Tytuł: Poddasze
Pairing: Zero x Shindy
Autor: Black Cherry
Od autora: Tak, znowu ja. Pewnie już tęsknicie za ShiNdą,
co? Ale nie martwcie się, postaram się, żeby coś wstawiła. Jeszcze kilka rysunków ode mnie:
Na zdjęciu pewnie za dobrze tego nie widać, ale
on ma tu łapki owinięte stokrotkami.
Przyznaję bez bicia, że akwarelami malowałam
dawno, dawno temu...
W Tokio pada śnieg. Chłód wciska
się przez najdrobniejsze szczeliny w dachu i osiada na mojej skórze. Ten dach
to jedyna rzecz, która chroni mnie przed zimnem, jednocześnie odgradzając mnie
od reszty świata. Nie wiem, ile tu jestem. Wydaje mi się, że od zawsze. W
głowie kwitną jakieś niewyraźne wspomnienia. Przypominam sobie, jak kiedyś
zasnąłem na kanapie w twoim salonie, a obudziłem się tutaj. I już więcej nie
pozwoliłeś mi stąd wyjść.
Każdy mój dzień jest taki sam.
Wstaję, myję twarz zimną wodą, którą zostawiasz mi w misce, jem przyniesiony
przez ciebie posiłek i czekam. Czekam aż przyjdziesz ponownie, by zrobić mi
krzywdę, by częstować się moim bólem. Uwielbiasz to robić.
Kulę się na podłodze, owijając
ciasno cienkim kocem. Dzięki niemu mogę się ogrzać, oprócz tego jest jedynie za
duża, podziurawiona koszulka, którą mam na sobie. Kiedyś była biała, teraz jest
szara, gdzieniegdzie ozdobiona szkarłatnymi plamami. Codziennie tych plam
przybywa, pojawiają się nowe. Nazywasz je pamiątkami, pamiątkami po tych
wszystkich gwałtach i torturach, które mi zadajesz.
Jestem mizerną stokrotką, którą
zamknąłeś na poddaszu, odcinając ją od świata. A ile można wytrzymać z dala od
innych kwiatów? Wpajasz mi, że to dla mojego dobra, że tak musi być. Ale ja… ja
nie mogę pogodzić się z tym, że tak ma już zawsze wyglądać moje życie.
Wchodzisz po schodach. Zaciskam
powieki; jesteś coraz bliżej. Otwierasz drzwi.
− Witaj, kwiatuszku.
− W-witaj – odpowiadam,
przyglądając się tobie. Gdybym nie odpowiedział, natychmiast byś mnie ukarał.
− Jak się dziś czujemy? –
Uśmiechasz się i pochylasz nade mną.
− Dobrze – kłamię. – Ale proszę
nie rób mi nic dzisiaj. – Dotykasz palcami mojego policzka. – Ja nie chcę. –
Znów zamykam oczy i drżę na całym ciele.
Milczysz. Spoglądam na ciebie,
bojąc się, że rozgniewałem cię swoją prośbą. Przyglądasz mi się, a twoja twarz
nie wyraża żadnych emocji. Przenosisz rękę na moje włosy, które zaczynasz
delikatnie gładzić.
− Nie rób mi krzywdy – proszę ponownie,
mając nadzieję, że chociaż raz mnie posłuchasz.
− Proś, kwiatuszku, proś – mówisz,
podciągając moją koszulkę.
− Nie – cichy jęk wymyka się z
mojego gardła. – Nie, proszę…
− Cii – twój uspokajający ton jest
nie do zniesienia. Niepotrzebnie daje mi nadzieję na to, że dzisiaj mi
odpuścisz.
Przesuwasz długim, naostrzonym
paznokciem po moich plecach. Drżę od twojego dotyku. Wiem, że niewiele potrzeba
byś przeciął skórę.
Kiedy zza paska wyciągasz długi,
ostry nóż, instynktownie podrywam się z podłogi i ignorując ból, biegnę ku
drzwiom.
− Naiwny, głupiutki Shin-chan. –
Kręcisz głową, podchodząc do mnie powoli, podczas gdy ja siłuję się z klamką. –
Nadal wierzysz, że mi uciekniesz?
Osuwam się na deski.
− Otwórz je – szepczę błagalnie.
− Nie zrobię tego, kwiatuszku.
− Proszę. Chcę stąd wyjść, chcę
wrócić do domu.
− Powiedziałem nie! – unosisz
głos. Chwytasz mnie za ramię i zaciągasz na środek pomieszczenia.
− Zostaw mnie. – Próbuję się
wyrwać, ale nie mam już siły.
Leżę na brzuchu, czekając na ciąg
dalszy. Siadasz na moich biodrach i przystawiasz zimne ostrze do moich pleców. Z
trudem łapię powietrze. Przymykam powieki, szykując się na najgorsze. Nacinasz
moją skórę, z ranki wypływa krew. Zaraz zsunie się po moim boku i wyląduje na
podłodze. Następne cięcie, kolejny szkarłatny strumyczek. Czerwień na bladej
skórze – uwielbiasz ten kontrast. Kolejne, tym razem głębsze. Muskasz obrażenie
palcem. Jęczę z bólu, zaciskam zęby, odwracam głowę i widzę jak zlizujesz
szkarłatne krople z opuszka.
− Jesteś tak słodki, że chyba cię
zaraz zjem, kwiatuszku. – Kolanem rozchylasz moje uda. Wiem, co to oznacza.
− Proszę, przestań. – Staram się
zacisnąć nogi, na co rozwierasz je jednym zdecydowanym ruchem rąk.
Rozpinasz swoje spodnie i zsuwasz
je. Wchodzisz we mnie niespodziewanie i zaczynasz się od razu gwałtownie
poruszać. Nie dajesz mi czasu, bym się do ciebie przyzwyczaił. Nigdy nie dajesz
mi na to czasu. Liczysz się tylko ty i twoje pożądanie. Nic więcej.
Nożem rysujesz na moich plecach
krwawe wzory, jakby moja skóra była twoją tablicą. Niestety tych śladów nie da
się tak łatwo zetrzeć. I nie mówię tu jedynie o bliznach, które pozostawi
błyszczące ostrze, ale również tych, które odcisną się na mojej psychice.
Płaczę z bólu i upokorzenia.
Krzyczę, modląc się, by ktoś mnie usłyszał. Nikt się nie pojawi, nikt ci w tym
nie przeszkodzi. Nigdy stąd nie wyjdę. Już zawsze pozostanę w tym teatrze na
strychu, odgrywając rolę twojej dziwki. Będę twoją bezwolną kukłą, sterowaną za
pomocą sznurków, które dzierżysz w dłoniach.
Wymierzasz mi kolejne pchnięcia,
zanurzając się we mnie coraz głębiej. Przyspieszasz. To boli, ale jednocześnie
daje mi znać, że jesteś bliski szczytu, że już nie wytrzymujesz i chcesz jak
najszybciej osiągnąć spełnienie. W końcu dochodzisz z przeciągłym jękiem na
ustach i opadasz na mnie, oddychając szybciej. Moja krew miesza się z twoim
nasieniem.
− Jesteś cudowny, kochanie –
mruczysz mi do ucha.
Wstajesz i zakładasz spodnie.
− Do zobaczenia jutro, kwiatuszku
– mówisz, przystając w progu, po czym wychodzisz i zamykasz drzwi.
Wow. Czemu Zero on nie jest taki....
OdpowiedzUsuńAle ładnie napisane....(^.^)
jejciu ale mi sie podoba ten 3 rysunek !
OdpowiedzUsuń*.* a to co piszesz jest genialne ! < 3 pisz wiecej ! : D
Trzeci rysunek podbił moje serce, pozwolisz, że ustawię go sobie jako tapetę? :3
OdpowiedzUsuńOpowiadanie genialne, czytałam prawie nie oddychając c:
Nie wiem... Kojarzy mi się z Kwiaty na poddaszu.
OdpowiedzUsuń