10 stycznia 2014

107. Beauty and the Beast cz. IV (Aki x Shindy)

Tytuł: Beauty and the Beast
Pairing: Aki x Shindy
Notka autorska: To naprawdę przypomina Zmierzch? O.O W ogóle się tą książką nie inspirowałam. xD Mamy już czwartą część, niedługo piąta, a piąta mi się podoba. :3

CZĘŚĆ IV
Kiedy otworzył oczy, zauważył pomarańczową roletę, przesłaniającą okno. Usiadł gwałtownie na łóżku, przez co zakręciło mu się w głowie. Na moment przymknął powieki, by poczekać aż zawroty miną, a następnie rozejrzał się po pokoju. Odrzucił kołdrę i zorientował się, że jego ubrania zastąpiły za luźne spodenki i przydługa koszulka. Zarumienił się na myśl, że ktoś go rozbierał, widział jego nagie ciało. Wstał, tym razem ostrożnie, i podszedł cicho do drzwi. Powoli nacisnął klamkę i wyjrzał na niewielki korytarz. Za przepierzeniem znajdowała się mała kuchnia, a w niej, tyłem do niego stała postać o czarnych włosach. Shindy zadrżał, widząc jak wyciąga z szuflady długi nóż.
Zaczął skradać się do głównych drzwi. Wiedział, że ludzie uznają go za wariata, kiedy zobaczą, jak biegnie po ulicy boso i w piżamie, ale nie miał teraz czasu na szukanie ubrań.
− Chcesz wyjść bez śniadania? – Usłyszał głos z kuchni.
Blondyn zamarł. Wydawało mu się, że porusza się bezszelestnie. Jak on to usłyszał?!
− Śniadanie jest bardzo ważne – kontynuował Aki, wychodząc z kuchni. Uśmiechnął się, ukazując swoje zęby. – Dostarcza energii na resztę dnia.
Shindy wpatrywał się to w jego uśmiech, to w nóż, który nadal trzymał w ręce.
− Bardzo dziękuję, że mi wczoraj pomogłeś, ale chyba trochę się zasiedziałem… − Shindy położył dłoń na klamce, kiedy Aki znalazł się przy nim i oparł się o drzwi.
− Mogę wyjść? – zapytał nieśmiało chłopak.
− Przygotowałem ci śniadanie – przypomniał Aki. – Poza tym nigdzie nie pozwolę ci wyjść w piżamie. Przeziębisz się.
− Właściwie to jakim cudem mam ją na sobie?
− Musiałem cię dokładnie obejrzeć, żeby mieć pewność, że ten idiota nic ci nie zrobił – wyjaśnił ze spokojem.
− Obejrzeć? – powtórzył z niedowierzaniem Shindy.
− Obejrzeć – przytaknął Aki i pociągnął Shina do kuchni. – Zjedz grzecznie, a potem odprowadzę cię do domu.
Shindy niechętnie usiadł przy stole i wbił wzrok w talerz z kanapkami.
− Nie jesz? – spytał brunet, po czym odgryzł kawałek kiełbasy.
− Nie jestem głodny.
− Ostatnio też… − W porę zamilkł.
− Co?
− Nic, nic. – Znów zabrał się za jedzenie.
Shindy nie drążył tematu. Wiedział, że jeśli wszystko pójdzie dobrze, niebawem będzie w domu i wtedy postara się, by już więcej nie spotkać Akiego.
− Dlaczego jesz kiełbasę? – zapytał po chwili Shindy.
− Bo lubię.
− Masz kanapki…
− Jestem facetem. Potrzebuję mięcha, a nie jakiś kanapek. – Spojrzał z pogardą na talerz.
− Sugerujesz, że ja nim nie jestem?
− Snuję przypuszczenia co do anoreksji – odparł Aki, nadal zajadając się kiełbasą. – Popatrz tylko: zrobiłem im oczy z ogórków i uśmiechnięte buźki z pomidora, a ty i tak nie chcesz ich zjeść. – Odwrócił pomidorowy łuk, tak że kanapka wyglądała teraz na zasmuconą. – Widzisz, smutno jej teraz…
− Jesteś nienormalny. – Blondyn pokręcił głową.
− Otwórz usta. – Chłopak podsunął Shindy’emu kromkę pod nos, jednak ten zacisnął zęby. – Nie bój się, nie zamierzam cię otruć, motylku.
− Moty… − Shindy nie dokończył, ponieważ Aki wepchnął mu brutalnie pieczywo do ust. Zakrztusił się i z trudem pogryzł, a następnie przełknął kanapkę.
− Jeszcze jedną? – zaproponował brunet.
− Nie. Pójdę już. – Wstał od stołu.
− Shindy, czekaj, nie wypiłeś herbatki.
− Nie chcę herbatki – warknął nieco zirytowany chłopak. – Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego, rozumiesz?
− Po co te nerwy?
− A czy ja się denerwuję? Przecież tu nie ma powodu, by się denerwować! Przecież codziennie spotyka się ludzi, którzy zachowują się jakby mieli rozdwojenie jaźni.
− Mam rozdwojenie jaźni? – Aki zmarszczył brwi.
− Gdybyś miał jedynie rozdwojenie jaźni… Lizałeś mnie po rękach! Nie zachowujesz się jak… jak… człowiek…
− A jak się zachowuję? – zaciekawił się brunet.
− Jak zwierzę… − szepnął Shindy.
Aki uśmiechnął się na jego słowa.
− Wychowały mnie wilki – odparł ironicznie.
− Przestań sobie ze mnie żartować!
− Motylku, to ty masz coś z główką, nie ja. – Roześmiał się.
Shindy zacisnął dłonie w pięści.
− Ty zachowujesz się jak pomylony! Wtedy, gdy szukaliśmy Tenshiego… Ty wszystko słyszałeś czułeś…  A wczoraj warczałeś na tego faceta.
− Warczałem na faceta – powtórzył z rozbawieniem Aki.
− Przestań! To nie jest zabawne! Coś jest z tobą nie tak!
− Jak się rzuca. – Wpatrywał się w Shina oczarowany. – Niczym szczeniaczek. Małe pieski zawsze rzucają się na te większe.
− Wychodzę! – krzyknął Shindy, odwrócił się i ruszył w kierunku drzwi.
− W piżamie?
− W takim razie oddaj mi moje ubrania.
− Nie zostaniesz na obiedzie?
− Nie – warknął Shindy – nie zostanę na obiedzie.
− Szkoda.
− Oddaj mi w końcu moje ubrania. Spieszę się.
Aki poszedł do sypialni, wyciągnął z szuflady złożone w kostkę ubrania Shindy’ego i wręczył je chłopakowi, który natychmiast zniknął w łazience, zamykając drzwi na zamek.
− Um… Shindy?
− Co? – Blondyn właśnie zapinał spodnie, a następnie wciągnął na siebie koszulkę.
− Zapomniałem cię uprzedzić. Zamek w drzwiach od łazienki zawsze się zacina…

3 komentarze:

  1. Xd szybko i ostro xD fajne to mam nadzieję, że potem nie straci na dynamine x3
    //Yūko-san

    OdpowiedzUsuń
  2. Ahahahahha, uwielbiam to normalnie.
    Dużo weny :3

    OdpowiedzUsuń
  3. Jesteś genialna. Charaktery Akiego i Shindiego różnią sie od zmierzchu. W ogóle to mi nie przypomina tego. Chce więcej. Ale odawaj dłuższe rozdziały.

    OdpowiedzUsuń