Tytuł: Butterfly
Pairing: Masatoshi
x Yoichi
Notka autorska: Napisałam
to przed chwilą i zapragnęłam się z Wami podzielić. W one-shocie pojawia się
motyw rozdartej sosny. A ponieważ piszę o Japonii, sosnę zamieniłam na wiśnię. W
następnej notce przewiduję czwartą część White
Eden.
Lubił wspinać się na wzgórze.
Siadać pod drzewem wiśni, które gałęziami obsypanymi kwieciem, ocieniało jego
sylwetkę zmęczoną trudami mijającego dnia. W tym miejscu wieczory były magiczne
i mógłby przysiąc, że w żadnej innej części miasta, ani nawet kraju, ani nawet
świata, nie wiedziałby tak pięknego zmierzchu.
Niebo zabarwione różową nutą,
która osiadała również na zamazanych krawędziach chmur, niby zamkniętych powiekach
utrudzonego dnia, którego jedynym marzeniem jest zapadnięcie w sen. Delikatny
wiatr strącający kwiaty z gałęzi. Różowe płatki spadające na jego ubrania..
Brał przykład z dnia i również
zamykał powieki. Czasem zasypiał, a podczas snu śnił. O czym śnił można tylko
przypuszczać. Ale musiały być to przyjemne sny, gdyż podczas odpoczynku, jego
usta układały się w uśmiechu.
Drzewo wiśni rosło w sposób dość
specyficzny. Jedna jego część solidnych korzeni kurczowo wpijała się w ziemię,
zaś pozostałe korzenie zdawały się być słabe i smętnie zwisały nad doliną,
gdzie na dnie roztaczało się zwyczajne, codzienne życie. Rozciągały się
kwadraty pól, gdzieniegdzie poustawiane były domki mieszkalne, które z tej
perspektywy przypominały tekturowe zabawki. Takie kruche jak te korzenie
zwisające wysoko nad nimi.
Mówiono, że z tego urwiska wiele
osób, gnanych beznadziejnością i brakiem sensu własnego istnienia, skakało w
dół, ku dolinie. Mówiono, że nie raz można było zobaczyć spadającą sylwetkę
kolejnego samobójcy. Ale to były tylko opowiastki, a on w nie nie wierzył. Bo jak
miejsce tak urocze, może być tak naprawdę punktem spotkania człowieka ze
śmiercią?
Nigdy nie spotkał tu śmierci. Spotkał
kogoś zupełnie innego. Kogoś, kogo mógłby określić definicją życia. Na imię
miał Yoichi. Oczy miał szczere tak bardzo, że można było wyczytać z nich
wszystko, a serce tak złote jak włosy. Dobry, poczciwy chłopak, który każdemu
zawsze chciał pomóc, który był zdolny do tego by się rozpłakać na motylkiem z
postrzępionym skrzydełkiem. Nie zauważał nawet, że on sam był takim motylkiem. Delikatnym,
małym stworzeniem, które potrzebowało opieki. Dlatego Masatoshi starał się
zawsze o niego dbać. Starał się otoczyć go opieką, jak obejmuję się dłońmi
wspomnianego wcześniej motyla z naderwanym skrzydełkiem, aby nie zrobił sobie
krzywdy, aby ochronić go przed chłodem, panującym na dworze. Panującym również
w niektórych ludzkich sercach, które były na tyle nieczułe, że mogłyby
skrzywdzić Yoichiego. A do wyboru miały wiele różnych sposobów…
Yoichi podszedł do śpiącego
Masatoshiego i przytulił głowę do jego piersi. Chłopak uniósł odrobinę powieki
i z uśmiechem objął ramionami swojego motyla. Tak bardzo za nim tęsknił…
I razem zapadli w sen. A co im się
śniło? O tym można snuć już tylko przypuszczenia.
***
Często jest tak, że szczęście
zostanie człowiekowi odebrane. Nad szczęściem Masatoshiego i Yoichiego unosiła
się złowroga chmura, zupełnie niepodobna do powiek, które płynęły po
sklepieniu. Była szara i chłodna. Przypominała raczej posępną mgłę niż
niewinny, zabarwiony na różowo obłoczek.
Nie wiadomo, co sprawiło, że
Masatoshi zostawił Yoichiego. Tak samo, jak nie wiemy, o czym opowiadały ich
sny. Jednak to nie jest tak istotne. Ważne jest to, że Yoichi nie podniósł się
po czymś takim. Na początku przychodził na wzgórze, mając nadzieję, że spotka
tam Masatoshiego, że będzie mógł chociaż na niego spojrzeć, bo rozmowa byłaby
już marzeniem. Ale Masatoshi nie przychodził, aż w końcu Yoichi przestał.
Zaszył się w swoim pokoju i potrafił siedzieć w nim całymi dniami. Ostatecznie
podjął decyzję… Chciał odciąć się od cierpienia. Chciał zapomnieć. Przecież miał
do tego prawo.
Udał się na wzgórze. Zauważył, że
wiśnia przechyliła się niebezpiecznie ku urwisku. Zauważył, że niegdyś mocne
korzenie nie dają już rady jej utrzymać. Tak samo było z nim. Bez Masatoshiego
nie potrafił zatrzymać przy sobie swojego życia, swojego zdrowego rozsądku. Wariował…
Spojrzał na panoramę, na życie
które trwało w najlepsze tuż pod jego stopami. Życie, z którym on się zaraz
pożegna.
Nie zawahał się. Skoczył…
Motyl po raz pierwszy leciał.
Wiatr plątał się w jego złocistych
włosach.
Kobieta, myjąca naczynia w kuchni,
zobaczyła zarys czarnej sylwetki na tle piętrzącej się góry. Kolejny samobójca…
Bądź wolny, motylku… − pomyślała z
goryczą i sięgnęła po telefon.
***
Masatoshi siedział pod drzewem. Nie
było na nim kwiatów. Od śmierci Yoichiego przesunęło się jeszcze bardziej ku
rozwartej przestrzeni, pod którą roztaczała się dolina, dając sygnał, że
niedługo podzieli los osób, które przyszły tu odebrać sobie życie. W końcu i na
nie musi przyjść pora.
Masatoshi uwierzył. Uwierzył w
opowieści, kiedy jego motyl postanowił zmienić legendę w rzeczywistość.
Na korze ktoś wyrył napis: „Kocham
Cię”… Żywica niczym strugi łez, zostawiła zaschnięte szlaki. To drzewo
krwawiło, płakało… Tak jak płakało niebo, z którego sączył się deszcz. Tak jak płakał
Masatoshi, którego nogi zwisały smętnie z krawędzi urwiska, niczym korzenie
zmęczonej życiem wiśni.
Napis pojawił się tego dnia, w
którym zniknął Yoichi. Czy to był on? O tym można snuć już tylko
przypuszczenia.
Co mi się ciśnie na usta: śliczne.
OdpowiedzUsuńNiesamowity jest opis nieba i swoista...delikatność Twojego języka w angstach. Nie umiem tego opisać,ale tylko Ty potrafisz tak pisać. Wzruszyłam się, może zaczarujesz nawet mój sen :)