Tytuł: Cukiereczki
Pairing: Bou x Cukiereczki
Notka autorska: Ponieważ czasami nie wszystko jest takie, jakim się
wydaje. Miałam wiele wątpliwość, czy dodać tego one-shota. Tekst jest
specyficzny. Bardzo specyficzny. Zdaję sobie sprawę, że nie wszystkim się
spodoba, ale może znajdzie się osoba, która przyjmie pozytywnie tę
różowo-obrzydliwą breję monologu zakochanego idioty – tak, nazywajmy rzeczy po
imieniu, zwłaszcza przy tym one-shocie.
Znów stawiam Was przed wyborem,
Wisienki. Co chcecie w następnej notce?
1) Katarynka cz. III (Kamijo
x Hizaki).
2) Reituki – opowiadanie ma na
razie trzy części.
3) Tatsuro x Ruki – również trzy
części.
4) Aki x Shindy – sześć części.
5) Ruki x Takuma – trzy części.
Piąta część Anorexii stanęła w skomplikowanym procesie tworzenia. Wiem, że nie
lubicie, kiedy dodaję nowe opowiadanie, a nie kończę poprzedniego, ale toczę
walkę z weną. ;-; Problem polega na tym, że praktycznie żadne z opowiadań nie
jest jeszcze skończone. Ciągle pojawia się u mnie inny pomysł, zaczynam pisać,
potem wena znika i wraca dopiero po jakimś czasie. Mam nadzieję, że pomożecie
mi w wyborze i jakoś dacie radę nie pogubić się w tym chaosie. Ja sama postaram
się wszystko ogarnąć, żeby notki pojawiały się regularnie i znowu nie było tu
bałaganu.
Gdyby ktoś
zapytał mnie, z czym kojarzy mi się Bou, bez zawahania odpowiedziałbym, że
przypomina zużytą prezerwatywę. Obrzydliwe, prawda? Zwłaszcza, że gdyby
przyjrzeć mu się pierwszy raz, wyglądałby zupełnie inaczej. Tleniony blondynek z
infantylnym odrostem rozchodzącym się od przedziałka − beznadziejnie wykonany
pseudogradient, który większość osób uważa za szczyt słodkości. Ciemne oczy
obrysowane wyraźną kreską eyelinera, żeby były takie urocze i niewinne.
Twarzyczka jeszcze bardziej infantylna niż ten pieprzony odrost. Wypudrowana,
zaróżowiona, wygładzona, umalowana tak, aby nie widać było grubości sztucznej warstwy,
ale by odpowiednio zakryła cały syf, który tworzy jego cerę. Tak właśnie
wyglądałby Bou, gdyby zobaczyć go po raz pierwszy. Na scenie na przykład.
Wszystko się ułatwia, kiedy można go podziwiać na zdjęciu. Tam człowiek staje
się jedną wielką iluzją, wyretuszowaną za pomocą photoshopa. Photoshop dobra
rzecz – możesz idealizować się na różne sposoby, kombinacje mnożą się, a ty
tego nie zauważasz i w pewnym momencie tworzysz człowieka, który ani trochę nie
przypomina ciebie. To dobijające… Ale zobacz tylko, jaki jesteś piękny!
Jednak porzućmy
pierwsze wrażenie uroczego chłopczyka w różowej spódniczce i zajrzyjmy głębiej.
Bo prezerwatywa może mieć wspaniały smak, ale jej wnętrze to już inna bajka.
Właściwie nie bajka, ale coś na kształt tandetnego horroru, gdzie mózgi
rozbryzgują się krwawo na ekranie. Wnętrze Bou było zużyte, jak jego tyłek i
prezerwatywy, które zakładali na swoje ogiery jego kochankowie. Wśród tych
napalonych samców z wyprężonymi, smakowymi penisami, znajdowałem się ja i mój czekoladowy
kumpel. Bou uwielbiał przebierać w palecie smaków, każdej nocy inny. Że też
dałem się zwieść tej różowej zwiewności spódnicy, która kołysała się wraz z
rytmicznym ruchem jego bioder. Co za idiota ze mnie! Ale Bou był idealnym
kłamcą. Potrafił omamić zmysły różową bryzą swojego uroku, a granie słodkiego
debila, chichoczącego przy każdej nadążającej się okazji wychodziło mu perfekcyjnie.
Przykład:
ZAPŁAKANA
PERSONA: Pies mi zdechł.
BOU: Hihihihi.
Purpurowa
maseczka fałszywego uśmiechu i miny wiecznie zaskoczonej laleczki chroniła go
przed odkryciem jego prawdziwych zamiarów. Była jak gruba bariera
infantylności, przez którą nie dało się dostrzec brutalnej prawdy. A Bou był po
prostu dziwką.
Omamił mnie w
dziecinnie prosty sposób: usiadł mi na kolanach, podciągnął spódniczkę i
prowokacyjnie ocierał się o moje zniecierpliwione krocze. Pamiętam, że
pomyślałem wtedy: „O kurwa! On nie ma bielizny! Podoba mi się to…”, a później
już samo poszło.
Przypuszczam, że
wabił tak każdego. Spódnica po prostu szła do góry, trochę jęków, trochę
szamotaniny, co by się odpowiednio dopasować. Płytki orgazm i szept, jak różowa
mgła wślizgujący się do ucha: „Jesteś zajebisty, cukiereczku”.
Cukiereczek. Na
wspomnienie tego niby pieszczotliwego określenia, mam ochotę zwymiotować od
nadmiaru tej lepkiej słodyczy. Nazywał nas tak po każdym stosunku. Obrzydliwie
urocze. Każdy z nas był cukiereczkiem o innym smaku.
Bou nosił przy
sobie prezerwatywy o różnych smakach. Każda była perfekcyjnie dobierana. Albo
do osobowości wybranego samca, albo do fanaberii smakowej, którą miał ochotę
skosztować Bou. Nie było mowy o nieużyciu gumki. Ona była elementem obowiązkowym.
Niewiadomo, dlaczego. Czy było to tylko kierowane doznaniami dla podniebienia,
kiedy językiem sunął po powierzchni penisa? Czy może nie chciał się pobrudzić?
Dbał o higienę? A może chciał zatrzymać przy sobie coś na kształt czystości,
którą przecież dawno utracił? Nie wiem.
Bou wiedział jak
przyciągać cukiereczki. Wykorzystywał zamiłowanie japońskich przedstawicieli
płci męskiej do delikatnych i uroczych lolitek. Przebierał się w te
sukieneczki, robił słodkie minki, idealnie odnajdując się w roli niewinnej
ofiary, podczas gdy on w rzeczywistości był podstępną żmiją, która żerowała na
uczuciach pozostałych. Na początku była to rozkoszna zabawa i dla niego i dla
nas, ale z czasem, przynajmniej w moim przypadku, pojawiło się u mnie głębsze
uczucie. Pragnąłem by Bou był mi wierny. Zaproponowałem mu nawet taki normalny
układ, jednak on jedynie mnie wyśmiał. „Bez fanaberii, cukiereczku” – tak
powiedział.
Bou zdawał sobie
sprawę, że zdaję sobie sprawę, że najzwyczajniej w świecie daje on wszystkim
dupy. I wszyscy, którym dawał się przelecieć, też zdawali sobie z tego sprawę.
To było zamknięte koło, oblepione purpurowym cukrem. Bou zaciskał okrąg wokół
nas, odurzając zapachem różowej magii, a my nie zauważaliśmy, że cukrowy
wianuszek przemienia się w landrynkową klatkę. A co robi grupa pobudzonych
samców zamknięta w klatce? Pragnąca tylko jednego? Zaczyna walczyć o dominację.
Bou patrzył z boku na ten idiotyczny spektakl, kiedy każdy z nas chciał mu się
lepiej przedstawić. Podczas gdy on wzbogacał się w nowe sukienki i komplementy,
których i tak miał już pod dostatkiem, my stawaliśmy się ubożsi o dumę.
Opamiętałem się,
kiedy było już za późno. Kiedy on z wrodzoną przebiegłością złodzieja
cukierków, ukradł doszczętnie moje serce. Nie było już odwrotu. Mogłem tylko
tęsknie patrzeć na niego przez pręty landrynkowej klatki i czekać aż wykona
gest w moim kierunku, zapraszając na wspólną zabawę. Klatka była czymś w
rodzaju poczekalni. Każdy z nas z upragnieniem czekał na swoją kolej. Bou
zaglądał przez pręty, patrzył na kogoś z rozczuleniem, a gdy ta osoba już
spoglądała na niego oczami oddanego szczeniaka, wydymał usta jak kapryśna lalka
i szedł do kolejnego towaru.
Nienawidzę go
serdecznie. Ale jednak jest w nim coś takiego, co sprawia, że ma się ochotę
czekać na swoją kolej. Dzisiaj w drodze do sklepu dostałem wiadomość.
„Przyjdziesz
dzisiaj, cukiereczku?” – zapytał.
„Przyjdę…” –
odpisałem.
Ja ja jak? mogłaś mi to zrobić?! ... będę miała traumę...
OdpowiedzUsuńostrzegaj o.o błagam cie!
//Yuuko-san
Nie powiem ciekawe. Bardzo mi się podobało.
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawy paring.
OdpowiedzUsuńPo tytule zdawało mi sie, że Bou będzie sie masturbował cukierkami O_____o PSYCHIKO SZTAP
Ojejku, toż to jest przecudowne! Istny majstersztyk bym powiedziała. c:
OdpowiedzUsuńMów co chcesz, mi się podoba. Lubię takie koncepcje, lubię nietypowe ficki i takie, które mają w sobie coś głębszego. Ten zdecydowanie do takich należy. Tym bardziej z perspektywy jednego (każdego?) z "cukiereczków". Końcówka też bardzo przypadła mi do gustu. Nie ma idealizacji, to wydaje mi się bardzo realne, że ciężko nam się pożegnać z czymś, czego pragnęliśmy i stało się dla nas ważne.
OdpowiedzUsuńKiedy przeczytałam pairing, zaczęłam sobie wyobrażać, jak Bou robi sobie dobrze takim podłużnym cukierkiem z choinki... Aczkolwiek było na prawdę ciekawie i mi się podobało. Świetne. Takie prawdziwe.
OdpowiedzUsuń