Tytuł: White Eden
Pairing: Aki x
Shindy
Notka autorska:
Skoro WAY dobiegło końca,
postanowiłam wstawić resztę White Eden.
Oczywiście streszczę również z dwa poprzednie rozdziały:
Część IV
Shindy dostaje pozwolenie przejścia się po korytarzu.
Postanawia dowiedzieć się od któregoś z pacjentów, gdzie znajduje się wyjście.
Niestety sprawy zaczynają wymykać się spod kontroli i Shindy mimowolnie stara
się zbuntować pacjentów przeciwko personelowi. Przynosi to jednak odwrotny
skutek i rozjuszony tłum rusza na Shina. Chłopak ucieka aż wpada na Akiego,
któremu udaje się zapanować nad pacjentami. Aki odprowadza Shindy’ego na salę i
zostawia go samego, uprzednio podając mu leki. W kącie pokoju pojawia się mała
dziewczynka w okrwawionej sukience. Następnie przed Shindym materializują się
kolejne zjawy. Przestraszony Shindy woła Akiego, a kiedy ten się pojawia,
natychmiast każe podać chłopakowi leki uspokajające. Zjawy znikają.
Część V
Shindy pyta Akiego, co jest powodem jego pobytu w szpitalu.
Aki streszcza mu historię o rzekomym ataku Shindy’ego, podczas którego starał
się zabić Akiego.
Następnie towarzyszymy Shindy’emu podczas kolejnego spaceru
po korytarzu. Jak zwykle stara się odnaleźć wyjście. W pewnym momencie zauważa
otwarte drzwi. Okazuje się, że to łazienka, w której nie ma krat w oknach.
Chłopakowi udaje się wdrapać na parapet. Na jego korzyść okno znajduje się na
parterze, więc ostrożnie zsuwa się na trawę i ucieka. Przedziera się przez las
otaczający szpital aż wypada na szosę. Próbuje zatrzymać jakiś samochód, ale
nikt nie chce mu pomóc. Wreszcie ktoś się zatrzymuje. Shindy dziękuje i pyta,
jak daleko leży Tokio. Jeden z mężczyzn opuszcza samochód i przypiera go do
auta, następnie wrzucają chłopaka do bagażnika i odjeżdżają.
CZĘŚĆ
VI
Leżąc w bagażniku, rozpamiętuję
dzień, w którym Aki zrobił mi to samo. Wyglądało to podobnie. Pamiętam jak jego
dłoń zakrywała moje usta, jak powalił mnie na asfalt, a ja mogłem poczuć jak
silnym jest mężczyzną. Potem zakleił mi taśmą wargi i owinął nią nadgarstki.
Zaciągnął mnie do samochodu, gdzie zasłonił mi oczy przepaską…
Zamykam oczy i ruszam palcami. Nie
mogę pogodzić się z myślą, że tak się to potoczyło. Że trafiłem z deszczu pod
rynnę. Nie tak miało być. Chciałem stamtąd uciec i jakoś wrócić do swojej
rodziny.
Ktoś otwiera bagażnik, oślepia
mnie światło sączące się z żarówki, zwisającej z sufitu.
− No laleczko, koniec przejażdżki.
– Chwyta mnie za ramiona i stawia na nogi, a następnie puszcza. Nadal mam
związane nogi, więc chwieję się i upadam na podłogę, wywołując tym salwę
śmiechu.
− Co z nią zrobimy?
− Oddamy szefowi.
− A nie lepiej, żebyśmy pobawili
się nią całą trójką?
Otwieram szeroko oczy z
przerażenia i zaczynam się szarpać.
− Uspokój się, dziwko! – Jeden z
nich kopie mnie w brzuch. Kulę się na podłodze, przez przypadek moja koszula
się podwija, a ponieważ nie mam na sobie bielizny, ukazuje moje przyrodzenie.
− To chłopak! – wykrztusza drugi,
ale po chwili uśmiecha się i dodaje: − Nie martw się, szef chłopaczkiem nie
pogardzi.
Chwyta mnie za włosy i wlecze w
kierunku drzwi. Przechodzimy przez korytarz o czerwonych ścianach i czarnych
meblach. Pomieszczenie skąpane jest w mdłym świetle kilku lamp. Jęczę z bólu,
próbując wyrwać ręce, żeby odciągnąć jego dłoń od moich włosów.
Otwiera żelazne drzwi, bierze mnie
na ręce i schodzi po schodach do piwnicy. W środku panuje chłód, a cienka
koszula, którą mam na sobie nie daje przed nim żadnej ochrony. Rzuca mnie na
twardą, zimną podłogę. Tracę przytomność. Ostatnią rzeczą, jaką czuję jest
ponowne szarpnięcie za włosy.
Otwieram oczy. Przez chwilę leżę
nieruchomo, próbując poukładać sobie wszystko w głowie. Las. Samochód. Garaż.
Piwnica. Próbuję się podnieść, co jest dosyć trudne, ponieważ w dalszym ciągu
jestem związany. Wykonuję zbyt gwałtowny ruch, chwieję się, a następnie zderzam
z czymś metalowym. Spoglądam na zimną rzecz i okazuje się, że to pręty… Jestem
w klatce…
Moje gardło opuszczana stłumiony
szloch. Aki tyle razy wspominał o klatce i w końcu do niej trafiłem. Tylko że
ona nie jest złota. Jest szara, zimna i brudna.
Ktoś wchodzi do środka i staje
przed moim małym więzieniem. Elegancki nieznajomy uśmiecha się przyjaźnie i
otwiera drzwiczki. Staram się odsunąć pod ścianę. Uśmiech znika z jego twarzy.
Chwyta mnie mocno za ramię i siłą wyciąga z klatki.
− Bądź grzeczny. Troszkę się teraz
zabawimy.
Kładzie mnie na podłodze i wsuwa
dłoń między moje uda, które natychmiast zaciskam.
− Kotku, ja nie lubię
nieposłuszeństwa – mówi nieco znużony.
Zaciskam zęby na taśmie, żeby nie
jęknąć, kiedy zaczyna masować mojego penisa. Unosi moją koszulę, a jego dłoń
zmierza ku moim nogom, żeby je rozwiązać, gdy jeden z poznanych wcześniej
mężczyzn wpada do środka.
− Czego? – warczy mój oprawca.
− Przepraszam, że przeszkadzam,
Yamada-san. Chciałem tylko poinformować, że przyszedł. Lepiej, żeby nie kazał
mu pan długo czekać, bo nie jest dziś w nastroju.
− Przedstawię cię mojemu
wspólnikowi – zwraca się do mnie. – Zanieś go do mojego biura, Shimura.
Shimura przerzuca mnie sobie przez
ramię i wynosi z piwnicy. Niesie mnie przez korytarz i sadza na miękkiej
wykładzinie. Zakłada mi na szyję obrożę, tak jak kiedyś zrobił to Aki. Do
obroży przyczepiony jest krótki łańcuch, który przywiązuje do nogi biurka,
przez co nie mogę się od niego oddalić.
− Czekaj tu grzecznie na swojego
pana. – Klepie mnie po głowie i wychodzi.
Rozglądam się po pokoju, szukając
jakiejś drogi ucieczki.
Ktoś wchodzi do środka. Yamada
siada za biurkiem i zaczyna drapać mnie za uchem niczym domowe zwierzątko.
Do moich uszu docierają szybkie
kroki.
− Oho, zbliża się – mówi
rozbawiony mężczyzna.
Drzwi obijają się z hukiem o
ścianę.
− Aki. Jak miło cię widzieć,
przyjacielu.