2 września 2014

159. Agony cz. IV (Reita x Ruki)



Tytuł: Agony
Pairing: Reita x Ruki
Notka autorska: To już przedostatnia część opowiadania Agony. Jeszcze jedna i dobrniemy do końca, a potem zobaczę, co się pojawi. Mam nadzieję, że wena mi wróci i dostarczę Wam większą dawkę yaoi. :3

PYTANIE DO WAS: Czy ktoś wybiera się na JAPANicon albo Opolcon? Ja na pewno będę na JAPANiconie, co do tego drugiego, jeszcze nie mam pewności, ale też postaram się być. :3 Miło byłoby się z Wami zobaczyć. <3
CZĘŚĆ IV

Chyba nigdy nie spędziłem tak dużo czasu w łóżku. I wcale się nie obijałem. Wykonywałem bardzo wyczerpujące zajęcie, jakim jest płacz, wycie, szarpanie palcami za włosy. W końcu praca wykończyła mnie na dobre i zasnąłem w czarnym świecie ponurych myśli, przepełnionych zazdrością i tęsknotą.

Miałem nadzieję, że kiedy tylko się obudzę, koszmar się skończy. Niestety, to był dopiero początek… Akiry nie było przy mnie, gdy otworzyłem oczy. Strona łóżka, którą zazwyczaj zajmował, choć ostatnio coraz rzadziej, była pusta. Tak cholernie pusta. Można zwariować.

Podniosłem się do siadu i rozejrzałem po sypialni. Tylko ja, cztery ściany i czarny budzik w białe komary. Pamiętam, że kiedy go kupiłem, Akira stwierdził, iż jest tandetny. Może i był tandetny, ale mnie się podobał i powinien to zaakceptować.

Wstałem z łóżka i wyszedłem na korytarz.

− Akira? – zapytałem, naiwnie wierząc, że nagle wychyli głowę zza ściany, uśmiechnie się i zapyta mnie, jak się spało. Później podejdzie, przytuli, ucałuje moje czoło, zmierzwi włosy i… Zacisnąłem powieki. Nie płacz, cieniasie! – warknął rozum, ale mimo to rozpłakałem się jak dziecko. Akiry nie było przy mnie. Czekałem, leżąc i wpatrując się w budzik w białe komary. W końcu wskazówka wyznaczająca godzinę przesunęła się na kolejną liczbę i co jakiś czas sunęła dalej aż za oknem zrobiło się ciemno. Potem jasno, potem znów ciemno. Co jakiś czas zamykałem oczy, a kiedy je otwierałem, na dworze było zupełnie inaczej.

Usłyszałem charakterystyczny odgłos szarpaniny z zamkiem. Akira! Uśmiechnąłem się na myśl, że wrócił. Już chciałem wstać i go powitać, kiedy usłyszałem, że Akira coś mówi:

− Zaczekaj tu na mnie. Pójdę tylko po swoje rzeczy. – A potem obrzydliwe mlaśnięcie, zapewne stykających się ze sobą ust. Wyjątkowo paskudne. Skrzywiłem się i skuliłem bardziej na posłaniu.

Gdy Akira zajrzał do sypialni, wpatrywałem się pustym wzrokiem w szybę.

− Hej… − mruknął. – Wszystko w porządku?

− Nie… − Mój głos zabrzmiał nienaturalnie obco. Długi czas się nie odzywałem, więc był bardzo zachrypnięty. Moje gardło domagało się zimnego napoju.

− Tak będzie lepiej…

− Spakuj się i wyjdź. – Zacisnąłem palce na prześcieradle. Chciałem krzyczeć, wyć, wyrywać sobie włosy, ale jedyne na co miałem teraz siłę, to słaby uścisk na seledynowym materiale.

Wyciągnął walizkę i schował do niej połowę naszych wspomnień.

− Przepraszam… − szepnął w progu.

− Wyjdź.

Kilka kroków, trzask drzwi. Nie wyszedł, bo gdyby wyszedł, po jakimś czasie by wrócił. On odszedł. Zniknął, zostawiając po sobie tylko nikłe wspomnienie naszego ostatniego pocałunku, ulatujący zapach i okruszki mojego serca, które nieprzyjemnie raniły wnętrzności. I uświadomiłem sobie, że to już koniec, że już mnie nie ma.

I podczas tej męki, która rozrywała moja ciało na coraz to mniejsze kawałki, zacząłem się śmiać. Szaleńczy chichot, odbijał się od ścian, wypełniając uszy, a ja miałem wrażenie, że ktoś pochyla się nade mną i ze mnie szydzi. Może to ten gnojek umysł?

Ociężałym krokiem udałem się do salonu, gdzie stała klatka.

− Mokkori… − wybełkotałem niczym alkoholik – jak ja za tobą cholernie tęsknię, Mokkori.

Znów się roześmiałem. Musiałem aż przysiąść, żeby się nie przewrócić. A potem śmiech zamienił się krzyk. Przerażający wrzask, jak gdyby poddawano mnie najgorszym torturom. Właśnie tak się czułem.

Wreszcie gardło rozbolało mnie do tego stopnia, że jedynie nędznie szlochałem, szarpiąc swoje włosy.

− To tak boli, zasrańcu! – uniosłem głos, a po chwili znów zaniosłem się szlochem. – Gdybyś ty wiedział, jak to cholernie boli…

− Zasrańcu! Zasrańcu! – powtórzył Mokkori.

Podniosłem głowę i spojrzałem na papugę.

− Tak, Akira to zasraniec.

− Zasrańcu! Zasrańcu! – zaskrzeczał.

Resztę dnia spędziłem na konwersacji z Mokkorim. Naprawdę przyjemnie nam się rozmawiało. Ja mówiłem: „Akira, ty…”, a ptak odpowiadał: „…zasrańcu! Zasrańcu!”.

2 komentarze:

  1. *pierwsza nadzieja Yuna.miko* Ale dowiemy się, z kim jest Rei, prawda?
    *druga nadzieja Yuna.miko* Ruki coś sobie zrobi, prawda?
    Dobra, idę się leczyć xD
    Życzę dużego powrotu weny!
    ~sadist vampire Yuna.miko

    OdpowiedzUsuń
  2. Niech się Ruki nie przejmuje tym zasrańcem, kufa ;;
    Reita jest okropny ;; A to się miało skończyć dobrze, bo ja tak mówię XD
    Mam nadzieję że nie skończy się tak, że Ruki coś sobie zrobi. BO REITA NIE ZASŁUGUJE ŻEBY ZA NIM PŁAKAĆ, KURDE NO
    no chyba, że teraz wróci i będzie Ruksa błagał o wybaczenie
    to może ja też mu wybaczę
    no
    nie lubię złych zakończeń~
    a poza tym Reita nie zabrał Mokkoriego a to jego zwierzę było w koncu chyba nie? czy to znaczy, że on tu jeszcze wróci? XDD
    ten komentarz nie ma sensu, wybacz, szkoła tak na mnie działa xD
    pozdrawiam /Val

    OdpowiedzUsuń