24 sierpnia 2014

157. Agony cz. II (Reita x Ruki)

Tytuł: Agony
Pairing: Reita x Ruki
Notka autorska: Druga część Agony. Jest krótka, ale to dla mnie typowe.

Val: Dziękuję za komentarz. Dlaczego Ruki Cię przeraża? xD
Yuuko Yukino Konoe: No czepia się, bo z niego to taka życiowa maruda. Pożyjemy, zobaczymy czy się zmieni. c:
sadist vampire Yuna.miko: Wiem, że Reituki… Przepraszam. ;; Generalnie nie przepadam za tym pairingiem, ponieważ jest go za dużo, ale nigdy o nich nie pisałam, a poza tym tylko oni pasowali mi do tej historii.
Reila Suzu: To opowiadanie będzie takie słodko-gorzkie. Ruki jęczy na wszystko i wszystkich, bo jest to zamierzony zabieg. Taki ma być. Chciałam przedstawić Rukiego jako człowieka z nieco przerysowanymi problemami.
Nawn: Tak, wiem, że znów robi się tu zamieszanie, ale Reituki akurat mam skończone, więc dodam wszystkie części tego opowiadania (których jest niewiele) i zabiorę się za dokończenie pozostałych. :3 Jeśli chodzi o pairing, zobaczę, co da się zrobić. Muszę mieć jakiś pomysł na nich. ;)




CZĘŚĆ II

Zawodem Akiry jest zamiatanie podłogi w przedszkolu. Za drobną pensję pojawia się tam o określonych godzinach i czyści posadzki w całym budynku. W tym czasie ja pozostawiony sam sobie, oddaję się pesymistycznym rozmyślaniom na temat mojej marnej egzystencji. Akira też nie jest zadowolony z życia. Mamy go dość.

Otworzyłem skrzynkę na listy. To niesamowite, ile ludzi o mnie pamięta. Piszą do mnie osoby, których ja za bardzo nie kojarzę. Na przykład Honda zaproponowała, że sprzeda mi swój samochód. To prawdziwa okazja! Wielka szkoda, że mnie na niego nie stać.

Kiedy Akira wyszedł do pracy, ja zająłem się pisaniem. Teoretycznie. W praktyce, wylegiwałem się na kanapie, czekając. Tylko na co czekałem? Na telefon od przyjaciela? Cholera, ja nie mam przyjaciół. Zdradzieckie siksy, zostawiły mnie! Hej, ty nigdy ich nie miałeś – przypomniał w tym momencie umysł, a serce słysząc to, zaniosło się krwawymi łzami. Ucisz się, debilu, nie płacz nad ludźmi, którzy nigdy nie istnieli!  

Dzwonek do drzwi sprawił, że poderwałem się gwałtownie i popędziłem w kierunku drewnianego prostokąta. Kto to może być? Akira, który zapomniał kluczy? Ktoś z ludzi, którzy mnie znają postanowił sprawdzić, czy jeszcze żyję? Pani z supermarketu zauważyła, że zapłaciłem jej dziś za mało pieniędzy? Dostawca pizzy, której nie zamawiałem?

Szarpałem się z zamkiem – od jakiegoś czasu zaczął się psuć. Wreszcie otworzyłem drzwi. Postać, którą zobaczyłem, sprawiła, że jednak wolałbym spotkać tego nieszczęsnego dostawcę pizzy. W progu stała nasza sąsiadka z trzeciego piętra. Niska staruszka z posrebrzanym kokiem.

− Czego pani tutaj szuka? – zapytałem głośno, wiedząc, że kobieta słabo słyszy.

− Mamoru? – zapytała nieprzytomnie, mrużąc oczy, jak gdyby chciała wychwycić moje rysy.

− Nie, pan Mamoru nie żyje od dziesięciu lat.

− Inu?

− Nie, proszę pani, Inu to pani kot. I o ile nie zapomniała go pani nakarmić, przypuszczalnie żyje.

Pokiwała tylko głową, chcąc dać mi iluzję, że zrozumiała i ruszyła ku schodom. Zamknąłem drzwi i oparłem się plecami o drewno. Wiedziałem, że to będzie kolejny dzień, podczas którego nie zrobię nic pożytecznego. Swoją drogą, dlaczego ta kobieta nazwała swojego kota Inu?

Usiadłem na swoim tronie, czyli kanapie i powróciłem do królestwa rozmyślań. Ponieważ nic mądrego nie przyszło mi do głowy, wykonałem czynność, której nienawidzę – sięgnąłem po pilota. Półleżąc na sofie, wpatrywałem się w migające sylwetki i twarze zamknięte w tandetnej fabule boleśnie przewidywalnej komedii romantycznej. Ona i on poznają się w banalnych okolicznościach. Ona jest słodką idiotką, a on przystojnym mężczyzną, w którym tli się nadal chłopięcy urok. I też jest idiotą. On ją całuje. Po raz pierwszy. Ona jest w siódmym niebie. Kiedy pierwszy raz pocałowałem Akirę, obyło się bez takich uniesień. Może dlatego, że nasze życie nigdy nie było kolorowym love story? On jest bożyszczem kobiet, ona również ma silny wpływ na mężczyzn, ale nie zdaje sobie z tego sprawy. W pewnym momencie on zostaje pocałowany przez inną. Ona daje mu porządnie w pysk, a potem się załamuje. On przychodzi do niej z bukietem róż. Ona mu wybacza. Znów się całują. Koniec. Jak oni w ogóle mieli na imię?

Brzdęk kluczy i szamotanina z zamkiem. Kto wygra ten pojedynek? Znów udało się Akirze. Trzeba wymienić to cholerstwo, bo niedługo całkiem się rozsypie.

− Jest coś na obiad? – zapytał blondyn, zaglądając do salonu. „Jest coś na obiad?” to jego typowe pytanie. Logiczne, że nigdy nie ma obiadu. Zawsze jemy na mieście lub zamawiamy coś do domu. Dlaczego chociaż raz nie może zapytać, co u mnie? To chyba prostsze niż wymiana żarówki w łazience, która przepaliła się dwa lata temu. Moje serce ponownie wybuchło krwawym płaczem. Ucisz się, debilu, przecież on nigdy cię nie kochał.

− Nie ma.

− Co ty robisz całymi dniami?

Usilnie staram się wymazać ze swojej głowy pomysły na zrobienie sobie krzywdy.

− Pracuję.

Milczenie, które zacisnęło jego usta w wąską linię, sprawiło, że wolałbym, aby teraz na mnie nakrzyczał. Jak najgłośniej, żebym poczuł, że jestem do czegoś potrzebny. Że czegoś ode mnie wymaga.

 Machnął jedynie ręką i chwycił kurtkę.

− Ubieraj się, wychodzimy – ponaglił, zakładając buty.

Co tak właściwie miałem teraz na sobie? Zerknąłem na swoje ubranie. Piżama… Wstałem, by założyć jedynie obuwie i narzucić na ramiona kurtkę. Akira westchnął, ale nic nie powiedział. Był tym wszystkim zmęczony. Wzajemnie wysysaliśmy z siebie energię, karmiąc się jedynie swoimi problemami. A ile można wytrzymać, kiedy za posiłek ma się jedynie troski? Akira jako tako się trzymał. Chodził do pracy, zarabiał, miał znikomy kontakt z ludźmi. Jednak pozostawało tylko kwestią czasu aż również zmieni się w poszarzałego ducha w piżamie, jakim byłem ja.

Do małej restauracji dotarliśmy po piętnastu minutach. Wnętrze było puste jak nasze dusze. Usiedliśmy na niedbale skonstruowanych mebelkach i złożyliśmy skromne zamówienie. Jedliśmy w milczeniu. Przywykliśmy już do tej ciszy. Gdyby teraz któryś z nas się odezwał, drugi uznałby go za wariata.

Wieczory zawsze były moją ulubioną porą dnia. Siadałem wtedy na parapecie z zapalonym papierosem w dłoni. To moment, w którym mogłem nabrać ulubionego powietrza w płuca i rozkoszować się uczuciem, kiedy dym łaskotał moje gardło. Nawet się wtedy śmiałem tak długo, dopóki Akira nie rzucił we mnie poduszką, sycząc:

− Ucisz się, do cholery! Chcę spać!

3 komentarze:

  1. Dobra, Ruki już mnie nie przeraża. Teraz mnie rozśmiesza XD
    Rany, naprawdę nie wiem co powiedzieć. Czemu ich życie jest takie szare? ;__;
    Mam nadzieję, że następna część będzie dłuższa, bo ja już nic nie rozumiem. Myślałam, że Akira to jedyny normalny w tym domu wariatów, a tu taka niespodzianka. W ogóle wyobrażam sobie Reitę zamiatającego podłogę w przedszkolu i mam ochotę zrobić do tego fanarta, nawet jeśli umiem rysować tylko patyczaki XD
    Ale ale... Czy ja dobrze przeczytałam? 'On nigdy cię nie kochał'? Ale... jak to? ;^;
    Przecież to reituki, a reituki musi się skończyć dobrze. Bo ja tak mówię. xd
    Ale cieszę się, że opowiadanie jest już napisane. Mam nadzieję, ze będziesz wstawiać części dość szybko... Możesz nawet wszystko naraz, nie obrażę się XD
    Pozdrawiam /Val

    OdpowiedzUsuń
  2. Oto logika - nazwij kota Pies. Boskie xD
    Hmm... Było by ciekawie, gdyby zamek się w końcu zaciął, a Ruki'emu nie chciałoby się dzwonić po pomoc... Dobra, po mimo, że Ruki jest moim ulubieńcem, lubię, jak cierpi. Tak wiem. Powinnam pójść do szpitala psychiatrycznego Już mnie tam nie chcą ;-;
    Wow. Po raz pierwszy ktoś myśli o komediach romantycznych jak ja o.o
    W sumie, nie wiem co mogłabym jeszcze napisać, wybacz...
    ~sadist vampire Yuna.miko

    OdpowiedzUsuń