Tytuł: Welcome to our MADNESS
Zespół: Anli Pollicino, Dunch (Jealkb)
Notka autorska: Ponieważ
chcieliście kolejną część przygód naszych Japończyków w psychiatryku, proszę
bardzo, oto i ona. :3 Mam nadzieję, że się Wam spodoba. Jeszcze jedna część i
będzie koniec. :c No ale mam jeszcze inne opowiadania. :3 Jutro wyjdę ze szpitala. ^^ Dziękuję za Wasze miłe słowa. :* Jesteście kochani. <3
CZĘŚĆ
II
− Shinda, zapraszam do mojego
gabinetu, na rozmowę ze mną. – Dunch zajrzał do sali trójki znajomych. –
Kiyozumi, co ty wyprawiasz?!
Chłopak właśnie wisiał do góry
nogami na drzwiach szafy na ubrania i wykonywał skłony.
− Muszę pozbyć się tłuszczu z
brzucha – wyjaśnił, nie przerywając ćwiczenia. – Raz, dwa, trzy, cztery − dam
radę do cholery! Pięć, sześć − wcale nie chce mi się jeść! Siedem, osiem,
dziewięć… Dalej już nie wiem…
Doktor zauważył czerwoną i
fioletową niteczkę na nadgarstku trenującego.
− Kiyozumi, promujesz anoreksję i
bulimię?[1]
− Tak! Ana i Mia to moje najlepsze
przyjaciółki![2] Zwłaszcza Ana − to moja królowa.
− Opowiedz mi o tym – zachęcił
lekarz.
− Nie będę panu o tym opowiadać.
Poza tym, chyba chciał pan rozmawiać z Shindą.
− No tak – przyznał psychiatra i
zabrał Shindę do swojego gabinetu. – Co widzisz na obrazku. – Zaprezentował
białą tabliczkę z czarnymi bohomazami.
Shinda siedział z założonymi
rękoma i wpatrywał się niechętnie w lekarza.
− Widzę śmierć. – A po chwili
wpadł na inny pomysł. – Chociaż jak się lepiej przyjrzę, widzę małe, białe,
puchate króliczki, które nocą postanowiły się rozmnażać. Czyli innymi słowy:
królicza orgia w środku nocy.
Doktor pokazał następny obrazek.
− Znów widzę króliczki. Ale tym
razem jest coś innego. One… one się wzajemnie zabijają. Tak, wypruwają sobie
flaki. Jeden tutaj wyszarpnął drugiemu serce zębami! A ten… ten go całkiem
rozszarpał! – Shinda patrzył na obrazek z podekscytowaniem. Wszystko wymyślił,
tak naprawdę widział tylko czarne plamy na białym tle, ale miał z tej zabawy
niezdrową satysfakcję.
Trzecia tablica.
− Ostatni z ocalałych królików
popełnia samobójstwo z żalu za swoimi kompanami.
− Dlaczego te króliczki najpierw
się rozmnażały, a następnie zaczęły zabijać? Jak myślisz?
− To jest jak z ludźmi – zaczął
Shinda – tak naprawdę nic nie wiemy o osobach, które znajdują się w naszym
otoczeniu. Jednego dnia ruchamy się z przyjacielem, a następnego on wbija nam
nóż w plecy, dosłownie.
Doktor pokiwał głową, rozmyślając
nad wyjaśnieniem Shindy.
− Dobrze, będziemy jeszcze o tym
rozmawiać.
Odprowadził Shindę na salę i
zabrał Yoichiego.
− Co widzisz? – Pokazał dokładnie
ten sam obrazek, co Shindzie.
− Dlaczego to jest czarno-białe? –
Yoichi zmarszczył nosek. – Świat ma tyle kolorów… A to? Nie podoba mi się. –
Odwrócił głowę, żeby nie patrzeć na te pesymistyczne wizje.
Doktor wydobył tabliczkę z plamami
we wszystkich kolorach tęczy.
− Widzę zieloną łąkę, pełno
kolorowych motylków, żółte pszczółki zbierające nektar z czerwonych kwiatków,
niebieskie niebo, białe chmurki, słoneczko…
− Już dobrze. – Przerwał mu
doktor. – Może zdejmę ci kaftan? – zaproponował, zauważając, że Yoichi nadal
siedzi w kaftanie.
− Mój płaszcz? Nie!
Doktor spojrzał na niego z
niedowierzaniem i stwierdził, że rzeczywiście bezpieczniej będzie kiedy pacjent
pozostanie unieruchomiony.
Poprosił do siebie Kiyozumiego,
który całą drogę do gabinetu pokonał truchtem. Nie przestał nawet, kiedy
znaleźli się już w pomieszczeniu. Biegł w miejscu, patrząc na doktora, który
również przez chwilę przyglądał mu się uważnie.
− Może usiądziesz?
− Nie! Siedząc również spalamy
kalorie, ale to jest niewiele w porównaniu z ruchem.
− Posłuchaj, Kiyozumi, zostałeś tu
wysłany z jednego powodu: jesteś anorektykiem. Muszę cię wyleczyć, więc nie ma
żadnego biegania, zbyt dużo chodzenia ani ćwiczeń. Leżysz w łóżku i objadasz
się słodyczami, rozumiemy się?
− Nie! Nie zmusicie mnie!
− Jestem jedyną osobą, która
pracuje w tym szpitalu.
− Nie zmusisz mnie! – poprawił
Kiyozumi.
− Zmuszę, a teraz usiądź.
− Nie! – krzyknął anorektyk i
zaczął jeszcze energiczniej „biec”.
W końcu Dunch został zmuszony do
ostateczności – siłą zawlókł szarpiącego się blondyna i przypiął go do łóżka w
izolatce (oczywiście nie wsadził go do tej zajmowanej przez Takumę). Do
izolatki Takumy nawet nie zaglądał, ponieważ i tak nie dogadałby się z
pacjentem. W końcu jednak wypuścił ich wszystkich z pokoi, żeby przeszli się po
korytarzu. Kiyozumi biegał od jednego końca do drugiego, Shinda szukał
wszystkiego, czym mógłby się zabić. Nikt z nich nie mógł mieć przy sobie
telefonów, sznurków ani ostrych przedmiotów, co bardzo mu nie odpowiadało.
− Fred! Fred! Gdzie jesteś, Fred?! Nie słyszę cię… − Masatoshi
był bliski płaczu.
Wreszcie dotarł do łazienki, gdzie
wisiało małe lusterko.
− Fred! – wykrzyknął radośnie
szatyn, widząc swoje odbicie. – Ale z ciebie kawał przystojniaka, Fred. Co
mówisz? – spytał, zauważając, że Fred porusza ustami.
Ja nic nie mówię, Masatoshi.
− Fred! Jak dobrze znów słyszeć
twój głos…
Shinda słysząc zamieszanie w
łazience, zajrzał do środka.
− Lusterko!
− Nie, to mój kumpel Fred –
powiedział z dumą Masatoshi.
Shinda odepchnął chłopaka od
zwierciadła i przejrzał się w nim poprawiając włosy. Jeśli dane jest mu
wreszcie umrzeć, musi dobrze wyglądać.
Masatoshi zobaczył, że Fred…
zmienił się… Teraz przypominał Shindę. Coś było nie tak.
− Fred! Co się stało? To… to twój
kolega?
Jaki kolega, jełopie?
− Ja nic już nie rozumiem… −
Masatoshi wybiegł z łazienki.
Dokąd biegniesz? Zaczekaj na mnie!
Shinda wziął zamach i kiedy już
jego dłoń prawie zderzyła się z zimną powierzchnią, coś, a raczej ktoś, złapał
go za rękę. Odwrócił głowę i spojrzał na… doktora Duncha!
− Przykro mi, Shinda, ale muszę to
zrobić…
Shinda zaparł się nogami i
próbował wyrwać.
− Nie! Ja wcale nie chciałem się
zabić!
− Wszystkich was zabiję! –
krzyknął Takuma, biegnąc przez korytarz w swoim kaftanie.
− Dlaczego on chce nas zabić,
panie doktorze? – zapytał Yoichi, który rysował na ścianie różowe kutasy.
− Co chce z nami zrobić? – ożywił
się Shinda.
Doktor słysząc to wepchnął
chłopaka do izolatki. Shinda dał się grzecznie przypiąć do łóżka. Miał bowiem
plan, a żeby go zrealizować, musiał jak najszybciej stąd wyjść.
[1] Czerwona niteczka – promowanie anoreksji,
fioletowa niteczka – promowanie bulimii.
[2] Pro-Ana – promowanie anoreksji; Pro-Mia – promowanie bulimii.
Hura, Welcome to our Madness <3! Szkoda, że takie krótkie, ale dziękuję :)
OdpowiedzUsuńUwiellbiam Masatoshiego, po prostu rozkoszny ^^ A Yoichi jakby coś ćpał, te różowe kutasy mnie rozwaliłi xD
Pozdrawiam i życzę weny, moja droga!
AHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAH, nie mogę przestać się śmiać serio XD Chcę kolejny rozdział, a potem Who are you, nie jestem pewna czy tak się to nazywa O.o
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że już lepiej się czujesz, wybacz, że nie było mnie tu wcześniej, ale nie miałam dostępu do kompa :c
Powrotu do zdrowia, albo przynajmniej lepszego samopoczucia, a szpitale ssą~
Znowu mam lukę w czasie, i mnie nie było... Aaaa, kurcze.
OdpowiedzUsuńTo jest dziwne... Tylko nie w tym złym sensie, tylko ogólnie dziwne. Ale mi się nawet podobało. Czekam, na coś dalszego, bo ciekawa jestem, jak to się skończy.
Powrotu do zdrowia, i tego zdrowia jak najwięcej^^.
Pozdrawiam, i życzę dużo momentów inspiracji=^.^=
Rena X
No jej <3 luzowe kutasy xD naprawdę niezle sie przy tym nasmialam ! Ja osobiście chce who are you <3
OdpowiedzUsuń