Tytuł: Beauty and
the Beast
Pairing: Aki x
Shindy
Notka autorska: To
naprawdę przypomina Zmierzch? O.O W
ogóle się tą książką nie inspirowałam. xD Mamy już czwartą część, niedługo
piąta, a piąta mi się podoba. :3
CZĘŚĆ
IV
Kiedy otworzył oczy, zauważył
pomarańczową roletę, przesłaniającą okno. Usiadł gwałtownie na łóżku, przez co
zakręciło mu się w głowie. Na moment przymknął powieki, by poczekać aż zawroty
miną, a następnie rozejrzał się po pokoju. Odrzucił kołdrę i zorientował się,
że jego ubrania zastąpiły za luźne spodenki i przydługa koszulka. Zarumienił
się na myśl, że ktoś go rozbierał, widział jego nagie ciało. Wstał, tym razem
ostrożnie, i podszedł cicho do drzwi. Powoli nacisnął klamkę i wyjrzał na
niewielki korytarz. Za przepierzeniem znajdowała się mała kuchnia, a w niej,
tyłem do niego stała postać o czarnych włosach. Shindy zadrżał, widząc jak
wyciąga z szuflady długi nóż.
Zaczął skradać się do głównych
drzwi. Wiedział, że ludzie uznają go za wariata, kiedy zobaczą, jak biegnie po
ulicy boso i w piżamie, ale nie miał teraz czasu na szukanie ubrań.
− Chcesz wyjść bez śniadania? –
Usłyszał głos z kuchni.
Blondyn zamarł. Wydawało mu się,
że porusza się bezszelestnie. Jak on to usłyszał?!
− Śniadanie jest bardzo ważne – kontynuował
Aki, wychodząc z kuchni. Uśmiechnął się, ukazując swoje zęby. – Dostarcza
energii na resztę dnia.
Shindy wpatrywał się to w jego
uśmiech, to w nóż, który nadal trzymał w ręce.
− Bardzo dziękuję, że mi wczoraj
pomogłeś, ale chyba trochę się zasiedziałem… − Shindy położył dłoń na klamce,
kiedy Aki znalazł się przy nim i oparł się o drzwi.
− Mogę wyjść? – zapytał nieśmiało
chłopak.
− Przygotowałem ci śniadanie –
przypomniał Aki. – Poza tym nigdzie nie pozwolę ci wyjść w piżamie. Przeziębisz
się.
− Właściwie to jakim cudem mam ją
na sobie?
− Musiałem cię dokładnie obejrzeć,
żeby mieć pewność, że ten idiota nic ci nie zrobił – wyjaśnił ze spokojem.
− Obejrzeć? – powtórzył z
niedowierzaniem Shindy.
− Obejrzeć – przytaknął Aki i
pociągnął Shina do kuchni. – Zjedz grzecznie, a potem odprowadzę cię do domu.
Shindy niechętnie usiadł przy
stole i wbił wzrok w talerz z kanapkami.
− Nie jesz? – spytał brunet, po
czym odgryzł kawałek kiełbasy.
− Nie jestem głodny.
− Ostatnio też… − W porę zamilkł.
− Co?
− Nic, nic. – Znów zabrał się za
jedzenie.
Shindy nie drążył tematu.
Wiedział, że jeśli wszystko pójdzie dobrze, niebawem będzie w domu i wtedy
postara się, by już więcej nie spotkać Akiego.
− Dlaczego jesz kiełbasę? –
zapytał po chwili Shindy.
− Bo lubię.
− Masz kanapki…
− Jestem facetem. Potrzebuję
mięcha, a nie jakiś kanapek. – Spojrzał z pogardą na talerz.
− Sugerujesz, że ja nim nie
jestem?
− Snuję przypuszczenia co do
anoreksji – odparł Aki, nadal zajadając się kiełbasą. – Popatrz tylko: zrobiłem
im oczy z ogórków i uśmiechnięte buźki z pomidora, a ty i tak nie chcesz ich
zjeść. – Odwrócił pomidorowy łuk, tak że kanapka wyglądała teraz na zasmuconą.
– Widzisz, smutno jej teraz…
− Jesteś nienormalny. – Blondyn
pokręcił głową.
− Otwórz usta. – Chłopak podsunął
Shindy’emu kromkę pod nos, jednak ten zacisnął zęby. – Nie bój się, nie
zamierzam cię otruć, motylku.
− Moty… − Shindy nie dokończył,
ponieważ Aki wepchnął mu brutalnie pieczywo do ust. Zakrztusił się i z trudem
pogryzł, a następnie przełknął kanapkę.
− Jeszcze jedną? – zaproponował
brunet.
− Nie. Pójdę już. – Wstał od stołu.
− Shindy, czekaj, nie wypiłeś
herbatki.
− Nie chcę herbatki – warknął
nieco zirytowany chłopak. – Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego, rozumiesz?
− Po co te nerwy?
− A czy ja się denerwuję? Przecież
tu nie ma powodu, by się denerwować! Przecież codziennie spotyka się ludzi,
którzy zachowują się jakby mieli rozdwojenie jaźni.
− Mam rozdwojenie jaźni? – Aki
zmarszczył brwi.
− Gdybyś miał jedynie rozdwojenie
jaźni… Lizałeś mnie po rękach! Nie zachowujesz się jak… jak… człowiek…
− A jak się zachowuję? –
zaciekawił się brunet.
− Jak zwierzę… − szepnął Shindy.
Aki uśmiechnął się na jego słowa.
− Wychowały mnie wilki – odparł
ironicznie.
− Przestań sobie ze mnie żartować!
− Motylku, to ty masz coś z
główką, nie ja. – Roześmiał się.
Shindy zacisnął dłonie w pięści.
− Ty zachowujesz się jak pomylony!
Wtedy, gdy szukaliśmy Tenshiego… Ty wszystko słyszałeś czułeś… A wczoraj warczałeś na tego faceta.
− Warczałem na faceta – powtórzył
z rozbawieniem Aki.
− Przestań! To nie jest zabawne!
Coś jest z tobą nie tak!
− Jak się rzuca. – Wpatrywał się w
Shina oczarowany. – Niczym szczeniaczek. Małe pieski zawsze rzucają się na te
większe.
− Wychodzę! – krzyknął Shindy,
odwrócił się i ruszył w kierunku drzwi.
− W piżamie?
− W takim razie oddaj mi moje
ubrania.
− Nie zostaniesz na obiedzie?
− Nie – warknął Shindy – nie
zostanę na obiedzie.
− Szkoda.
− Oddaj mi w końcu moje ubrania.
Spieszę się.
Aki poszedł do sypialni, wyciągnął
z szuflady złożone w kostkę ubrania Shindy’ego i wręczył je chłopakowi, który
natychmiast zniknął w łazience, zamykając drzwi na zamek.
− Um… Shindy?
− Co? – Blondyn właśnie zapinał
spodnie, a następnie wciągnął na siebie koszulkę.
− Zapomniałem cię uprzedzić. Zamek
w drzwiach od łazienki zawsze się zacina…
Xd szybko i ostro xD fajne to mam nadzieję, że potem nie straci na dynamine x3
OdpowiedzUsuń//Yūko-san
Ahahahahha, uwielbiam to normalnie.
OdpowiedzUsuńDużo weny :3
Jesteś genialna. Charaktery Akiego i Shindiego różnią sie od zmierzchu. W ogóle to mi nie przypomina tego. Chce więcej. Ale odawaj dłuższe rozdziały.
OdpowiedzUsuń