20 maja 2014

136. Cukiereczki (Bou x Cukiereczki)



Tytuł: Cukiereczki
Pairing: Bou x Cukiereczki
Notka autorska: Ponieważ czasami nie wszystko jest takie, jakim się wydaje. Miałam wiele wątpliwość, czy dodać tego one-shota. Tekst jest specyficzny. Bardzo specyficzny. Zdaję sobie sprawę, że nie wszystkim się spodoba, ale może znajdzie się osoba, która przyjmie pozytywnie tę różowo-obrzydliwą breję monologu zakochanego idioty – tak, nazywajmy rzeczy po imieniu, zwłaszcza przy tym one-shocie.

Znów stawiam Was przed wyborem, Wisienki. Co chcecie w następnej notce?
1) Katarynka cz. III (Kamijo x Hizaki).
2) Reituki – opowiadanie ma na razie trzy części.
3) Tatsuro x Ruki – również trzy części.
4) Aki x Shindy – sześć części.
5) Ruki x Takuma – trzy części.
Piąta część Anorexii stanęła w skomplikowanym procesie tworzenia. Wiem, że nie lubicie, kiedy dodaję nowe opowiadanie, a nie kończę poprzedniego, ale toczę walkę z weną. ;-; Problem polega na tym, że praktycznie żadne z opowiadań nie jest jeszcze skończone. Ciągle pojawia się u mnie inny pomysł, zaczynam pisać, potem wena znika i wraca dopiero po jakimś czasie. Mam nadzieję, że pomożecie mi w wyborze i jakoś dacie radę nie pogubić się w tym chaosie. Ja sama postaram się wszystko ogarnąć, żeby notki pojawiały się regularnie i znowu nie było tu bałaganu.

Gdyby ktoś zapytał mnie, z czym kojarzy mi się Bou, bez zawahania odpowiedziałbym, że przypomina zużytą prezerwatywę. Obrzydliwe, prawda? Zwłaszcza, że gdyby przyjrzeć mu się pierwszy raz, wyglądałby zupełnie inaczej. Tleniony blondynek z infantylnym odrostem rozchodzącym się od przedziałka − beznadziejnie wykonany pseudogradient, który większość osób uważa za szczyt słodkości. Ciemne oczy obrysowane wyraźną kreską eyelinera, żeby były takie urocze i niewinne. Twarzyczka jeszcze bardziej infantylna niż ten pieprzony odrost. Wypudrowana, zaróżowiona, wygładzona, umalowana tak, aby nie widać było grubości sztucznej warstwy, ale by odpowiednio zakryła cały syf, który tworzy jego cerę. Tak właśnie wyglądałby Bou, gdyby zobaczyć go po raz pierwszy. Na scenie na przykład. Wszystko się ułatwia, kiedy można go podziwiać na zdjęciu. Tam człowiek staje się jedną wielką iluzją, wyretuszowaną za pomocą photoshopa. Photoshop dobra rzecz – możesz idealizować się na różne sposoby, kombinacje mnożą się, a ty tego nie zauważasz i w pewnym momencie tworzysz człowieka, który ani trochę nie przypomina ciebie. To dobijające… Ale zobacz tylko, jaki jesteś piękny!
Jednak porzućmy pierwsze wrażenie uroczego chłopczyka w różowej spódniczce i zajrzyjmy głębiej. Bo prezerwatywa może mieć wspaniały smak, ale jej wnętrze to już inna bajka. Właściwie nie bajka, ale coś na kształt tandetnego horroru, gdzie mózgi rozbryzgują się krwawo na ekranie. Wnętrze Bou było zużyte, jak jego tyłek i prezerwatywy, które zakładali na swoje ogiery jego kochankowie. Wśród tych napalonych samców z wyprężonymi, smakowymi penisami, znajdowałem się ja i mój czekoladowy kumpel. Bou uwielbiał przebierać w palecie smaków, każdej nocy inny. Że też dałem się zwieść tej różowej zwiewności spódnicy, która kołysała się wraz z rytmicznym ruchem jego bioder. Co za idiota ze mnie! Ale Bou był idealnym kłamcą. Potrafił omamić zmysły różową bryzą swojego uroku, a granie słodkiego debila, chichoczącego przy każdej nadążającej się okazji wychodziło mu perfekcyjnie. Przykład:
ZAPŁAKANA PERSONA: Pies mi zdechł.
BOU: Hihihihi.
Purpurowa maseczka fałszywego uśmiechu i miny wiecznie zaskoczonej laleczki chroniła go przed odkryciem jego prawdziwych zamiarów. Była jak gruba bariera infantylności, przez którą nie dało się dostrzec brutalnej prawdy. A Bou był po prostu dziwką.
Omamił mnie w dziecinnie prosty sposób: usiadł mi na kolanach, podciągnął spódniczkę i prowokacyjnie ocierał się o moje zniecierpliwione krocze. Pamiętam, że pomyślałem wtedy: „O kurwa! On nie ma bielizny! Podoba mi się to…”, a później już samo poszło.
Przypuszczam, że wabił tak każdego. Spódnica po prostu szła do góry, trochę jęków, trochę szamotaniny, co by się odpowiednio dopasować. Płytki orgazm i szept, jak różowa mgła wślizgujący się do ucha: „Jesteś zajebisty, cukiereczku”.
Cukiereczek. Na wspomnienie tego niby pieszczotliwego określenia, mam ochotę zwymiotować od nadmiaru tej lepkiej słodyczy. Nazywał nas tak po każdym stosunku. Obrzydliwie urocze. Każdy z nas był cukiereczkiem o innym smaku.
Bou nosił przy sobie prezerwatywy o różnych smakach. Każda była perfekcyjnie dobierana. Albo do osobowości wybranego samca, albo do fanaberii smakowej, którą miał ochotę skosztować Bou. Nie było mowy o nieużyciu gumki. Ona była elementem obowiązkowym. Niewiadomo, dlaczego. Czy było to tylko kierowane doznaniami dla podniebienia, kiedy językiem sunął po powierzchni penisa? Czy może nie chciał się pobrudzić? Dbał o higienę? A może chciał zatrzymać przy sobie coś na kształt czystości, którą przecież dawno utracił? Nie wiem.
Bou wiedział jak przyciągać cukiereczki. Wykorzystywał zamiłowanie japońskich przedstawicieli płci męskiej do delikatnych i uroczych lolitek. Przebierał się w te sukieneczki, robił słodkie minki, idealnie odnajdując się w roli niewinnej ofiary, podczas gdy on w rzeczywistości był podstępną żmiją, która żerowała na uczuciach pozostałych. Na początku była to rozkoszna zabawa i dla niego i dla nas, ale z czasem, przynajmniej w moim przypadku, pojawiło się u mnie głębsze uczucie. Pragnąłem by Bou był mi wierny. Zaproponowałem mu nawet taki normalny układ, jednak on jedynie mnie wyśmiał. „Bez fanaberii, cukiereczku” – tak powiedział.
Bou zdawał sobie sprawę, że zdaję sobie sprawę, że najzwyczajniej w świecie daje on wszystkim dupy. I wszyscy, którym dawał się przelecieć, też zdawali sobie z tego sprawę. To było zamknięte koło, oblepione purpurowym cukrem. Bou zaciskał okrąg wokół nas, odurzając zapachem różowej magii, a my nie zauważaliśmy, że cukrowy wianuszek przemienia się w landrynkową klatkę. A co robi grupa pobudzonych samców zamknięta w klatce? Pragnąca tylko jednego? Zaczyna walczyć o dominację. Bou patrzył z boku na ten idiotyczny spektakl, kiedy każdy z nas chciał mu się lepiej przedstawić. Podczas gdy on wzbogacał się w nowe sukienki i komplementy, których i tak miał już pod dostatkiem, my stawaliśmy się ubożsi o dumę.
Opamiętałem się, kiedy było już za późno. Kiedy on z wrodzoną przebiegłością złodzieja cukierków, ukradł doszczętnie moje serce. Nie było już odwrotu. Mogłem tylko tęsknie patrzeć na niego przez pręty landrynkowej klatki i czekać aż wykona gest w moim kierunku, zapraszając na wspólną zabawę. Klatka była czymś w rodzaju poczekalni. Każdy z nas z upragnieniem czekał na swoją kolej. Bou zaglądał przez pręty, patrzył na kogoś z rozczuleniem, a gdy ta osoba już spoglądała na niego oczami oddanego szczeniaka, wydymał usta jak kapryśna lalka i szedł do kolejnego towaru.
Nienawidzę go serdecznie. Ale jednak jest w nim coś takiego, co sprawia, że ma się ochotę czekać na swoją kolej. Dzisiaj w drodze do sklepu dostałem wiadomość.
„Przyjdziesz dzisiaj, cukiereczku?” – zapytał.
„Przyjdę…” – odpisałem.

6 komentarzy:

  1. Ja ja jak? mogłaś mi to zrobić?! ... będę miała traumę...
    ostrzegaj o.o błagam cie!
    //Yuuko-san

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie powiem ciekawe. Bardzo mi się podobało.

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo ciekawy paring.
    Po tytule zdawało mi sie, że Bou będzie sie masturbował cukierkami O_____o PSYCHIKO SZTAP

    OdpowiedzUsuń
  4. Ojejku, toż to jest przecudowne! Istny majstersztyk bym powiedziała. c:

    OdpowiedzUsuń
  5. Mów co chcesz, mi się podoba. Lubię takie koncepcje, lubię nietypowe ficki i takie, które mają w sobie coś głębszego. Ten zdecydowanie do takich należy. Tym bardziej z perspektywy jednego (każdego?) z "cukiereczków". Końcówka też bardzo przypadła mi do gustu. Nie ma idealizacji, to wydaje mi się bardzo realne, że ciężko nam się pożegnać z czymś, czego pragnęliśmy i stało się dla nas ważne.

    OdpowiedzUsuń
  6. Kiedy przeczytałam pairing, zaczęłam sobie wyobrażać, jak Bou robi sobie dobrze takim podłużnym cukierkiem z choinki... Aczkolwiek było na prawdę ciekawie i mi się podobało. Świetne. Takie prawdziwe.

    OdpowiedzUsuń