Pairing: Aki x Shindy
Notka autorska: Naprawdę przepraszam, że tak
rzadko coś dodaję, ale szkoła i praca nieco uniemożliwiają mi pisanie
rozdziałów. Do tego dochodzi również całkowity brak weny. W rozdziale mogą
pojawić się błędy, ponieważ jestem przeziębiona i zmęczona, więc mogłam coś przeoczyć.
Mam nadzieję, że część się spodoba. :3
CZĘŚĆ
VIII
Obudziłem się przed nim.
Przyjrzałem się jego twarzy, odgarniając kosmyk włosów, który opadł na jego
zamkniętą powiekę. Zacisnął kurczowo palce na prześcieradle i poruszył się
niespokojnie, mrucząc coś niezrozumiałego pod nosem. Pewnie śnił mu się
koszmar. Tylko kto w nim występował? Hosokawa czy też ja?
Wstałem ostrożnie z łóżka, żeby
przypadkiem go nie obudzić. Niespodziewanie do głowy wpadł mi pomysł, żeby
przygotować dla niego śniadanie. Pewnie wczoraj go przestraszyłem. Musiałem
jakoś to naprawić, aby zdobyć jego zaufanie.
Udałem się do kuchni. W tym
momencie dziękowałem Shinyi, że namówił mnie na te duże zakupy. Mój zapał
jednak szybko się ulotnił, kiedy tylko uświadomiłem sobie, że tak naprawdę nic
nie umiem przyrządzić. Zawsze zamawiałem jedzenie do domu. Nie wiedziałem
nawet, co on lubi.
Zerknąłem na pudełko z jajkami.
Może jajecznica będzie mu smakować… Pod warunkiem, że go nie otruję.
− Przecież usmażenie jajka nie
może być takie trudne… − mruknąłem, wyciągając produkty z lodówki, które
wydawały mi się potrzebne. – Teraz przypomnij sobie jak robiła to twoja matka.
Nic mi nie przychodziło do
głowy, więc postanowiłem improwizować. Nie byłem do końca przekonany czy to aby
na pewno dobry pomysł, ale mimo to wyjąłem z szafki garnek i po prostu rozbiłem
o krawędź dwa jajka, które następnie dostały się do środka (razem z kilkoma
skrawkami skorupki, ale Shinya chyba nie zwróci na to uwagi). Postawiłem garnek
na palniku i włączyłem kuchenkę.
Usłyszałem dźwięk swojego
telefonu, tłumiony przez materiał spodni. Dzwonił Hosokawa.
− Po raz pierwszy cieszę się, że
dzwonisz – powiedziałem, zanim zdążył się odezwać. – Powiedz mi, ile trzeba
odczekać podczas smażenia jajka?
W słuchawce nastała cisza.
− Aki, co ty tam odpierdalasz? –
zapytał w końcu.
− Robię jajecznicę.
− Dla swojej dziewczynki? – Zaśmiał
się kpiąco.
− Powiesz mi wreszcie, ile mam
smażyć to pieprzone jajko? – warknąłem.
− Myślisz, że wiem takie rzeczy?
− Cholera, muszę kończyć…
− Aki, czekaj…
Rozłączyłem się i wyłączyłem
telefon, widząc, że z jajkami dzieją się dziwne rzeczy. Zrobiły się całkiem
czarne i wydzielały okropną woń, która wypełniła całe pomieszczenie.
Pospiesznie wyłączyłem kuchenkę i otworzyłem okno.
− Zajebiście… − skwitowałem,
patrząc na spalone szczątki smętnie zaścielające dno garnka.
− Co tak… um… pachnie? – spytał
Shinya, nagle pojawiając się w kuchni.
− Śniadanie. – Zerknąłem na
niego. – Chciałem zrobić ci jajecznicę, ale nie wyszło.
− To bardzo miłe – szepnął
nieśmiało, ale kiedy przeniósł wzrok na garnek, roześmiał się głośno.
− Z czego się śmiejesz?
− Jajecznicę robi się na
patelni, nie w garnku.
Przewróciłem oczami, a Shin
podszedł do kuchenki i zerknął na dno garnka.
− Dałeś jajko na kompletnie
suchy spód?
− No tak…
Spojrzał na mnie z politowaniem.
− Pokażę ci jak to się robi.
− Mam zanotować? – mruknąłem
ironicznie.
− Jeśli w przyszłości masz
zamiar jeszcze kogoś otruć, to tak – zaśmiał się. Zachowywał się tak swobodnie.
Nawet się śmiał. Chyba byliśmy na dobrej drodze. Ja go powoli oswajałem, a on
coraz bardziej mi ufał.
Wyjął z szafki patelnię i zabrał
się za przygotowanie posiłku.
− Śniadanie ci odpuszczę, ale z
babeczkami mi pomożesz.
− Babeczkami? – wykrztusiłem.
− Um… Pomyślałem sobie, że
moglibyśmy coś upiec. Jeśli nie chcesz, to…
− Chcę. – Ująłem jego nadgarstki
i ucałowałem palce. – Chcę, żebyś był tu szczęśliwy. Cieszy mnie, że czujesz
się tu troszeczkę lepiej.
Zagryzł wargę i zerknął w stronę
okna.
− Nie powinienem tak się czuć.
Zabijasz ludzi…
− Nie znasz powodu, dla którego
tak postępuję.
− Takich czynów nie można
usprawiedliwić.
Przytuliłem go do siebie.
− Jedyne czego od ciebie
oczekuję, to odrobina zaufania. Nie chcę, żebyś się mnie bał. – Przeczesałem
palcami jego włosy.
− Śniadanie – mruknął i wyplątał
się z moich objęć. Po chwili postawił na stoliku dwa talerze, usiadał na
krześle i zabrał się za jedzenie.
− Pomyślałem sobie… − zacząłem,
splatając dłonie – że moglibyśmy dziś pojechać do sklepu.
− Do sklepu? – powtórzył
zaskoczony.
− Tak. Nie masz żadnych ubrań.
− Nie mam przy sobie pieniędzy.
− Daj spokój, ja zapłacę.
− Mógłbym… mógłbym pojechać do
domu i zabrać swoje rzeczy.
− Myślisz, że jesteś na to
gotowy?
Zacisnął dłonie w pięści i
pokręcił przecząco głową.
− Pojedziemy do sklepu –
zadecydowałem.
***
− Pamiętaj, żeby nigdzie się nie
oddalać – mruknąłem, zerkając w lusterko. Cały czas miałem wrażenie, że oni
gdzieś tu są…
− Przecież ci nie ucieknę.
− Tu chodzi o twoje
bezpieczeństwo. Spodobałeś się Hosokawie.
− Komu?
− Mojemu szefowi. Uwierz, że nie
chciałbyś trafić w jego ręce.
Kiwnął głową i wbił wzrok w
swoje dłonie oparte na kolanach. Po pewnym czasie dotarliśmy na miejsce. Nie
byłem do końca przekonany czy dobrym pomysłem jest puszczenie Shinyi do
wielkiego domu towarowego w centrum miasta. Mógł w każdej chwili uciec i komuś
wszystko powiedzieć. Zanim wysiedliśmy z samochodu, ostrzegłem go, że od jego
zachowania zależy życie Ryuichiego. Splotłem jego palce z moimi i ruszyliśmy do
pierwszego sklepu z ubraniami.
− Nie zwracaj najmniejszej uwagi
na cenę. Bierz to, co ci się podoba – powiedziałem. Nie chciałem, żeby wybierał
same najtańsze rzeczy tak, jak to robił podczas kolacji z Hosokawą.
− Wolałbym, żeby te pieniądze
poszły na dług mojego brata – szepnął, spoglądając mi w oczy.
− Dług Ryuichiego to zupełnie
inna sprawa. Nie myśl teraz o tym.
Podszedł do wieszaków i
wyciągnął spodnie. Mimo tego, co powiedziałem, zerknął na cenę i natychmiast je
odłożył.
− Coś z nimi nie tak?
− Są za małe.
− Przymierz.
− Ale…
− Nie sprawdzisz czy są
odpowiednie, jeśli ich nie przymierzysz. – Irytował mnie jego upór. Mimo to
uśmiechnąłem się do niego, nie chcąc go przestraszyć, a zachęcić, by wykonał
moje polecenie. Byłem z siebie na swój sposób dumny. Jakiś czas temu, po prostu
siłą zawlókłbym go do przymierzalni i sam założył na niego odzież.
Shinya wziął spodnie i udał się
do pomieszczenia. Stałem pod drzwiami, czekając aż wyjdzie, żeby mi się
pokazać.
− I jak? – zapytał.
− Obróć się.
Kiedy odwrócił się do mnie
tyłem, mój wzrok zsunął się z jego talii na pośladki, trochę dłużej na nich
zatrzymał, a następnie podążył po dwóch pasach wyznaczonych przez jego nogi.
− Według mnie leżą idealnie.
Shinya przymierzył jeszcze
trochę ubrań. Gdy szliśmy w kierunku kolejnego sklepu, zapytał:
− A ty niczego sobie nie kupisz?
− Kupię. – Uśmiechnąłem się. –
Może niekoniecznie dla mnie, ale sprawię tym sobie ogromną przyjemność.
Spojrzał na mnie pytająco.
− Niespodzianka. A teraz idź
wybrać sobie jeszcze jakąś bluzkę.
Korzystając z okazji, że snów
zaszył się w przymierzalni, szybko udałem się najpierw do działu z sukienkami,
a następnie do przepełnionego skąpą, kobiecą bielizną. Shinya bardzo podobał mi
się w sukience, więc na samą myśl o tym, że mogłaby ona ukrywać pod spodem taki
komplet, zrobiło mi się gorąco. Kiedy Shinya opuścił przymierzalnię, stałem z
dodatkowymi torbami, jednak były one zupełnie niewidoczne pośród innych, toteż
chłopak niczego nie zauważył. Zapłaciłem za ostatnią rzecz dla niego i już
mogliśmy wracać do domu.
− Co cię tak cieszy? – spytał,
zauważając, że nieustannie się uśmiecham.
− Cieszy mnie to, że właśnie
realizuję swoją niespodziankę.
− Powiesz mi, co to takiego?
− W domu.
Już po pewnym czasie
wchodziliśmy do środka. Wręczyłem mu odpowiednie torby, nakazując, by ubrał ich
zawartość. Otworzył jedną z nich i wyciągnął pończochę, którą natychmiast z
wrażenia upuścił.
− Co to jest? – zapytał
przeglądając wnętrze toreb. – Nie założę tego.
− Niby dlaczego?
− Nie każ mi chodzić w damskich
ubraniach. Nie jestem dziewczyną.
− Ale tak wyglądasz.
− Nie będę się tak ubierać –
powiedział pewnie.
− Jeszcze zobaczymy… −
Przerzuciłem go sobie przez ramię, przeszedłem do sypialni i rzuciłem go na
łóżko. Jedną dłonią przytrzymałem jego nadgarstki, a drugą wyciągnąłem z
kieszeni scyzoryk, którym rozciąłem jego ubrania oraz bieliznę.
− Przestań… − jęknął, usiłując
wyrwać ręce, by się zasłonić. Wpatrywałem się w jego krocze, zupełnie nie
zwracając uwagi na łzy i zarumienione policzki.
− Powiedz mi, Shinya, wolisz
chodzić nago czy jednak się ubrać?
− Ubiorę się…
Pogłaskałem go po głowie i
pozwoliłem iść do łazienki. Kiedy wrócił, czekałem na niego rozłożony na łóżku,
przyglądając mu się dokładnie.
Stanął na środku pokoju i
spuścił głowę, by jakoś ukryć rumieńce. Czarna sukienka sięgała mu do kolan.
− Zdejmij ją – poleciłem. –
Powoli.
Rozpiął zamek i zaczął
niespiesznie zsuwać odzież, odkrywając kolejne fragmenty ciała, które zasłaniał
gorset oraz czarne majtki wykończone koronką, spod których wysuwały się
podwiązki przytrzymujące pończochy. Sukienka w końcu opadła na podłogę.
− Podejdź do mnie. – Wyciągnąłem
przed siebie ręce.
Niepewnie zrobił to, co kazałem.
Już po chwili znajdował się w moich ramionach. Ułożyłem go na łóżku pod sobą i
pocałowałem delikatnie w usta. Przebiegłem palcami po jego talii, skierowałem
się po skosie i zanurkowałem pod materiał bielizny. Odwrócił głowę, przez co
moje usta zjechały po linii żuchwy na jego szyję.
− Nie chcę tego.
− Nie posunę się dalej. Chcę cię
tylko dotykać. Chyba mam prawo dotykać osobę, którą kocham.
− Ale ja cię nie kocham…
Oparłem dłonie po bokach jego
głowy.
− Więc co do mnie czujesz,
Shinya?
Nie odezwał się. Spuścił jedynie wzrok.
− Nienawiść? – podsunąłem.
− Tak. Nienawidzę cię.
− Dlaczego więc nie powiedziałeś
tego od razu, tylko czekałeś aż podam ci odpowiedź?
− Bo… − zacisnął powieki – nie
mam nikogo… Odebrałeś mi wszystko. – Jego głos drżał, a po policzkach płynęły
łzy. – Nie mogę nawet zobaczyć się ze swoim bratem. To chore, ale jesteś jedyną
osobą, która ze mną przebywa. Nienawidzę cię, ale…
− Ale coś sprawia, że nie
chcesz, żeby mnie zabrakło – dokończyłem za niego.
− Nie, nie mogę tak myśleć. – Pokręcił
głową.
− Shinya, spójrz na mnie. –
Otworzył załzawione oczy. Pogłaskałem go po włosach. – Nic ci przy mnie nie
grozi. Zależy mi na tobie.
− To dlaczego mnie ranisz?
− Nie wiem… Staram się jak mogę,
ale czasami mi nie wychodzi. – Przygryzłem delikatnie dolną wargę i spojrzałem
na niego z udawaną niepewnością. – Mogę cię pocałować?
− Lepiej nie… − szepnął po
chwili wahania. W myślach uśmiechnąłem się triumfalnie. Niedługo będziesz mój.
Czyli Aki dalej jest dupkiem. Dobrze wiedzieć ;-;
OdpowiedzUsuńNie martw się - ja przez cały okres jesienny nie mam weny na nic. Nawet na komentarze ;-;
Życzę szybkiego powrotu do zdrowia
~sadist vampire Yuna.miko
Aki nadaj zły :x Życze więcej weny
OdpowiedzUsuń