11 września 2013

75. Who Are You? cz. VII (Kiyozumi x Shindy)



Tytuł: Who Are You?
Pairing: Kiyozumi x Shindy
Notka autorska: Naprawdę bardzo przepraszam, że musicie tyle czekać. :c W następnej notce może jakiś one-shot? Co Wy na to? ;)

CZĘŚĆ VII
Budzi się po jakimś czasie. Zamieram, z ręką nadal wplecioną w jego włosy.
− Co robisz? – odtrąca moją dłoń.
− Spokojnie, nie zrobię ci krzywdy. Może coś zjesz? – proponuję.
− Nie, dziękuję. Muszę już iść. – Wstaje z łóżka. Chwytam go za rękę.
− Poczekaj, powinieneś coś zjeść.
− Nic od ciebie nie chcę. Nie rozumiesz tego? – Stara się wyszarpnąć nadgarstek.
− Shindy, posłuchaj… − Ujmuję palcami drugi przegub i przypieram go do ściany.
− Nie mam zamiaru cię słuchać. – Próbuje wyrwać dłonie.
− Shindy, nie bój się mnie. – Puszczam jego ręce i przytulam go tak, że znajdują się pomiędzy naszymi ciałami. Składam na jego czole delikatny pocałunek, przez co zauważalnie się wzdryga. Przesuwam się w stronę łóżka, a następnie kładę na posłaniu, nadal go do siebie tuląc. Stara się podnieść, ale za mocno go trzymam. Moja dłoń mimowolnie zsuwa się na jego pośladek i zaciska na nim palce.
− Nie! Przestań!
− Cii… − uspokajam go.
Obracam się i teraz to on znajduje się pode mną. Całuję go w usta. To już drugi raz. Zdają się być jeszcze słodsze niż poprzednio. Rękę wsuwam pod materiał jego spódniczki, palcem zahaczam o gumkę bokserek. Słyszę jego stłumione protesty i czuję jak drobne ciało szamocze się rozpaczliwie. Zabieram dłoń z jego bielizny i ścieram łzy z jego policzków. Odrywam się od jego ust, by zaczerpnąć powietrza. Unoszę się odrobinę na przedramionach i przyglądam jego twarzy. Policzki przybrały delikatny odcień czerwieni, a w oczach mienią się łzy. Wargi drżą. Jeszcze raz je całuję, tym razem delikatnie, by trochę się uspokoiły.
Kiedy ponownie zaprzestaję pocałunku, podnosi się powoli do delikatnego siadu i próbuje wydostać spod mojego ciała. Łapię go w ostatniej chwili, zanim wyląduje na podłodze.
− Ostrożnie.
− Zostaw mnie… Dlaczego to robisz? Przecież jestem chłopakiem…
− To mi nie przeszkadza.
− W czym?
W odpowiedzi jeszcze raz całuję jego usta, unoszę odrobinę materiał sweterka oraz koszuli i wsuwam pod nie dłonie. O dziwo, brak wypukłości ani trochę mi nie przeszkadza. Podoba mi się, że jego klatka piersiowa jest płaska.
− Uspokój się – szepczę, czując jak tors pod moimi palcami gwałtownie unosi się i opada.
− Ja nie chcę… Błagam cię… Nie rób mi krzywdy…
− Cii… − Przeczesuję jedną ręką jego włosy. Drugą dłoń przesuwam na jego żebra. – Spokojnie.
Moje palce powoli zbliżają się do granicy, którą wyznacza spódniczka. Przesuwam po czarnym materiale, pod którym kryje się jego przyrodzenie. Wsuwam rękę pod spód i opuszkiem zahaczam o gumkę bielizny. Zsuwam odrobinę bokserki, muskam jego penisa. Ciche westchnięcie, które wypływa z jego ust, maluje na mojej twarzy triumfalny uśmiech.
− Proszę, przestań…
Ściskam palcami jego męskość, kiedy słyszę szczęk zamka. Spoglądam na zegarek. Nawet nie zwróciłem uwagi, że już tak późno, a mama uprzedzała, że pojawi się o dziesiątej.
− Żadnych numerów – ostrzegam. – Zachowuj się tak, jakbym był twoim przyjacielem. I doprowadź się jakoś do porządku. – Podnoszę się do siadu.
− Kiyozumi?
− Jestem u siebie.
W pośpiechu poprawia spódniczkę i włosy. Podaję mu paczkę chusteczek, kiedy mama wchodzi do mojego pokoju.
− O, nie mówiłeś, że odwiedzi cię koleżanka.
− Nagły wypadek. Potrzebowała wsparcia – tłumaczę jakoś jego łzy, obejmując go ramieniem.
− Dobry wieczór. – Shindy wstaje i kłania się. – Ja już właściwie muszę iść do domu, trochę się zasiedziałam. Proszę mi wybaczyć.
− Ale możesz zostać dłużej. Kiyozumi cię potem odprowadzi.
− Moi rodzice będą się martwić. Miło było panią poznać. – Jeszcze raz się kłania i idzie do drzwi. Wstaję i podążam za nim.
− Odprowadzę cię.
− Nie trzeba. – Chwyta klamkę.
− Jest ciemno.
Wzdycha.
− No dobrze.
Kiedy wychodzimy z mieszkania, chwytam go mocno za rękę i ciągnę do windy. Gdy zjeżdżamy na parter, przypieram go do ściany i mówię:
− Ani słowa nikomu o tym, co tu się wydarzyło. Rozumiemy się?
Kiwa głową.
− Jutro przychodzisz grzecznie do szkoły i na każdej przerwie czekasz na mnie przy swojej szafce. Tak?
− Tak…
− O której jutro kończysz?
− O piętnastej.
− Świetnie. Jak skończysz, również czekasz na mnie przy swojej szafce.
− Czego ty chcesz?
− Rozumiesz?! – Potrząsam nim.
− Tak, rozumiem.
Winda staje.
− Teraz grzecznie pozwolisz, żebym odprowadził cię do domu.
Znów chwytam go mocno za nadgarstek i szarpnięciem zmuszam, by poszedł ze mną.
Mieszka daleko ode mnie. Idziemy przez park, aleją pod kopułą kwiatów wiśni. Przez splecione gałęzie obsypane kwieciem, przebija się światło księżyca. Spoglądam na twarz Shindy’ego. Teraz jest idealnie biała. I gładka. Przesuwam palcem po jego policzku.
− Proszę, przestań. – Zaciska powieki.
Zatrzymuję się. Shindy chce iść dalej, ale przyciągam go do siebie. Ujmuję palcami jego podbródek, unoszę twarz do góry, zaglądam w oczy. Odbijają się w nich czarne gałęzie. Jeszcze raz łączę nasze wargi. Księżyc oświetla nasze sylwetki.

4 komentarze:

  1. Kurcze... Czemu ty tak genialnie piszesz *.*???
    Chcę JESZCZE obojętnie co :D a ta część jak narazie najlepsza...

    OdpowiedzUsuń
  2. Kiyozumi nie wyżyty, tylko by obmacywał XD.
    Shindyego uratował powrót mamy Kiyozumiego, bo do do grzecznych rzeczy by nie doprowadziło z tego, co on robił. A jaki się władczy zrobił. Shindy musi się bać skoro na to pozwala.

    OdpowiedzUsuń
  3. Mam nadzieję ze Shindy sie przełamie bo chce żeby byli razem <3 ale teraz chce Aki x Shindy :D pisz więcej i wstawiaj :3

    OdpowiedzUsuń