4 sierpnia 2016

194. Pure Beauty cz. I (Shindy x Aki)



Tytuł: Pure Beauty
Pairing: Shindy x Aki
Notka autorska: Teraz napiszę coś, co pojawiło się u mnie dotychczas tylko raz: SHINDY W TEJ SERII JEST SEME! Na dodatek stroną uległą jest Aki. Jestem ciekawa czy taka odmiana Wam się spodoba. Rozdział dodaję na prośbę – tsuki – i to jej dedykuję tę część.

CZĘŚĆ I
Znowu na niego patrzył. Ten charakterystyczny błysk w oczach, brązowa otoczka tęczówki wokół rozświetlonej źrenicy. Aki znów patrzył na Shindy’ego, wzrokiem sunął po obojczykach, które bez cienia krępacji wyglądały zza rozpiętego kołnierzyka białej koszuli. Poluzowany krawat zwisał wzdłuż płaskiego brzucha. Dalej było miejsce, skryte za materiałem spodni, zamknięte na zamek błyskawiczny. Jeszcze niżej smukłe nogi. Aki lustrował sylwetkę Shina od rozwichrzonych, rudych kosmyków, aż po czubki butów. Góra-dół, powoli, subtelnie smakując spojrzeniem jego urody.
Shindy rozmawiał z kolegami z klasy, oparty o ścianę. Zbyt zajęty konwersacją, ślepy na pełne uwielbienia oczy Akiego. Spowity nonszalancją i pewnością siebie, nacechowany powabem i osobistym urokiem, chodzący erotyzm o androgenicznej urodzie, na którego widok ukłucie zazdrości przebijało dziewczęce serca. Nieuchwytny ideał Akiego, nierealny, oniryczny, jakby wyrwany z innej rzeczywistości. Uwielbiał go.
Dzwonek rozbrzęczał na korytarzach, donośnie, wręcz irytująco przypominając o rozpoczęciu kolejnych zajęć. Shindy niechętnie stanął pod ścianą niedaleko drzwi od sali. Aki nadal śledził wzrokiem każdy jego ruch, trzymając się odpowiedniej odległości. Zbyt nieśmiały, by podejść do chłopaka, trwał w niemym pożądaniu, patrząc tęsknie na mieniące się w słonecznych promieniach rude włosy.
Lekcja dłużyła się nużąco, wskazówki zegara chyba zastygły w bezruchu. Aki co jakiś czas przerywał notowanie, by sprawdzić, ile czasu zostało do kolejnego spotkania. Ostatnie minuty dzieliły go od ponownego ujrzenia Shindy’ego, zatracenia w podziwianiu idealnie skomponowanej sylwetki, w której każda cielista linia rysowała wyraźnie spiczaste łokcie, wąskie biodra, drobne nadgarstki. Shindy już czekał na korytarzu. Unosząca się wokół niego erotyczna aura przyprawiała Akiego o drżenie kolan. Nawet przewieszona niedbale przez ramię marynarka prowokowała.
Aki usiadł pod ścianą, spoglądając na Shina spod grzywki, tym razem sporadycznie, by chłopak go nie przyłapał. Chcąc nadać swojemu zachowaniu bardziej naturalnego, swobodnego wyglądu, wyciągnął książkę, pochylając nad nią głowę. Cień padł na drukowaną stronę, utrudniając nieco dalsze czytanie. Aki spojrzał na osobę górującą teraz nad nim, która uśmiechała się delikatnie, odrobinę rozbawiona. Uśmiech ten, nieco zawadiacki spowodowany był reakcją Akiego, której nie mógł za nic teraz ukryć. Nie dało się zaskoczenia i uwielbienia w źrenicach osłonić nawet najlichszą płachtą obojętności. Nad Akim pochylał się Shindy. Jak gdyby nigdy nic. Tak po prostu, niby anioł, który dla własnego kaprysu postanowił poświęcić chwilkę uwagi śmiertelnikowi.
− Hej – przywitał się Shin, a uśmiech poszerzył się do tego stopnia, że oczy stały się dwoma łukami. Z całą pewnością dla Akiego był to najsłodszy widok na świecie.
− Hej… − odpowiedział. Chciał sprawdzić, czy to aby nie sen, był gotowy się uszczypnąć. Nie zrobił tego jednak. Nawet jeśli to kolejny wytwór jego wyobraźni, był zdecydowanie najbardziej realnym marzeniem, jakie miał dotychczas. I za nic nie chciał się obudzić.
− Jestem Shinya, ale mówią na mnie Shindy.
Brunet doskonale znał jego imię, wiedział również jak zwracają się do niego przyjaciele. Nie chciał jednak przestraszyć chłopaka swoim nieco maniakalnym podejściem.
− Aki. – Ledwo przeszła mu przez gardło ta krótka nazwa. Shindy był tak blisko… Wystarczyłoby tylko wyciągnąć rękę, by zanurzyć ją w jego włosach czy dotknąć policzka… Gdyby miał pewność, że to sen, z pewnością tak by uczynił. Tymczasem chłopak był realny jak nigdy dotąd, chociaż nadal zbyt urodziwy w porównaniu do innych uczniów wokół nich. Sen zdawał się przeplatać z rzeczywistością i zdezorientowany Aki nie wiedział już, której teorii ma się trzymać. Shindy, ten idealny, nieosiągalny Shindy, o którym mógł tylko pomarzyć, stał właśnie nad nim i kierował uśmiech tylko do Akiego. Poderwał się na nogi, uświadamiając sobie, że nieco niegrzecznym zachowaniem jest siedzenie na podłodze. Był nieco wyższy od Shindy’ego, mimo to czuł się przy nim śmiesznie mały. Urok kolegi go przytłaczał.
− Aki… − Shindy powtórzył jego imię, a każdą z liter naznaczył tajemniczą magią swojego głosu. Ton był tak przyjemny, że brunet niemalże przymknął powieki, czekając aż chłopak powie coś jeszcze. Tymczasem Shindy przekrzywił uroczo głowę, przyglądając się rozmówcy z zaciekawieniem wyraźnie zarysowanym w źrenicach. – Intrygujesz mnie, Aki – powiedział po krótkiej chwili milczenia.
− Ja? – wykrztusił, szczerze zdziwiony, chyba jeszcze bardziej niż wtedy, gdy zauważył, że jego wielkie marzenie o drobnej posturze pochyla się nad nim. Przecież to Shindy czarował, wabił, intrygował. Przyjrzał się uważnie chłopkowi, myśląc, że z niego kpi. Ten jednak patrzył nadal z tym samym zaintrygowaniem. Jeśli udawał, musiał być naprawdę dobrym aktorem.
− Ty – przytaknął, tym razem rozbawiony. – Dlaczego tak cię to dziwi? Zauważyłem, że mi się przyglądasz…
Aki zamarł. Nie przypuszczał, że jego zachowanie było aż tak widoczne. Starał się robić to ukradkiem, aby nikt go nie nakrył. Poczuł jak przyspieszone tętno, rozlewa się falą gorąca po jego policzkach. Modlił się, by jego najgorsze przypuszczenia się nie potwierdziły. Nie mógł się zarumienić, nie w tej chwili…
Shindy, widząc jego zakłopotanie, odwrócił wzrok, by dodatkowo go nie peszyć. Oparł dłoń o ścianę, tuż przy ramieniu Akiego, na co brunet gwałtownie przywarł do zimnej powierzchni. Tego było za wiele. To nagłe zainteresowanie, rozmowa, zbliżenie. Tysiące myśli kotłowały się w głowie, tyle pytań, na które nikt nie udzieli odpowiedzi.
− Ciekawi mnie… − podjął Shindy – skąd to zainteresowanie moją osobą.
Brunet chwilę zastanawiał się nad odpowiedzią. Przyznanie się do zauroczenia niosło ze sobą ryzyko. Shindy mógłby go w każdej chwili wyśmiać. Musiał skłamać i to jak najprędzej.
− Dużo osób się za tobą ogląda. Nie jestem wyjątkiem.
− Rozumiem. – Pokiwał głową. Aki przeraził się, że na tym skończy się ich rozmowa, a jego marzenie rozproszy się i w delikatnych odpryskach ucieknie jak najdalej od niego. To nie był jednak koniec niespodzianek, ponieważ Shindy postanowił zaskoczyć go jeszcze bardziej: − Zapraszam cię na kawę. I wiedz, że nie przyjmuję odmowy. – Ostatni raz spojrzał na Akiego, prosto w jego oczy, aż ten poczuł namacalny magnetyzm jego tęczówek. – Jutro, o dziewiętnastej. Zadzwoń. – Wsunął niewielką karteczkę w drżące palce chłopaka. Już po chwili oddalał się pewnym krokiem, by zniknąć za zakrętem.

4 komentarze:

  1. Ugh... mogę napisać tylko:
    WHOA, SHINDY SEME O.O
    Tak więc... czekam na ciąg dalszy ^^
    ~Kokyuu

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeeejku, w końcu coś optymistycznego, przynajmniej póki co. Tekst mi się bardzo podobał, pomysł też fajny, Shindy nie jest w końcu płaczącą pizdeczką, jak miło XD.
    Weny :3.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak to jest ładnie poopisywane. Nie czytam dużo opowiadań, ale jak już czytam to lubie jak są jakieś takie, ekhm, niekanoniczne. Cóż, nie pozostaje mi nic innego jak życzyć weny ^^

    OdpowiedzUsuń
  4. Szczerze mówiąc, myślałam, że skoro Shindy będzie seme to opowiadanie wyda się bardzo sztuczne i pisane na siłę. A jest wręcz przeciwnie. Zaciekawiło mnie od samego początku; jest takie inne, co oczywiście jest ogromnym plusem.
    Ah, i jeszcze raz dziękuję za dedyka!

    OdpowiedzUsuń