16 kwietnia 2014

131. Beauty and the Beast cz. XIV (Aki x Shindy)



Tytuł: Beauty and the Beast
Pairing: Aki x Shindy
Notka autorska: Ostatnia część tego opowiadania. Zawsze przychodzi taki moment, kiedy trzeba się żegnać ze swoim tekstem, zostawić bohaterów, z którymi się zżyło i zacząć nową historię. Kolejna historia, za którą będę tęsknić, bo chociaż jestem krytyczna wobec swoich prac, to każda jest częścią mnie.
Jak widzicie zmieniłam szablon. Mam nadzieję, że się Wam spodoba. ^^

CZĘŚĆ XIV
Aki, może mnie postawisz? zapytał Shindy, kiedy brunet szedł już od dłuższego czasu, a droga zdawała się nie mieć końca.
Zadajesz to samo pytanie już chyba trzydziesty raz zaśmiał się Aki. Nie, nie postawię cię, bo wtedy się zmęczysz.
A ty się nie męczysz?
Nie.
Shindy westchnął. Nie wiedział nawet gdzie są, nie znał tej okolicy, a wisząc na ramieniu Akiego, widział jedynie to, co już minęli.
Chyba się zgubiliśmy odezwał się po dość długim czasie.
Ja miałbym się zgubić?! oburzył się Aki.
Czy nie prościej byłoby ukraść im samochód? mruknął znużony blondyn. Bylibyśmy już na miejscu.
Tak jest ciekawiej.
Taa...
Wiesz co, Shindy? Jestem głodny.
Chłopak zamarł, a Aki wyczuwając jego podenerwowanie, przewrócił jedynie oczami.
Przecież nie zamierzam jeść ciebie. Upoluję coś! ożywił się brunet.
A nie najadłeś się wcześniej?
Na szosie pojawił się samochód. Kierowca zdziwił się, widząc dwóch mężczyzn w tak nietypowej sytuacji.
Mogę w czymś pomóc? zapytał, zatrzymując się przy Akim.
Tak! krzyknął Shindy. Proszę nas zabrać do...
Nie ma takiej potrzeby. Aki uśmiechnął się delikatnie.
Panowie są ranni. Mężczyzna zauważył plamy krwi na ich ubraniach.
To nie nasza krew, proszę się nie przejmować odparł radośnie brunet. Proszę jechać dalej.
Kierowca przyjrzał się podejrzliwie Akiemu, przeniósł wzrok na wiszącego na ramieniu Shina, dla własnego bezpieczeństwa uznał to za jakiś żart i odjechał.
Ty idioto! krzyknął Shindy. Teraz będziemy wracać przez dobry tydzień!
Spokojnie, motylku. Brunet poklepał chłopaka po pośladkach. Zaraz będziemy na miejscu.
Kilka godzin temu mówiłeś dokładnie to samo. Jestem głodny i chce mi się pić.
Mówiłem, że coś upoluję. Możemy też poszukać jakiejś rzeki.
Shindy przeczuwając jakie rewolucje mogą zapanować w jego żołądku po takim posiłku, szybko odmówił.
Postaw mnie powiedział w końcu.
Mówiłem już kiedyś, że będę cię stale nosił, żebyś się nie zranił.
Muszę iść do łazienki.
Do łazienki? powtórzył zaskoczony Aki, przystanął, rozejrzał się i stwierdził: Nic takiego tu nie wiedzę.
Wiesz, o co mi chodzi.
Dasz sobie radę czy może pomóc ci z twoim Fiutkiem-chan?
Dam radę warknął Shindy.
Dobrze. Postawił blondyna na szosie. Tylko nie skalecz się, nie odchodź zbyt daleko, a jak zachcesz pobawić się Fiutkiem-chan, koniecznie mnie zawołaj.
Shindy z trudem stłumił w sobie chęć zabicia Akiego. Wszedł pomiędzy drzewa i zaczął przedzierać się przez zarośla.
Gdzieś się wybierasz, motylku? zawołał za nim Aki.
Nie mam ochoty, żebyś mnie podglądał.
A czy ja coś sugerowałem?
Nie, wcale...
Blondyn odszedł jeszcze kawałek, a następnie pognał przed siebie. Aki tylko pokręcił głową, słysząc, że chłopak przyspieszył i również wszedł do lasu.
No i po co uciekasz? zapytał, idąc spokojnie. Wiedział, że Shindy zaraz zatrzyma się, zmęczony i Aki bez problemu go dogoni.
Shindy nie odpowiedział. Biegł dalej, czując, że stopniowo opuszczają go siły, kiedy nagle poczuł ucisk na ramionach. Aki odwrócił go ku sobie i przyparł do drzewa.
 Boisz się mnie, motylku? – zapytał, spoglądając w oczy blondyna. – Myślałem, że mamy to już za sobą.
 Nie boję się ciebie.
 To świetnie. – Aki uśmiechnął się szeroko i ponownie przerzucił sobie chłopaka przez ramię. Wrócił na szosę. Shindy po raz kolejny westchnął,
 Daleko jeszcze?
 Nie.
Blondyn ożywił się na tę odpowiedź.
 Zbliżamy się do miasta?
 Być może.
 Aki, nie denerwuj mnie!
Po dość długim czasie, polegającym na awanturach Shindy’ego i wyzwyaniem Akiego od debila, brunet dostrzegł pierwsze budynki poustawiane u stóp wzniesienia, na którym się znajdowali.
 Chyba poszedłem dłuższą trasą… − Aki podrapał się po głowie, w zakłopotaniu.
 Zabiję cię!
 Nie przejmuj się, motylku, zaraz będziemy w domu – pocieszył blondyna i ruszył w stronę bloków.
Shindy odetchnął z ulgą. Aki bez problem odnalazł się w labiryncie domów i po jakimś czasie znaleźli się na klatce schodowej Shindy’ego.
 Jest mały problem…
 Jaki? – jęknął Shindy.
 Drzwi są zatrzaśnięte… Masz klucz?
 Jakim cudem mam mieć klucz?!
 No tak… − Aki zamyślił się na moment. Przed domem Shina rosło drzewo, z którego czasem go podglądał. – Poczekaj tu na mnie. – Postawił blondyna na podłodze i zbiegł na parter. Shindy czekał, nerwowo stukając podeszwą buta o podłogę. Po chwili usłyszał skrzypnięcie zawiasów i ujrzał uśmiechniętą twarz Akiego.
 Dzięki – mruknął w odpowiedzi. – A teraz wypad. – Wskazał schody. Tak naprawdę nie był do końca pewny, czy chce, by Aki zniknął z jego życia. Ale z drugiej strony, czy ten związek miał sens? Czy Shindy mógł czuć się w nim bezpiecznie?
 Shindy… − Aki chwycił chłopaka za ramiona i spojrzał mu w oczy. – Daj nam szansę. Kocham cię, motylku. Najbardziej na świecie. I wiem, że ty, chociaż się tego wstydzisz, chociaż uważasz to za nienormalne, też darzysz mnie jakimś uczuciem. Na pewno nie jest ani trochę siłą podobne do mojego, ale proszę… daj nam szansę.
Shindy wpatrywał się w tęczówki Akiego. To oddanie, które się w nich kryło było najbardziej szczerą rzeczą, którą dane mu było ujrzeć. Uśmiechnął się i przeczesał czarne kosmyki Akiego, a ten zaśmiał się z zadowolenia.
 Ale śpisz na podłodze – zaznaczył Shindy.
 Oj, motylku, niczego się nie nauczyłeś… − Brunet pokręcił głową.
 Czego niby?
 Że jestem uparty. – Wziął Shindy’ego na ręce i poszedł do sypialni.

3 komentarze:

  1. Shindy-chan to było takie kochane!! A ten prawdziwy Shindy był taki słodki xd
    Kosiam to :3 kosiam was wszystkich!
    //Yūko-3

    OdpowiedzUsuń
  2. Kurczę, to już koniec? Naprawdę? ;___________;
    Szablon świetny c:
    Czekam na kolejną historię :3

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetne. Lepsze od "Złotej klatki" i "Białego raju". Szkoda, że takie jakby... No kurde, seksów mi po prostu brakowało! :/

    OdpowiedzUsuń