Tytuł: Mr. Box
Paring: Bou x Kiyozumi
Od autorki: Kolejny one-shot napisany wspólnie. Tego też nie
traktujcie poważnie. Przepraszam, że zrobiłyśmy z nich takich idiotów, ale to
było na potrzeby opowiadania. Mamy nadzieję, że komuś się spodoba. Inspiracją było
to zdjęcie:
Właśnie zajmowałem się jakże
ciekawym zajęciem, mianowicie gryzieniem kartonu, kiedy niczym Houdini pojawił
się za mną Bou.
− Hej, Kiyozumi – przywitał się
blondyn.
− Sześć – odpowiedziałem, nadal
żując karton.
Chłopak przylgnął do mnie,
obejmując ramionami w pasie. Wyplułem tekturę, pytając:
− Co ty robisz?
− A przytulam cię. Nie zauważyłeś?
− Um… okej – odparłem, wracając do
konsumowania pudełka. Smak tego kartonu był niebiański. Jeszcze nigdy w życiu
nie jadłem tak dobrej tektury. Nawet karton po butach mojej mamy nie był tak
smaczny jak ten! A warto dodać, że tamten przesiąknięty był zapachem skóry, co
nadawało nutkę gorzkiego posmaku[1].
− Dlaczego żujesz ten karton? –
zaciekawił się Bou.
− Bo lubie – odparłem, z pełnymi
ustami.
Chłopak wtulił się we mnie
bardziej.
− A dałbyś mi spróbować?
− Kartonu? Jasne.
Już miałem zamiar się podzielić,
kiedy blondyn się zaśmiał.
− Nie o to mi chodziło.
Odwróciłem się w jego stronę.
− A o co? – zapytałem
− No ciebie – odpowiedział,
następnie muskając moje usta.
Zamarłem, wpatrując się w niego
szeroko otwartymi oczyma.
− A-ale, Bou… Jestem teraz bardzo zajęty – jem karton! –
Odgryzłem spory kawałek tektury.
Bou spojrzał na mnie jak na
kretyna, po czym zaśmiał się o mało nie przewracają na podłogę.
− Mój mały głuptasek. – Poczochrał
moje włosy.
Przecież jestem wyższy, do
cholery!
− Nie obchodzi mnie, że jesteś
zajęty. Mam na ciebie ochotę. A jak mam na coś ochotę, to po prostu to robię. –
Zbliżył się do mnie, wpatrując się we mnie z dołu. Wyglądał jak przerażające
dziecko z horroru. Następnie popchnął na stojącą nieopodal kanapę. Tyle że… nie
wylądowałem na tapczanie, ale na podłodze. Bou złapał mnie za koszulę,
pociągnął na sofę i usiadł na mnie.
− Bou, czekaj, ja jestem
prawiczkiem[2]! – krzyknąłem, kiedy rozpinał moje spodnie.
Przytuliłem mocniej mój karton, obawiając się tego, co zaraz nastanie.
− Spodoba ci się, zobaczysz –
obiecał, całując mnie delikatnie w usta.
− Ale ja nie chcę…
− Ale ja chcę.
− Czy ja i mój karton się nie liczymy?
− Karton tak, ty nie.
− Karton jest po mojej stronie.
Prawda, kartonie? – zapytałem.
− Tak – zmieniłem głos,
dubbingując pudełko.
− Ej, ten karton mówi! –
powiedział Bou.
− A jak – odparłem z dumą.
− Dobra, kończmy z gadaniem.
Kochajmy się! – wykrzyknął blondyn, zsuwając ze mnie spodnie wraz z bokserkami.
− Gwałt nazywasz kochaniem się?
Stary miej litość, ja naprawdę jestem prawiczkiem…
− To mnie jeszcze bardziej
podnieca – wyznał gitarzysta, pochylając się nade mną i przygryzając płatek mojego
ucha.
− Nie dotykaj, zboczeńcu.
Kartonie, ratuj!
− Twój karton ci nie pomoże.
Uniósł moje biodra, podciągając
swoją spódniczkę. Ku mojemu zdziwieniu… nie miał bielizny! Co za fleja! A fu…!
Kiedy wszedł we mnie, nałożyłem mu
karton na głowę.
− Aaa! – pisnął Bou. – Boję się
ciemności!
− Atakuj, kartonie, atakuj!
− Zaraz ja cię zaatakuję. Niech
no się tylko pozbędę tej tektury! –
Ściągnął pudło z głowy i cisnął je w drugi kąt pokoju.
− Karton-san!
Zaczął się we mnie poruszać.
Chwycił mnie za biodra, abym mu się nie wyrwał.
− Zostaw, zostaw! – krzyczałem,
bijąc go po głowie.
− Przestań mnie bić! Bo jak ja cię
uderzę…
− Ty? A ty się w ogóle umiesz bić?
Z moim kartonem-sama ledwo dałeś radę.
− Dobra, siedź już cicho i pozwól
mi ciebie w spokoju gwałcić – powiedział, wbijając się we mnie.
Zacisnąłem usta, żeby nie
krzyczeć. Po policzkach spłynęły mi łzy. Dużo słonych łez.
Bou starł je palcami.
− Nie płacz, zrobię ci loda, jeśli
chcesz.
− Żadnego loda! Nie, cholera, ja
mam tego dość! Złaź ze mnie, perwersie! – Pociągnąłem go za jedną z jego
złotych kitek.
− Auu! – pisnął Saitou i uderzył
mnie w twarz.
Odpowiedziałem tym samym.
Ta menda mi oddała.
Nie zostawałem mu dłużny.
Biliśmy się tak przez dobre
kilkanaście minut, przy czym Bou nadal mnie posuwał, przyspieszając swoje
ruchy.
Wreszcie doszedł, zalewając mnie
swoją spermą.
− Jesteś obrzydliwy – mruknąłem,
krzywiąc się.
− Też cię kocham, maleństwo –
zaśmiał się, muskając moje wargi.
− Do cholery, ty niewyrośnięty
kurduplu, jestem o głowę wyższy! Poza tym, o czym ty mówisz?
− No… kocham cię. – Wzruszył
ramionami.
− A ćpałeś coś? Ej, daj spróbować.
− Nie.
− No weź, podzielę się kartonem.
− Nic nie brałem, naprawdę cię
kocham. Jesteś dla mnie wszystkim, jesteś moim słońcem, moim życiem, moim
najpiękniejszym skarbem…
Przestałem go słuchać. Wystarczyło
wspomnienie o moim kartonie i już wypełnił moją głowę.
− Ja to bym zjadł kartona –
wyznałem, przerywając nudny wywód Bou.
Blondyn wyglądał na załamanego
moimi słowami.
− Ale to nic, i tak cię kocham. –
I pochylił się, żeby jeszcze raz pocałować mnie w usta.
[1] Nie pytajcie nas, skąd wiemy jak
smakuje karton po butach…
[2] To prawda! xD
Nie ukulom xD
OdpowiedzUsuńŚwietne xD
Kiyo jedzący kartooonyyy *=*
Jakbyśmy go podrzucili Łepkowskiej, to może uratowałby Hankę xD
Po pierwsze, ja się was pytam co wy ćpałyście i dlaczego się ze mną nie podzieliłyście? xd Po drugie, to chyba najdziwniejszy one-shot który czytam w swoim życiu. Po trzecie, nawet mi się podobał chociaż to nie zmienia faktu że był meeega dziwny O_o
OdpowiedzUsuńEto...No wy musicie mieć dobrego dilera, nie ma co XDD
OdpowiedzUsuńPrzyznam, nie znam tego człeka od kartonu, ale w tym one-shocie był moim ulubieńcem XD Wgl, Karton-san też wydawał się sympatyczny :D
Ale Bou taki niewyżyty, nie rozumiał, że karton też się liczy .__.'
Wiecie co? Uwielbiam wasze poczucie humoru ^3^ <3
ej~~
OdpowiedzUsuńa co bylo dalje z kartonem ?!
jak mogli go tak odrzucic! ;c
to takie smutne. . .