Tytuł: Pure
Beauty
Pairing: Shindy x
Aki
Notka autorska: Teraz
napiszę coś, co pojawiło się u mnie dotychczas tylko raz: SHINDY W TEJ SERII JEST SEME! Na dodatek stroną uległą jest Aki. Jestem
ciekawa czy taka odmiana Wam się spodoba. Rozdział dodaję na prośbę – tsuki – i to jej dedykuję tę część.
CZĘŚĆ I
Znowu na niego patrzył. Ten
charakterystyczny błysk w oczach, brązowa otoczka tęczówki wokół rozświetlonej
źrenicy. Aki znów patrzył na Shindy’ego, wzrokiem sunął po obojczykach, które
bez cienia krępacji wyglądały zza rozpiętego kołnierzyka białej koszuli.
Poluzowany krawat zwisał wzdłuż płaskiego brzucha. Dalej było miejsce, skryte
za materiałem spodni, zamknięte na zamek błyskawiczny. Jeszcze niżej smukłe
nogi. Aki lustrował sylwetkę Shina od rozwichrzonych, rudych kosmyków, aż po
czubki butów. Góra-dół, powoli, subtelnie smakując spojrzeniem jego urody.
Shindy rozmawiał z kolegami z
klasy, oparty o ścianę. Zbyt zajęty konwersacją, ślepy na pełne uwielbienia oczy
Akiego. Spowity nonszalancją i pewnością siebie, nacechowany powabem i
osobistym urokiem, chodzący erotyzm o androgenicznej urodzie, na którego widok
ukłucie zazdrości przebijało dziewczęce serca. Nieuchwytny ideał Akiego,
nierealny, oniryczny, jakby wyrwany z innej rzeczywistości. Uwielbiał go.
Dzwonek rozbrzęczał na
korytarzach, donośnie, wręcz irytująco przypominając o rozpoczęciu kolejnych
zajęć. Shindy niechętnie stanął pod ścianą niedaleko drzwi od sali. Aki nadal
śledził wzrokiem każdy jego ruch, trzymając się odpowiedniej odległości. Zbyt
nieśmiały, by podejść do chłopaka, trwał w niemym pożądaniu, patrząc tęsknie na
mieniące się w słonecznych promieniach rude włosy.
Lekcja dłużyła się nużąco,
wskazówki zegara chyba zastygły w bezruchu. Aki co jakiś czas przerywał
notowanie, by sprawdzić, ile czasu zostało do kolejnego spotkania. Ostatnie
minuty dzieliły go od ponownego ujrzenia Shindy’ego, zatracenia w podziwianiu
idealnie skomponowanej sylwetki, w której każda cielista linia rysowała
wyraźnie spiczaste łokcie, wąskie biodra, drobne nadgarstki. Shindy już czekał
na korytarzu. Unosząca się wokół niego erotyczna aura przyprawiała Akiego o
drżenie kolan. Nawet przewieszona niedbale przez ramię marynarka prowokowała.
Aki usiadł pod ścianą, spoglądając
na Shina spod grzywki, tym razem sporadycznie, by chłopak go nie przyłapał.
Chcąc nadać swojemu zachowaniu bardziej naturalnego, swobodnego wyglądu,
wyciągnął książkę, pochylając nad nią głowę. Cień padł na drukowaną stronę,
utrudniając nieco dalsze czytanie. Aki spojrzał na osobę górującą teraz nad
nim, która uśmiechała się delikatnie, odrobinę rozbawiona. Uśmiech ten, nieco
zawadiacki spowodowany był reakcją Akiego, której nie mógł za nic teraz ukryć.
Nie dało się zaskoczenia i uwielbienia w źrenicach osłonić nawet najlichszą
płachtą obojętności. Nad Akim pochylał się Shindy. Jak gdyby nigdy nic. Tak po
prostu, niby anioł, który dla własnego kaprysu postanowił poświęcić chwilkę
uwagi śmiertelnikowi.
− Hej – przywitał się Shin, a
uśmiech poszerzył się do tego stopnia, że oczy stały się dwoma łukami. Z całą
pewnością dla Akiego był to najsłodszy widok na świecie.
− Hej… − odpowiedział. Chciał
sprawdzić, czy to aby nie sen, był gotowy się uszczypnąć. Nie zrobił tego
jednak. Nawet jeśli to kolejny wytwór jego wyobraźni, był zdecydowanie
najbardziej realnym marzeniem, jakie miał dotychczas. I za nic nie chciał się
obudzić.
− Jestem Shinya, ale mówią na mnie
Shindy.
Brunet doskonale znał jego imię,
wiedział również jak zwracają się do niego przyjaciele. Nie chciał jednak
przestraszyć chłopaka swoim nieco maniakalnym podejściem.
− Aki. – Ledwo przeszła mu przez
gardło ta krótka nazwa. Shindy był tak blisko… Wystarczyłoby tylko wyciągnąć
rękę, by zanurzyć ją w jego włosach czy dotknąć policzka… Gdyby miał pewność,
że to sen, z pewnością tak by uczynił. Tymczasem chłopak był realny jak nigdy
dotąd, chociaż nadal zbyt urodziwy w porównaniu do innych uczniów wokół nich.
Sen zdawał się przeplatać z rzeczywistością i zdezorientowany Aki nie wiedział
już, której teorii ma się trzymać. Shindy, ten idealny, nieosiągalny Shindy, o
którym mógł tylko pomarzyć, stał właśnie nad nim i kierował uśmiech tylko do
Akiego. Poderwał się na nogi, uświadamiając sobie, że nieco niegrzecznym
zachowaniem jest siedzenie na podłodze. Był nieco wyższy od Shindy’ego, mimo to
czuł się przy nim śmiesznie mały. Urok kolegi go przytłaczał.
− Aki… − Shindy powtórzył jego
imię, a każdą z liter naznaczył tajemniczą magią swojego głosu. Ton był tak
przyjemny, że brunet niemalże przymknął powieki, czekając aż chłopak powie coś
jeszcze. Tymczasem Shindy przekrzywił uroczo głowę, przyglądając się rozmówcy z
zaciekawieniem wyraźnie zarysowanym w źrenicach. – Intrygujesz mnie, Aki –
powiedział po krótkiej chwili milczenia.
− Ja? – wykrztusił, szczerze
zdziwiony, chyba jeszcze bardziej niż wtedy, gdy zauważył, że jego wielkie
marzenie o drobnej posturze pochyla się nad nim. Przecież to Shindy czarował,
wabił, intrygował. Przyjrzał się uważnie chłopkowi, myśląc, że z niego kpi. Ten
jednak patrzył nadal z tym samym zaintrygowaniem. Jeśli udawał, musiał być
naprawdę dobrym aktorem.
− Ty – przytaknął, tym razem
rozbawiony. – Dlaczego tak cię to dziwi? Zauważyłem, że mi się przyglądasz…
Aki zamarł. Nie przypuszczał, że
jego zachowanie było aż tak widoczne. Starał się robić to ukradkiem, aby nikt
go nie nakrył. Poczuł jak przyspieszone tętno, rozlewa się falą gorąca po jego
policzkach. Modlił się, by jego najgorsze przypuszczenia się nie potwierdziły.
Nie mógł się zarumienić, nie w tej chwili…
Shindy, widząc jego zakłopotanie,
odwrócił wzrok, by dodatkowo go nie peszyć. Oparł dłoń o ścianę, tuż przy
ramieniu Akiego, na co brunet gwałtownie przywarł do zimnej powierzchni. Tego
było za wiele. To nagłe zainteresowanie, rozmowa, zbliżenie. Tysiące myśli
kotłowały się w głowie, tyle pytań, na które nikt nie udzieli odpowiedzi.
− Ciekawi mnie… − podjął Shindy –
skąd to zainteresowanie moją osobą.
Brunet chwilę zastanawiał się nad
odpowiedzią. Przyznanie się do zauroczenia niosło ze sobą ryzyko. Shindy mógłby
go w każdej chwili wyśmiać. Musiał skłamać i to jak najprędzej.
− Dużo osób się za tobą ogląda. Nie
jestem wyjątkiem.
− Rozumiem. – Pokiwał głową. Aki
przeraził się, że na tym skończy się ich rozmowa, a jego marzenie rozproszy się
i w delikatnych odpryskach ucieknie jak najdalej od niego. To nie był jednak
koniec niespodzianek, ponieważ Shindy postanowił zaskoczyć go jeszcze bardziej:
− Zapraszam cię na kawę. I wiedz, że nie przyjmuję odmowy. – Ostatni raz
spojrzał na Akiego, prosto w jego oczy, aż ten poczuł namacalny magnetyzm jego
tęczówek. – Jutro, o dziewiętnastej. Zadzwoń. – Wsunął niewielką karteczkę w
drżące palce chłopaka. Już po chwili oddalał się pewnym krokiem, by zniknąć za
zakrętem.
Ugh... mogę napisać tylko:
OdpowiedzUsuńWHOA, SHINDY SEME O.O
Tak więc... czekam na ciąg dalszy ^^
~Kokyuu
Jeeejku, w końcu coś optymistycznego, przynajmniej póki co. Tekst mi się bardzo podobał, pomysł też fajny, Shindy nie jest w końcu płaczącą pizdeczką, jak miło XD.
OdpowiedzUsuńWeny :3.
Jak to jest ładnie poopisywane. Nie czytam dużo opowiadań, ale jak już czytam to lubie jak są jakieś takie, ekhm, niekanoniczne. Cóż, nie pozostaje mi nic innego jak życzyć weny ^^
OdpowiedzUsuńSzczerze mówiąc, myślałam, że skoro Shindy będzie seme to opowiadanie wyda się bardzo sztuczne i pisane na siłę. A jest wręcz przeciwnie. Zaciekawiło mnie od samego początku; jest takie inne, co oczywiście jest ogromnym plusem.
OdpowiedzUsuńAh, i jeszcze raz dziękuję za dedyka!