Tytuł: Little Complex
Pairing: Tatsuro
x Ruki
Notka autorska: Moje
nowe opowiadanie, co by nie trzeba było patrzeć na te obrzydliwe Cukiereczki. Nie wiedziałam za bardzo,
co mogłabym dać i akurat przypałętało się Little
Complex.
CZĘŚĆ
I
Nieumiejętnie starałem się
ustawić nogi w taki sposób, aby nie wystawały poza obręby
ławki. Do głowy wpadła mi myśli, aby spróbować usiąść jak L z Death Note,
jednak kiedy tylko spróbowałem, nauczycielka skarciła mnie, podając powód, że
usiłuję robić z siebie debila, co według niej wychodzi mi bez próbowania.
Opuściłem nogi, które i tak zaczęły mi drętwieć i po raz kolejny spróbowałem
skupić się na robieniu notatek. Męczyłem się tak przez resztę lekcji. Tylko
dzwonek jest wybawieniem, dzięki czemu mogę przemierzać korytarze całkiem
wyprostowany i nikt nie wymaga ode mnie, abym się jakoś zwijał, zawijał,
podwijał czy składał, żeby dopasować się to wymiarów ławki i krzesła, które są
po prostu dla mnie za niskie.
Mój wzrost wynosi sto
osiemdziesiąt dwa centymetry... Mieszkam w Tokio, mieście wypełnionym po brzegi
kurduplami. Granica wzrostu przeciętnego japońskiego mężczyzny jest
przerażająco niska. Wszystkie te postacie, które ktoś
rysuje w mangach czy anime, to tylko wytwór ludzkiej wyobraźni. Pokazanie jak
wyglądałoby idealne społeczeństwo: wszyscy wysocy, wszyscy szczupli, wszyscy
piękni, o kolorowych oczach, kolorowych włosach, nieskazitelnych cerach...
Ludzie, gdzie znajdziecie na świecie takie społeczeństwo? A tym bardziej w
Japonii?
Dlaczego narzekam na swój
wzrost? Ponieważ te niziołki nieustannie plączą mi się między nogami. I gdyby
to jeszcze były same kobiety, ale to są również
mężczyźni, których twarze lądują tuż naprzeciw mojego krocza... No dobrze, może
trochę niżej... Niektórzy obywatele są tak niscy, że bez problemu mogą przejść
między moimi nogami. Dobra, zdaję sobie sprawę, że odrobinę przesadzam, ale w
takim społeczeństwie nie da się żyć. No bo ile można słuchać: „Przepraszam, czy
mógłby się pan przesunąć, bo nic nie widzę?” Dobrze, przesuwam się, nie ma
problemu, ale za chwilę okazuje się, że zasłaniam widok drugiej osobie. Potem
tylko się przesuwam, bo ciągle komuś zawadzam, aż w końcu jestem zepchnięty na
bok. Jak długo można wytrzymać, żyjąc na uboczu?
Owszem ma to swoje zalety, na
przykład to, że widzę wszystko z daleka, ale jest również
szereg wad. Kiedy wchodzę po schodach w swoim bloku, sufit umieszczony jest
taki nisko, że nieraz ryję o niego głową. Najgorzej jest kiedy wbiegam. W
metrze metalowe rurki zawieszone nad głowami, aby w razie czego się ich chwycić
(połowa osób do nich nie dosięga), są punktem zderzenia z nimi mojego czoła.
Wiecznie muszę się schylać, żeby kogoś usłyszeć, czy zobaczyć. Nigdy nie stałem
w pierwszym rzędzie na koncercie, zawsze przepuszczam wszystkich. Od
dzieciństwa muszę ustępować mniejszym. Nikt nie zwraca uwagi na to, że skoro
jestem wyższy, moje problemy rosną wprost proporcjonalnie do mojego wzrostu.
Ciągle się o coś potykam, ciągle o coś zahaczam. Wszystkie te bodźce prowadzą
do ogólnego wewnętrznego zwariowania. Cudem nie trafiłem jeszcze do zakładu
psychiatrycznego albo od razu prosto do pogrzebowego. Chociaż pewnie i
szpitalne łóżko, i trumna byłyby dla mnie za małe.
Westchnąłem i poprawiłem pasek
torby. Szedłem właśnie przez korytarz, chcąc dotrzeć do kolejnej sali. Mój wzrok obejmował tylko to, co znajdowało się na wysokości moich oczu,
nie mógł zatem dostrzec kolejnego kurdupla, który na mnie wpadł.
− Auu...
− Patrz, jak leziesz −
warknąłem, nawet na niego nie patrząc. Musiałbym się pewnie nieźle schylić,
żeby go dostrzec.
− To ty patrz! − krzyknął chłopak i wtedy na niego
zerknąłem. − Masz jakiś problem?! Chcesz
wpierdol?!
Zacisnął dłonie w pięści i
podskakiwał, jak gdyby chciał zrównać się ze mną wzrostem. Niestety
w jego przypadku wypadło to marnie i jedynie kicał jak królik.
Przyglądałem się chwilę jak
bezskutecznie próbuje dosięgnąć pięściami mojej twarzy.
− Odpuść sobie – mruknąłem
znużony, wyminąłem go i ruszyłem w stronę klasy.
− Tchórzysz, frajerze?
Zignorowałem go. Naprawdę nie
chciałem dziś nikomu robić krzywdy. Zdecydowanie zbyt często wdawałem się w
bójki, a fakt, że byłem chyba najwyższy w całej szkole, sprawiał, że to zawsze
ja dostawałem opieprz. Bo kto to widział bić mniejszych?
− Jeszcze z tobą nie skończyłem! –
Usłyszałem irytujący głos. Jego właściciel biegł za mną na krótkich nóżkach,
jednak tempo, które wyznaczyły moje długie nogi było nie do pokonania, toteż
udało mi się zniknąć za zakrętem.
Reszta dnia minęła na torturach.
Znowu próbowałem podkurczyć nogi, jednak było to bezcelowe, ponieważ nie
wytrzymywałem zbyt długo w jednej pozycji. Wreszcie ostatni dzwonek przerwał
moje męki. Niestety nie na długo, ponieważ kątem oka dostrzegłem jasną
nastroszoną czuprynę.
− Hiroto… − westchnąłem.
− Cześć, Tatsu! – krzyknął podekscytowany
blondyn.
− Mówiłem już, żebyś mnie tak nie
nazywał – warknąłem i ruszyłem w kierunku wyjścia, a mały Hiroto podreptał za
mną.
Ogata Hiroto jest ode mnie młodszy
i sporo niższy. Usilnie stara się ze mną zaprzyjaźnić, co niezbyt dobrze mu
wychodzi, a mnie dodatkowo irytuje. Jestem typem samotnika. Nie mam przyjaciół,
mam kota i jest mi z nim cholernie dobrze.
− Hej, Tatsu… ro… pójdziemy na
ciastko? – zapytały sto sześćdziesiąt cztery centymetry chodzącej energii. Nie
zdziwiło mnie to. Hiroto pewnie jak zwykle miał ochotę na słodycze. I na pewno
nie miał przy sobie pieniędzy.
− Jeśli mnie dogonisz. –
Uśmiechnąłem się do niego kpiąco i pewnym krokiem podążyłem w kierunku
cukierni.
Musze przyznać, że opowiadanie jest bardzo fajne, dobrze się czyta i po prostu mnie zainteresowało. Ahh Tatsuro jakie problemy uwierz chciałbym być taka wysoka, a nie jakieś 1,55m i to w 3 gim. To Rukiś na niego wpadł, prawda??? Ciekawe, czy Hiroto uda się dogonić Tatsuro??? Mam nadzieje, że nie (wredna ja :)). Z chęcią przeczytam kolejną notkę.
OdpowiedzUsuńSłodkie x3 Bardzo :3 i mówisz, że 162cm mu dogodza? Xd
OdpowiedzUsuń//Yūko-san