19 września 2014

162. Date (Aki x Shindy)



Tytuł: Date
Pairing: Aki x Shindy
Notka autorska: Do napisania tego natchnął mnie pewien gif. Nie sugerujcie się w tym przypadku zapisem seme x uke, ponieważ tutaj akurat nie wiadomo, kto jest kim. xD Może nawet Shindy jest seme Akiego. o.O One-shot jest… dziwny, specyficzny i mogłabym tak długo wymieniać, bo to jest naprawdę porąbane. Ale! Mam nadzieję, że poprawi Wam w jakimś stopniu humor. Może pośmiejecie się z mojej głupoty? Nie wiem. Jest to odskocznia od „Ja jestem Aki – Pan i Władca tyłka Shindy’ego, lubię znęcać się nad Shindym i ogólnie jestem zły” oraz „Ja jestem Shindy – potulna suka Akiego”. Zapraszam. :3


Moje włosy powiewały na wietrze, kiedy w szaleńczym pędzie pokonywałem tokijskie ulice. Słońce powoli chowało się za horyzontem, co oznaczało tylko jedno: byłem spóźniony… Shindy będzie wściekły. Zahamowałem gwałtownie, kiedy mój telefon zawibrował. Serce stanęło na moment, a następnie przyspieszyło swoją pracę, kiedy na wyświetlaczu pojawiło się sześć złowrogich liter: Shindy.
− Tak, kochanie? – spytałem drżącym głosem.
− Gdzie ty jesteś, do cholery?!
− Niedaleko wytwórni. Zaraz będę.
− Nie masz być zaraz! Masz być teraz!
− Szczęka ci opadnie na widok mojej nowej, odjazdowej fury – starałem się odciągnąć jakoś jego uwagę. – A później zabiorę cię tą furą na elegancką kolację.
− Wiesz, gdzie mam twoją furę i kolację?!
− Ależ pupciu… − próbowałem go jakoś udobruchać.
− Nie mów do mnie pupciu! – warknął. – Wiesz, że tego nie lubię.
Tak naprawdę Shindy uwielbiał, kiedy nazywałem go pupcią. To była jego słabość, do której nie chciał się przyznać.
− Nie marnuj czasu i przyjedź wreszcie po mnie!
− Dobrze, pu… Shindy…
Rozłączyłem się i ruszyłem. Po paru minutach wyrósł przede mną budynek wytwórni, a tuż przed drzwiami nadąsana sylwetka mojego chłopaka. Stał tyłem do mnie, nerwowo stukając podeszwą buta o chodnik.
Podjechałem bliżej i zatrąbiłem donośnie. Shindy podskoczył i odwrócił się w moją stronę, dotykając dłonią swojej lewej piersi.
− Ty idioto, chcesz, żebym dostał zawału?! – krzyknął na mnie, a następnie zwrócił uwagę na mój pojazd. – Co to ma być?
− To moja fura – odparłem z dumą i czule poklepałem kierownicę niebieskiego cuda.
− To dziecięcy rowerek!
− Czyż nie jest zajebisty? – Uśmiechnąłem się do niego szeroko.
− Aki, ty sobie chyba jaja robisz! To jest ta twoja odjazdowa fura?
− Oczywiście.
Do moich uszu dotarł donośny huk – to ciało Shindy’ego zderzyło się z betonem.
− Pupciu? – Podszedłem do niego i trąciłem go palcem. – Ocknij się.
− Co zrobiłeś z samochodem? – zapytał, kiedy już doszedł do siebie.
− Znudził mi się. – Wzruszyłem ramionami. – Poza tym jego smród zatruwał środowisko.
− I postanowiłeś sprzedać samochód, żeby kupić… TO?
− Uważam, że to dobra inwestycja.
− Inwestycja jest tak dobra, jak ty podczas seksu!
Uśmiechnąłem się do Shina, biorąc jego słowa za komplement, a następnie włożyłem na nos okulary przeciwsłoneczne, które w połączeniu z moją skórzaną kurtką nadawały mi wygląda rasowego motocyklisty.
− Wskakuj, maleńka. – Dłonią wskazałem bagażnik.
− Chyba śnisz, jeśli sądzisz, że na to wejdę.
− Jak chcesz, ale do domu będziesz musiał wracać z buta, a ostrzegam, że to wcale nie tak blisko i pewnie znów zapomniałeś pieniędzy na bilet.
Shindy zrobił się purpurowy na twarzy.
− No dobra! Wygrałeś! – wydarł się i usiadł za mną.
− Fuck yeah! Lepiej się mocno trzymaj, to będzie ostra jazda – ostrzegłem.
− Aż drżę z podniecenia – mruknął Shin, a ja uśmiechnąłem się triumfalnie.
Shindy objął mnie ramionami w pasie. Ruszyliśmy. Ale cóż to była za jazda! Mknęliśmy pomiędzy ludźmi, którzy patrzyli na nas z niemałym zdziwieniem, zapewne zaskoczeni tym, jak można osiągnąć taką prędkość.
− Mogłeś zainwestować również w poduszkę pod mój tyłek – mruknął niezadowolony chłopak. – Ten bagażnik strasznie wbija mi się w…
− Jesteśmy! – oznajmiłem.
Staliśmy właśnie przed restauracją, w której się poznaliśmy. Pamiętam, jakby to było wczoraj. Byłem nowym pomywaczem, a Shindy zajmował wyższe stanowisko, ponieważ smażył kotlety. To był mój pierwszy dzień w pracy. Właśnie myłem podłogę, kiedy skończyłem myć jeden fragment, zrobiłem duży krok, aby nie pobrudzić dopiero co oczyszczonego skrawka i przez przypadek moja noga ugrzęzła w wiadrze, a ponieważ było ono na kółkach, niemalże natychmiast pojechałem przed siebie, pokonując całą długość restauracji i wpadając na Shindy’ego, który właśnie wychodził z toalety dla personelu. Wylądowaliśmy na podłodze. Woda z wiadra oblała nasze ciała, a my patrzyliśmy sobie w oczy. To była magiczna chwila, podczas której już wiedziałem, że Shindy jest mi przeznaczony. Początkowo moja pupcia twierdziła co innego – był wściekły zaistniałą sytuacją i nie chciał mieć nic wspólnego z tą „sierotą, która nie umie nawet umyć podłogi”. Wiedziałem jednak, że te słowa były jedynie delikatną aluzją prowadzącą do przekomarzania się, które później miało doprowadzić nas do związku. I tak też się stało. Byliśmy ze sobą i mieliśmy spędzić romantyczny wieczór w eleganckiej restauracji McDonald’s.
− McDonald’s? Serio? – mruknął Shindy.
− Pupciu, przecież tu się właśnie poznaliśmy.
− Zawsze zapraszasz mnie do McDonald’s, tłumacząc, że „tu się właśnie poznaliśmy”. Chciałbym choć raz spędzić wieczór w jakieś restauracji. Ale nie! Ty jesteś skąpy i szkoda ci pieniędzy, by zabrać swojego chłopaka w jakieś droższe miejsce. Za to nie szczędzisz na kupowanie jakiś dziecięcych rowerków!
− Wcale nie jestem skąpy. Po prostu uważam, że McDonald’s to świetna restauracja.
Zeszliśmy z pojazdu, a ja przypiąłem go łańcuchem do barierki.
− Tak, ostrożności nigdy za wiele. Jeszcze jakiś pięcioletni przestępca by go ukradł.
− A żebyś wiedział. – Chwyciłem Shina za rękę i pociągnąłem w stronę restauracji.
Kiedy weszliśmy do środka powitały nas okrzyki tuzina dzieciaków. Akurat trwało jeszcze przyjęcie urodzinowe. Wokół latały balony, serpentyny, a po całym budynku biegały roześmiane dzieci, kopiąc się wzajemnie i ciągnąc za włosy. Cóż za wspaniała zabawa!
Nagle pojawił się słynny clown, swoista wizytówka McDonald’s. Shindy uczepił się kurczowo mojego ramienia i szepnął spanikowanym głosem do ucha:
− Aki, przecież doskonale zdajesz sobie sprawę, że ten koleś od zawsze mnie przerażał.
Shindy od małego bał się clownów. A tego osobnika już panicznie.
Nagle umalowany mężczyzna podszedł do nas, wymachując balonem i uśmiechając się od ucha do ucha, przez co przypominał psychopatę.
− AAAAA! – wydarł się Shindy i wskoczył mi na ręce, tuląc się do mojej piersi.
− Taki duży chłopczyk boi się wesołego clowna? – zaśmiał się i wręczył Shindy’emu balon.
− Idź mi z tym balonem, pomiocie szatana… − warknął Shin, zaciskając powieki i drżąc w moich ramionach.
− Nie bądź taki. Trzymaj balon!
− Wypieprzaj, psycholu!
− Ale z ciebie niegrzeczny chłopczyk. – Clown pokręcił głową.
− Koleś, my tu przyszliśmy po prostu zjeść, więc z łaski swojej odpierdol się!
Zawiedziony mężczyzna odszedł do grupki dzieci. Postawiłem Shina na podłodze i stanęliśmy w kolejce do kasy. Chłopak znów stukał butem o płytki.
− W restauracji nie musielibyśmy stać w kolejce.
− Nie narzekaj, jest fajnie.
Jednak Shindy nie był zbytnio zadowolony, zwłaszcza, że jeden z chłopców, który stał na krześle tuż obok niego, nieustannie dmuchał w rozwijający się gwizdek. Papierowa rurka co chwilę zderzała się z policzkiem coraz bardziej rozdrażnionego Shina. W końcu nie wytrzymał, wyrwał dziecku zabawkę, cisnął o podłogę i połamał butem.
− Plose pani! – załkał chłopiec i pobiegł do opiekunki, która za nic nie potrafiła ogarnąć armii dzieciaków. Armagedon był bliski.
− Spokojnie, pupciu, zobacz, co mają w zestawie Happy Meal – zachęciłem, głaszcząc go czule po ramieniu.
Na wiadomość o zestawie oczy Shindy’ego rozbłysły. Z podekscytowaniem podszedł do gablotki, w której umieszczone były zabawki i gadżety.
− SPIDER-MAN! – krzyknął. – Aki, chcę Spider-mana!
− Dobrze, dostaniesz go.
Shin przebierał nogami nie mogąc się doczekać, kiedy przyjdzie nasza kolej. Wreszcie odeszła ostatnia osoba i uśmiechnięta pani zapytała, czego sobie życzymy.
− Poproszę dwa zestawy Happy Meal.
− Jakie zabawki?
− Spider-man! – zawołał Shindy.
− Przykro mi, niestety nie mamy już Spider-mana w ofercie. Wszyscy chłopcy z przyjęcia zażyczyli sobie właśnie jego.
Shindy zamarł, a następnie poruszył ustami, szepcząc:
− Jak to nie ma Spider-mana?
− Shindy, weźmiemy coś innego – pocieszyłem go.
− Ale ja chciałem…
− Mamy jeszcze zabawki z serii My Little Pony.
− O, w takim razie poproszę Rainbow Dash[1]. A ty, Shindy?
− Derpy Hooves – mruknął.
− Rozchmurz się.
− Jak tylko dorwę tego bachora, który sprzątnął mi sprzed nosa ostatniego Spider-mana, to mu nogi z dupy powyrywam.
− Mówisz o mnie, koleś? – Odwróciliśmy się w stronę, z której dochodził gruby głos. Właściciel wydający z siebie ów groźny dźwięk wyglądał jakby często przesiadywał w tym miejscu. Pasek od spodni ledwo utrzymywał w ryzach jego ogromny brzuch. Patrzył na nas z góry, przez co musieliśmy wyglądać jak para przestraszonych szczeniaczków, które wielki buldog zagonił w ślepą uliczkę. Na nic zdałyby się moje szerokie bary przy takim olbrzymie. W jednej ręce ściskał plastikową figurę Spider-mana, a w drugiej Big Maca.
Shindy wpatrywał się w niego, niezdolny do jakiejkolwiek reakcji.
− Ja panu wszystko wytłumaczę… − zacząłem, próbując jakoś uratować Shina przed pewną zagładą. – Mój chłopak…
− Co? Chłopak? Jesteście ciotami? Za to należy się wpierdol!
− Nie! Nie, nie, nie… Chłopak to… to jego imię! – wymyśliłem szybko.
− Ach, to w takim razie spoko.
Tak! Odkryłem jego słaby punkt: facet nie posiadał mózgu!
− Załatwmy to pokojowo – zaproponowałem. – Chłopak najzwyczajniej w świecie się pomylił. No, Chłopaku, przeproś pana. – Szturchnąłem Shindy’ego.
− Prze-przepraszam…
Mężczyzna zacisnął powieki i zrobił się cały czerwony na twarzy. Były dwa wyjścia: albo intensywnie nad czymś myślał (w co szczerze wątpiłem), albo miał silną potrzebę i starał się ją powstrzymać. Osobiście stawiałem na to drugie.
− Tym razem wam się upiekło – mruknął, zmierzył nas zimnym spojrzeniem i oddalił się.
− Nie no, genialna randka! – odezwał się po chwili Shindy.
Ze smutkiem wziąłem tacę z pudełkami.
− Chciałem dobrze…
Shindy spojrzał na mnie i najwidoczniej coś w nim pękło, ponieważ pocałował mnie w policzek.
− Nie smuć się, pyszczku, doceniam to.
− Tak dawno nie nazywałeś mnie pyszczkiem. – Wzruszenie ścisnęło moje gardło.
Shin zaśmiał się i usiadł przy stole. Zająłem miejsce naprzeciw niego. Otworzyliśmy swoje pudełka i zabraliśmy się za jedzenie.
Konsumowaliśmy cheeseburgery, patrząc sobie wzajemnie w oczy.
− Gdyby moja noga tego dnia nie ugrzęzła w tym wiadrze… co ty byś beze mnie zrobił.
− Wiele zajebistych rzeczy. – Shindy wzruszył ramionami.
I bądź tu człowieku romantyczny…

[1] Jednak rozmowy z moimi przyjaciółmi, którzy są fanami kucyków, się przydały. xD

4 komentarze:

  1. Chciałabym powiedzieć, że McDonald's nie jest w Japonii tak rozpowszechniony ^^ xD Aż dziwne, prawda? McDonald's są, ale Aki mógł zabrać Shina do restauracyjki Yoshinoya (te restauracyjki fast food są niemal WSZĘDZIE w Japonii xD). Czasem zastanawiam się, skąd ja znam takie rzeczy...
    Cóż... Ciężko mi się przyznać, ale ja lubię kucyczki pony ;-; xD Narysowałam nawet dzięki tutorialowi (co prawda to był tutorial na Rainbow, ale co tam xD Mikoś potrafi xD) swoją OC, która nie ma białka w oczach... No w sumie ma, ale czarne... ~Yuna.miko jesteś dzieckiem zua~
    Brawa dla Aki'ego za "doskonałą" inwestycję. Czyżby został ekologiem? Ta gadka o środowisku mnie zaniepokoiła xD A Shindy taki niedobry ;-;
    No proszę, i więcej miejsca zajęło mi pisanie o fast food'zie (nie komentujmy pisowni... ><") w Japonii i o MLP... Załamuję się... Dwa Happy Meal'e to jednak za dużo szczęścia... WAIT. To ja jem Happy Meal'a i czytam o randce w McDonalds?! o.o" ~przypadek? nie sądzę...~ Jakiej Ty czarnej magii używasz, kobieto...? Też tak chcę...
    Życzę dużo weny i ten, no... Więcej weny! xDD
    ~sadist vampire Yuna.miko

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten one shot jest genialny. Uśmiałam się jak nigdy. Shindy, jak niezadowolona kobieta, która na wszystko narzeka XD A Aki pantoflarz podlizujący się xD To było świetne.

    OdpowiedzUsuń
  3. Kocham ten blog. Masz talent. Notki sà świetne i masz tyle wspaniałych opowiadań. Gratuluję.

    OdpowiedzUsuń
  4. Urocze to było. xd Takie rzygowo-tęczowo-słodziachne jakby napisane różowym puszkiem. xd

    OdpowiedzUsuń