Tytuł: Taste of Death
Pairing: Aki x Shindy
Notka autorska: Nie podoba mi się ta część… Ale
w sumie czy kiedykolwiek coś mojego mi się naprawdę podobało? Jestem teraz w
trakcie pisania Reituki. Tak to jest jak się zacznie kilka opowiadań… Myślę, że
Reituki będzie raczej krótkim opowiadaniem i niedługo powinnam je skończyć. O
ile znowu wena gdzieś nie ucieknie. >.< A mam co pisać: Tast of Death, Reituki, Ruki x Takuma, Hot Chocolate, Anorexia, Katarynka, Little Complex… Mam jeszcze jakieś
zaczęte opowiadania, tylko że nie pamiętam tytułów. ^^”
sh.: Ciekawa teoria. xD
CZĘŚĆ
IV
Puściłem jego nadgarstki i
oparłem dłonie tuż przy jego głowie.
− Bądź posłuszny, to nic ci się nie stanie. − Przybliżyłem twarz do jego, uśmiechając się, kiedy odwrócił
lekko głowę. Chwyciłem palcami jego żuchwę i skierowałem jego twarz ku sobie. − Mówiłem o czymś.
− Czego ty jeszcze chcesz? Zabrałeś mi wszystko!
− Zostało jeszcze twoje ciało −
mruknąłem, sunąc nosem po jego szyi. −
Twoja psychika. Chociaż ona jest już trochę nadszarpnięta, ale to nie znaczy,
że nie mogę sprawdzić jej granic wytrzymałości.
− Co chcesz zrobić? −
spytał, a ja, słysząc jak jego głos drży ze strachu, uśmiechnąłem się jeszcze
szerzej.
− Wszystko w swoim czasie. −
Kontynuowałem wędrówkę po jego ciele. −
Masz tak gładką skórę... Nie powinna taka być. Może ją trochę zmienimy? Co ty
na to? − Wyciągnąłem z kieszeni
scyzoryk.
− Proszę, nie rób tego... −
szepnął, śledząc ruch ostrza, kiedy zbliżałem je do jego skóry. Metal wylądował
na klatce piersiowej chłopaka, ale jej nie zranił. To ja o tym zadecyduję.
Shinya bał się poruszyć. Jego
tors unosił się i opadał, podczas kolejnych spazmatycznych wdechów i wydechów.
− Zrobię wszystko... − powiedział
nagle. Odsunąłem odrobinę scyzoryk.
− Wszystko? − zdziwiłem się.
− Tak, tylko nie rób mi krzywdy.
Zamyśliłem się na moment, ale
była to tylko gra, która miała na celu przedłużyć jego cierpienie. Tak
naprawdę wiedziałem, czego od niego oczekuję.
− Obciągnij mi − rozkazałem.
− Co mam zrobić? −
zapytał, zaskoczony.
− Masz zrobić mi loda −
wyjaśniłem, czując, że się niecierpliwię.
− Ale ja...
− Tego też nigdy nie robiłeś? Nie lizałeś nawet cipy swojej dziewczyny?
Pokręcił głową.
− W takim razie, nauczę cię.
Schowałem nóż i szarpnąłem go mocno za włosy. Kiedy tylko otworzył usta,
natychmiast wsunąłem do środka główkę. Obserwowanie jak jego oczy przesłania
tafla łez, kiedy stopniowo mój penis znikał w jego wargach, sprawiło mi niemałą
przyjemność. Zakrztusił się, próbując odsunąć głowę. Mruknął coś niewyraźnie,
jednak zignorowałem go. Nadal trzymając go za włosy, zacząłem poruszać jego
głową. Jęczał z bólu, płakał z upokorzenia. Wsunąłem się głębiej, niemalże
przygniatając jego szyję własnym ciałem, czym jeszcze bardziej utrudniłem mu
oddychanie. Nie przejąłem się tym zbytnio. Jego dłonie naparły na moje uda,
zaciśnięte na jego szyi. Kiedy to nie poskutkowało, przeniósł palce na rękę,
którą szarpałem jego włosy. Poczułem, że uścisk chłopaka słabnie. Zobaczyłem,
jak jego powieki opadają.
− Ej, nie odpływaj. −
Potrząsnąłem mocniej jego głową. Twarz Shinyi przybrała siny odcień. − Shinya? − Nie wiedzieć czemu, zaniepokoił
mnie brak reakcji z jego strony. Odsunąłem się od niego. Zupełnie nie
wiedziałem, co robić w takiej sytuacji. Ale czego się spodziewać po osobie,
która na co dzień zajmuje się odbieraniem innym życia? − Shinya, no co jest? Obudź się! − Chwyciłem go za ramiona i szarpnąłem jego ciałem. Wreszcie usłyszałem
ciche kaszlnięcie, a po chwili spoglądała na mnie para ciemnych oczu.
− Co się stało? − zapytał Shinya i ponownie
odkaszlnął.
− Zemdlałeś. To nic takiego.
Zerknął na mój rozpięty rozporek i odsunął się bardziej pod ramę.
− Spokojnie, na dzisiaj koniec −
mruknąłem, zapinając spodnie. Chciałem wstać, kiedy chwycił mnie za koszulkę.
− Poczekaj... Ryuichi... On...
− Przestań gadać mi o tym ścierwie! − Przyparłem go gwałtownie do posłania. − Nie chcę o nim słuchać! −
Zacisnąłem palce na jego ramionach.
− Muszę mu pomóc...
Uniosłem rękę i dość mocno
uderzyłem go w twarz.
− Zamknij się! Jak możesz chcieć narażać życie dla takiego
skurwiela?!
− To moja jedyna rodzina −
szepnął, dotykając palcami zaczerwienionego policzka.
− On nie jest twoją rodziną.
− Nic o tym nie wiesz. − Jego
oczy okryła cienka, wilgotna warstwa.
− Wiem o wszystkim lepiej niż ty.
− Skąd możesz cokolwiek
wiedzieć, skoro nigdy nie kochałeś?!
Moje oczy rozszerzyły się na
jego słowa. Wpatrywał się we mnie z nienawiścią. Cały strach i niepewność
zamknięte w jego oczach nagle zniknęły. Po raz pierwszy spoglądał na mnie
pewnie i być może gdybym wyciągnął teraz broń, nawet by się nie wzdrygnął.
− Nic nie wiesz o moich
uczuciach, smarkaczu – mruknąłem.
− Ty nie masz uczuć. – Odwrócił
wzrok. – Gdybyś je miał, pozwoliłbyś mi pojechać do Ryuichiego…
− Zamknij się! – Ponownie go
uderzyłem. Nim zdążył zareagować, obróciłem go na brzuch i przywarłem do jego
pleców. – Tak bardzo ci na nim zależy? Mam ci udowodnić, że takim uczuciem
możesz obdarzyć kogoś innego?
− Niby kogo? Mam tylko jego.
− Mylisz się, Shinya. Niedługo
będziesz mieć tylko mnie.
− O czym ty mówisz? Chyba nie
chcesz… Nie rób mu krzywdy…
− Irytujący się robisz. Skończ o
nim gadać, to nic mu się nie stanie.
Wtulił twarz w poduszkę i cicho
zaszlochał.
− Przestań ryczeć! – Chwyciłem
go mocno za włosy.
− Puść… − jęknął i załkał z
bólu.
Rozprostowałem palce, a jego
głowa opadła na poduszkę. Skulił się pode mną, drżąc na całym ciele. Nie tak to
miało wyglądać. Chciałem przecież zdobyć jego zaufanie. Pogładziłem go po
włosach, mówiąc cicho:
− No już, nie płacz. Już dobrze.
Nie patrzył na mnie. Trzymał
kurczowo materiał poduszki i trząsł się ze strachu.
− Shinya, spokojnie. – Znów
przeczesałem brązowe pasma. – Nie bój się mnie. – Odwróciłem go ku sobie i
spojrzałem w jego zaszklone oczy. – Już dobrze – powtórzyłem i złączyłem nasze
usta.
Reakcja Shinyi mnie nie zdziwiła
– natychmiast starał się mnie odepchnąć. Uśmiechnąłem się i nieco odsunąłem, by
wyszeptać:
− Nie opieraj się temu.
− Nie chcę…
− Potrzebujesz tego i dobrze o
tym wiesz. – Przygryzłem płatek jego ucha i znów wpiłem się w jego usta. Jego
dłonie ponownie naparły na mój tors. Chwyciłem go delikatnie za nadgarstki i
ułożyłem je nad jego głową. Szarpał się rozpaczliwie, jednak po pewnym czasie
się poddał.
Przerwałem pocałunek i
spojrzałem na niego, unosząc delikatnie kąciki ust. Zaróżowione policzki i
speszone spojrzenie ciemnych oczu, których źrenice podążyły w dół. Pogładziłem
jego twarz, przesunąłem opuszkami po linii żuchwy, nakreśliłem obojczyki.
− Przestań… − Zacisnął powieki,
kiedy z żeber przeniosłem się na brzuch i podążyłem niżej.
Jego oddech przyspieszył, krew
rozlała się obfitszą plamą pod skórą policzków. Musnąłem przyrodzenie. Westchnął.
Triumfalny uśmiech pojawił się na mojej twarzy. Wąskie biodra mimowolnie
uniosły się, jak gdyby oczekiwały kolejnego dotyku.
− Dlaczego to robisz? –
wyszeptał płaczliwie.
Pocałowałem go w szyję.
− Przecież widzę, że się podoba.
Trzeba sięgać po to, co sprawia nam przyjemność. Jeśli tego nie zrobisz,
będziesz wiecznie nieszczęśliwy.
− Nie chcę tego. Proszę, puść
mnie.
Odsunąłem się od niego, nadal
jednak siedziałem na jego biodrach.
− Jeśli będziesz grzeczny,
zabiorę cię na spacer do parku – obiecałem. Jego oczy rozbłysły.
− Naprawdę?
− Tak. Ale jeśli spróbujesz
uciec, coś złego może przytrafić się Ryuichiemu.
− Nie ucieknę – zapewnił.
Zmierzwiłem jego włosy.
− Naprawdę nie chcę zrobić ci
krzywdy. – Spojrzałem mu w oczy. – Zaufaj mi.
− Nie potrafię. – Spuścił wzrok.
− Proszę. – Starałem się, by mój
ton był jak najbardziej błagalny.
− Przecież ty… Ty… − Zacisnął
powieki.
− Wiem, kochanie. – Ująłem w
dłonie jego twarz. – Wiem. Gdybym tylko mógł cofnąć czas… – Niemalże chciało mi
się śmiać, kiedy z taką łatwością go okłamywałem. Był taki naiwny. Zabawa
będzie jeszcze słodsza, gdy tylko go do siebie przekonam.
− Jak mnie nazwałeś?
− Kochanie – powtórzyłem,
uśmiechając się ciepło. Zaraz dostanę szału od tego ciągłego uśmiechania się.
− Dlaczego tak na mnie mówisz?
Czego ty chcesz?
− Popełniłem wiele błędów, ale
chcę to naprawić. I mam nadzieję, że mi w tym pomożesz. – Musnąłem ustami jego
policzek.
− Nie wierzę ci. – Odwrócił
głowę.
− Rozumiem, że się boisz. Potrzebujesz
czasu. Wiedz tylko, że nie masz się czego bać. Nie skrzywdziłbym przecież kogoś
tak delikatnego… − Zanurzyłem twarz w jego włosach, delektując się ich
zapachem.
− Chcę wrócić do domu.
− Tam nikogo nie ma.
− To niech wypuszczą Ryuichiego.
− Musi spłacić długi.
− Nie możesz nic na to poradzić?
− Niestety nie – powiedziałem z
udawanym smutkiem. – Może się prześpisz?
− Nie jestem zmęczony.
Mimo to, położyłem się obok
niego i okryłem nas kołdrą. Objąłem go ramieniem, przyciągając do siebie.
− Śpij dobrze. – Pocałowałem
jego czoło.
Czu ten Aki planuje...? Dzięki Tobie nie będę dała rady o niczym innym myśleć ;-;
OdpowiedzUsuńNie martw się, chyba wszyscy tak mają, że nie podoba im się to, co piszą, a później okazuje się to nieprawdą ^.^
~sadist vampire Yuna.miko
Wiem XD
OdpowiedzUsuńAki, ty czarny diable! ASDFGHJKL;
~sh.
Omamo, czekam aż w końcu Aki z czymś wyskoczy. Nie sądzę, żeby udało mu się długo milutkiego udawać, ja długo nie potrafię, a on to w końcu to morderca XD
OdpowiedzUsuńMi się rozdział akurat bardzo podobał c:
Dużo weny :)
świetny rozdział. śmiałam się z tego udawania Akiego. z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział
OdpowiedzUsuń