Tytuł:
Beauty and the Beast
Pairing:
Aki x Shindy
Notka
autorska: Niezbyt podoba mi się ta część. Postaram się
napisać jeszcze jedną i to już będzie koniec. :3
CZĘŚĆ
XIII
−
Tknij mnie tylko…
− zagroził Aki, jednak mężczyzna mu przerwał:
−
Mamy Shindy’ego.
Póki jesteś grzeczny, włos mu z głowy nie spadnie.
Chłopak
spuścił głowę.
−
Dobrze… Pozwolę
wam na wszystko, jeśli zostawicie Shindy’ego.
−
I tak nie masz nic
do gadania, a Shindy za dużo wie. Musi tu zostać. To jak? −
Podszedł do klatki. – Gotowy na pierwsze badania?
Aki
zacisnął zęby, ale przytaknął.
−
Świetnie.
Odłączono
klatkę od prądu. Brunet poczuł szarpnięcie za łańcuch i ruszył
na kolanach za mężczyzną, który poprowadził go do stołu.
Położył się na blacie i pozwolił przypiąć do niego pasami. Aki
był bardzo wrażliwy na bodźce, więc delikatne ukłucie w ramię
sprawiło, że syknął cicho.
Po
pobraniu krwi zaczęli używać przyrządów, których Aki nigdy
wcześniej nie widział na oczy. Jednak póki nie bolało, nie
protestował. Wiedział, że od tego zależy życie Shindy’ego.
***
Shindy
powoli doszedł do siebie. Niosący go mężczyzna wszedł do
pomieszczenia, rzucił blondyna na łóżko i wyciągnął z kieszeni
strzykawkę. Chłopak zdawał sobie sprawę, że drugiej szansy nie
będzie. Kiedy mężczyzna zbliżył się do niego, kopnął go mocno
w krocze, a gdy ten upuścił strzykawkę, blondyn szybko podniósł
ją i wbił w jego ramię.
Teraz
musiał jakoś pomóc Akiemu. Wziął klucze i zamknął drzwi, na
wszelki wypadek, aby mężczyzna nie mógł na razie zawiadomić
reszty. Gdyby tylko znalazł sposób, aby pozostali wyszli z
laboratorium, gdzie przebywał Aki…
Mógłby
wywołać pożar. Tylko jak? Miał przy sobie tylko zapalniczkę, o
ile mu jej nie zabrali. Sprawdził kieszenie i o dziwo ją znalazł.
Początkowo nie chciała się zapalić, ale w końcu pojawił się
płomień. Shindy przysunął ją do jednego z czujników dymu.
Modlił się, żeby to wystarczyło. Po chwili z sufitu trysnęła
woda, a po korytarzach rozniósł się alarm. Shindy pobiegł w
kierunku sali Akiego.
−
Cholera…
Sprawdźcie to, ja z nim zostanę – mruknął jeden z naukowców.
Pozostali opuścili salę.
Shindy
zdążył ukryć się za filarem, przeczekał aż przejdą i zajrzał
do środka. Aki poruszył się nerwowo, kiedy zauważył go w progu.
Starał się jednak nie dać tego po sobie poznać, żeby nie
zdradzić Shindy’ego. Blondyn podniósł ostrożnie stojące
nieopodal krzesło. Mężczyzna był na szczęście za bardzo
skupiony na Akim, żeby się odwrócić. Shindy z całej siły
uderzył krzesłem o tył jego głowy, a kiedy mężczyzna osunął
się na podłogę, szybko odpiął Akiego.
−
Mamy mało czasu –
powiedział. – Oni zaraz mogą wrócić. Musimy się tego jakoś
pozbyć. – Wskazał obrożę na szyi Akiego.
Aki
zacisnął zęby, chwycił metal i zaczął miażdżyć go w palcach,
starając się jakoś wytrzymać ból. W końcu rozerwał obrożę i
odrzucił ją na bok. Chwilę dochodził do siebie, oddychając
ciężko, a potem oderwał kawałek swojej koszulki, którym zasłonił
oczy blondyna.
−
Co robisz? –
zapytał Shindy, chcąc ściągnąć materiał, jednak Aki chwycił
go za ręce. W tym momencie zwątpił w chłopaka. Może to wszystko
było zaplanowane i Aki naprawdę wynajął tych ludzi?
−
Spokojnie, to dla
twojego dobra. Zatkaj sobie uszy – polecił.
Shindy
posłusznie zasłonił uszy dłońmi, a brunet przerzucił go sobie
przez ramię, po czym chwycił nadal nieprzytomnego mężczyznę za
fartuch i wgryzł się w jego szyję. Musiał się ich raz na zawsze
pozbyć. Kiedy poczuł smak i zapach krwi, niemalże stracił nad
sobą kontrolę. Pamiętał jednak o Shindym, który wisiał na jego
ramieniu całkiem bezbronny i wiedział, że musi wytrzymać.
Wybiegł
z sali i podążył przed siebie. Akurat wracali pozostali.
Uśmiechnął się na ich widok. Nie byli uzbrojeni, więc było to
dziecinnie proste. Cofnęli się o kilka kroków, kiedy dostrzegli
krew na ustach Akiego. Nie mieli jednak szans na ucieczkę.
−
Nie ruszaj się stąd
– szepnął i posadził Shindy’ego na podłodze, a sam rzucił
się na mężczyzn.
Shindy
zatkał bardziej uszy, słysząc krzyki. Chciał zdjąć skrawek,
który uniemożliwiał mu widzenie, żeby sprawdzić co Aki robi, ale
za bardzo się bał.
−
Już po wszystkim. –
Aki pogłaskał Shindy’ego po włosach, przy okazji brudząc je
krwią.
Shindy
wzdrygnął się, ale nie protestował, gdy brunet wziął go
ponownie na ręce. Pozostała jeszcze ochrona. Pobiegł w kierunku
wyjścia. Stali przy drzwiach.
−
Posłuchaj, Shindy –
powiedział cicho Aki – zaraz się stąd wydostaniemy, tylko musisz
być cicho.
−
Co ty robisz? –
odszepnął Shin.
−
Robię to, co muszę,
inaczej stąd nie wyjdziemy. Nie bój się i zostań tu.
Shindy
zaszlochał cicho. Czuł się jeszcze łatwiejszą ofiarą, kiedy nic
nie widział.
Aki
ruszył na ochroniarzy, którzy wycelowali w niego broń, gdy tylko
go zauważyli.
−
Stój albo cię
zabijemy – zagroził jeden z nich.
−
Nie zdążycie.
Podbiegł
do pierwszego, zanurzył dłoń w jego lewej piersi, jak gdyby palce
przenikały przez wodę, i wyrwał mu serce. Pozostali zaczęli
strzelać, jednak on wymijał sprawnie kule. Drugiemu ukręcił kark
z taką łatwością, z jaką łamie się cienki patyk. Kolejnego
rozerwał na kawałki. Ostatniemu wyrwał broń i przebił na wylot
jego głowę.
I
w tym momencie bariera Akiego pękła. Spojrzał na krew na swoich
rękach i zaczął ją łapczywie zlizywać.
Shindy
zaczął się niepokoić. Zdjął opaskę i wyjrzał zza filaru.
−
Aki? – szepnął,
podchodząc do niego powoli.
Aki
wstał i przyjrzał się blondynowi. Po co zlizywać stygnącą krew,
skoro przed nim stoi cały zapas ciepłej, przepływającej przez
żywe ciało?
−
Aki! – Shindy
odsunął się od niego. Doskonale znał to spojrzenie. Jednak teraz
było jeszcze bardziej wyraziste. Jakby naprawdę był głodny…
Brunet
szybko chwycił nadgarstki Shina i powalił go na podłogę.
−
Aki, błagam… −
jęknął chłopak, kiedy język Akiego sunął po jego policzku. –
To ja… Shindy… − powiedział błagalnie, mając nadzieję, że
coś tym wskóra. Aki wdychał właśnie woń, płynącą z szyi
blondyna. Na moment zaprzestał czynności i spojrzał w jego
zapłakane oczy. - Aki, chcesz mnie zabić?
Brunet
przyjrzał się jego twarzy. Patrzył w zaszklone tęczówki, a w
jego oczach stopniowo gasło pożądanie. Shindy przymknął powieki,
zrezygnowany.
−
Nie rób tego –
poprosił po raz ostatni.
Aki
spojrzał na niego z czułością i puścił jego ręce, by pogłaskać
go po policzku. Blondyn nieśmiało otworzył oczy.
−
Nie bój się,
motylku – uspokoił Aki.
Shindy
ostrożnie objął jego szyję ramionami, a chłopak przytulił go do
swojego ciała i podniósł się do siadu.
−
Jesteś już sobą?
– zapytał drżącym głosem Shin.
−
Tak, kochanie, już
po wszystkim. – Przeczesał jasne włosy palcami. – Ale musimy
stąd szybko wyjść, za dużo krwi. − Zostawił chłopaka,
podszedł do drzwi i kopnął je z całej siły, a te rozpadły się
na kawałki. Wziął Shindy’ego na ręce i opuścił teren
laboratorium.
−
Wiesz, gdzie
jesteśmy? – spytał Shindy, wtulając się wciąż niepewnie w
Akiego.
Brunet
spojrzał na niego i uśmiechnął się, ukazując okrwawione zęby.
−
Jestem kundlem.
Znajdę drogę do domu.
WSTAWIŁAŚ!
OdpowiedzUsuńOjej... Jakie to słodkie ♥ Normalnie uwielbiam to opowiadanie... Czekam na ciąg dalszy.
A... Wiedziałam, że kłamiesz e.e! Bardzo fajne! I nie mów, że nie ;'3 Chcę w.i.ę.c.e.j :'3
OdpowiedzUsuń//Yuuko-san
O! W końcu! C: I bardzo dobrze, że tak się dzieje. Już się bałam, że będzie gorzej ;-;.
OdpowiedzUsuńEtto, nie wiem czy czytałaś wiadomość u mnie na blogu, ale zawieszam swoją działalność, więc nie wiem z jaką częstotliwością będę komentować (i czy w ogóle będę to robić ^^").
Dużo weny Kochana!
Cherry, Kochana, gadu nie używam, ale mogę wejść na web i przesłać Ci swoje dane to najwyżej złapiesz mnie na fb, albo na tumblrze, jeśli masz :*
UsuńJak się czujesz? Wszystko w porządku? ;w;
OdpowiedzUsuń~sh.