19 września 2013

76. Golden Cage cz. IV (Aki x Shindy)



Tytuł: Golden Cage
Pairing: Aki x Shindy
Notka autorska: Króciutka część i właściwie nic się w niej nie dzieje, ale nie zawsze jest wena, chyba rozumiecie. :3
CZĘŚĆ IV
Wracam po kilku godzinach. Zaglądam do pokoju, gdzie spodziewam się zastać go śpiącego. Jednak jego oczy są otwarte i wpatrują się we mnie błagalnie. Są pełne łez.
Siadam obok niego na łóżku i gładzę dłonią jego ramię.
− Dlaczego to zrobiłeś? – Zaciska powieki, spomiędzy których wydostają się słone krople.
− Musiałem cię ukarać.
Nic nie mówi. Wtula twarz w poduszkę. Stłumiony płacz.
− To dla twojego dobra, skarbie. Czy ty nie rozumiesz, że chcę cię chronić? Kocham cię, ptaszku.
− Wcale mnie nie kochasz. Zrobiłeś ze mnie swoją dziwkę. Jestem ci potrzebny tylko do jednego.
− Wcale tak nie jest.
Podnosi głowę i podciąga się na tyle, na ile pozwalają mu sznury.
− Pozwól mi wrócić do domu. Nikomu nic nie powiem, tylko…
− Nie chcę tego słuchać – przerywam mu. – Jeśli będziesz posłuszny i wykonasz moje polecenie, rozwiążę cię.
− Jakie polecenie?
− Masz wylizać mi buty.
Chwilę patrzy na mnie z niedowierzaniem.
− Nie, nie zrobię tego. – Odwraca głowę.
− Twój wybór… − Podnoszę się.
− Zaczekaj… – Spogląda na mnie, przez moment się waha. – Dobrze, zrobię to…
Uśmiecham się triumfalnie i przystawiam mu do ust lewą nogę.
− Może najpierw mnie rozwiążesz – proponuje nieśmiało.
− Nie, najpierw musisz sobie na to zasłużyć.
Zamyka oczy, wystawia język i sunie nim po obuwiu. To samo robi, kiedy podaję drugą nogę.
− No, spisałeś się. – Klepię go po głowie, po czym wstaję z materaca i udaję się do wyjścia.
− Ale… przecież…
− Coś nie tak, kochanie? – Spoglądam na niego.
− Miałeś mnie rozwiązać. Obiecałeś. – Zaciska dłonie w pięści.
− Nic nie obiecywałem.
− Powiedziałeś, że to zrobisz, jeśli wykonam twoje polecenie. Zrobiłem, co kazałeś.
− Najwidoczniej mnie tym nie przekonałeś. – Wzruszam ramionami i otwieram drzwi.
− Nienawidzę cię!
− Zachowuj się tak dalej, to poleżysz tak jeszcze kilka dni – ostrzegam, po czym wychodzę.
***
− I jak? Wygodnie ci było? – pytam, kiedy wracam po godzinie.
Nie odpowiada. Leży nieruchomo, z głową odwróconą w kierunku ściany.
− Zadałem ci pytanie.
Znów brak reakcji.
− Shindy? – pytam, zaniepokojony.
 Szybko odwiązuję jego ręce i nogi, po czym delikatnie odwracam go na plecy. Nie patrząc na mnie, podnosi się ostrożnie do siadu. Przygląda się swoim nadgarstkom i kostkom, które zdobią krwawiące rany. Biorę go na ręce i zanoszę do kuchni, gdzie sadzam go na blacie, a sam wyciągam apteczkę. Ujmuję jego dłoń, którą natychmiast wyrywa.
− Spokojnie, nic ci nie zrobię. Chcę je tylko opatrzyć.
Owijam miejsca zranienia bandażami. Shindy rozgląda się po pomieszczeniu. Jego wzrok pada na okna, w których zamontowałem kraty i na nich się zatrzymuje. Patrzy na pręty z przerażeniem.
− Gotowe. – Znów go unoszę i wracamy na górę.
Cały czas milczy.
 – Powiedz coś. No już. – Potrząsam nim. – Shindy, odezwij się… − mówię błagalnie. Jego oczy, wpatrujące się beznamiętnie w ścianę, mnie przerażają.
Odpycha mnie, wstaje z łóżka i chwiejnym krokiem zmierza do drzwi, by spróbować je otworzyć. Kiedy za którymś szarpnięciem nadal nie ustępują, osuwa się po nich na podłogę. Ukrywa twarz w dłoniach i cicho szlocha. To jedyny dźwięk, który dane jest mi teraz usłyszeć.
− Powiedz coś, do cholery!
Nie reaguje. Podciąga kolana pod brodę i owija je ramionami.
− Shindy, błagam…
Wstaję, by podejść do niego i usiąść obok. Odsuwa się ode mnie. Zaciska palce na swoich włosach.
− Nie rób tak. Nie rób sobie krzywdy… − Odrywam delikatnie jego dłonie od włosów.
Spogląda na mnie z niedowierzaniem.
− Tak, wiem… Wiem, że ja cię skrzywdziłem…
Przenosi wzrok na łóżko.
− Dlaczego nic nie mówisz? Strach ci nie pozwala?
Żadnej odpowiedzi. Chociażby kiwnięcia głową. Chociażby spojrzenia.
− Spójrz na mnie! – Siadam przed nim i ujmuję jego twarz w dłonie. Odwraca wzrok. – Spójrz na mnie! – powtarzam, uderzając go w twarz.
Drżącą ręką dotyka policzka i patrzy na mnie ze strachem.
− Powiedz coś… − szepczę, a kiedy to nie skutkuje, dodaję: − Shindy… zabiorę cię na dwór.

4 komentarze:

  1. Ja to kocham... I ciebie za to, że to napisałaś.
    Oni muszą być razem dobrowolnie! Plis pisz szybko!

    "Jam był wolny, dziś w klatce, i dla tego płaczę." - strasznie mi się z tym kojarzy... :3

    //Yuuko-san

    OdpowiedzUsuń
  2. Teraz Aki pokazał, jakim jest skurwysynem. Dziwie się, że zażyczył sobie lizania butów, ja bym sobie zażyczyła lizania stóp. Jakaś przyjemność by była XD. W sumie to i tak się zdziwiłam, że Shindy to zrobił, ale, jak chce się być wolnym, to nie ma się wyjścia.
    Chociaż Aki nie jest do końca, tak wielkim skurwielem. Zatroszczył się o Shindiyego, który miał chyba jakiś atak paniki. Jestem ciekawa czym on był spowodowany.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jestem strasznie ciekawa czy Shindy robi mu na zlosc czy tak sie boi ze nie moze nic powiedzieć. Ja chce dalej to <3 genialne :3

    OdpowiedzUsuń
  4. KŁAMCA! NIGDZIE GO NIE ZABIERZE! NAJWYŻEJ DO ŁÓŻKA!
    Aki, nieładnie tak oszukiwać biednego Shindusia! Teraz biedactwo się boi! No, no, no! *grozi mu palcem i tuli Shindy*
    Przy tym lizaniu butów dokładnie widać, jaki Aki jest okrutny, a Shin przerażony. I nie dziwię mu się. Też bałabym się, gdyby obcy facet porwał mnie, gwałcił i wmawiał, że to dla mojego dobra, i że mnie tym chroni (J-rockersi się nie liczą)!
    Czekam na kolejne części. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń