18 lipca 2013

62. Welcome to our MADNESS cz. II (Anli Pollicino, Dunch from Jealkb)

Tytuł: Welcome to our MADNESS
Zespół: Anli Pollicino, Dunch (Jealkb)
Notka autorska: Ponieważ chcieliście kolejną część przygód naszych Japończyków w psychiatryku, proszę bardzo, oto i ona. :3 Mam nadzieję, że się Wam spodoba. Jeszcze jedna część i będzie koniec. :c No ale mam jeszcze inne opowiadania. :3 Jutro wyjdę ze szpitala. ^^ Dziękuję za Wasze miłe słowa. :* Jesteście kochani. <3
CZĘŚĆ II

− Shinda, zapraszam do mojego gabinetu, na rozmowę ze mną. – Dunch zajrzał do sali trójki znajomych. – Kiyozumi, co ty wyprawiasz?!
Chłopak właśnie wisiał do góry nogami na drzwiach szafy na ubrania i wykonywał skłony.
− Muszę pozbyć się tłuszczu z brzucha – wyjaśnił, nie przerywając ćwiczenia. – Raz, dwa, trzy, cztery − dam radę do cholery! Pięć, sześć − wcale nie chce mi się jeść! Siedem, osiem, dziewięć… Dalej już nie wiem…
Doktor zauważył czerwoną i fioletową niteczkę na nadgarstku trenującego.
− Kiyozumi, promujesz anoreksję i bulimię?[1]
− Tak! Ana i Mia to moje najlepsze przyjaciółki![2] Zwłaszcza Ana − to moja królowa.
− Opowiedz mi o tym – zachęcił lekarz.
− Nie będę panu o tym opowiadać. Poza tym, chyba chciał pan rozmawiać z Shindą.
− No tak – przyznał psychiatra i zabrał Shindę do swojego gabinetu. – Co widzisz na obrazku. – Zaprezentował białą tabliczkę z czarnymi bohomazami.
Shinda siedział z założonymi rękoma i wpatrywał się niechętnie w lekarza.
− Widzę śmierć. – A po chwili wpadł na inny pomysł. – Chociaż jak się lepiej przyjrzę, widzę małe, białe, puchate króliczki, które nocą postanowiły się rozmnażać. Czyli innymi słowy: królicza orgia w środku nocy.
Doktor pokazał następny obrazek.
− Znów widzę króliczki. Ale tym razem jest coś innego. One… one się wzajemnie zabijają. Tak, wypruwają sobie flaki. Jeden tutaj wyszarpnął drugiemu serce zębami! A ten… ten go całkiem rozszarpał! – Shinda patrzył na obrazek z podekscytowaniem. Wszystko wymyślił, tak naprawdę widział tylko czarne plamy na białym tle, ale miał z tej zabawy niezdrową satysfakcję.
Trzecia tablica.
− Ostatni z ocalałych królików popełnia samobójstwo z żalu za swoimi kompanami.
− Dlaczego te króliczki najpierw się rozmnażały, a następnie zaczęły zabijać? Jak myślisz?
− To jest jak z ludźmi – zaczął Shinda – tak naprawdę nic nie wiemy o osobach, które znajdują się w naszym otoczeniu. Jednego dnia ruchamy się z przyjacielem, a następnego on wbija nam nóż w plecy, dosłownie.
Doktor pokiwał głową, rozmyślając nad wyjaśnieniem Shindy.
− Dobrze, będziemy jeszcze o tym rozmawiać.
Odprowadził Shindę na salę i zabrał Yoichiego.
− Co widzisz? – Pokazał dokładnie ten sam obrazek, co Shindzie.
− Dlaczego to jest czarno-białe? – Yoichi zmarszczył nosek. – Świat ma tyle kolorów… A to? Nie podoba mi się. – Odwrócił głowę, żeby nie patrzeć na te pesymistyczne wizje.
Doktor wydobył tabliczkę z plamami we wszystkich kolorach tęczy.
− Widzę zieloną łąkę, pełno kolorowych motylków, żółte pszczółki zbierające nektar z czerwonych kwiatków, niebieskie niebo, białe chmurki, słoneczko…
− Już dobrze. – Przerwał mu doktor. – Może zdejmę ci kaftan? – zaproponował, zauważając, że Yoichi nadal siedzi w kaftanie.
− Mój płaszcz? Nie!
Doktor spojrzał na niego z niedowierzaniem i stwierdził, że rzeczywiście bezpieczniej będzie kiedy pacjent pozostanie unieruchomiony.
Poprosił do siebie Kiyozumiego, który całą drogę do gabinetu pokonał truchtem. Nie przestał nawet, kiedy znaleźli się już w pomieszczeniu. Biegł w miejscu, patrząc na doktora, który również przez chwilę przyglądał mu się uważnie.
− Może usiądziesz?
− Nie! Siedząc również spalamy kalorie, ale to jest niewiele w porównaniu z ruchem.
− Posłuchaj, Kiyozumi, zostałeś tu wysłany z jednego powodu: jesteś anorektykiem. Muszę cię wyleczyć, więc nie ma żadnego biegania, zbyt dużo chodzenia ani ćwiczeń. Leżysz w łóżku i objadasz się słodyczami, rozumiemy się?
− Nie! Nie zmusicie mnie!
− Jestem jedyną osobą, która pracuje w tym szpitalu.
− Nie zmusisz mnie! – poprawił Kiyozumi.
− Zmuszę, a teraz usiądź.
− Nie! – krzyknął anorektyk i zaczął jeszcze energiczniej „biec”.
W końcu Dunch został zmuszony do ostateczności – siłą zawlókł szarpiącego się blondyna i przypiął go do łóżka w izolatce (oczywiście nie wsadził go do tej zajmowanej przez Takumę). Do izolatki Takumy nawet nie zaglądał, ponieważ i tak nie dogadałby się z pacjentem. W końcu jednak wypuścił ich wszystkich z pokoi, żeby przeszli się po korytarzu. Kiyozumi biegał od jednego końca do drugiego, Shinda szukał wszystkiego, czym mógłby się zabić. Nikt z nich nie mógł mieć przy sobie telefonów, sznurków ani ostrych przedmiotów, co bardzo mu nie odpowiadało.
− Fred! Fred! Gdzie jesteś, Fred?! Nie słyszę cię… − Masatoshi był bliski płaczu.
Wreszcie dotarł do łazienki, gdzie wisiało małe lusterko.
− Fred! – wykrzyknął radośnie szatyn, widząc swoje odbicie. – Ale z ciebie kawał przystojniaka, Fred. Co mówisz? – spytał, zauważając, że Fred porusza ustami.
Ja nic nie mówię, Masatoshi.
− Fred! Jak dobrze znów słyszeć twój głos…
Shinda słysząc zamieszanie w łazience, zajrzał do środka.
− Lusterko!
− Nie, to mój kumpel Fred – powiedział z dumą Masatoshi.
Shinda odepchnął chłopaka od zwierciadła i przejrzał się w nim poprawiając włosy. Jeśli dane jest mu wreszcie umrzeć, musi dobrze wyglądać.
Masatoshi zobaczył, że Fred… zmienił się… Teraz przypominał Shindę. Coś było nie tak.
− Fred! Co się stało? To… to twój kolega?
Jaki kolega, jełopie?
− Ja nic już nie rozumiem… − Masatoshi wybiegł z łazienki.
Dokąd biegniesz? Zaczekaj na mnie!
Shinda wziął zamach i kiedy już jego dłoń prawie zderzyła się z zimną powierzchnią, coś, a raczej ktoś, złapał go za rękę. Odwrócił głowę i spojrzał na… doktora Duncha!
− Przykro mi, Shinda, ale muszę to zrobić…
Shinda zaparł się nogami i próbował wyrwać.
− Nie! Ja wcale nie chciałem się zabić!
− Wszystkich was zabiję! – krzyknął Takuma, biegnąc przez korytarz w swoim kaftanie.
− Dlaczego on chce nas zabić, panie doktorze? – zapytał Yoichi, który rysował na ścianie różowe kutasy.
− Co chce z nami zrobić? – ożywił się Shinda.
Doktor słysząc to wepchnął chłopaka do izolatki. Shinda dał się grzecznie przypiąć do łóżka. Miał bowiem plan, a żeby go zrealizować, musiał jak najszybciej stąd wyjść.

[1] Czerwona niteczka – promowanie anoreksji, fioletowa niteczka – promowanie bulimii.

[2] Pro-Ana – promowanie anoreksji; Pro-Mia – promowanie bulimii. 

4 komentarze:

  1. Hura, Welcome to our Madness <3! Szkoda, że takie krótkie, ale dziękuję :)
    Uwiellbiam Masatoshiego, po prostu rozkoszny ^^ A Yoichi jakby coś ćpał, te różowe kutasy mnie rozwaliłi xD
    Pozdrawiam i życzę weny, moja droga!

    OdpowiedzUsuń
  2. AHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAH, nie mogę przestać się śmiać serio XD Chcę kolejny rozdział, a potem Who are you, nie jestem pewna czy tak się to nazywa O.o

    Mam nadzieję, że już lepiej się czujesz, wybacz, że nie było mnie tu wcześniej, ale nie miałam dostępu do kompa :c
    Powrotu do zdrowia, albo przynajmniej lepszego samopoczucia, a szpitale ssą~

    OdpowiedzUsuń
  3. Znowu mam lukę w czasie, i mnie nie było... Aaaa, kurcze.

    To jest dziwne... Tylko nie w tym złym sensie, tylko ogólnie dziwne. Ale mi się nawet podobało. Czekam, na coś dalszego, bo ciekawa jestem, jak to się skończy.

    Powrotu do zdrowia, i tego zdrowia jak najwięcej^^.
    Pozdrawiam, i życzę dużo momentów inspiracji=^.^=
    Rena X

    OdpowiedzUsuń
  4. No jej <3 luzowe kutasy xD naprawdę niezle sie przy tym nasmialam ! Ja osobiście chce who are you <3

    OdpowiedzUsuń