5 października 2013

78. Golden Cage cz. VI (Aki x Shindy)





Tytuł: Golden Cage
Pairing: Aki x Shindy
Notka autorska: Zrobił się tu mały zamęt… Ta część mi się nie podoba…
Yuuko Mariko Misaki: Co ja właściwie mogę jeszcze dopowiedzieć? Chyba wszystko zostało już wyjaśnione. Przykro mi, że tak to się potoczyło i następnym razem albo się po prostu zamknę, albo zawieszę bloga. Tyle.
Julciaa : Uwielbiam Cię, dziewczyno. Jesteś taka pozytywna. :3 I piszesz takie długie komentarze. *u* Cherry lubi długie komentarze.
Reila Suzu: Czytasz mi w myślach? Wiesz, że roboczy tytuł to Obsession? xD

CZĘŚĆ VI
Kładę go ostrożnie na łóżku. Przeciera oczy. Wygląda przy tym tak uroczo, że nie mogę powstrzymać uśmiechu. Odpinam różę od pasma jego włosów i odkładam ją do szuflady. Ozdoba prezentuje się bardzo niewinnie na tle przeróżnych akcesoriów do zabaw erotycznych, które znajdują się wewnątrz mebla.
Oczy Shindy’ego otwierają się szeroko na widok kajdanek, łańcuchów, opasek na oczy, rolek taśmy izolacyjnej i innych rzeczy. Zamykam szufladę. Lepiej, żeby na razie nie wiedział, że mam tego o wiele więcej i wszystkie te przedmioty rozmieszczone są po całym domu, aby zawsze były pod ręką.
Układa głowę na poduszce i zamyka oczy. Na pewno jest już zmęczony. Siadam obok niego na łóżku i głaszczę go po głowie.
− Nie kładziesz się? – pyta, spoglądając na mnie.
− Nie, muszę cię pilnować. Nie pozwolę ci uciec.
Wzdycha i ponownie zamyka powieki.
− Jutro się wykąpiemy i dam ci świeże ubrania – mówię, nie przestając przeczesywać spiętych kosmyków. – Teraz śpij…
Okrywam go szczelniej kołdrą i całuję w czubek głowy. Gładzę go delikatnie po policzku i włosach, wsłuchując się w jego oddech, który po chwili się wyrównuje.
Kładę się obok niego i mocno go przytulam. Odwraca się w moją stronę i wtula we mnie, nadal śpiąc. Przyglądam się jego twarzy, następnie chwytam go ostrożnie za poranione nadgarstki, żeby nie sprawić mu bólu i umieszczam je między naszymi ciałami. Obejmuję go ramionami na tyle ciasno, żeby nie dał rady się wyrwać. Staram się nie zasypiać, ale w końcu nie wytrzymuję i zamykam oczy.
Budzi mnie delikatny ruch. Machinalnie zaciskam mocniej ręce, chcąc dać mu do zrozumienia, że nie da rady uciec. Słyszę ciche kichnięcie. Unoszę powieki.
− Na zdrowie – mówię, rozbawiony.
− Dzię… − ponownie kicha – kuję…
Dotykam dłonią jego czoła.
− Coś nie tak? – pyta, patrząc mi w oczy.
Otwieram szufladę. Chłopak odsuwa się, kiedy wyciągam na stolik kajdanki.
− Spokojnie, szukam termometru. – Przewracam oczyma.
Wyciągam przedmiot i podaję Shindy’emu.
− Jak się czujesz? – pytam, głaszcząc go po głowie, kiedy mierzy temperaturę.
− Nie za dobrze…
− Właśnie widzę. Jesteś blady jak ściana. Pokaż. – Wyciągam dłoń po termometr, który Shindy mi podaje. Otwieram szeroko oczy, widząc cyfry na wyświetlaczu.
− Trzydzieści dziewięć stopni… To wyjście na dwór było jednak złym pomysłem…
− Nie… To był dobry pomysł i dziękuję ci, że mnie tam zabrałeś. – Kolejne kichnięcie. – Zimno mi…
Wyciągam z szafy czarną bluzę i koc. Zakładam na niego odzież, która jest o wiele za duża i owijam go kocem, a następnie przykrywam kołdrą.
− Przyniosę ci coś ciepłego do picia. – Wychodzę, zamykając drzwi na klucz. Tak na wszelki wypadek. Idę do kuchni, gdzie wstawiam wodę na herbatę, po czym zalewam nią kubek, szykuję kanapki i wracam na górę.
− Proszę. – Podaję mu naczynie.
Ujmuje kubek dłońmi, czeka chwilę aż napój trochę ostygnie i zaczyna powoli pić.
Teraz będę musiał być wobec niego delikatny… Trochę trudne do wykonania, ale wytrzymam te kilka dni.
− Widzisz? Nie jestem taki zły. – Uśmiecham się i czochram jego włosy. – Głodny?
Kiwa głową. Podaję mu talerz. Kiedy kończy, proponuję, żeby się przespał i kładę się obok niego.
− Zarazisz się.
− Martwisz się o mnie? Nie przejmuj się, jestem odporny, nie to co ty.
Kaszle, zasłaniając dłonią usta.
− Prześpij się, jesteś wykończony.
Zamyka oczy. Na moment przymykam powieki, a kiedy je otwieram, Shindy’ego przy mnie nie ma.
− Ty mała suko… – warczę cicho.
Schodzę na dół i staję zaskoczony, kiedy zastaję go w kuchni. Gdy otwiera drzwiczki szafki, wypada z niej długi łańcuch.
− Och… − Osuwa się na podłogę, gdy ciężki metal ląduje na jego głowie.
− Shindy. – Podbiegam do niego. – Wszystko dobrze?
− Chyba tak… − Przykłada palce do swojej głowy.
− Po co tu przyszedłeś?
− Zachciało mi się pić, a nie mogłem cię dobudzić. Zostawiłeś drzwi otwarte, więc pomyślałem, że zrobię sobie herbaty.
Wzdycham, biorę go na ręce i sadzam na blacie.
− Następnym razem mocniej mną potrząśnij. Nigdzie się beze mnie nie ruszaj.
Kiwa głową.
− Dlaczego trzymasz w szafce łańcuchy? – pyta nieśmiało, chwytając kubek, który mu podaję.
Wskakuję na blat i upijam łyk herbaty.
− Na wypadek gdybyś był niegrzeczny. – Taka odpowiedź chyba mu wystarczy.
− Aki… − odzywa się po chwili – czy ty miałeś kiedyś kogoś?
− Tak, miałem.
− Też trzymałeś tę osobę w domu?
− Nie. Jesteś pierwszym i ostatnim, z którym tak postępuję.
Zauważam, że drży.
− Poczekaj tu, pójdę po koc. Nigdzie się nie ruszaj.
Wychodzę z kuchni, a po chwili wracam i otulam go przykryciem. Znów zajmuję miejsce obok niego.
***
Jego stan się nie poprawia. Prawdę mówiąc jest coraz gorzej… Leki, które mu podaję, nie pomagają. Temperatura wzrasta, a on leży wyczerpany w łóżku, nie mając siły, by się podnieść.
− Aki… − mówi zachrypniętym głosem, po czym zasłania usta rękawem i głośno kaszle. – Ja muszę iść do lekarza…
− Nie – odpowiadam.
− Proszę.
Siadam przy nim i głaszczę go po głowie.
− Wyzdrowiejesz… Damy sobie radę. Nie potrzebujemy nikogo, wiesz?
− Ale…
− Cii – przerywam mu. – Nikogo nie potrzebujemy – powtarzam. – Tylko ty i ja. I nikt więcej. Nie pozwolę, żeby ktokolwiek na ciebie patrzył, poza mną. To jest nasza przestrzeń. Tu jesteś bezpieczny. I nikt nie ma prawa do niej wchodzić.
Jednak kolejny napad kaszlu, po którym pada z wyczerpania na poduszkę, utwierdza mnie w przekonaniu, że sam nic nie zdziałam…
***
− Shindy? – Pochylam się nad nim.
Unosi odrobinę powieki. Nawet to go męczy…
− Za godzinę będzie tu lekarz. Ale musisz być grzeczny. Jeśli zapyta, czy chcesz, żebym wyszedł, ty masz zaprzeczyć. Muszę być przy tobie. Rozumiesz?
Kiwa delikatnie głową.
Minuty dłużą się niemiłosiernie, a Shindy zdaje się wraz z ich upływem coraz bardziej słabnąć. Wreszcie słyszę dzwonek do bramy. Zbiegam na dół, by wpuścić niskiego mężczyznę. Prowadzę go na górę.
− Czy mógłby pan nas zostawić samych? – Doktor spogląda na mnie znacząco.
− Nie – odpowiadam.
Kiedy widzę zdziwienie na jego twarzy, proszę go, by wyszedł ze mną z pokoju.
− Shindy wiele przeszedł – wyjaśniam. – Pewien mężczyzna włamał się do jego domu, zabił rodziców, a jego przetrzymywał przez kilka dni i gwałcił. Tylko do mnie ma zaufanie i boi się zostawać sam z kimś innym. Sam pan rozumie. Nie chcemy przecież ataku paniki.
− A pan kim dla niego jest?
− Jestem jego opiekunem.
Ta odpowiedź najwyraźniej mu nie wystarcza.
− Jestem jego kuzynem – dodaję.
− Dobrze, w takiej sytuacji może pan zostać.
− Dziękuję.
Wchodzimy do pokoju. Doktor pochyla się nad Shindym i mówi spokojnie:
− Teraz pana zbadam. Nie zrobię panu krzywdy, a badanie będzie bezbolesne, więc proszę się nie martwić.
Shindy kiwa głową. Mężczyzna odciąga kołdrę i pomaga mu się podnieść. Podnosi mu koszulkę. Shindy wzdryga się, kiedy do jego rozpalonego ciała, przykłada zimny stetoskop.
− Spokojnie. – Chwilę go osłuchuje, po czym prosi by otworzył usta. – Gardło ma pan w okropnym stanie – stwierdza. – A to co? – Zauważa blizny na jego nadgarstkach, które jeszcze się nie zagoiły.
− Shindy ma często próby samobójcze. Muszę cały czas go pilnować, żeby nie zrobił sobie krzywdy. Ale czasami się nie udaje…
Chłopak otwiera szeroko oczy.
Spróbuj tylko coś spieprzyć, suko, a nie ręczę za siebie – ostrzegam w myślach. Nie uśmiecha mi się teraz zmieniać miejsca zamieszkania oraz wyrabiać fałszywe dokumenty.
− Wyglądają jak przetarcia – zauważa doktor. Cholera, znalazł się jakiś znawca medycyny sądowej?
− Ten psychopata go związał, na pewno zostały po tym ślady.
− Więc jak było? Chciał się zabić czy był związany? – dopytuje.
− Nie wiem, od czego są akurat te blizny. Wiem tylko, że Shindy nie raz próbował wyskoczyć przez okno. A te rany powstały pewnie od sznurów.
− Stąd te kraty w oknach?
− Tak.
− Nawet na parterze?
− Wolę dmuchać na zimne. Jeszcze mógłby wybiec na ulicę i rzucić się pod koła jakiegoś pojazdu.
− Przecież jest wysokie ogrodzenie, a w tej okolicy mieszka tylko pan. Żadne samochody tu nie jeżdżą.
− Może pan w końcu podać mu ten antybiotyk? On się boi.
Stawia na stoliku kilka opakowań.
− To powinno wystarczyć.
− Dziękuję.
Odprowadzam go do drzwi.
− Proszę chwilę zaczekać. Pójdę po portfel.
Wchodzę do pomieszczenia, w którym trzymam zamkniętą skrzynkę z bronią. Chowam ją za paskiem spodni i wracam do doktora.
− Nie może pan tak traktować pana Shindy’ego. Te kraty i ciągła kontrola będą mu tylko przypominać tamte zdarzenie.
− Psycholog się znalazł. – Przewracam oczyma, wyciągam broń i strzelam do niego kilkakrotnie. Słyszę cichy tupot. Shindy zbiega na dół, zwabiony odgłosem strzałów.
− Aki… Co się stało? – pyta słabym głosem, a kiedy zauważa martwego mężczyznę w kałuży krwi, zaczyna głośno krzyczeć.  Jego krzyki nasilają się, gdy dostrzega pistolet w mojej ręce.
− Shindy…  Wracaj na górę!
Upada na podłogę, nadal krzycząc.
− Zamknij się! – A kiedy nie przestaje, mówię spokojnie: − Już go odkładam… Widzisz? – Powoli kładę broń na stoliku. – Nic się nie stało. – Podchodzę do niego, ważąc każdy krok.
Odsuwa się gwałtownie pod ścianę. Głośno szlocha, dławiąc się łzami.
− Nie podchodź do mnie… Zabiłeś go… Zabiłeś go! – Szarpie palcami swoje włosy.
Wycofuję się do pokoju. Kluczem otwieram szafkę, w której znajdują się strzykawki, igły i środki nasenne. Napełniam jedną z nich i wracam do Shindy’ego. Spodziewam się zastać go nadal kulącego się pod ścianą, jednak zniknął… Słyszę dźwięki dobiegające z korytarza. Podchodzę powoli i widzę jak chłopak ciągnie za klamkę, jak bije pięściami w wyjściowe drzwi.
Zachodzę go od tyłu, przyciągam do siebie i wbijam igłę w jego żyłę. Początkowo szarpie się i krzyczy, ale po chwili cała adrenalina opuszcza jego ciało, zastąpiona dawką nagłej senności. Osuwa się w moje ramiona.

5 komentarzy:

  1. Ojej! ale tu było napięcia. W pierwszej chwili myślałam ze Aki bedzie czekał aż Shindy umrze na grypę (to dziwnie brzmi.) później ze go zastrzeli, a jeszcze teraz myślę ze te środki na senne go zabija o.obiedby Shindy. Już myślałam ze Akiemu przeszło. Wiec mam nadzieję ze bedzie jeszcze więcej <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Wystarczy, że pogadasz z tym kimś, bo być może tak jak ja nie ma pojęcia o co chodzi >.< oł gad znowu zchiza, wiadomo, że to się naprawdę nie może udać... (ON KOGOŚ ZASTRZELIŁ!a miało być tak miło xd) Ale już nic nie piszę.
    //Yuuko-san

    OdpowiedzUsuń
  3. Powinnam zostać jasnowidzem, jak potrafię czytać w myślach XD. Ale ja to po prostu wywnioskowałam z fabuły XD. Ja bym tak to nazwała, jakby coś takiego pisała Xd.
    Aki można powiedzieć zrobił się czuły, chyba nawet zaczął wierzyć, że Shindy oswaja się z nim. I jak obudził się i zobaczył, że go nie ma i pomyślał, że ,,ta suka chciała uciec", tak mi przyszło do głowy, że się wtedy zawiódł, że Shindy jednak chce od niego uciec, jak on go tak dobrze zaczął traktować i dbać o niego, żeby wyzdrowiał.
    To było nieodpowiedzialne, jak Aki powiedział, na coraz gorszy stan Shindyego, że sobie poradzą i że wyzdrowieje. Wyglądało to tak, jakby sądził, że to nie będzie potrzebne, że to nic nie znaczące, tak można było stwierdzić po jego słowach powiedzianych do Shindyego. Ale jego myśli mówiły co innego, jednak nie był ślepy na sytuacje.
    Myślę, że Aki zabił tego lekarza, dlatego, że ona zaczął coś podejrzewać. W końcu zadawał tyle niewygodnych pytań i był wścibski i pokazał, że nie wierzy za bardzo Akiemu. Cóż, nie dziwie się reakcji Shindyego. Chyba teraz zrozumiał po tym zabójstwie w jakiej okropnej jest sytuacji, i wcale może nie być bezpieczny

    OdpowiedzUsuń
  4. Albowiem do długiego komentarza potrzebna jest wena oraz czas! I cierpliwość do kasujących się komentarzy...
    I DOBRZE, ŻE GO ZABIŁ! Nie lubiłam gościa, psycholog się znalazł. ._.
    Akcja z łańcuchem w kuchni była epicka. Już myślałam, że Shindy dostanie jakiejś amnezji i zmieni się w seksoholika jak Aki. XD
    Nie no, Aki, ty to masz łeb! Włamanie, zabójstwo rodziców, przetrzymywanie, gwałty, związywanie, próby ucieczki i samobójstwa- czyż to nie brzmi znajomo? (≧∇≦)/
    Czy ja myślę tylko o jednym? Tak, ja myślę tylko o jednym, więc...
    AKI TERAZ BĘDZIE MACAŁ SHINDY!- czyli co potrafią zdziałać środki nasenne w rękach przystojnego psychopaty.
    Rozdział jest świetny, nie wiem, dlaczego Ci się nie podoba.
    Szczerze powiedziawszy, to myślałam, że pan "seksowny porywacz" sam będzie się bawił w lekarza. No wiecie, odstroi się w biały kitel i będzie biegał za Shindy ze stetoskopem. A później przebierze go za pielęgniarkę i... No i sami wiecie. ヽ(*≧ω≦)ノ
    Martwi mnie trochę- bardzo- stan psychiczny Shindy. Chłopak raz traci, raz zyskuje zaufanie Akiego. Możliwe też, że po prostu godzi się z przyszłością w czterech ścianach. Smutno się robi, jak musi znosić okropne zachowanie Akiego i jeszcze próbuje mu pomóc! Niby rasowe uke, ale daje radę.
    Czekam na następny rozdział i pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  5. "Zrobił się tu mały zamęt… Ta część mi się nie podoba…"- to mnie zniechęciło, ale przeczytałam i.... To najlepszy rozdział!... naprawdę, oby takich było więcej

    OdpowiedzUsuń