24 marca 2014

129. Beauty and the Beast cz. XIII (Aki x Shindy)

Tytuł: Beauty and the Beast
Pairing: Aki x Shindy
Notka autorska: Niezbyt podoba mi się ta część. Postaram się napisać jeszcze jedną i to już będzie koniec. :3

CZĘŚĆ XIII
− Tknij mnie tylko… − zagroził Aki, jednak mężczyzna mu przerwał:
− Mamy Shindy’ego. Póki jesteś grzeczny, włos mu z głowy nie spadnie.
Chłopak spuścił głowę.
− Dobrze… Pozwolę wam na wszystko, jeśli zostawicie Shindy’ego.
− I tak nie masz nic do gadania, a Shindy za dużo wie. Musi tu zostać. To jak? − Podszedł do klatki. – Gotowy na pierwsze badania?
Aki zacisnął zęby, ale przytaknął.
− Świetnie.
Odłączono klatkę od prądu. Brunet poczuł szarpnięcie za łańcuch i ruszył na kolanach za mężczyzną, który poprowadził go do stołu. Położył się na blacie i pozwolił przypiąć do niego pasami. Aki był bardzo wrażliwy na bodźce, więc delikatne ukłucie w ramię sprawiło, że syknął cicho.
Po pobraniu krwi zaczęli używać przyrządów, których Aki nigdy wcześniej nie widział na oczy. Jednak póki nie bolało, nie protestował. Wiedział, że od tego zależy życie Shindy’ego.
***
Shindy powoli doszedł do siebie. Niosący go mężczyzna wszedł do pomieszczenia, rzucił blondyna na łóżko i wyciągnął z kieszeni strzykawkę. Chłopak zdawał sobie sprawę, że drugiej szansy nie będzie. Kiedy mężczyzna zbliżył się do niego, kopnął go mocno w krocze, a gdy ten upuścił strzykawkę, blondyn szybko podniósł ją i wbił w jego ramię.
Teraz musiał jakoś pomóc Akiemu. Wziął klucze i zamknął drzwi, na wszelki wypadek, aby mężczyzna nie mógł na razie zawiadomić reszty. Gdyby tylko znalazł sposób, aby pozostali wyszli z laboratorium, gdzie przebywał Aki…
Mógłby wywołać pożar. Tylko jak? Miał przy sobie tylko zapalniczkę, o ile mu jej nie zabrali. Sprawdził kieszenie i o dziwo ją znalazł. Początkowo nie chciała się zapalić, ale w końcu pojawił się płomień. Shindy przysunął ją do jednego z czujników dymu. Modlił się, żeby to wystarczyło. Po chwili z sufitu trysnęła woda, a po korytarzach rozniósł się alarm. Shindy pobiegł w kierunku sali Akiego.

− Cholera… Sprawdźcie to, ja z nim zostanę – mruknął jeden z naukowców. Pozostali opuścili salę.
Shindy zdążył ukryć się za filarem, przeczekał aż przejdą i zajrzał do środka. Aki poruszył się nerwowo, kiedy zauważył go w progu. Starał się jednak nie dać tego po sobie poznać, żeby nie zdradzić Shindy’ego. Blondyn podniósł ostrożnie stojące nieopodal krzesło. Mężczyzna był na szczęście za bardzo skupiony na Akim, żeby się odwrócić. Shindy z całej siły uderzył krzesłem o tył jego głowy, a kiedy mężczyzna osunął się na podłogę, szybko odpiął Akiego.
− Mamy mało czasu – powiedział. – Oni zaraz mogą wrócić. Musimy się tego jakoś pozbyć. – Wskazał obrożę na szyi Akiego.
Aki zacisnął zęby, chwycił metal i zaczął miażdżyć go w palcach, starając się jakoś wytrzymać ból. W końcu rozerwał obrożę i odrzucił ją na bok. Chwilę dochodził do siebie, oddychając ciężko, a potem oderwał kawałek swojej koszulki, którym zasłonił oczy blondyna.
− Co robisz? – zapytał Shindy, chcąc ściągnąć materiał, jednak Aki chwycił go za ręce. W tym momencie zwątpił w chłopaka. Może to wszystko było zaplanowane i Aki naprawdę wynajął tych ludzi?
− Spokojnie, to dla twojego dobra. Zatkaj sobie uszy – polecił.
Shindy posłusznie zasłonił uszy dłońmi, a brunet przerzucił go sobie przez ramię, po czym chwycił nadal nieprzytomnego mężczyznę za fartuch i wgryzł się w jego szyję. Musiał się ich raz na zawsze pozbyć. Kiedy poczuł smak i zapach krwi, niemalże stracił nad sobą kontrolę. Pamiętał jednak o Shindym, który wisiał na jego ramieniu całkiem bezbronny i wiedział, że musi wytrzymać.
Wybiegł z sali i podążył przed siebie. Akurat wracali pozostali. Uśmiechnął się na ich widok. Nie byli uzbrojeni, więc było to dziecinnie proste. Cofnęli się o kilka kroków, kiedy dostrzegli krew na ustach Akiego. Nie mieli jednak szans na ucieczkę.
− Nie ruszaj się stąd – szepnął i posadził Shindy’ego na podłodze, a sam rzucił się na mężczyzn.
Shindy zatkał bardziej uszy, słysząc krzyki. Chciał zdjąć skrawek, który uniemożliwiał mu widzenie, żeby sprawdzić co Aki robi, ale za bardzo się bał.
− Już po wszystkim. – Aki pogłaskał Shindy’ego po włosach, przy okazji brudząc je krwią.
Shindy wzdrygnął się, ale nie protestował, gdy brunet wziął go ponownie na ręce. Pozostała jeszcze ochrona. Pobiegł w kierunku wyjścia. Stali przy drzwiach.
− Posłuchaj, Shindy – powiedział cicho Aki – zaraz się stąd wydostaniemy, tylko musisz być cicho.
− Co ty robisz? – odszepnął Shin.
− Robię to, co muszę, inaczej stąd nie wyjdziemy. Nie bój się i zostań tu.
Shindy zaszlochał cicho. Czuł się jeszcze łatwiejszą ofiarą, kiedy nic nie widział.
Aki ruszył na ochroniarzy, którzy wycelowali w niego broń, gdy tylko go zauważyli.
− Stój albo cię zabijemy – zagroził jeden z nich.
− Nie zdążycie.
Podbiegł do pierwszego, zanurzył dłoń w jego lewej piersi, jak gdyby palce przenikały przez wodę, i wyrwał mu serce. Pozostali zaczęli strzelać, jednak on wymijał sprawnie kule. Drugiemu ukręcił kark z taką łatwością, z jaką łamie się cienki patyk. Kolejnego rozerwał na kawałki. Ostatniemu wyrwał broń i przebił na wylot jego głowę.
I w tym momencie bariera Akiego pękła. Spojrzał na krew na swoich rękach i zaczął ją łapczywie zlizywać.
Shindy zaczął się niepokoić. Zdjął opaskę i wyjrzał zza filaru.
− Aki? – szepnął, podchodząc do niego powoli.
Aki wstał i przyjrzał się blondynowi. Po co zlizywać stygnącą krew, skoro przed nim stoi cały zapas ciepłej, przepływającej przez żywe ciało?
− Aki! – Shindy odsunął się od niego. Doskonale znał to spojrzenie. Jednak teraz było jeszcze bardziej wyraziste. Jakby naprawdę był głodny…
Brunet szybko chwycił nadgarstki Shina i powalił go na podłogę.
− Aki, błagam… − jęknął chłopak, kiedy język Akiego sunął po jego policzku. – To ja… Shindy… − powiedział błagalnie, mając nadzieję, że coś tym wskóra. Aki wdychał właśnie woń, płynącą z szyi blondyna. Na moment zaprzestał czynności i spojrzał w jego zapłakane oczy. - Aki, chcesz mnie zabić?
Brunet przyjrzał się jego twarzy. Patrzył w zaszklone tęczówki, a w jego oczach stopniowo gasło pożądanie. Shindy przymknął powieki, zrezygnowany.
− Nie rób tego – poprosił po raz ostatni.
Aki spojrzał na niego z czułością i puścił jego ręce, by pogłaskać go po policzku. Blondyn nieśmiało otworzył oczy.
− Nie bój się, motylku – uspokoił Aki.
Shindy ostrożnie objął jego szyję ramionami, a chłopak przytulił go do swojego ciała i podniósł się do siadu.
− Jesteś już sobą? – zapytał drżącym głosem Shin.
− Tak, kochanie, już po wszystkim. – Przeczesał jasne włosy palcami. – Ale musimy stąd szybko wyjść, za dużo krwi. − Zostawił chłopaka, podszedł do drzwi i kopnął je z całej siły, a te rozpadły się na kawałki. Wziął Shindy’ego na ręce i opuścił teren laboratorium.
− Wiesz, gdzie jesteśmy? – spytał Shindy, wtulając się wciąż niepewnie w Akiego.
Brunet spojrzał na niego i uśmiechnął się, ukazując okrwawione zęby.
− Jestem kundlem. Znajdę drogę do domu.

5 komentarzy:

  1. WSTAWIŁAŚ!
    Ojej... Jakie to słodkie ♥ Normalnie uwielbiam to opowiadanie... Czekam na ciąg dalszy.

    OdpowiedzUsuń
  2. A... Wiedziałam, że kłamiesz e.e! Bardzo fajne! I nie mów, że nie ;'3 Chcę w.i.ę.c.e.j :'3
    //Yuuko-san

    OdpowiedzUsuń
  3. O! W końcu! C: I bardzo dobrze, że tak się dzieje. Już się bałam, że będzie gorzej ;-;.
    Etto, nie wiem czy czytałaś wiadomość u mnie na blogu, ale zawieszam swoją działalność, więc nie wiem z jaką częstotliwością będę komentować (i czy w ogóle będę to robić ^^").
    Dużo weny Kochana!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cherry, Kochana, gadu nie używam, ale mogę wejść na web i przesłać Ci swoje dane to najwyżej złapiesz mnie na fb, albo na tumblrze, jeśli masz :*

      Usuń
  4. Jak się czujesz? Wszystko w porządku? ;w;
    ~sh.

    OdpowiedzUsuń