18 marca 2015

168. Taste of Death cz. XI (Aki x Shindy)



Tytuł: Taste of Death
Pairing: Aki x Shindy
Notka autorska: Bardzo Was przepraszam, że nie było mnie tutaj od grudnia, ale zupełnie nie miałam pomysłów. Praktycznie nic nie pisałam. :c Mam nadzieję, że ktoś z Was tu jeszcze zagląda. Wracam do Was z kolejną częścią Taste of Death. Myślę, że jest to przedostatnia część. Powoli postaram się dokończyć wszystkie opowiadania i wstawiać nowe, ponieważ mam dużo rozpoczętych. Co do tego rozdziału, Ryuichi jest totalnym gnojkiem. Ale to już wiemy. xD

CZĘŚĆ XI
Leżałem na łóżku, wtulając twarz w poduszkę. Poszewka chłonęła moje łzy, a ciałem co jakiś czas wstrząsał szloch. Nie wiedziałem, co zrobić w takiej sytuacji. Jak uciec.
Hosokawa dał mi czas na zastanowienie się, jednak ja podjąłem decyzję. Oddam mu się dobrowolnie, żeby zarobić. Mimo że ostrzegł, iż będzie się nade mną znęcać. Może Ryuichi mi wybaczy, jeśli chociaż trochę spłacę jego dług?
Środki, które mi podali stopniowo przestawały działać. Wiedziałem, że muszę coś zrobić, by jakoś wydostać się stąd z Ryuichim, jednak żaden pomysł nie przychodził mi do głowy. Zamiast planu ucieczki w głowie pojawiały się przerażające wizje tego, co zamierzał zrobić ze mną szef Akiego.
Aki… Na wspomnienie o mężczyźnie, poczułem więcej łez na policzkach. Chciałem teraz znów znaleźć się przy nim. Chociaż nadal się go bałem, czułem się przy nim zdecydowanie bezpieczniej niż tu.
Zacisnąłem palce na fioletowym materiale. Poruszyłem odrobinę nogami, czując jak lateks nieprzyjemnie je opina. Zastanawiałem się, co zrobi Aki. Czy będzie mnie szukać? A może pomyśli, że uciekłem? W końcu zaufał mi i zostawił drzwi otwarte.
Drgnąłem na dźwięk przekręcanego klucza.
− I jak, namyśliłeś się? – spytał Hosokawa, siadając obok mnie na łóżku.
− Zrobię to. Dla Ryuichiego.
Mężczyzna uśmiechnął się jedynie i wyjął coś z szuflady. Wolałem nie sprawdzać, co to jest…
− Połóż się na brzuchu.
Wykonałem jego polecenie. Po chwili usiadł na mnie okrakiem i szarpnięciem podciągnął moje ręce w górę, ku ramie, do której przykuł moje nadgarstki.
− Po co to? – szepnąłem, próbując poruszyć rękoma.
− Nie interesuj się.
Wsunął dłonie pod moje biodra, aby rozpiąć mi spodnie i ściągnąć je zdecydowanym szarpnięciem.

Nie wiem czy trwało to długo. Po pewnym czasie straciłem przytomność, co było dla mnie swojego rodzaju wybawieniem. Dopiero, kiedy się ocknąłem, dotarło do mnie, co się wydarzyło. Czułem jedynie rozrywający ból, który nasilił się, gdy tylko spróbowałem odrobinę się podnieść. Pokój wirował, ściany zamieniły się w fioletową plamę. Czekałem aż zawroty miną, starając się miarowo oddychać. Uświadomiłem sobie, że jestem nagi. Rozejrzałem się za spodniami i wtedy mój wzrok padł na moje odsłonięte uda. Na bladej skórze mieniły się szkarłatne strużki. Przysunąłem drżącą dłoń do ust, z których wydobył się stłumiony szloch.
− Aki… − Opadłem na poduszkę. – Aki, proszę, zabierz mnie stąd…
Mimowolnie szeptałem jego imię, prosząc, by mnie uratował. Pragnąłem znów znaleźć się w jego małym mieszkaniu, w którym panował bałagan, w którym lodówka stała pusta, dopóki jej nie zapełniłem, w którym piekliśmy wspólnie babeczki. Poczuć jeszcze raz zapach przypalonej jajecznicy, której Aki nie potrafił usmażyć. Przejść się z nim do parku i siedzieć tam tak długo, aż promienie chowającego się za horyzontem słońca, zaczną coraz bardziej wydłużać nasze cienie, które osiadły na trawie.
W tym momencie zdałem sobie sprawę, że boję się go coraz mniej, że moja nienawiść do niego słabnie. Czułem się z tym okropnie. On zabił moich rodziców, a ja właśnie wspominam przyjemne chwile, które razem spędziliśmy. Jednak on był teraz jedyną osobą, która była dla mnie dobra. Ryuichi mnie nienawidził, Hosokawa zrobił ze mnie swojego seksualnego niewolnika, moich rodziców już nie ma na świecie…
Zacisnąłem palce na pościeli. Tego było za wiele. Nie miałem już siły. Jeśli Aki mnie nie znajdzie, zostanę tu do końca życia. Do końca życia będę zabawką Hosokawy…
Spodnie poniewierały się na brzegu łóżka. Chwyciłem je i ostrożnie założyłem. Wtuliłem twarz w poduszkę, mocząc ją łzami.
− Wiesz, że należy ci się kara za twoje zachowanie? – Poderwałem gwałtownie głowę słysząc srogi głos. – Zemdlałeś, kiedy cię pieprzyłem. – Mężczyzna rozpiął spodnie.
− Nie, proszę…
− Myślisz, że możesz sobie pozwalać na takie rzeczy? – Chwycił mnie boleśnie za włosy. − Masz cierpieć. Nie dostaniesz ode mnie pieniędzy, jeśli będziesz mdlał.
− Nie! Nie! Aki! – krzyknąłem.
− Aki? – Hosokawa puścił moje włosy. – Wołasz Akiego? – zakpił. – Wierzysz, że ci pomoże? Twój Aki chciał ciebie nam oddać.
− Nie, to nieprawda…
− Myślałeś, że się zmienił? Że ty go odmieniłeś? Nie dziwiło cię to, że nagle zrobił się dla ciebie łagodny? Chciał zdobyć twoje zaufanie.
Nie mogłem uwierzyć w to, co ten człowiek mówił. Nie chciałem w to uwierzyć. To niemożliwe, żeby świat, w którym do niedawna tak spokojnie żyłem, był aż tak okrutny. To niemożliwe, by ludzie, którzy mnie otaczali byli potworami. Jednak słowa Hosokawy sprawiły, że zacząłem analizować zachowanie Akiego. Rzeczywiście, jego przemiana była aż zadziwiająco nagła. Czy to było prawdą? Czy Aki chciał mnie oddać?
Mój oddech przyspieszył, ciało skropił pot, a ja nie mogłem zapanować nad drżeniem. Uświadomiłem sobie, że nie mam nikogo, że zostałem całkiem sam na tym świecie, który na każdym kroku coraz dotkliwiej pokazywał swoje drugie, mroczne oblicze.
− Ej, co jest? – mruknął Hosokawa.
Z mojego gardła wydobył się rozpaczliwy krzyk. Nie kontrolowałem tego, nie kontrolowałem siebie. Hosokawa chciał chwycić mnie za ramiona, ale adrenalina dodała mi sił i udało mi się go odepchnąć. Rzuciłem się w kierunku drzwi. Byłem gotowy rozwalić je pięściami, byleby się stąd wydostać. Nacisnąłem klamkę i ustąpiły. Nie zaprzątałem sobie głowy tym, dlaczego były otwarte. Chciałem znaleźć się jak najdalej stąd. Uciec do miejsca, gdzie nikt mnie już nie skrzywdzi.
− Shinya! – zawołał za mną mężczyzna.
Biegłem przed siebie, co jakiś czas obijając się o ściany. Obraz przed oczami coraz bardziej się rozmazywał. Dotarło do mnie, że płaczę. W pewnym momencie ktoś pociągnął mnie za ramię i wciągnął w boczny korytarz. Nieznajomy objął mnie mocno jedną ręką, a drugą zasłonił mi usta, z których nadal wydobywały się przeraźliwe wrzaski.
− Cii… Cichutko… − Zamarłem, rozpoznając głos Akiego. – Nie bój się, zaraz cię stąd zabiorę. Tylko musisz być cicho.
Dokąd on chce mnie zabrać? Jeszcze mu się nie znudziłem? Próbowałem się wyrwać, jednak był za silny, a adrenalina już całkiem mnie opuściła.
− Shin-chan, co jest? Nie bój się, to tylko ja. Co ten potwór ci zrobił?
Jęknąłem niewyraźnie.
Zsunął powoli rękę z moich ust.
− Czego ty jeszcze ode mnie chcesz? – zapytałem, czując kolejne łzy w oczach. – Hosokawa mi wszystko powiedział. Wiem, że chciałeś mnie im oddać.
− Shinya… Ja nie chcę cię nikomu oddawać. Chcę cię zabrać do domu.
− Nie wierzę ci. Puść mnie.
− Shinya. – Odwrócił mnie w swoją stronę. – Nie skrzywdziłbym cię. Nie mógłbym. – Złożył delikatny pocałunek na moim czole. – A teraz musisz zrobić dokładnie to, co ci powiem. Zaraz znajdą nas ludzie Hosokawy. – Pociągnął mnie w stronę ogromnej rzeźby, za którą znajdował się otwarty szyb wentylacyjny. Wejście było dość sporych rozmiarów. – Kieruj się cały czas prosto, a potem biegnij w stronę miasta.
− A co z tobą?
− Ja sobie poradzę.
− Co chcesz zrobić?
− Mam do wykonania ostatnie już zlecenie. Chcę, żebyś był bezpieczny. – Pocałował mnie w usta, poczym wyciągnął zza paska broń i pobiegł przed siebie.
Zerknąłem na otwarty szyb. Przecież nie mogłem tak po prostu uciec i zostawić Ryuichiego. Ostrożnie wysunąłem głowę zza zakrętu, żeby sprawdzić czy nikogo nie ma. Korytarz był pusty, co wydało mi się podejrzane. Usłyszałem kilka strzałów. Przestraszony pobiegłem w nieznanym mi kierunku. Musiałem odnaleźć mojego brata. Zastanawiałem się, gdzie oni mogli go trzymać, kiedy nagle usłyszałem jęki wymieszane z przekleństwami. Odgłosy dochodziły z ciemnego pomieszczenia, do którego prowadziły schody. Postawiłem nieśmiało stopę na zimnym stopniu. Była to przypuszczalnie piwnica. Chłód otulił nieprzyjemnie moje ciało. Potarłem dłońmi nagie ramiona i zszedłem powoli, trzymając się poręczy.
− Ryuichi? – szepnąłem.
− Shinya! Nareszcie!
Podbiegłem do miejsca, z którego dobiegał jego głos.
− Nic ci nie jest? – zapytałem. W ciemności zacząłem wychwytywać rysy jego twarzy.
− Co za głupie pytanie! Nie trać czasu i rozwiąż mnie.
Rozplątałem linę na jego nadgarstkach i pomogłem mu wstać, ale odepchnął mnie i ruszył w kierunku wyjścia. Poszedłem za nim. Kiedy tylko zauważył, że nikogo nie ma, ruszył biegiem przed siebie.
− Ryuichi, zaczekaj…
− Radź sobie sam, smarkaczu. Dość już mam przez ciebie problemów.
− Ryuichi, proszę. Musimy sobie nawzajem pomagać i…
− No proszę, proszę. Tu jesteś, Shin-chan. – Hosokawa zbliżał się, celując w nas bronią.
Ryuichi, przyciągnął mnie do siebie.
− Ryuichi, co ty robisz? – zapytałem z przerażeniem, próbując się wyrwać.
− Zasłaniasz się ciałem swojego młodszego brata? – Hosokawa pokręcił z niedowierzaniem głową. – Jesteś bardziej żałosny niż przypuszczałem.
− Bierz go sobie – warknął Ryuichi – a mi daj spokój.
Mężczyzna zaśmiał się jedynie. W pewnym momencie Ryuichi odepchnął mnie i pobiegł w boczny korytarz.
− Nie! – krzyknąłem, ale było już za późno. Kilka strzałów i Ryuichi upadł na podłogę. – Nie! – Podbiegłem do niego. – Ryuichi! Ryuichi! – Potrząsnąłem jego ciałem.
− Wracamy do pokoju, Shinya. Będziesz musiał na mnie trochę poczekać, ponieważ przedtem jeszcze chcę się pozbyć Akiego. Idziemy. – Nie ruszyłem się z miejsca. Nadal klęczałem i tuliłem mojego brata. – Powiedziałem coś!
Usłyszałem kolejny strzał. Odwróciłem gwałtownie głowę. Hosokawa leżał na podłodze. Odsunąłem się pod ścianę.
− Spokojnie, Shin-chan, już po wszystkim. – Aki schował broń i podszedł do mnie powoli. – Wracamy do domu. – Pogłaskał mnie po głowie i pomógł mi wstać.
Odwróciliśmy się, słysząc ruch za nami. Aki pospiesznie wyjął broń, jednak Hosokawa był szybszy. Brunet zdążył jedynie odepchnąć mnie na bok. Pocisk trafił, a krew wytrysnęła obficie z rany, brudząc białą koszulkę Akiego. Mężczyzna przez chwilę chwiał się na nogach, starając się nie upaść. Ostatni raz wycelował w Hosokawę i strzelił do niego kilkakrotnie, aż ten padł martwy.
Aki upadł na kolana, a następnie osunął się na bok.

2 komentarze:

  1. Ja tu zaglądam~! \^^/
    Długo czekałam ;w; Ale się doczekałam ^^
    Czyli jednak. Shindy jest głupiutkim stworzonkiem... Mógłby choć raz wykazać się mądrością, nooo...
    (Shin w lateksie, Shin w lateksiee xD)
    Będzie happy end, prawda? Będzie? Aki przeżyje... A jak nie, to lecę zmienić go w wampira i będzie żyć! xD
    ~sadist vampire Yuna.miko

    OdpowiedzUsuń
  2. Spodziewałam się poczytać sceny seksu, a tu nic takiego nie było, trochę szkoda. Fajnie by było poczytać o torturach XD. Właściwie to zastanawiam się, czy to koniec. Bo zakończenie jakby już było, wielki łotr zginął i teraz Shinya może być z Akim. Ale teraz Shindy nie będzie mu pewnie uwał po słowach szefa, ale i tak Aki go przekona do siebie. Już nikt nie został Sindemu, szkoda tylko, że był naiwny i nawet jak brat mu pokazał, że ma go gdzieś, to Shindy i tak się o niego troszczył i martwił.

    OdpowiedzUsuń