Tytuł: Golden
Cage
Pairing: Aki x
Shindy
Notka autorska: Jejciu,
nie macie pojęcia jak się cieszę, że Wam się to podoba. Macie ode mnie taki bonusik, który dla Was zrobiłam
(tak, wiem, czekolada byłaby lepsza, ale nie mam jak Wam jej wręczyć…)
CZĘŚĆ
II
Wracam rano, zaglądam cicho do
pokoju. Nadal śpi. Stawiam na stoliku tacę ze śniadaniem, po czym siadam na
łóżku i, gładząc palcami jego włosy, przyglądam się jego twarzy.
− Jesteś mój, Shindy, tylko mój… −
szepczę.
Zaciska palce na poduszce i rusza
się niespokojnie.
− Nie… − mruczy przez sen. – Nie,
proszę… − Kuli się i zaciska nogi.
− Obudź się, kochanie. – Potrząsam
nim delikatnie.
Otwiera oczy.
− Nie! – krzyczy i próbuje się
odsunąć.
− Spokojnie skarbie, to był tylko
koszmar – uspokajam go.
− Ale on trwa nadal – mówi cicho.
Jego słowa mnie ranią, ale nie
daję tego po sobie poznać. Chwytam go za obrożę i przyciągam do siebie.
− Jest ci tu źle? Może być jeszcze
gorzej i ty dobrze o tym wiesz – ostrzegam.
− Nie, przepraszam, panie.
Uśmiecham się i mierzwię jego
włosy.
− Grzeczna suka.
Spogląda na mnie z oburzeniem, ale
po chwili pokornie spuszcza głowę.
− Przyniosłem ci śniadanie. –
Biorę do ręki kanapkę i zbliżam ją do jego twarzy.
− Proszę, rozkuj mnie. Chociaż na
chwilę. Ręce mnie już bolą.
Po namyśle spełniam jego prośbę.
Rozmasowuje zaczerwienione nadgarstki i sięga po kromkę, którą szybko zjada.
− Najadłeś się? – pytam, kiedy
kończy i pije herbatę. Kiwa głową w odpowiedzi. Chwytam go ostrożnie za rękę i
zmuszam szarpnięciem, by wstał z łóżka i stanął na środku pokoju. Cofam się o
kilka kroków, przyglądając mu się uważnie. Okrążam go powoli. Przypomina
wystraszone zwierzątko, które wybrałem na swoją ofiarę. – Nie ruszaj się –
nakazuję, kiedy jego głowa obraca się w moim kierunku. Zachodzę go od tyłu i
obejmuję ramionami w pasie. – Jesteś piękny, Shindy – szepczę mu do ucha.
Wzdryga się, ale nie protestuje.
Chyba wie, że nie ma ze mną szans.
− Mogę przebrać się w swoje
ubrania? – pyta nieśmiało.
− Nie, w tych mi się bardzo
podobasz.
− Czułbym się pewniej, gdybym miał
na sobie swoje – szepcze i ukrywa twarz w dłoniach. Nagle robi coś, co mnie
zaskakuje – pada przede mną na kolana i tuli się do mojej nogi. – Wypuść mnie,
proszę…
− To dla twojego dobra, skarbie. –
Przeczesuję palcami jego włosy. – Dlaczego jesteś taki uparty? Nie prościej mi
ulec?
− Dla mojego dobra? – powtarza z
niedowierzaniem, oderwawszy się od mojej nogi. – Zamykanie mnie tu jest dla
mojego dobra? Nie możesz mi tego robić… Ktoś… Ktoś będzie mnie szukać. Rodzina,
przyjaciele.
Zaciskam palce na jego ramionach.
− Mam ich wszystkich zabić, żebyś
był tylko mój? Mogę to zrobić. Mogę zabić twoich rodziców, przyjaciół, każdego,
na kim ci zależy.
− Nie… − Kręci głową, patrząc na
mnie zapłakanymi oczyma. – Nie rób tego, błagam cię. Zostanę z tobą, ale ich
zostaw.
Uśmiecham się delikatnie. Mam
idealny sposób, by go szantażować.
− Dobrze, w takim razie ustalimy
pewne zasady. Po pierwsze, nigdzie beze mnie nie wychodzisz. Po drugie, jesteś
mi absolutnie posłuszny. Po trzecie, jeśli będziesz grzeczny będziesz mógł
swobodnie poruszać się po domu. Po czwarte, jeśli będziesz niegrzeczny,
spędzisz długi czas przywiązany do łóżka. Po piąte, jeśli mnie bardzo wkurzysz,
będę stosować kary cielesne, mogę cię nawet zgwałcić. Po szóste, mogę cię zgwałcić,
kiedy tylko przyjdzie mi na to ochota, co nie oznacza, że nie masz być
grzeczny. Wyrażam się jasno?
− Tak.
− Cieszę się, że doszliśmy do
porozumienia. Pamiętaj, im szybciej mi ulegniesz, tym lepiej będzie dla ciebie.
− Nigdy ci nie ulegnę! Nigdy! –
Zaciska dłonie w pięści
Pochylam się nad nim i szepczę z
uśmiechem:
− Zamknąłem cię w złotej klatce,
ptaszku. Już mi ulegasz. Powolutku, ale ulegasz. Przyzwyczaisz się do tego, że
jesteś moją własnością. − Sięgam do szuflady po czarną linę. – A teraz się nie
ruszaj. – Wykręcam mu ręce do tyłu. Próbuje je wyszarpnąć. – Oj, niegrzeczny
ptaszek. Chciałem to zrobić delikatnie, ale jak widać muszę użyć siły. –
Zaciskam mocno palce na jego nadgarstkach i owijam je ciasno sznurem. – Ale
jeszcze się nauczysz. Złota klatka może ci przypominać piękne więzienie, ale
tak naprawdę jest najbezpieczniejszym miejscem, w którym mógłbyś się znaleźć.
Ochronię cię przed światem, mój ptaszku. – Dotykam opuszkiem jego nosa.
− Nie chcę takiej ochrony. –
Zamyka oczy, spod powiek wypływają łzy. – Chcę być znów wolny.
− Uwierz mi, że tego nie chcesz.
Ja wiem, co dla ciebie dobre, o wiele lepiej niż ty.
− Przestań za mnie decydować! –
Otwiera oczy i patrzy na mnie groźnie, co jedynie mnie śmieszy.
− Jesteś rozkoszny – śmieję się.
Biorę go na ręce i przenoszę na łóżko, gzie kładę go na brzuchu. Siłą zginam mu
nogi w kolanach i łączę liną kostki z nadgarstkami. – Teraz sobie tak poleżysz.
To kara za niekulturalne zachowanie wobec swojego pana.
Przez chwilę leży w bezruchu,
jednak po jakimś czasie zaczyna się nerwowo poruszać.
− Jest mi niewygodnie – żali się.
Nie odzywam się. Siedzę na krześle
w kącie pokoju i uważnie go obserwuję.
− Boli…
Wstaję i podchodzę do łóżka.
Wsuwam dłoń między jego nogi. Naciskam palcem jego wejście, w którym nadal
znajduje się sztuczny penis.
− Aki, proszę…
− Jak miałeś się do mnie zwracać?
− Panie…
Odwiązuję jego nogi i obracam go
na plecy.
− Otwórz usta, skarbie – mówię
spokojnie, rozpinając spodnie.
Zaciska wargi i kręci przecząco
głową.
− Otwórz je, dziwko! – Szarpię go
za włosy. Kiedy krzyczy z bólu, wpycham mu brutalnie w usta swoje przyrodzenie.
Krztusi się, w oczach stają mu łzy. – Rób swoje. W końcu tylko do tego jesteś
stworzony.
Zamyka oczy, ale po chwili zaczyna
manewrować językiem na moim członku. Porusza głową, na przemian liże i ssie.
Odrzucam głowę do tyłu, mrucząc z
zadowolenia. Po jakimś czasie dochodzę, zalewając jego usta spermą.
− Połknij grzecznie, to czeka cię
nagroda – mówię, kiedy opuszczam jego usta. Wykonuje posłusznie moje polecenie.
Ścieram jego łzy palcami, rozwiązuję jego dłonie i biorę go na ręce. Po chwili
stawiam go w łazience, gdzie nalewam wody do wanny. – Chodź tu do mnie. –
Wyciągam ręce w jego kierunku.
Zbliża się do mnie niepewnie.
Rozwiązuję gorset, zsuwam mu spódniczkę i zakolanówki. Chwilę dotykam dłońmi
jego pośladków, które idealnie wpasowują się w moje duże dłonie.
− Wyjmij mi to… − słyszę jego
cichą prośbę. – Panie, proszę.
Zdejmuję z niego powoli bieliznę.
− Dziękuję – szepcze, kiedy penis
opuszcza jego wejście.
Znów go unoszę i sadzam w wannie.
− Lubisz kąpiel z pianą? – pytam,
sięgając po butelkę z żelem. Kiwa głową, na co wlewam dużą ilość płynu. –
Zajmij się pianą, a ja się w tym czasie rozbiorę.
Jego drobne dłonie wzburzają małe
fale, które po chwili zamieniają się w bańki. Pozbywam się ubrań i dołączam do
niego.
− Usiądź tyłem do mnie.
Kiedy wykonuje moje polecenie,
przyciągam go do siebie. Pozbywam się delikatnie wsuwek z jego włosów.
− Dlaczego drżysz? – pytam, kiedy
zauważam, że cały się trzęsie.
− Boję się…
− Nie masz czego, złota klatka
jest bezpieczna, ochroni cię, a twój właściciel nie pozwoli nikomu cię
skrzywdzić.
Ukrywa twarz w dłoniach.
− To ciebie się boję.
− Jeśli będziesz posłuszny, nie
będzie powodu, byś się mnie bał. – Całuję go we włosy.
− Aki, powiedz mi… Czy w twoim
życiu coś się wydarzyło? Ktoś cię skrzywdził, że tak teraz postępujesz?
− Nie.
− Więc dlaczego mi to robisz? –
jego ton jest niemal płaczliwy.
− Chcę, żebyś był mój. Już jesteś
mój.
− Nie je… − Zasłaniam mu usta
dłonią.
− Bądź grzeczny. Chyba nie chcesz,
by nagroda zamieniła się w karę.
Zabieram rękę i sunę nią po jego
ciele, namydlając skórę. Wzdryga się, kiedy ujmuję palcami jego penisa, a później
wsuwam je między jego pośladki.
− Umyj mnie, kochanie – szepczę,
kiedy kończę.
Spogląda na mnie z
niedowierzaniem.
− No dalej, bo będzie kara –
ponaglam.
Siada przodem do mnie i nabiera na
dłonie trochę piany, którą zaczyna pokrywać moją szyję, ramiona, brzuch. Tam
się zatrzymuje.
− Kontynuuj – mruczę z zamkniętymi
oczyma.
− Ale…
− Dokończ to, do cholery! –
Otwieram oczy i patrzę na niego groźnie.
Zsuwa dłonie na moją męskość, a ja
ponownie zamykam oczy. Przyjemność nie trwa jednak długo, ponieważ szybko
przenosi ręce na moje nogi.
Chwytam go za obrożę i przyciągam
do pocałunku. Drugą rękę wplatam w jego wilgotne włosy, żeby się nie oddalił.
Jego dłonie napierają na mój tors. Przytulam go mocniej. Po chwili odrywam się
od niego i przystawiam usta do jego czoła. Wstaję, po czym wychodzę z wanny, by
owinąć biodra ręcznikiem. Biorę go na ręce i stawiam na kafelkach. Drugim
ręcznikiem otulam jego ciało i delikatnie je wycieram.
− Czy mogę dostać jakieś normalne
ubranie? – pyta, patrząc z przerażeniem na lateksową bieliznę.
Chwilę się waham, ale okrywam jego
ramiona swoją koszulą. Wkłada ręce w rękawy, a biały materiał zasłania jego
uda. Kiedy również jestem już suchy, zakładam świeże ubrania, chwytam
Shindy’ego za rękę i wracamy do sypialni.
− Mogę iść spać?
− Tak, możesz. Ale wiesz, że będę
musiał cię znów przywiązać?
Mruga powiekami.
− Ale dlaczego?
− Żebyś mi nie uciekł.
Zamykam drzwi na klucz. Właściwie to
mam inny pomysł. Kładę się obok niego na łóżku i obejmuję go ramionami.
− Śpij, mój ptaszku. – Zamykam
oczy. Wkrótce sam zasypiam.
Budzi mnie delikatny ruch i palce
wsuwające się do kieszeni moich spodni. Łapię go mocno za rękę. Unoszę powieki.