Tytuł: Hot Chocolate
Pairing: Aki x Shindy, Kaoru x Die
Notka autorska:
Ostatnio miałam trochę weny i dopisałam odrobinę do Katarynki oraz Hot Chocolate.
W poprzednim rozdziale Aki miał pewną sprawę do Kaoru i Die’a. W tej części
pojawiają się nowi bohaterowie.
sadist vampire
Yuna.miko: Wiem, że zaglądasz. ^^ Jesteś moją stałą czytelniczką. <3
Przepraszam, że tak długo musiałaś czekać, ale miałam okropny kryzys związany z
weną. ;; Shindy głupiutki? Hm… Może i tak. Na pewno naiwny i zbyt zapatrzony w
swoich bliskich, w tym przypadku swojego brata. Tak, Shin w lateksie, czyli
coś, co Cherry lubi najbardziej. *.*
Reila Suzu:
Przepraszam Cię bardzo, że seksu nie było, ale jakoś tak nie miałam chęci tego
opisywać. Mam jakąś blokadę i od jakiegoś czasu nie opisuję tych scen. Może
niedługo mi przejdzie. Shindy jest bardzo naiwny, niestety. Ja już tak mam, że
robię z niego takiego biednego, poczciwego człowieczka. :3
Hakito-san:
Dziękuję za komentarz pod ostatnią częścią White
Eden. Stęskniłam się za Tobą i muszę przyznać, że zmartwiło mnie Twoje
nagłe zniknięcie. Mam nadzieję, że już jest w porządku.
CZĘŚĆ
VI
− Nie wiem, naprawdę nie wiem… −
powiedział smutno Intetsu, przekreślając po raz kolejny błędny wynik w
zeszycie.
− Spróbuj jeszcze raz – zachęcił
Hizumi, uśmiechając się delikatnie.
Intetsu spojrzał z powątpieniem na
pokreśloną stronę. Nienawidził matematyki, za to uwielbiał dodatkowe zajęcia z
Hizumim. Mimo że zdawał sobie sprawę, iż marnuje tylko jego czas i dodatkowo
pogrąża się swoim brakiem wiedzy, każda chwila spędzona z nim była przyjemna.
− Tu masz błąd. – Hizumi
niespodziewanie przybliżył się do szatyna, objął go ramieniem i poprawił pewien
fragment obliczeń. Intetsu zarumienił się, czując jego dotyk. Przecież mógł
poprawić ten błąd bezpośrednio, bez wędrowania przez jego plecy… Niemniej
jednak ta opcja zdecydowanie bardziej mu się podobała.
Hizumi uśmiechnął się szerzej na
widok zaróżowionych policzków chłopaka.
− Zrobimy jeszcze parę zadań i już
dam ci spokój – obiecał, sięgając po czystą kartkę.
− Przepraszam, że znów zawróciłem
ci głowę tą matematyką – mruknął Intetsu, kiedy szli korytarzem po skończonych
korepetycjach. – Okropny ze mnie uczeń. – Spuścił wzrok.
− Hej, nie przejmuj się. Radzisz
sobie coraz lepiej.
Intetsu spojrzał na Hizumiego,
który zerkał na niego kątem oka. Nagle brunet przystanął.
− Hizumi? – szepnął Intetsu, kiedy
palce chłopaka dotknęły nieśmiało jego karmelowych kosmyków.
− Zawsze chciałem ich dotknąć –
powiedział Hizumi, bardziej do siebie niż do swojego towarzysza. Opuścił dłoń i
odszedł bez słowa, zostawiając zaskoczonego Intetsu, w którego głowie kłębiło
się teraz mnóstwo pytań. Przez chwilę stał, niezdolny do jakiegokolwiek ruchu,
wpatrując się w zakręt, za którym zniknął Hizumi.
− Co tak długo dzisiaj? – spytał
Reita, kiedy chłopak wszedł do ich wspólnego pokoju. W odpowiedzi mruknął
jedynie coś niewyraźnie, odrzucił torbę z książkami obok łóżka, po czym wspiął
się na parapet, nawet nie spoglądając na blondyna. – Inu, co jest? – Reita
zaczął się niepokoić. – Inu? – powtórzył wymyślony przez siebie pseudonim,
którego Intetsu szczerze nienawidził. Rzadko się denerwował, jednak ta nazwa
działała na niego jak płachta na byka i gdy tylko Akira nazywał go psem,
natychmiast czerwieniał na twarzy i krzyczał, żeby tak się do niego nie zwracać.
Z tym, że Intetsu nie potrafił krzyczeć, toteż próby przybrania rozgniewanego
tonu wychodziły mu zabawnie i rozczulały Reitę. Tym razem jednak nie było
żadnej reakcji, co jeszcze bardziej przeraziło chłopaka. – Intetsu, stało się
coś? Widziałeś się z Hizumim, prawda? Zrobił ci krzywdę?
Intetsu odwrócił się gwałtownie w
stronę przyjaciela.
− Krzywdę? – powtórzył zaskoczony.
– Oczywiście, że nie. Jak mogłeś tak pomyśleć? Jestem po prostu zmęczony. –
Powrócił do obserwowania widoku za oknem.
Reita przeniósł wzrok na książkę,
jednak nie zwracał najmniejszej uwagi na wydrukowany tekst. Coraz mniej
podobały mu się te dodatkowe zajęcia z Hizumim. Intetsu rzadko spędzał przez to
z nim czas. Na domiar złego w całą sprawę musiał jeszcze wtrącić się Takashima,
który swoimi na pozór niewinnymi gestami, starał się oczarować Intetsu. Akira
zatrzasnął książkę i odrzucił ją na bok. Zignorował pytające spojrzenie
współlokatora i pospiesznie zamknął się w łazience.
***
Shindy wracał z ostatnich zajęć. Przy
drzwiach do jego pokoju stało dwóch chłopaków. Na widok blondyna, zaprzestali
rozmowy i uśmiechnęli się do niego.
− Jesteś Shinya, prawda? – odezwał
się uczeń o intensywnie czerwonych włosach, a kiedy Shindy skinął głową,
przedstawił się: − Zwą mnie Die, a to jest Kaoru. – Wskazał swojego towarzysza.
– Może miałbyś ochotę na spacer? Lubimy poznawać nowych uczniów.
− Um… Dobrze – zgodził się Shindy.
– Tylko powiem Yoichiemu, że wychodzę…
− Nie ma takiej potrzeby. – Kaoru
chwycił Shina pod ramię. – Włos ci z głowy nie spadnie.
Die uczepił się drugiej ręki
blondyna i razem opuścili szkolny budynek.
− Dokąd idziemy? – zapytał, kiedy
coraz bardziej oddalali się od placówki.
− Chcemy ci pokazać jedno piękne
miejsce – wyjaśnił Die.
− Daleko jeszcze? – Shindy
spojrzał w niebo, które ciemniało z każdą chwilą.
− Jeszcze trochę.
W końcu zatrzymali się. Miejsce, w
którym stanęli było otoczone drzewami i nie wyróżniał go żaden dodatkowy
element.
− To jest to piękne miejsce?
− Tak. Zaraz pokażemy ci jego
piękno – Shin usłyszał szept Kaoru przy swoim uchu i nim zdążył w jakiś sposób
zareagować, został powalony na ściółkę.
Die przytrzymał ręce nad jego
głową, natomiast Kaoru usiadł mu na biodrach. Shindy szarpnął się, czym wywołał
jedynie śmiech u Die’a, który zacisnął mocniej palce na jego przegubach.
− Puść mnie… − jęknął.
− Oj, Shin-chan, nie bądź taki,
chcemy się tylko zabawić. – Kaoru rozpiął spodnie i zbliżył krocze do twarzy
przestraszonego chłopaka. – Otwórz usta.
Shinya zacisnął wargi i pokręcił
głową. Kaoru pociągnął go mocno za włosy, a kiedy blondyn krzyknął, szybko
wepchnął swoje przyrodzenie między jego usta. Shindy zakrztusił się, w oczach
stanęły mu łzy. Nie rozumiał, dlaczego był tak traktowany. Przecież nic złego
im nie zrobił.
− Rób swoje – mruknął Kaoru,
szarpiąc za długie, jasne pasma.
Język Shina sunął po przyrodzeniu
chłopaka. Nigdy nie robił takich rzeczy, nigdy nikt go do tego nie zmuszał, nie
wiedział zatem jak się do tego zabrać. Kaoru, czując, że Shindy w ogóle nie ma
doświadczenia w tego typu sprawach, szarpnął ponownie jego głową, a członek
całkowicie zanurzył się w delikatnych ustach. Po policzkach blondyna spłynęły
łzy. Nie wytrzymał. Był bardzo wrażliwą osobą i było pewne, że po tym
wydarzeniu nie podniesie się tak łatwo. Błagał w myślach, by to wszystko się
skończyło. To było zbyt upokarzające, a on zupełnie nie wiedział, czym zawinił,
że spotkało go coś tak okrutnego. Wreszcie Kaoru doszedł i odsunął się od
niego. Shindy przechylił się na bok na tyle, na ile pozwalały mu ręce Die’a,
które wciąż przytrzymywały jego nadgarstki i wypluł spermę.
− Nieładnie. – Kaoru pokręcił
głową z dezaprobatą.
− Zostawcie mnie już… − jęknął
Shinya.
− Jak sobie życzysz. – Die
przerzucił sobie przestraszonego chłopaka przez ramię, po czym postawił go przy
drzewie. Kaoru wykręcił jego ręce tak, by oplatały pień, wyciągnął z kieszeni
spodni sznurek i owinął nim wątłe nadgarstki.
− Dlaczego to robicie? – Shindy z
całych sił próbował się wyrwać.
Die jedynie uśmiechnął się
ironicznie i musnął mokry od łez policzek.
− Możesz sobie krzyczeć, ile
chcesz i tak nikt cię nie usłyszy.
Odeszli, zostawiając go samego.
Krzyczał, płakał, prosił. Szarpał się, jednak jedynym skutkiem były boleśnie
obtarte nadgarstki. Niebo było już całkiem czarne, a zimne powietrze owiewało
jego sylwetkę. Drżał z zimna i ze strachu. Wzdrygał się na każdy dźwięk. Nagle
usłyszał szmer. Zastanawiał się, co to może być. Nie wiedział już czy ma
krzyczeć, czy lepiej siedzieć cicho. Jeśli był to człowiek, mógł wykorzystać
fakt, że był bezbronny. Z drugiej strony, nigdy się stąd nie wydostanie, jeśli
nie zaryzykuje. Kiedy już chciał zawołać, oślepiło go światło.
− Shinya? – Usłyszał znajomy,
zaniepokojony głos.
− Aki-sama… − szepnął.
Brunet podbiegł do niego i
rozwiązał jego ręce.
− Kto ci to zrobił? – Przytulił
roztrzęsionego Shindy’ego.
Shin chciał powiedzieć, jednak bał
się, że gdy tylko Kaoru i Die zostaną ukarani, zrobią coś o wiele gorszego.
− Nie wiem, nie widziałem ich.
Aki wziął go na ręce, a blondyn
objął ramionami jego szyję i wtulił się w niego. Potrzebował teraz poczucia
bezpieczeństwa, a ciepłe i silne ciało Akiego właśnie tego dostarczało.
− Nie bój się, maleńki. Zaraz
będziemy na miejscu – szepnął uspokajająco.
Biały snop oświetlił ich sylwetki.
Shindy przesłonił oczy dłonią.
− Mam go! – zawołał Aki do
postaci, trzymającej latarkę.
− Jest ranny?
Shindy drgnął, słysząc głos
Natsukiego. Brzmiał tak, jakby chłopak był zaniepokojony.
− Nie, jest wyziębiony i
przestraszony.
− Zaniosę go do pielęgniarki. –
Natsuki zbliżył dłonie do ciała Shindy’ego, jednak Aki przycisnął go mocniej do
siebie.
− Ja to zrobię. Ty zadzwoń do
Tatsuro i poinformuj, że go znalazłem. – Wyminął Natsukiego i udał się do
budynku. Nie poszedł jednak do gabinetu pielęgniarki, ale do swojej sypialni,
gdzie położył na półprzytomnego Shindy’ego na łóżku.
Blondyn podniósł lekko głowę i
zapytał cicho:
− Gdzie ja jestem?
− W moim pokoju.
− Ale przecież…
− Cii… − Aki zdjął z niego
marynarkę i zabrał się za rozpinanie koszuli. – Tu ci będzie lepiej.
− Co robisz? – Shindy drżącą
dłonią chwycił w słaby uścisk rękę Akiego.
− Chcę cię przebrać w coś
cieplejszego.
− Sam sobie poradzę – zapewnił
Shindy.
Brunet przewrócił oczami i
podszedł do szafy, by wybrać ubrania dla Shina. Chłopak rozebrał się i szybko
założył grubą bluzę, spodnie od dresu i skarpetki.
− Dziękuję – szepnął, kiedy Aki
okrył go szczelnie kołdrą.
− Nie ma za co. – Pogładził jego
jasną grzywkę, kiedy dostrzegł, że coś bieli się w kąciku ust Shinyi. – Co to
jest? – Starł strużkę kciukiem. Shindy zacisnął powieki, spod których wypłynęły
łzy. – Co oni ci zrobili? – Domyślał się, co mogło się wydarzyć. Jeśli Kaoru i
Die zmusili go do tego… Mieli go tylko nastraszyć i przywiązać do drzewa, żeby
Aki później mógł go odnaleźć i zabrać do siebie. Zacisnął dłonie w pięści. − Poczekaj
tu na mnie, pójdę zrobić herbatę. – Opuścił pomieszczenie, zamykając drzwi na
klucz, tak na wszelki wypadek. Nie chciał, żeby Shindy mu teraz uciekł. Nie po
to wymyślił całą tę akcję z zaciągnięciem do lasu. Z Kaoru i Die jeszcze
porozmawia, ale to później, teraz najważniejszy był Shindy.
Blondyn wpatrywał się w drzwi.
Dlaczego Aki go zamknął? Skulił się na łóżku, owijając bardziej kołdrą. Po
jakimś czasie usłyszał szczęk zamka, poderwał głowę.
− Dlaczego mnie zamknąłeś?
− Żeby nikt tutaj nie wszedł. To
byli pewnie jacyś uczniowie, nie chcę, żeby ponownie zrobili ci krzywdę. –
Postawił na stoliku kubek i usiadł na brzegu łóżka. Obserwował jak drżące palce
Shinyi obejmują naczynie. Szerokie rękawy za dużej bluzy zsunęły się,
odsłaniając obtarte nadgarstki. Aki zagryzł wargę. Nie kazał im przecież zrobić
tego aż tak mocno. Zaznaczył, że mają być wobec niego delikatni. Zawsze muszą
wykorzystać sytuację.
Shindy pił powoli herbatę, czując,
że ogarnia go coraz większa senność. Kiedy skończył, odstawił kubek na stolik i
ostrożnie zsunął się z łóżka.
− A ty dokąd? – Aki natychmiast
zagrodził mu drogę.
− Do swojego pokoju.
− Nie ma mowy. Zostajesz tutaj.
Nie zasnę z myślą, że ci idioci mogą coś jeszcze zrobić. – Popchnął go lekko na
posłanie.
− Ale…
− Żadnych „ale”. Śpisz u mnie. –
Brunet zdjął buty i położył się obok Shindy’ego. Przycisnął go ramieniem do
materaca i przyciągnął do siebie, żeby mieć pewność, że chłopak nie ucieknie,
kiedy on zaśnie.
Shinya nie miał już siły się
sprzeciwiać. Powieki robiły się coraz cięższe aż w końcu opadły, a on zasnął w
objęciach Akiego.