30 kwietnia 2013

28. History Lesson cz. III (Masatoshi x Shindy)

Tytuł: History Lesson
Pairing: Masatoshi x Shindy
Notka autorska: Ja nie wiem, co Wam się w tym opowiadaniu podoba. Ale cieszę się, że przypadło Wam do gustu. Nie bijcie za końcówkę. Wiem, że mi nie wyszła…
CZĘŚĆ III
Nazajutrz udałem się do szkoły niewyspany, a co za tym szło mój humor nie należał do najlepszych. Historia była trzecią lekcją. Tym razem chciałem, aby poprzednie przedmioty ciągnęły się w nieskończoność.
Gdy mijałem Masatoshiego, wchodząc do klasy, przyglądał mi się intensywnie. A kiedy wyczytał moje nazwisko podczas sprawdzania obecności, przerwał czynność.
− Shinya – powtórzył moje imię. – A może cię dzisiaj zapytam?
Wstałem powoli z krzesła. Nie uczyłem się. Wczoraj byłem zbyt roztrzęsiony, by skupić się na nauce.
Nie odpowiedziałbym nawet na najprostsze pytanie dotyczące wczorajszej lekcji, a co dopiero na te, które on mi zadał.
− Bardzo przepraszam, ale obawiam się, że te pytania są z rozszerzonych tematów przeznaczonych dla chętnych – zwróciłem uwagę.
− Pozwól, że to ja będę decydować, jakie pytania otrzymasz. Niedostateczny – padł wyrok, który został przypieczętowany liczbą jeden wpisaną do dziennika.
Usiadłem z powrotem na krześle, przeklinając w myślach nowego nauczyciela. Przez resztę lekcji pilnie notowałem, ani razu nie zerkając w jego stronę.
− On znów się na ciebie gapił – szepnął Yoichi, gdy opuściliśmy klasę. – Ale co to było z tym odpytywaniem? Przecież to były pytania ponadprogramowe. Ej, może on cię przyłapał?
− Nie wiem, Yoichi – powiedziałem, chociaż powód, przez który tak się zachowywał znałem doskonale.
***
Historię mamy trzy razy w tygodniu. Następnego dnia strach, który odczuwałem, będąc w szkole, odrobinę zmalał, ponieważ nie było lekcji z Masatoshim. Jeśli będę mieć szczęście, nie spotkam go na korytarzu. Dla pewności jednak cały czas trzymałem się Yoichiego, aby czuć się bezpieczniej.
Z ulgą opuściłem szkolny budynek po zakończeniu zajęć. Przez wszystkie przerwy rozglądałem się nerwowo, poszukując wzrokiem nowego nauczyciela. Na szczęście na niego nie trafiłem.
Za to w piątek znowu mnie zapytał. Byłem przygotowany jedynie z tego, co przerabialiśmy, nie z materiałów dodatkowych.
Kiedy sytuacja się powtórzyła, zacząłem również przyswajać informacje nadprogramowe. Cały swój wolny czas poświęcałem na naukę historii. Ale to niska cena za satysfakcję jaką przyniesie mi jego zdziwienie, gdy zobaczy, że wszystko umiem.
I na to wymyślił sposób. Zaczął pytać mnie z lekcji, których jeszcze nie mieliśmy.
− To już przesada. Przecież tego nie przerabialiśmy – Yoichi stanął w mojej obronie.
Pokręciłem dyskretnie głową, by tego nie robił, ale zignorował mnie.
− Powiedziałem już, że to ja decyduję z czego pytam uczniów – odparł Masatoshi.
− Jakoś pyta tak pan tylko Shindy’ego – oburzył się blondyn. – Jest pan niesprawiedliwy.
− A ty jesteś bezczelny. Marsz do dyrektora.
Yoichi wstał z krzesła i mrucząc coś pod nosem zniknął za drzwiami.
− Skąd on miał znać odpowiedzi na te pytania, skoro jeszcze nie robiliśmy tego tematu? – podjął Tadayuki
− Chcesz dołączyć do Yoichiego? – zapytał Masatoshi.
Brunet zamilkł.
− Jeśli wszystko już sobie wyjaśniliśmy, chciałbym przejść do lekcji – powiedział nauczyciel, biorąc do ręki swoje notatki.
***
− Rozmawiałam z twoim wychowawcą – zaczęła mama, wchodząc do mojego pokoju. – Twoje stopnie z historii pozostawiają wiele do życzenia.
Leżałem na łóżku, wpatrując się tępo w sufit.
− Dlatego wspólnie postanowiliśmy, że będziesz miał korepetycje.
− Nie potrzebuję korepetycji, tylko nowego nauczyciela.
− Nie zwalaj winy na nauczyciela. Masatoshi-san to bardzo dobry pedagog.
Spojrzałem na nią. Gdyby tylko wiedziała, co ten „dobry pedagog” chciał mi zrobić… Ale nie mogłem jej tego powiedzieć.
− Zaczynasz jutro – rzuciła krótko i wyszła z pomieszczenia.
***
Dzwonek do drzwi. Wyszedłem ze swojego pokoju, by otworzyć i zamarłem. W progu stał nie kto inny jak Masatoshi.

29 kwietnia 2013

27. History Lesson cz. II (Masatoshi x Shindy)




Tytuł: History Lesson
Pairing: Masatoshi x Shindy
Autor: Black Cherry
Od autora: Druga część opowiadania. :3 Cieszę się, że Was zainteresowało.

CZĘŚĆ II
Odwróciłem się powoli.
− Masatoshi-san? – szepnąłem.
Spojrzał wymownie na kalendarz leżący u moich stóp.
− Szperałeś w moich rzeczach?
Nie wiedziałem, co na to odpowiedzieć. Kłamstwo nie wchodziło w grę, ponieważ doskonale wiedział, co zrobiłem.
− Przepraszam – powiedziałem cicho, spuszczając głowę.
Westchnął i przybliżył się do mnie.
− Nie lubię, kiedy ktoś dotyka moich rzeczy. – Oparł dłonie o biurko, przy którym stałem i pochylił się nade mną. Odchyliłem się, abyśmy nie znajdowali się tak blisko siebie, przez co wylądowałem plecami na blacie.
− Masatoshi-san?
Zaczynałem się go bać. Nie wiedziałem, co zamierza.
Spojrzał mi w oczy.
− Będę musiał cię ukarać… − stwierdził ze smutkiem.
Domyślałem się, na czym będzie polegać jego kara. Domyślałem się, że nie będzie to zwykłe zaprowadzenie do dyrektora.
− Proszę…
Chwycił mnie za nadgarstki i przyparł je do biurka.
− Będę krzyczeć – zagroziłem.
− A krzycz sobie. Nikogo nie ma.
− Proszę mnie puścić – powiedziałem ze łzami w oczach.
− Nie. Musisz się nauczyć, że takich rzeczy nie można robić.
− Ja już zrozumiałem. Przepraszam…
Pochylił się nade mną jeszcze bardziej i musnął ustami mój policzek.
− Ni-nie… − jęknąłem, szarpiąc się.
Przeniósł się na moją szyję i zaczął ją całować, co jakiś czas liżąc i przygryzając.
Uniosłem gwałtownie kolano w górę, trafiając go w brzuch. Odsunął się ode mnie, zwijając się z bólu.
− Nieładnie, Shin-chan – powiedział z trudem. Uniósł głowę, spojrzał na mnie i uśmiechnął się szyderczo.
Zerwałem się z biurka i rzuciłem w kierunku drzwi. Złapał mnie w pasie, przyciągając do swojego ciała. Jakim cudem już doszedł do siebie?
− Jeszcze z tobą nie skończyłem.
− Niech mnie pan zostawi!
− Cii… − Przeczesał palcami moje włosy.
Szarpnąłem się jeszcze raz.
− Proszę, nie… − szepnąłem. Po moich policzkach sunęły łzy, opadając na jego ramiona, owinięte wokół mojej talii.
Pocałował mnie w kark, wsuwając dłoń w moje spodnie i zaciskając palce na mojej męskości. Zamknąłem powieki, by po chwili otworzyć je szeroko, kiedy przesunął opuszkami po moim członku.
− Dość, puść mnie! – warknąłem, wyrywając się z całych sił.
− A gdzie się podziało „Masatoshi-san”?
Usłyszeliśmy kroki na korytarzu. Masatoshi zasłonił mi usta dłonią i szepnął mi do ucha:
− Tylko spróbuj krzyknąć albo powiedzieć komukolwiek o tym, co się tu wydarzyło…
Moje oczy rozszerzyły się ze strachu.
− Będziesz grzeczny?
Kiwnąłem głową.
− To siadaj na krześle. – I popchnął mnie na mebel stojący przy pierwszej ławce. Szybko usiadłem, trzęsąc się z przerażenia.
− Uspokój się.
Starałem się jakoś zapanować nad sobą, co nie za bardzo mi wychodziło. Drzwi się otworzyły. Do sali zajrzał nauczyciel geografii.
− Wszystko w porządku? Słyszałem jakieś krzyki. Wydawało mi się, że to stąd.
− Naprawdę? Ja nic nie słyszałem. Właśnie tłumaczyłem mojemu uczniowi dzisiejszy temat – wyjaśnił Masatoshi. Kłamanie było dla niego dziecinnie łatwe. – No, to wszystko na dziś, zmykaj do domu – zwrócił się do mnie, uśmiechając się delikatnie.
Wstałem pospiesznie z krzesła i udałem się do drzwi. Zatrzymał mnie w progu:
− Shinya?
− Tak?
− Pamiętaj – zrobił znaczącą pauzę – żeby powtórzyć materiał.
Kiwnąłem głową i wyszedłem z klasy. Nauczyciel geografii oddalił się w swoją stronę. Udałem się do wyjścia, pragnąc jak najszybciej znaleźć się na zewnątrz, jak najdalej od sali dwieście pięć, jak najdalej od tego chorego człowieka.
Poszedłem do kawiarni mieszczącej się na rogu, w której czekali na mnie moi przyjaciele. Było to niewielkie, ale przytulne miejsce o porozmieszczanych tu i ówdzie przepierzeniach. Za jednym z nich rozsiedli się moi koledzy. Podszedłem do nich, nadal roztrzęsiony.
− No nareszcie – powiedział Yoichi. – Co ty tam tak długo robiłeś?
− Przeszukiwałem jego torbę – skłamałem. Nie chciałem powiedzieć, jak było naprawdę. Po pierwsze, nie potrafiłbym (temat do łatwych nie należał), a po drugie, bałem się tego, co Masatoshi może mi zrobić, gdyby dowiedział się, że komuś wygadałem.
− I co?
− Jest gejem.
− Skąd wiesz?
− W kalendarzu miał zapisanych kilkanaście spotkać z jakimś Takashim i pełno idiotycznych serduszek przy jego imieniu.
 − O cholera – skomentował Kiyozumi.
Kelnerka przyniosła zamówioną przeze mnie wcześniej herbatę.
Objąłem filiżankę dłońmi, starając się uspokoić. Przed oczyma migotały mi czarne plamy. Wiedziałem, co się ze mną dzieje. Choruję na anemię. Dopóki biorę żelazo, nie zagraża ona mojemu życiu.
− Shin, co ci jest? – spytał Kiyozumi.
− Nic, nic. Co jak co, ale grzebanie w cudzych rzeczach jest dość stresujące – powiedziałem, szukając w torbie, buteleczki z lekarstwem.
− No tak – przyznał.
Wziąłem do ust tabletkę, popiłem herbatą i drżącymi rękoma odłożyłem naczynie na podstawek.
− Rany, Shindy, spokojnie, już po wszystkim – uspokoił mnie Takuma.
Tak, było już po wszystkim. Teraz byłem bezpieczny. Pytanie tylko: na jak długo?
***
Wieczorem siedziałem na łóżku, rozmyślając o jutrzejszym dniu, który zbliżał się nieubłaganie. Jutro również miałem historię. Położyłem się na materacu i zamknąłem oczy. Chciałem już zasnąć, mimo iż bałem się koszmarów, które miały mi przypomnieć o dzisiejszym zdarzeniu. Ale z koszmaru zawsze mogłem się obudzić, a od złych wspomnień mogłem jedynie uciec w krainę snów. To było zamknięte koło, z którego nie mogłem się wydostać.
Przekręciłem się na lewy bok. Tej nocy nie zasnę. Zbyt intensywnie myślałem o tym, co czeka mnie następnego dnia. Przypomniałem sobie jego okropny dotyk. Jeszcze nikt nigdy mnie tam nie pieścił. On był pierwszy… Pod zamkniętym powiekami nagromadziły się łzy i drobnymi szczelinami opuściły moje oczy.

26 kwietnia 2013

26. History Lesson cz. I (Masatoshi x Shindy)

Tytuł: History Lesson
Pairing: Masatoshi x Shindy
Autor: Black Cherry
Od autora: Tak, znowu ja. xD Od razu zaznaczam, że to opowiadanie nie należy do normalnych. Napisałam je dawno temu (jest już skończone). Da radę, by pod tym rozdziałem znalazło się co najmniej pięć komentarzy? :3

CZĘŚĆ I
Dziś w drodze do szkoły towarzyszyło mi uczucie ciekawości. Mieliśmy poznać nowego nauczyciela historii. Cieszyłem się na tę zmianę – poprzednia nauczycielka była okropna. Miałem tylko nadzieję, że nowa osoba nie będzie jeszcze gorsza od niej. Cóż… Pożyjemy, zobaczymy.
Do szkoły dotarłem na kilka minut przed dzwonkiem. Przed klasą spotkałem Yoichiego, który w pośpiechu przepisywał zadanie domowe. Yoichi to mój najlepszy przyjaciel. Należy do tych pozytywnie walniętych osób, których nie interesuje regulamin szkolny i utleniają sobie włosy, barwiąc końcówki na czerwono. Szczerze mówiąc, mnie też za bardzo nie obchodził. Gdyby było inaczej, miałbym proste, czarne, krótkie włosy. Ale to byłoby nudne, toteż moje kosmyki były długie, zabarwione na ciemny blond i skręcone przy końcach. Jednak nauczyciele już się do tego przyzwyczaili. Może wpływ na to miał także fakt, że nienajgorzej się uczyłem? W każdym razie traktowali mnie lepiej niż Yoichiego, którego stopnie do najlepszych nie należały.
− Zadania domowe zazwyczaj odrabia się w domu – powiedziałem kąśliwie, kładąc nacisk na trzecie słowo.
− No co ty nie powiesz? – odparł, nie przestając pisać. – Skończyłem! – dodał po chwili uradowany.
Zdążył akurat przed dzwonkiem, który rozbrzmiał na korytarzach.
Pierwsza była matematyka, na której nic ciekawego się nie działo oprócz tego, że nauczycielka wywołała Yoichiego do tablicy z „jego” zadaniem domowym.
− Ja ci mówię, Shindy, oni się wszyscy na mnie uwzięli – stwierdził, kiedy szliśmy korytarzem na drugą lekcję. – Najpierw robią wszystko, żeby wstawić mi zły stopień, a potem się dziwią, że mam słabe oceny…
Nie zdążyłem mu nic odpowiedzieć, ponieważ podeszli do nas Kiyozumi i Takuma. Nasi o rok starsi przyjaciele, którzy – jak się okazało – mieli już lekcję z nowym historykiem. Kiyozumi również był blondynem, jednak żaden z nas nie wyróżniał się, tak jak Takuma, którego włosy były koloru jasnego różu.
− I co? Jaki jest? Dużo wymaga? – spytał Yoichi. Jeśli jakiś nauczyciel dużo wymagał, blondyn nie lubił go już, zanim się jeszcze poznali.
− Czy dużo wymaga, to się dopiero okaże. A jaki jest? Wydaje się być w porządku – powiedział Kiyozumi, po czym zniżył głos do szeptu i dodał: − Ale chyba jest gejem, więc radzę wam uważać.
− Na jakiej podstawie stwierdzasz, że jest gejem? – zapytałem.
− Zobaczysz go, to sam się przekonasz – wtrącił Takuma.
Pozostawało mi tylko czekać na historię. Oczywiście dziś była ostatnia – jakżeby inaczej? Wreszcie wszystkie lekcje minęły i została ostatnia godzina. Przyszedł punktualnie pod salę i wpuścił nas do środka. Owszem, miał schludne ubranie, starannie przyczesane włosy i gładką twarz, ale to nie musiało od razu czynić z niego geja. Może po prostu o siebie dbał? Bardziej moją uwagę zwrócił jego młody wygląd. Jakby dopiero skończył studia.
Kiedy mijałem go w progu, przyjrzał mi się uważnie. Zmieszany, spuściłem wzrok i pospiesznie wszedłem do klasy, gdzie usiadłem obok Yoichiego. Nowy nauczyciel przedstawił się imieniem Masatoshi, sprawdził obecność (kiedy wyczytał moje nazwisko, a ja podniosłem rękę, informując, że jestem obecny, zatrzymał na mnie wzrok dłużej niż na pozostałych) i przeszedł do lekcji.
Kiedy opowiadał, co jakiś czas zerkał na mnie, co odrobinę mnie rozpraszało. Nie wiedziałem, czego on może ode mnie chcieć i chyba nie chciałem się dowiadywać… Starałem się skupić na robieniu notatek i ignorować jego natarczywe spojrzenie. Udało mi się dotrwać do dzwonka.
− Jej… Dziwny ten nowy historyk – stwierdził Yoichi, kiedy szliśmy na umówione miejsce spotkania z Kiyozumim i Takumą. – Całą lekcję gapił się na ciebie.
− Jakoś nie zauważyłem – skłamałem.
− Jak można tego nie zauważyć?
− O co chodzi? – spytał Takuma, pojawiając się przy nas znienacka wraz z Kiyozumim.
− O to, że historyk leci na Shindy’ego – wyjaśnił Yoichi.
− On wcale na mnie nie leci – warknąłem.
− Historyk na ciebie leci? – zapytał Kiyozumi. – O cholera… − Ma w zwyczaju kwitować wszystko słowami „o cholera”.
− Może będzie zdradzać ci odpowiedzi do sprawdzianów… − Yoichi już snuł swój niecny plan dotyczący podwyższenia swojej średniej.
− Przestań.
− Oj, Shindy, z tego wynikną same pozytywy.
− Ej, Yoichi, przystopuj, to poważna sprawa – skarcił go Kiyozumi. – Poza tym, nie będziemy wykorzystywać faktu, że nauczycielowi podoba się Shindy.
− Ja mu się wcale nie podobam! – zaoponowałem.
Zignorowali mnie.
− Może by tak przeszukać jego rzeczy – zaproponował Takuma. – Może prowadzi jakiś kalendarz albo pamiętnik…
− Pamiętnik? – powtórzyłem.
Znów zostałem zignorowany.
− Niegłupi pomysł – stwierdził Kiyozumi.
− Niegłupi? To najgłupszy pomysł jaki kiedykolwiek słyszałem. Może jeszcze ja mam mu grzebać w tych rzeczach?
− Niekoniecznie ty. Możemy zrobić wyliczankę – powiedział z powagą Kiyo.
Wzniosłem oczy do góry.
− Ludzie trzymajcie mnie. A może potem jeszcze pobawimy się samochodzikami? – zaproponowałem sarkastycznie.
− W porządku, ale to potem. Teraz wyliczanka.
− Czekajcie! Ja mam słone paluszki. Możemy je połamać, a ten, kto wyciągnie najdłuższy paluszek, idzie przeszukać rzeczy historyka – zadecydował Yoichi.
Wszyscy oprócz mnie się na to zgodzili.
Yoichi wyciągnął z plecaka paczkę paluszków, wyjął cztery sztuki, trzy z nich połamał, a następnie odwrócił się do nas plecami i ukrył paluszki w dłoni.
− Gotowe – powiedział, ponownie stojąc do nas przodem. – Kiyo, ty pierwszy. – Wyciągnął rękę w stronę blondyna. Chłopak wydobył króciutki słony przysmak. Następny był Takuma. Jego paluszek również był krótki. Zatem zadanie czeka albo Yoichiego, albo mnie…
Wstrzymałem oddech i sięgnąłem po smakołyk. Wysuwałem go powoli, a z każdą chwilą się wydłużał, zdając się nie mieć końca. Wreszcie wyjąłem obsypany solą patyczek. Był cały…
− O cholera – skwitował Kiyozumi.
− Dokładnie – przytaknąłem.
− Ale przecież dasz sobie radę… − pocieszył mnie Takuma.
− Będziemy na ciebie czekać w tej kawiarni za rogiem. Weźmiemy twoje rzeczy, a ty w spokoju przeszukaj jego torbę – powiedział Yoichi.
− Ale… jak mam się do niej dostać? – zapytałem.
− Z tego, co zauważyliśmy z Kiyozumim, on zawsze zostawia ją w klasie. Teraz lekcję miał w dwieście pięć. Sprawdź, czy go tam nie ma i zrób mały przegląd – odezwał się Takuma.
Kiwnąłem głową i dałem im swoją torbę. Ruszyli w kierunku wyjścia, podczas gdy ja udałem się na drugie piętro.
Stanąłem przed drzwiami sali dwieście pięć. Wziąłem głęboki wdech i zapukałem. Nikt nie odpowiedział. Nacisnąłem klamkę. Modliłem się, by były zamknięte, żebym nie musiał wykonywać swojego zadania, ale niestety ustąpiły. Zajrzałem do środka. Klasa była pusta.
Na krześle rzeczywiście spoczywała czarna torba. Rozpiąłem zamek. Moim oczom ukazały się dwie teczki, podręcznik oraz jakiś notatnik, który nie okazał się być pamiętnikiem. Kalendarz, owszem, znalazłem, ale zawierał on takie informacje, jak: „Dentysta, godzina 16.30”, godziny spotkań z uczniami mającymi indywidualny tok nauczania, czy „Urodziny cioci Hanako”.
− Shinya? – Usłyszałem za sobą znajomy głos, a kalendarz wypadł mi z rąk.

25 kwietnia 2013

25. You Are Mine (Mana x Kami)



Tytuł: You Are Mine
Pairing: Mana x Kami
Autor: Black Cherry
Od autora: Będziecie jeszcze musieli się z nami pomęczyć. Tak, niczego nie zawieszamy. Zbyt dużo pracy w to wkładamy, żeby to po prostu zakończyć. A że nasz talent jest wątpliwy… Cóż, nikogo nie zmuszamy do czytania. :3
Ja nie wiem, dlaczego, ale z Many zawsze wychodzi mi kawał psychola. xD Tekst jest… dziwny i niektórym może nie przypaść do gustu. Inspiracja: Marilyn Manson – Sweet Tooth.

Pusta ulica tonie w szarości. Stawiam ostrożnie kroki na nierównych płytach chodnika. Jestem coraz bliżej. Biały budynek o lekko przybrudzonych ścianach wyrasta zza horyzontu. Zaglądam nieśmiało do środka. Nie lubię tu przychodzić, ale to jedyne miejsce, w którym mogę cię spotkać. W końcu nigdzie nie wychodzisz. Pokonuję długi korytarz. Mija mnie pielęgniarka. Jej ciało zdobią szkarłatne plamy. Chyba się domyślam, czym są… Sunie dłonią po ścianie, zostawiając na niej czerwoną smugę. Wreszcie dochodzę do właściwych drzwi. Otwieram je i niemalże natychmiast uderza mnie panujący w pomieszczeniu chłód. Otulam się ciaśniej białym swetrem, który sięga moich kolan.
Odnajduję twoją noszę. Jesteś taki piękny. Twoje długie włosy spoczywają rozsypane na poduszce. Gładzę te pomarańczowe płomienie, zachwycając się ich miękkością. Uwielbiam to robić. Następnie wspinam się na posłanie i siadam na tobie okrakiem. Wpatruję się w twoją śliczną twarz, a po chwili wybucham płaczem. Nigdy nie będzie dane nam być naprawdę razem. Zdaję sobie z tego sprawę. Wtulam się w twój tors, mocząc koszulkę, w którą jesteś ubrany.
− Kocham cię, Kami – szepczę. – Jesteś mój.
***
Leżę na szpitalnym łóżku. Ciszę przerywa irytujące pikanie. Na drugim posłaniu spoczywa pacjent. Żywy, ale w śpiączce. Dla niego jednak jest nadzieja. Nadzieja na to, że wróci. Ty już nigdy nie wrócisz. Do środka wchodzi pielęgniarka. Obserwuję, jak podchodzi do mężczyzny i bierze do ust rurkę wetkniętą w jego żyłę. Zaczyna pić. Płynna czerwień poprzez przezroczysty tunel trafia do jej gardła. Przymyka oczy i mruczy z przyjemności, po czym spogląda na mnie i wyciąga w moją stronę rękę, w której trzyma drugi przewód, otworem skierowany do mnie. Schodzę z łóżka i na czworaka zmierzam w jej kierunku. Zaciskam usta na bezbarwnym przedmiocie i zalewam swój przełyk metaliczną cieczą. Nigdy nie przypuszczałem, że to takie przyjemne. Spijanie szkarłatu na moment mnie uspokaja, pozwala zapomnieć o dręczących mnie myślach.
***
Siedzę pod białą ścianą, z której gdzieniegdzie odpadł tynk. To okropne, że musisz być w takim miejscu. Gdybym tylko mógł, zabrałbym cię ze sobą. Ale ja nie jestem w stanie zapewnić ci takiej opieki. Oni naprawdę o ciebie dbają. W moim mieszkaniu byś się rozsypał. Dosłownie. A ja nie chcę, żebyś zmienił się w ulotny pył, który zmiecie najdrobniejszy podmuch wiatru. Chcę, żebyś był przy mnie, nawet martwy, ale był.
Tym razem przechodzi obok mnie pielęgniarz. Przyglądam mu się. Jest wysoki, ma czarne włosy. Po chwili zwracam uwagę na martwego człowieka, którego trzyma za nogawkę spodni i ciągnie za sobą.
Nie jesteś nim ty, ponieważ spoczywasz bezpieczny w kostnicy. Mimo to ten widok wprawia moje ciało w drżenie, jednocześnie przyspieszając mój oddech. Dławię się powietrzem, próbując się podnieść. Moje kolana uginają się pod moim ciężarem. Opieram dłoń o chropowatą ścianę.
− Nie! – krzyczę, zdając sobie sprawę, że ciebie kiedyś również to czeka.
Osuwam się z powrotem na podłogę.
− Jesteś mój… Jesteś mój… − powtarzam, chwytając się za włosy.
Wykorzystuję wszystkie swoje siły, żeby wstać i pobiec do ciebie. Wpadam do środka i szybko odsłaniam wszystkie prześcieradła. Otaczają mnie blade, zimne trupy, ale ty zniknąłeś.
Wybiegam na korytarz. Dopadam pierwszego pielęgniarza i, chwytając go za poły fartucha, wrzeszczę:
− Gdzie on jest?! Gadaj, gdzie on jest?!
Mężczyzna spokojnie odrywa moje dłonie od swojej odzieży i wyjaśnia:
− Na niego też przyszła pora.
Robię kilka kroków do tyłu, kręcąc głową.
− Nie… − szepczę. – Nie! – dodaję głośniej.
Znów łapczywie wdycham powietrze, czując, że jest go coraz mniej. Tlen wokół mnie tężeje. Natrafiam plecami na ścianę, po której osuwam się na podłogę.
− Powiedz mi, gdzie on jest – mówię z trudem.
− Nie mogę.
− Proszę. – Spoglądam na niego błagalnie. Szaleństwo wypisane w moich oczach chyba go przekonuje.
− Chodź – rzuca i rusza w tylko sobie znanym kierunku.
Droga do celu jest bardzo kręta. Dziwię się, że potrafi się odnaleźć w tym labiryncie białych korytarzy. Wreszcie stajemy przed metalowymi drzwiami. Kiedy je przede mną otwiera, moim oczom ukazuje się ogromna sala, od której bije gorąco. Wzdłuż niej sunie szeroka taśma pełna zgniłych ciał. Dostrzegam na niej ciebie.
− Kami! – wołam. – Kami! – Biegnę ku tobie, a po chwili już tulę twoją zimną sylwetkę. – Moje kochanie… − Całuję twoje usta.
Podnoszę głowę. Coraz bardziej zbliżamy się do źródła ciepła – ogromnego pieca, wypełnionego po brzegi pomarańczowymi płomieniami. Przypominają mi twoje włosy, dlatego nie uciekam. To bez sensu. Że też wcześniej nie wpadłem na to, że to jedyne wyjście, aby być z tobą. Wtulam się w twoje ramiona i zamykam oczy.
− Teraz już zawsze będziemy razem. Jesteś mój, Kami, pamiętaj o tym.

21 kwietnia 2013

24. Illness (Hyde x Hizumi)




Tytuł: Illness
Pairing: Hyde x Hizumi
Autor: Black Cherry
Od autora: Hm… Kiyo x Taku chyba Wam nie przypadło do gustu… Za długa scena łóżkowa? Zbyt szczęśliwie? Okej, skoro taki Wam nie odpowiada, macie coś smutnego.
WAŻNE: Z ShiNdą myślimy nad zawieszeniem bloga. Tak naprawdę, ile osób to czyta? Dwie? W porywach znajdą się trzy. Prawda jest taka, że wszyscy wolą opowiadania o the GazettE. Kogo obchodzi jakieś mało znane RoyZ czy Anli Pollicino? Nasz blog miał opisywać losy gwiazd Jrocka. JROCKA. Otóż Jrock to nie tylko the GazettE. ShiNdzie kończą się pomysły, obydwie nie mamy motywacji. Ja mam dużo tekstów, ale po co je wstawiać, skoro nikt się nimi nie interesuje, skoro nie występują w nich członkowie the GazettE?

10 października
Dawno do Ciebie nie pisałem… Wybacz, to z jego powodu. Nie obwiniam go o to. Po prostu on jest teraz dla mnie całym światem. Wiesz, jak to jest kiedy ktoś staje się dla Ciebie całym światem, Karyu? Mam nadzieję, że szybko się przekonasz. To cudowne uczucie.
Poznałem go przez przypadek. Wybiegłem z bloku, spiesząc się na próbę. Jak zwykle byłem spóźniony. Zawsze odkładam wszystko na ostatnią chwilę, a potem w biegu robię makijaż, aby jako tako wyglądać, pakuję swoje rzeczy i wybiegam z mieszkania omal nie zapominając o zamknięciu drzwi. Dziś nie zdążyłem zrobić makijażu.
Podbiegłem do krawężnika. Nie zauważyłem kałuży znajdującej się zaraz przy nim. Jakiś samochód centralnie w nią wjechał, rozpryskując brudną wodę, która wylądowała na moim ubraniu. Zacząłem obrzucać kierowcę obelgami, wygrażając pięściami pojazdowi, który zatrzymał się raptownie. Opuściłem ręce i zamarłem. Z samochodu wysiadł mężczyzna. Brązowowłosy i smukły. Podszedł do mnie i zaczął przepraszać.
− Dobrze, dobrze, nic się nie stało.
Wyjął z kieszeni paczkę chusteczek i podał mi je.
− Dziękuję. – Wziąłem jeden ze złożonych białych kwadratów i zacząłem nim wycierać brunatne plamy z odzieży.
− Wybierał się pan gdzieś?
− Tak – odparłem, zgniatając chusteczkę w dłoni i wyrzucając ją do kosza.
− Może w ramach przeprosin podwiozę tam pana?
− Nie, nie chcę robić kłopotu…
− Ale to żaden kłopot.
Spojrzałem na zegarek. Próba miała zacząć się za pięć minut. Gdybym zgodził się i podjechał samochodem, miałem szansę zdążyć. Z drugiej strony, nie byłem pewien, czy pojawienie się na próbie o czasie jest warte takiego ryzyka. Nie znałem tego mężczyzny. Nie wiedziałem, co zamierza. Przypomniały mi się Twoje napady złości, kiedy któryś z nas się spóźnił i to pomogło mi w podjęciu decyzji. Wsiadłem do samochodu zupełnie obcego mi mężczyzny. A że stanie się on najważniejszą osobą w moim życiu miałem dowiedzieć się dopiero później.
− Dokąd jedziemy? – zapytał, odpalając auto.
Podałem adres, na co on pokiwał głową i zadał kolejne pytanie:
− Gra pan w zespole?
− Tak, D’espairsRay. Zna pan może?
− Znam, znam.
Uśmiechnąłem się delikatnie.
Nie pamiętam o czym dokładnie rozmawialiśmy. Pamiętam za to, że uważnie obserwowałem jego poruszające się usta. Wiedziałeś, Karyu, że można tak długo przyglądać się wargom? Patrzyłem jak jego palce zaciskają się na kierownicy i wyobrażałem sobie, że na jej miejscu znajdują się moje ramiona. Jakże wtedy pragnąłem, by to mnie trzymał, nie to koło. Żałowałem, że nie zacząłem szykować się wcześniej. Wtedy zdążyłbym zrobić makijaż. Żałowałem, że miałem na sobie jedynie za duży czarny sweter i poszarpane rurki. Żałowałem, że swoje włosy przeczesałem jedynie grzebieniem, a nie postanowiłem zrobić jakiejś porządnej fryzury. Ale i tak było już po fakcie, więc nie warto było sobie wypominać, że wyglądałem jak flejtuch, podczas gdy obok mnie siedział najprzystojniejszy mężczyzna na świecie.
Niestety podróż nie mogła trwać w nieskończoność i po jakimś czasie dotarliśmy na miejsce. Zaparkował samochód i przybliżył się do mnie, by szeptem poinformować, że założyłem sweter na lewą stronę. Zarumieniłem się, ale podziękowałem mu, w myślach analizując sytuację, która mogłaby mi się potem przytrafić – jak nic obgadywalibyście mnie cicho, śmiejąc się, że nie potrafię się nawet ubrać. Zdjąłem odzież przez głowę, wywróciłem na odpowiednią stronę i założyłem ponownie. O dziwo zawstydziła mnie jego uwaga na temat źle założonego swetra, a fakt, że przez chwilę siedziałem przy nim do połowy nagi, już nie.
Jeszcze raz podziękowałem i pożegnałem się. W odpowiedzi przeprosił za ochlapanie moich ubrań. Szczerze mówiąc, zaintrygowany jego osobą, zdążyłem o tym zapomnieć. Niechętnie opuściłem ciepłe wnętrze samochodu i ruszyłem okrytą srebrzystą mgłą ulicą. Na próbę dotarłem kilka minut po czasie. Nie nakrzyczałeś na mnie, tylko od razu zabraliśmy się do pracy. Za nic nie mogłem się wtedy skupić. Głowę miałem wypełnioną nim po brzegi. Każda myśl dotyczyła jego. Kim jest? Jak ma na imię? I wreszcie, czy kiedykolwiek się jeszcze zobaczymy?
Kiedy próba dobiegła końca, budynek opuściłem ostatni. Stał oparty o drzwi samochodu i, z rękoma schowanymi w kieszeniach ciemnych dżinsów, przyglądał mi się. Jego widok przyspieszył rytm mojego serca. Czy wiedziałeś, Karyu, że serce może tak szybko i niemiarowo bić? Ja też nie, dopóki sam tego nie doświadczyłem.
Podszedłem do niego na drżących nogach. Nie trząsłem się z powodu zimna. To była mieszanina podniecenia i niepewności.
− Zapomniałem się przedstawić. – Uśmiechnął się rozbrajająco. – Hyde.
− Hizumi − odparłem, również się uśmiechając.
Wieczorem w restauracji, miałem misternie ułożone włosy, delikatny makijaż oraz schludne ubranie, założone na prawą stronę.
Kiedy odwoził mnie do domu taksówką, modliłem się, by coś pomogło mojej nieśmiałości. Żeby niespodziewanie pojawił się jakiś zakręt, dzięki któremu zostanę popchnięty w jego ramiona. Aż w końcu moje prośby zostały wysłuchane.
20 października
Teraz staram się pisać częściej. Po części dlatego, że muszę Ci o wszystkim opowiedzieć, a nie umiem przekazać Ci tego wprost.
Jest bardzo piękny. Jak nierealne marzenie. To brzmi naiwnie, Karyu, wiem. Ale co ja poradzę, skoro inaczej nie da się go określić? Ma farbowane na brąz włosy, które zmienia w delikatne fale. Ma też najpiękniejsze czekoladowe oczy, jakie kiedykolwiek widziałem. Jego zapach w ciągu dnia ulega metamorfozie – pachnie inaczej rano, a inaczej wieczorem. Rano jego woń jest delikatna i świeża. Wieczorem ciężka i bardziej męska i to właśnie ten zapach jest moim ulubionym.
Przemianie ulega nie tylko jego woń, ale i zachowanie. Rano jest subtelny i zamyślony. Trochę zamknięty w sobie, otoczony hermetyczną barierą. Wieczorem ta bariera pęka i ulatuje w delikatnych odpryskach. Na ten moment warto czekać cały dzień. Zwłaszcza, że w sposób nie do końca delikatny okazuje mi, jak ważny dla niego jestem.
Jego wargi przypominają płatki róży. Są tak samo czerwone i tak samo delikatne. Kiedy rano się zamyśla, przygryza je delikatnie. Kiedy wieczorem mnie całuje są skropione czerwonym winem, które dopiero co razem piliśmy. Jak róża zroszona rosą. Widziałeś kiedyś różę zroszoną rosą w październiku? Ja dzięki niemu tak.
Wiedziałeś, Karyu, że podczas namiętnego seksu można wyszeptywać krzyki? My robimy tak co wieczór, aby nie naruszyć tej cudownej aury, która nas otacza. Aby nie przerwać tej ciszy. Chcę słyszeć tylko jego przyspieszony oddech. Nic więcej. Już sam ten dźwięk działa na mnie pobudzająco. A co dopiero, gdy drażni mój czuły punkt…
Zawsze, gdy jest już po wszystkim, zasypiamy razem. Ale kiedy się budzę, jestem sam. Hyde też jest muzykiem. Też ciężko pracuje, dlatego wczesnym rankiem opuszcza dom i udaje się do wytwórni. Ale przecież ja też się tym zajmuję. Wiem, jak to jest. Więc dlaczego, Karyu, nie mogę się przyzwyczaić do pustej lewej strony łóżka, gdy otwieram oczy?
Hyde ma bardzo irytujący telefon komórkowy, który rzadko milczy. Non stop dzwoni do niego ktoś z wytwórni. Nigdy go nie ignoruje, ale zawsze wynagradza mi to pieszczotami.
21 października
Wyjechał. Ma trasę koncertową. Wróci za jakiś miesiąc. Nieustannie gdzieś wyjeżdża. Tak naprawdę nie ma na świecie miejsca, które mógłby nazwać swoim domem. Zapytałem go kiedyś, gdzie teraz mieszka. Odparł, że tymczasowo w Tokio.
Odliczam dni do jego powrotu. Tęsknie za nim, Karyu…
22 listopada
Wrócił wczoraj wieczorem. Ku mojej uciesze nie pojechał do swojego domu, tylko od razu do mnie. Świadczyła o tym ogromna walizka, którą zostawił w przedpokoju. Specjalnie nie zamknąłem dziś na noc drzwi. Wiedziałem, że i tak nie zasnę w oczekiwaniu na jego powrót. Wszedł do mojej sypialni i położył się przy mnie na łóżku. Leżałem odwrócony do niego plecami. Najpierw całował mój kark i włosy, a potem, nie mogąc już wytrzymać, czując jak pożądanie niemalże mnie rozrywa, obróciłem się w jego kierunku i złączyłem nasze wargi, jednocześnie pozbywając się jego ubrań…
Rano jedliśmy wspólne śniadanie. To nasz pierwszy raz. Zdążyliśmy się już kochać wiele razy, ale to nasz pierwszy poranny posiłek… W zamyśleniu, sączył kawę z kubka. Kiedy co jakiś czas odstawiał naczynie na stół, przygryzał wargi, tak jak to ma w zwyczaju. Nie patrzył na mnie, tylko w przeciwległy kąt kuchni. Obserwowałem go, jedząc śniadanie. Nie spieszyliśmy się. To nasz pierwszy raz, kiedy nie musimy się nigdzie spieszyć. Wreszcie spojrzał na mnie i uśmiechnął się delikatnie. Ten uroczy uśmiech i potargane włosy stworzyły najsłodszy obraz jaki kiedykolwiek widziałem.
Ponieważ mamy dziś wolne, cały dzień spędziliśmy razem. Powiedział, że jestem najważniejszym mężczyzną w jego życiu. Zapytałem, czy zdarzyło mu się powiedzieć to jeszcze innej osobie. Z jego ust padło ciche „tak”. Opowiedział mi o nim. Miałem wtedy przed oczami dokładny obraz jego byłego kochanka. Ze szczegółami oddał w słowach jego wygląd, jego zachowanie. Ponoć miał włosy czarne jak heban, a kiedy coś go rozgniewało zabawnie marszczył nos. Ich miłość trwała dopóki na horyzoncie nie pojawiło się zagrożenie pod postacią dość wysokiego bruneta, który oczarował jego kochanka. I on odszedł. Ale rozstali się w zgodzie, są przyjaciółmi. Hyde dostaje telefon od niego w każde swoje urodziny. Wiesz, Karyu, chciałbym, żeby ten chłopak o hebanowych włosach już nigdy do niego nie zadzwonił. Nigdy!
1 stycznia
Nad naszym szczęściem prostym i oczywistym musiała jednak unosić się złowroga mgła.
Nie pisałem do Ciebie, ale dziś to naprawię. Wiem, że się niepokoisz. Co u mnie? Powiem krótko: jest do dupy. A dlaczego jest do dupy? Do dupy jest dlatego, że od rana pada deszcz, a taka pogoda ani trochę nie nastraja optymistycznie. Do dupy jest, ponieważ Hyde wyjechał wcześnie do wytwórni i nie będzie go przez cały dzień. Z jednej strony rozpaczam, a z drugiej się cieszę. Od kiedy poznał wyniki testu, traktuje mnie jak intruza. Do dupy jest, ponieważ i ja poznałem wyniki. O jakim teście mówię? Chodzi o test na HIV. Jest pozytywny. Karyu, mam AIDS…
2 stycznia
Hyde zaczął myć dokładnie naczynia zanim z nich korzysta. Robi to w lateksowych rękawiczkach. Nigdy wcześniej nie używał ich do zmywania naczyń. Ba, nigdy wcześniej ich nie kupowaliśmy.
Moje życie polega teraz na chodzeniu do lekarza. Zawsze jakieś zajęcie, a nie siedzenie w domu i zamartwianie się, że nie dość, iż mam śmiertelnego wirusa, to na dodatek najważniejsza osoba w moim życiu mnie nienawidzi. I wcale tego nie wywnioskowałem z jego oziębłego zachowania, czy jego ignorowania mojej osoby. Powiedział mi to. Patrząc mi prosto w oczy warknął „nienawidzę cię”. Zabolało, tak cholernie mocno zabolało. I boli nadal, ale teraz patrzę na to z innej strony: nienawiść to zawsze jakieś silne uczucie. Gdyby jedynie mnie ignorował, czułbym się jak trup, włóczący się po mieszkaniu bez celu.
Kolejną rzeczą, która mnie zabolała było jego przeniesienie się na kanapę. Chciałem mu wytłumaczyć, że nie zarazi się przez dotyk, ale nie wiedziałem, jak się za to zabrać. On i tak wie swoje. Boję się, że niedługo zechce się wyprowadzić. Boję się tego, Karyu, jak niczego innego…
4 lutego
Niech to paskudztwo, które we mnie jest nareszcie się na coś przyda i zabierze mnie stąd! Dłużej już nie wytrzymuję… Z ulgą przyjąłem do wiadomości widok pustej kanapy w salonie, kiedy wstałem rano z łóżka. To oznaczało, że nie będę znowu traktowany jak przedmiot i mogę się w spokoju rozpłakać. Zawsze przy nim się powstrzymywałem, co przychodziło mi z trudem. Wiem, że on nienawidzi moich łez, trochę mniej niż mnie, ale nienawidzi. Rozpłakałem się przed nim tylko raz, a on wrzeszczał, że mam przestać ryczeć. Kiedy nie przestawałem, podszedł do mnie i uderzył mnie w twarz. Zamarłem, szok zahamował mój szloch. Chwycił mnie za nadgarstki i wycedził, jak bardzo mnie nienawidzi, jak się mną brzydzi, jaki jestem żałosny. Dotknął mnie po raz pierwszy od dawna. Nie był to dotyk, który sobie wymarzyłem, ale przynajmniej nie wzdrygał się ze wstrętem. A może to był tylko odruch, a on nie był świadomy kontaktu jego palców z moją skórą? A kiedy już ochłonął, może dokładnie wyszorował ręce? Nie wiem tego, Karyu. Nic już nie wiem.
9 lutego
Nastał dzień, którego się obawiałem. Wiedziałem, że kiedyś to nastąpi, ale jak dla mnie i tak przyszło to za szybko. Hyde się wyprowadził. Wrócił do swojego mieszkania, w którym będzie bezpieczny, w którym nie będzie musiał myć czystych naczyń przed każdym posiłkiem, w którym będzie mógł spać w swoim łóżku, a nie na kanapie, po którym nie będzie krążył roznosiciel wirusa.
Hyde odszedł, zabierając ze sobą wszystkie wspomnienia. Nie czuję już nawet jego zapachu na poduszce. Wywietrzał… Mój dom bez niego jest pusty. W nocy nie śpię. Leżę wtulając się w czarny sweter, który przed wypraniem zdobiły plamy brunatnej wody z kałuży. Czasami żałuję, że go wyprałem. Zawsze zostałyby po nim jakieś wspomnienia. A potem przypominam sobie, jakie te wspomnienia są bolesne i dziękuję samemu sobie, że zdecydowałem się je usunąć. Dziękuję również jemu, że zniknął z mojego życia cały. Że zatarł po sobie ślady
Nasza historia się skończyła, Karyu. Nie mam już niczego z czym mógłbym się z Tobą podzielić. Odszedłem z zespołu, ale dalej chcę utrzymywać z Wami kontakt, szczególnie z Tobą.
Ostatnio znalazłem jego wizytówkę na podłodze. Wpatrywałem się w nią przez chwilę, a potem rozpłakałem się. Łzy skapywały na biały kartonik, znacząc go popielatymi kropkami. Jak to możliwe, by coś tak małego przypominało o najpiękniejszych chwilach w moim życiu? Jak to możliwe, Karyu, by te najpiękniejsze chwile przynosiły tyle cierpienia?
Kiedy już podarłem ten raniący mnie kawałek papieru, zadzwoniłem do biura podróży i zarezerwowałem bilet do Francji. W jedną stronę.