaia c:
OdpowiedzUsuńRozwaliła mnie akcja z wózkami w sklepie :D
Już zabieram się za lekturę reszty bloga :D
Najpierw wypiszę parę błędów, które rzuciły mi się w oczy. Sam tekst jest raczej ich pozbawiony, jednak nie całkowicie.
OdpowiedzUsuń"Ale skoro Ty ich nie odwzajemniasz, muszę zrobić wszystko, aby ten proces zatrzymać.
Nie mam nic przeciwko Twojej dziecinnej naturze." - Wiem, o co ci chodziło, lecz brzmi to niespójnie. Drugi akapit w żaden sposób nie odnosi się do zakończenia pierwszego, a choć w minimalnym stopniu powinien. Wystarczyłoby napisać jakieś krótkie zdanie wprowadzające i już wszystko byłoby w porządku.
"więc do cholery spójrz wreszcie na mnie" - Przecinek po "więc" i przed "spójrz"
"I ukrywaliśmy nasz związek w tajemnicy" - A można ukrywać coś nie w tajemnicy? Jawnie?
"...robiąc mi loda nie manewrujesz tak języczkiem" - Przecinek przed "nie"
"i twój stan" - To list, więc "twój" wielką
Posługiwanie się w polskich opowiadaniach słowami "uke", "seme" jest niepoprawne. To są wyrazy japońskie i zwyczajnie nie można ich używać, pomijając wyjątkowe przypadki.
Nie sposób nie zwrócić uwagi na nadmiar zaimków. Wiem, że fajnie zaznacza się cały czas, iż zwracamy się do danej osoby, ale, do cholery, nie tyle razy.
Miałaś kilka błędów stylistycznych (np. "Masz swoje życie, a ja swoje, ale postanowiliśmy przecież je razem dzielić, więc do cholery spójrz wreszcie na mnie, ale spójrz tak naprawdę, niech Twoje oczy coś wyrażają, traktuj mnie jak partnera, a nie jak kolejny mebel w naszym mieszkaniu."), jednak ogólnie piszesz całkiem przyzwoicie.
Sam pomysłu ustąpienia z powodu miłości brzmi ładnie i tak też tutaj zostało to przedstawione. Oczywiście te zabiegi ze wspominaniem mają znamiona szantażu psychicznego, ale czego nie robi człowiek zdesperowany. Poza tym dość realistycznie pokazałaś smutek człowieka zbyt słabego, by zaprotestować otwarcie i próbować ratować związek swoim uporem, a jednocześnie na tyle silnego, by zdecydować się odejść.
Inaczej mówiąc, psychologicznie wszystko jest tak jak powinno (choć nieco infantylnie), technicznie jednak gorzej. Życzę wyeliminowania błędów w tej i przyszłych pracach.
Salut.
Oh Kai..
OdpowiedzUsuńByło mi smutno gdy czytałam, dopisz, tak jak było pisane na początku, tak bardzo mi smutno.
Było piękne.