Tytuł: Golden
Cage
Pairing: Aki x
Shindy
Notka autorska: Mam nadzieję, że ten rozdział przypadnie Wam do gustu. Pod koniec jest ciekawiej. ;)
Julciaa ♥: Cieszę się, że rysunki się podobają. Shindy
dostaje ubrania od Akiego. Fakt faktem, nie zakrywają zbyt wiele, ale nie
chodzi cały czas nago. xD
Intruz Yui: Ten rozdział jest dla Ciebie. ^^ Chyba się
domyślisz, dlaczego. xD
Reila Suzu: Dziękuję Ci bardzo, cieszę
się, że dobrze opisałam ten obłęd Akiego. Również podobają mi się krwawe łzy. :3
Shindy wygląda tu trochę jak wróżka z jakiś snów
erotycznych. xD
CZĘŚĆ
VIII
Ten incydent już się nie powtarza,
a Shindy czuje się coraz lepiej. Mógłbym powiedzieć, że wszystko jest dobrze,
ale… to nie do końca prawda.
Myślałem, że nagłe zbliżenie
Shindy’ego potrwa trochę dłużej. Tymczasem już po kilku dniach, podczas których
zauważył, że wszystko wróciło do normy, oddalił się ode mnie jeszcze bardziej
niż wcześniej. Myślałem, że przestanie się mnie bać, podczas gdy on uważa mnie
teraz za psychicznie chorego mordercę.
Nie reaguje na moje słowa: „Robię
to dla twojego dobra, słonko”.
Postanawiam przekazać mu to na
piśmie. Budzę się przed nim i idę przygotować śniadanie. Stawiam tacę, a pod
filiżanką kawy zostawiam czarną kopertę. Wewnątrz jest wiadomość pisana
czerwonym atramentem: „Wszystko, co robię, robię dla Ciebie”.
Drugi list jest wetknięty w szparę
między drzwiami: „Widzisz? Są otwarte. Nie jestem takim potworem, za jakiego
mnie uważasz”.
Trzeci leży na środkowym stopniu
schodów: „Chcę Cię uwolnić od cierpienia i strachu, ale Ty nie chcesz tej
wolności przyjąć, Ptaszku”.
Czwarty położyłem na stoliku w korytarzu: „Wiem, że moja miłość czasem
boli, ale staram się, by bolała jak najmniej”.
Piąty, ostatni, spoczywa przy
drzwiach wyjściowych: „Te drzwi są zamknięte, ponieważ kocham Cię tak bardzo,
że nie pozwolę Ci odejść”.
Opiera się o solidne drewno i
osuwa po nim na podłogę. Zgniata w palcach wiadomość. Podciąga kolana, owija je
ramionami i opiera o nie czoło. Znów płacze. Przeze mnie.
− Jesteś dla mnie wszystkim,
Shin-chan. – Kucam przy nim i całuję go we włosy. – Zwariuję bez ciebie…
Spogląda mi w oczy.
− Ty już zwariowałeś.
***
Budzi mnie irytujące pikanie.
Podrywam się gwałtownie, kiedy przypominam sobie, co ono oznacza. W obrożę
Shindy’ego wbudowany jest nadajnik, który od razu poinformuje mnie o tym, że
Shindy opuścił teren mojej posiadłości.
Zrywam się z łóżka, w pośpiechu
chowam do kieszeni kajdanki i zbiegam na dół. Kiedy jestem na dworze, dostrzegam
jak biegnie w kierunku lasu. Uśmiecham się pobłażliwie i delikatnie naciskam mały,
czerwony klawisz na zegarku. Natychmiast mogę zauważyć, że chłopak pada na
ziemię, a przeraźliwy krzyk bólu roznosi się po okolicy. Idę do niego powoli.
− Nikt cię nie usłyszy – mówię,
pochylając się nad nim.
Wykręcam mu ręce do tyłu i skuwam
je kajdankami. Przerzucam go sobie przez ramię i ponownie dotykam przycisk. Ból
ustępuje. Zanoszę Shindy’ego do domu.
− Twoje miejsce jest tutaj. –
Rzucam go na łóżko.
− Nie!
− Zamknij się! – Uderzam go w
twarz.
Odwraca głowę.
− Będę musiał cię ukarać… –
Spoglądam na widok za oknem. Dlaczego on nie potrafi wyciągnąć pewnych
wniosków? Próba ucieczki jest jednoznaczna z karą.
− Nie… Aki, proszę… Nie…
− Cii… − Głaszczę uspokajająco
jego ramię. – Rozluźnij się, to nie będzie bolało. – Rozpinam spodnie…
***
− Shindy…
− Tak?
− Zobacz. Spadł śnieg.
− Ojej, jak ślicznie!
− Chcesz wyjść na dwór?
− Tak!
− Tylko ubierz się ciepło.
Patrzę jak w pośpiechu zakłada
ubrania, które dla niego przygotowałem.
− Jestem gotowy – oznajmia.
Podchodzę do niego z uśmiechem i poprawiam
szalik, aby szczelniej otulał jego szyję.
Zakładam kurtkę i już możemy
wychodzić.
Las, otaczający mój dom, został
pomalowany na biało. Shindy biega po śniegu, łapiąc płatki w okryte
rękawiczkami dłonie. Wkładam ręce w kieszenie i obserwuję obsypane igły
świerków. Zamykam oczy, rozkoszując się szczerym śmiechem. Zachowuje się jakby
pierwszy raz wyszedł na świeże powietrze, jakby pierwszy raz skosztował
wolności… Jak suka spuszczona ze smyczy… Nie, nie mogę tak o nim myśleć. Nie
dziś. Dziś są jego urodziny. On pewnie o tym nie pamięta. Nie wie, który jest
dzień, miesiąc… Niedługo przestanie zwracać uwagę na przemijające lata.
Przyzwyczai się. Przywyknie do tego, że należy do mnie.
Coś zimnego zderza się z moją
twarzą. Ścieram śnieg z policzka.
− Ty mały… − Nabieram na dłonie
sporą ilość puchu i formuję z niego kulę.
Shindy ucieka przede mną, śmiejąc
się głośno, a ja biegnę za nim i sam… zaczynam się śmiać… W pewnym momencie
chłopak zatrzymuję się, by odpocząć. Obejmuję go od tyłu i unoszę odrobinę.
− Mam cię!
− To się nie liczy!
− Jak to nie? Złapałem cię i teraz
jesteś mój.
− Postaw mnie. – Nadal się śmieje.
Stawiam go na ziemi. Kładzie się
na śniegu i spogląda na mnie znacząco.
− Jesteś niemożliwy. – Kręcę głową
i idę w jego ślady. – Przeziębisz się.
− Najwyżej. – Wzrusza ramionami.
Całuję go delikatnie w usta.
− Jesteś dzisiaj zupełnie inny –
zauważa.
− Bo dzisiaj jest wyjątkowy dzień.
− Co dziś jest? – dopytuje.
− Niespodzianka.
Zaczyna drżeć.
− Chodź, wracamy. Nie chcę, żebyś
się rozchorował.
− Ale wrócimy tu jeszcze?
− Tak – obiecuję.
Podnoszę się i pomagam mu wstać. W
domu przygotowuję dla nas ciepłą herbatę. Shindy, przebrany w suche rzeczy, pije
napój powoli, a czarne oczy, które raz po raz na mnie zerkają, błyszczą
radością.
− Shindy… − zaczynam – dzisiaj
jest wyjątkowy dzień.
− Wiem, mówiłeś. – Kiwa głową. –
Co to za dzień?
− Twoje urodziny, kochanie. –
Czochram jego włosy.
− Moje urodziny? – powtarza, a
następnie spuszcza głowę, zasmucony.
− Urodziny zawsze spędzałeś z
przyjaciółmi. Jeździliście do Satoshiego, prawda?
− Skąd wiesz?
− Wiem o tobie wszystko, maleńki.
– Muskam opuszkiem jego nos.
− Od jak dawna mnie śledzisz?
− To już moja słodka tajemnica. No
ale teraz nie o tym. Czym byłyby urodziny bez tortu, prezentów i zabawy?[1]
Chwytam go za rękę i ciągnę na
górę. Z szafki wyciągam duże, kwadratowe pudełko, owinięte białym papierem w
czarne wzory i przewiązane czarną wstążką.
− Proszę. – Podaję Shindy’emu
prezent.
− Dziękuję. – Rozwiązuje wstążkę i
zdziera papier. Unosi wieczko białego kartonu, po czym wyciąga z niego białą
satynę. Odkłada pudełko na łóżko i chwyta materiał drugą ręką. – Sukienka…
− Mhm… − Uśmiecham się.
− Wygląda jak ślubna – zauważa.
Odwraca sukienkę przodem do
siebie, by przyjrzeć się detalom. Podaję mu drugi prezent. Opakowanie jest
mniejsze od poprzedniego, ale zapakowane identycznie.
Odkłada sukienkę i bierze pakunek.
W środku znajdują się białe, cienkie pończochy, koronkowe podwiązki, spinki do
włosów w kształcie róż i pasujące do wszystkiego białe buty na obcasie.
− Aki, to są chyba jakieś żarty…
Chyba nie chcesz…
− Owszem, chcę. Chcę, żeby ten
dzień był dla ciebie najważniejszy. Chcę, żebyś zapamiętał go do końca swojego
życia.
− Nie wezmę z tobą ślubu!
− Już go ze mną wziąłeś. –
Wyciągam z szuflady kopię papierów, w których jest wyraźnie napisane, że Shindy
jest moim mężem. – Teraz należysz już tylko do mnie. A ta sukienka i cała
reszta, są tylko po to, żeby wszystko było jak należy.
Wyrywa mi plik kartek i wszystko
czyta.
− Ja tego nie podpisywałem!
− Nie musiałeś. Wystarczyła
odpowiednia suma i obyło się bez twojego podpisu.
− W Japonii nie można poślubić
osoby tej samej płci.
− A kto powiedział, że pobraliśmy
się w Japonii?
Drze kilkakrotnie kartki, a
następnie gniecie je w palcach i ciska we mnie z całej siły.
− To była tylko kopia. Mam tego
więcej. Zakładaj już tę sukienkę. Chcę cię w niej zobaczyć.
− Nie mam zamiaru.
− Zakładaj ją w tej chwili albo
nie będę już taki miły!
Zaciska dłonie w pięści, ale
posłusznie bierze buty i stawia je na podłodze.
− Nie wyjdziesz? – Spogląda na
mnie.
− Ach, no tak, pan młody nie może
widzieć panny młodej przed ślubem.
Posyła mi wrogie spojrzenie. Opuszczam
pokój.
− Gotowy? – Pukam po jakimś czasie
do drzwi.
− Tak.
Wchodzę do środka i niemalże
natychmiast zatrzymuję się w progu. Przede mną stoi drobna postać. Wątłe ciało
osłania materiał sukienki, który z przodu sięga do połowy ud, dalej trasę
wyznaczają podwiązki przytrzymujące cienkie pończochy. Z tyłu znajduje się coś
w rodzaju krótkiego trenu, który dociera do kolan. Nogi wydłużyły się za pomocą
obcasów. Włosy Shindy’ego są natapirowane na czubku głowy i udekorowane z boku
dwiema różami.
Całuję delikatnie jego wargi.
− Jesteś piękny.
− Miejmy to już za sobą…
Kiedy wypowiada słowa przysięgi,
głos mu drży, a w oczach pojawiają się łzy, które po chwili spływają po
policzkach. Nie patrzy na mnie. Muszę przytrzymywać go za policzki, żeby
zwrócił na mnie uwagę.
Następnie wspólnie kroimy tort.
Shindy trzyma nóż, a ja jego dłonie, którymi kieruję za pomocą moich ruchów.
− Po co taki duży? Przecież
jesteśmy tu sami.
− W końcu nie codziennie ma się
urodziny i ślub w jednym.
Nabijam trochę na widelczyk i podsuwam
Shindy’emu do ust.
− Nie chcę… − Odwraca głowę.
− Chyba mi tego nie zrobisz.
− Ty zrobiłeś mi najgorszą rzecz,
więc ja nie muszę jeść tego cholernego tortu!
− Tylko parę kęsów. Ten jeden
kawałek zjemy razem.
Otwiera usta, a ja wsuwam w nie odrobinę
tortu. Następnie sam zjadam. Wspólnie zjadamy cały trójkąt.
− Możemy już to skończyć? Jestem
zmęczony.
− Zapomniałeś o najważniejszym,
kochanie – szepczę mu do ucha.
− O czym niby?
− O nocy poślubnej…
Nim zdąży zareagować, biorę go na
ręce i idę na górę.
− Postaw mnie! Nie chcę!
Kładę go na łóżku.
− Spokojnie, będę delikatny.
Sięgam po kajdanki obszyte
czerwonym futerkiem i przykuwam jego nadgarstki do ramy łóżka. Rozpinam zamek
sukienki, po czym ją z niego zsuwam. Leży pode mną w koronkowych majtkach i
białych pończochach. Zębami zrywam zapięcie podwiązki, przy okazji rozrywając
lekko delikatny materiał zakolanówki. Zaciskam zęby na białej bieliźnie i
powoli ją ściągam. Zaciska nogi, prosząc, żebym przestał. Uciszam go
pocałunkiem, następnie obracam go na brzuch i rozchylam jego nogi. Z szuflady
wyciągam lubrykant.
− Nie będzie bolało – obiecuję. –
Tylko się rozluźnij.
− Nie chcę… − szepcze, płacząc. –
Dzisiaj są moje urodziny… Aki, proszę…
− Spodoba ci się, zobaczysz.
Nawilżam palec żelem i wsuwam go w
jego wnętrze. Słyszę ciche jęknięcie, wypływające z jego ust.
− Nie…
− Cichutko, skarbie…
Dokładam drugi palec, rozciągając
jego wejście.
− Boli…
− Zaraz przestanie – uspokajam i
wyciągam z niego palce.
Wchodzę w niego powoli. Zaciska
zęby, ukrywa twarz w poduszce. Zaczynam się miarowo poruszać, bardzo ostrożnie,
żeby nie sprawić mu bólu. Zwalniam, chcąc zobaczyć, jak na to zareaguje.
Podnosi głowę nieco zaskoczony, a po chwili sam zaczyna kręcić biodrami,
starając się spowodować, bym wbił się w niego głębiej.
− Spokojnie, maleńki. – Zamykam jego
biodra w swoich palcach.
− Błagam, przestań…
− Jak mógłbym przestać, skoro
widzę, że ci się podoba?
Wstydzi się. Wstydzi się tego, że
mimowolnie odczuwa przyjemność z rzeczy, której nie chce robić.
Przytulam się do jego pleców i
całuję delikatną skórę. Jest taka miękka, ciepła, wrażliwa, a leżąca pode mną
postać ulotna, jak chwila, w której teraz trwamy. To cudowny moment, kiedy
jestem z nim niesamowicie blisko. Kiedy znikają wszystkie bariery, którymi
Shindy stara się przede mną ochronić. Kocham cię, ptaszku…
Znów przyspieszam swoje ruchy. Rozkoszuję
się jękami, które opuszczają jego gardło. Zamykam oczy. Shindy zaciska palce na
ramie łóżka. Szepczę jego imię. Już się nie opiera. Wie, że ze mną nie wygra. Wie,
że nie wygra ze swoim ciałem. Chwytam jego przyrodzenie i poruszam dłonią w
rytm pchnięć. Dochodzi z przeciągłym jękiem. Chwilę po nim również osiągam
spełnienie. Kładę się obok i gładzę jego policzek, uśmiechając się delikatnie.
− Może kiedyś mnie pokochasz.
− Nigdy cię nie pokocham. –
Odwraca wzrok.
Odkuwam jego dłonie. Kładzie się
tyłem do mnie, kuląc na pościeli. Okrywam nas kołdrą i obejmuję go od tyłu. Nie
wiem, czy Shindy śpi. Wydaje mi się, że nie. Ja również nie śpię. Po moich
policzkach spływają słone krople.
[1] I właśnie w tym momencie wyobraziłam sobie,
jak Aki nakłada Shindy’emu papierową czapkę, obsypuje go serpentynami i dmucha
w ten taki gwizdek, który się rozwija (nie pamiętam, jak to się nazywało ^^”)
xD
Och, Shindy pokochasz. A tak w ogóle to "o Gad U.U Ślub"
OdpowiedzUsuń//Yuuko-san
To koniec tej serii czy będzie więcej?
OdpowiedzUsuńI co z Anorexią i Who Are You?
Już normalnie śpię ale grzech by byl jakbym to tak zostawiła! O cholera rzygam tęcza! *...* ten wymuszony ślub xD nawet nie wiesz jak ja cię kocham Nika! <3 przygotuj sie bo też ci taki slub zrobię ^.^ tak wiec to najlepsza notka jaka czytałam w życiu! :d e mam zaciesza normalnie mi sie skakać chce xD. Chce więcej :d
OdpowiedzUsuńddzikuje za dedykacje. Aki nie płacz. Shindy jeszcze nie dorósł. Ty Aki masz już 3 z przodu a Shindy to taki nastolatek. zrozumie co ma :d
Przepiękny rysunek! (⌒▽⌒)☆
OdpowiedzUsuńNie chodzi cały czas nago? A to szkoda...
Wróżka, nie wróżka... Ale przyśnić, to mógłby się! ヽ(*≧ω≦)ノ
Aki, szalejesz! Ale o Shindy, to już chyba mi nie myśli... Wkurzają mnie już te jego kajdanki! Za każdym razem, jak go skuje, będą wracały wspomnienia z pierwszych dni u Akiego, kiedy to był najbrutalniejszy w stosunku do Shindy'ego. Nie sądzę, by owa rzecz zaczęła być kojarzona z czymś innym jak bólem i skrępowaniem.
Może jestem nieco zacofania, czy coś, ale wydaje mi się, że Shindy najbardziej- w tej sytuacji i warunkach- pragnął właśnie takich urodzin. Z papierową czapeczką, serpentynami i gwizdkiem, którego nazwy nikt nie pamięta. Jakby brakowało mu takiej odskoczni od tych wszystkich zmartwień, problemów, strachu i niepewności, bo z Akim nigdy nie wiadomo, na co może wpaść. I tak było dzisiaj.
Wiem, że jako-tako Shindy zdążył poznać porywacza i- z czego bardzo się cieszę!- nie pogodził się z myślą o dożywociu w klatce, ale nawet w miarę normalny obywatel, na wieść o ślubie, takim "tu i teraz", zrobiłaby... Nawet trudno powiedzieć co, takie rzeczy się po prostu nie zdarzają!
Czekam na następne części i pozdrawiam.
O ja nie mogę, ślub?! O żesz kurwesz! Czo tu się porobiło, ja się pytam łaj? Shindy, bierz dupę w troki i spieprzaj, bo już mi się ciebie szkoda robi, bo Tale-chan cię polubiła ;u;
OdpowiedzUsuńNo nieźle, nieźle, coraz bardziej się rozkręca, czytając rozdziały w życiu bym nie przypuszczała, że Aki jest AŻ tak poschizowany! Dobra, porwać, gwałcić, zakopać w lesie - ok, Taleja lubi. Ale porwać, gwałcić, wziąć ślub? O.o Coś nowego, nie powiem, że jest złe, bo nie jest, ale taki inny scenariusz, tak bardzo zaskakujący!
Pisz dalej, bo ciekawa jestem jak się skończy to wszystko! Może go Shindy zaszlachtuje nożem kuchennym, albo weźmie go za włosy i rozpierdzieli czaszkę o ścianę, tak żeby mózg spływał mu po rękach? Tak, tak, to tylko takie tam moje gdybania... Och, god, chyba nie jestem do końca normalna XD.
No jasne, że cierpiące duszyczki rozumieją się najlepiej. Dziękuję za komentarz, to dziwne, ale bardzo mi pomógł. Nawet się uśmiechnęłam, co jest ostatnio rzadkością.
Również pozdrawiam i życzę weny!
A! Zapomniałam! Wcale nie piszę dobrze, nie ma czego zazdrościć :o Ostatnio zatrzymałam się na etapie "opisujemy uczucia, bo chwilowo nic innego nie ma".
UsuńJa bym chciała potrafić wymyślić jakiś sensowny scenariusz opowiadania, a potem zacząć go pisać, skończyć i opublikować. Bo nawet jak coś wymyślę to nie potrafię się zebrać, żeby dokończyć. Tzn. udało mi się w wakacje coś takiego zrobić, ale utknęłam na sprawdzaniu i nie mogę go opublikować. Dlatego jesteś moją bohaterką i chylę czoła, bo ja się chyba w życiu do takiego projektu nie zbiorę!