Tytuł: Golden
Cage
Pairing: Aki x
Shindy
Notka autorska: Ta
część jest całkiem, całkiem. ;)
Intruz Yui: Aki
raczej nie ma na razie w planach zabicia Shindy’ego.
Reila Suzu: Generalnie cała seria miała
się nazywać Obsession, ale w momencie, kiedy opisywałam rozmowę Akiego z
Shindym, a konkretnie moment, w którym Aki mówi: „Zamknąłem cię w złotej
klatce, ptaszku. Już mi ulegasz”, stwierdziłam, że opowiadanie musi nosić tytuł
„Golden Cage”. :3
Julciaa ♥: Chodzi o mniej więcej coś
takiego?
Co prawda to Masatoshi i
Shindy, ale chyba przymkniemy na to oko. Rysowałam to dawno. Aha, Shindy-san to mój pseudonim na deviantART, żeby było wiadomo dlaczego nie ma tu podpisu Black Cherry. :3
A tu już Aki x Shindy:
Shindziak ^^
CZĘŚĆ
VII
Otwiera oczy. Przez chwilę leży
nieruchomo, najwidoczniej próbując sobie przypomnieć, co się wydarzyło. Chce
się podnieść, ale uniemożliwiają mu to liny, przytrzymujące jego nadgarstki i
kostki. Mimo, że jego ciało jest okryte kołdrą, zaczyna delikatnie drżeć.
Podchodzę do łóżka i gładzę palcami jego policzek.
− Zostaw… Proszę, nie dotykaj
mnie… − Gwałtownie łapie powietrze, jakby się dusił. Jakby strach ściskał mu
gardło.
Milcząc, przesuwam dłoń na jego
szyję, ocieram się o obojczyk. Drugą ręką odrzucam kołdrę i przyglądam się
całkiem nagiemu ciału. Opuszkami zahaczam o sutki, kolistymi ruchami obrysowuje
klatkę piersiową, przebiegam palcami po żebrach i sunę niżej, coraz niżej…
− Nie! – wykręca się pode mną,
starając uciec przed moimi rękoma. Łzy obficie spływają po jego
zaczerwienionych policzkach. – Przestań!
− Nie mam zamiaru.
− Zabiłeś człowieka!
Zamieram.
− Co takiego?
− Zabiłeś tego lekarza…
− Znowu coś ci się śniło –
odpowiadam.
− Nic mi się nie śniło. Ty go
naprawdę zabiłeś! Mnie też zabijesz?!
− Uspokój się.
− Jak mogłeś go zabić?!
− Nikogo nie zabiłem.
− Rozwiąż mnie… − prosi.
− Nie. Uciekniesz mi.
− Nie ucieknę. Nie dam rady uciec.
Jestem wykończony i zupełnie nie znam tej okolicy. Jak niby mam uciec? Proszę,
Aki, to boli.
− Będziesz spokojny? – pytam.
− Tak, będę – obiecuje.
Odwiązuję jego ręce i nogi.
− Chodź tu do mnie. – Przyciągam
go do siebie i mocno przytulam. W uspokajającym geście, gładzę jego włosy. –
Nie zabiłem go. To ci się tylko przyśniło.
Płacze w moje ramię, a ja kołyszę
się miarowo, by go uspokoić, by dać mu poczucie bezpieczeństwa… Marzenie… On
nigdy nie poczuje się przy mnie bezpieczny. Dlaczego nie potrafi tego pojąć?
Dlaczego nie rozumie, że chcę dla niego dobrze?
Szloch cichnie. W końcu Shindy
zasypia. Kładę go ostrożnie na łóżku i okrywam kołdrą.
Ile jestem w stanie zrobić, aby go
przy sobie zatrzymać? Skoro bez mrugnięcia okiem potrafiłem pociągnąć za spust
broni wycelowanej w niewinnego człowieka, co będzie następną rzeczą, jaką
uczynię?
Czy jestem złym człowiekiem? W
końcu nieustannie go krzywdzę i zabiłem bezbronną osobę. Czy moje wyjaśnienie:
„To dla dobra Shindy’ego” jakoś mnie usprawiedliwia?
Czy moja miłość jest nienormalna?
Czy kocham go źle? Czy kocham go za bardzo? Czytałem kiedyś, że nigdy nie można
kochać za bardzo, ale źle owszem. Przypominają mi się słowa Shindy’ego: „Wcale
mnie nie kochasz”, „Jestem tylko twoją dziwką do ruchania”… On naprawdę tak
myśli? Przecież zrobiłbym dla niego wszystko…
Jak to wygląda w przypadku innych
związków? Czy oni nigdy nie odczuwają pragnienia posiadania nad kimś władzy?
Kontrolowania każdego kroku drugiej osoby? A jeśli odczuwają, jak sobie z tym
radzą? Przecież większość związków nie opiera się na niewolnictwie. Większość
związków jest… normalna…
Ale z drugiej strony, czym jest
normalność? Kto ustala, że delikatność i czułość są normalne, a brutalność oraz
zaborczość już nie?
Kieruję się uczuciami, a prawda jest
taka, że czuję, iż Shindy’ego trzeba chronić. On jeszcze nie zdaje sobie sprawy
z tego, jakie zagrożenia na niego czekają. Dlatego robię wszystko wbrew niemu.
Jest jak nieświadome dziecko, które mimo zakazu rodzica zbliża rączki do
rozgrzanego żelazka. A ja nie pozwolę, żeby oparzyły go troski okrutnego
świata, nie pozwolę, żeby skrzywdzili go jeszcze bardziej okrutni ludzie.
Dlatego chwyciłem jego rączki i będę je trzymać aż do końca, aby mieć pewność,
że nic mu się nie stanie.
Wychodzę z pokoju. Kiedy zamykam
drzwi na klucz, tłumaczę sobie, że to dla jego dobra. Po schodach do kuchni,
gdzie siadam na krześle i bezradnie ukrywam twarz w dłoniach. Czy ja płaczę?
Krople spływające po twarzy… Tak, to chyba płacz. Zaczynam jednak w to wątpić,
kiedy docierają do ust. Łzy Shina, które często ścierałem ustami były słone, za
to moje mają metaliczny posmak. Jak krew… Odrywam dłonie od twarzy. Szkarłatna
kropla spada na moją rękę. Czerwonych plam przybywa… Krwawe łzy są coraz
bardziej obfite. Strumieniem zalewają moje ręce…
− Shindy! – krzyczę, zrywając się
z krzesła.
Wybiegam z kuchni. Widok
przesłania mi czerwień. Docieram na korytarz. Stoję w miejscu, w którym
dokonałem najgorszej zbrodni.
Przecieram oczy, kiedy dostrzegam
jakiś ruch. Tuż przed moimi oczyma pojawia się twarz nieżyjącego doktora. Jest
idealnie biały, półprzezroczysty, a jego oczy są przerażająco puste. Wyciąga
przed siebie ręce, zbliżając je do mojego gardła, jakby miał zamiar mnie
udusić.
− Shindy! – Cofam się gwałtownie,
przy okazji potrącając mały stolik.
− Aki? – Słyszę słabą odpowiedź.
− Kochanie, gdzie jesteś?!
− Na górze.
− Shindy, chodź tutaj!
Mężczyzna nadal zbliża się w moim
kierunku.
− Nie mogę. Zamknąłeś drzwi.
Płaczę jak dziecko. Szkarłat,
wyciekający z moich oczu, znów zamazuje kształty. Na klęczkach docieram do
schodów i wbiegam na górę. Co jakiś czas odwracam głowę. Idzie za mną…
Kilkakrotnie potykam się i przewracam, aż wreszcie docieram do odpowiednich
drzwi. Drżącymi rękoma wyciągam z kiszeni klucz, brudząc go krwią, która spływa
po moich rękach. Wszędzie widzę czerwień. Na całym swoim ciele.
− Shindy!
− Jestem tu – odzywa się głos po
drugiej stronie drzwi.
Dłonie tak mi się trzęsą, że nie
jestem w stanie trafić w dziurkę od klucza. Tymczasem lekarz jest coraz bliżej.
Nareszcie klucz zanurza się w otworze. Słyszę charakterystyczne kliknięcie i
otwieram drzwi. Wpadam do środka, po czym z powrotem zamykam je na klucz.
Ściągam poplamioną krwią koszulkę i ciskam nią o podłogę. Osuwam się na panele,
chwytając mocno swoje włosy.
− Aki, co się stało? – pyta
przerażony Shindy.
− Shindy, skarbie, chodź tu do
mnie… − szepczę, wyciągając przed siebie dłonie.
Podchodzi niepewnie i wtula się w
moje ramiona.
− Ta krew… Ona nagle zaczęła ze
mnie wypływać. I on… On tam jest… Przyszedł po mnie… Chce się zemścić za to, że
go zabiłem…
− Jaka krew? Kto po ciebie
przyszedł? Aki, tu nie ma żadnej krwi…
− Jest krew… Na mnie… Jestem cały
we krwi! Ten lekarz po mnie przyszedł! Ja… ja go zabiłem, Shindy… − Ukrywam
twarz w dłoniach.
− Aki… − Ujmuje moje ręce. –
Zobacz, tu nie ma krwi. Ani tego lekarza.
Spoglądam na nie. Krew zniknęła.
Zerkam na koszulkę, która poniewiera się na podłodze. Również jest czysta. Nie
mam odwagi, żeby zajrzeć na korytarz.
− Prześpij się – mówi Shindy,
wstając. Chwyta mnie za rękę i ciągnie w kierunku łóżka.
Kładę się obok niego. Wtulam się w
jego ciało. Nadal cały drżę ze strachu. Shindy okrywa nas kołdrą.
− Nic tu nie ma – uspokaja.
Ocieram oczy. Tym razem łzy są
przezroczyste.
Jakie śliczne rysunki! ヽ(*∇*)ノ
OdpowiedzUsuńTak, chodziło mi o coś takiego. :D Nie ważne, że to Masatoshi i tak wielki zaciesz. Masz talent nie tylko pisania!
To ci się tylko przyśniło, Shindy... PADŁAM.
Doskonale wiedziałam, że to nie mógł być sen Shindy'ego i już myślałam, że to w główce Akiego się coś pomieszało (nie, to nie sarkazm). Czytam dalej i BAM!, Aki wszędzie widzi krew, w dodatku objawia (?) mu się kochany doktorek-psycholog. Po prostu świetnie.
Wydaje mi się, że to jednorazowa akcja, chociaż, przyznam- byłoby dość... dziwnie w pozytywnym znaczeniu, gdyby "napady" Aki'ego były częstsze.
Shindy wykazał się ogromną odwagą, po tym, co robił mu porywacz i zabójstwie na jego oczach. Powoli zaczyna się przełamywać i zapewne nastąpiłoby to wcześniej, gdyby nie zmienne zachowanie Aki'ego. Momentami mam wrażenie, że lęk przysłania chłopakowi pozostałe uczucia, ale kiedy Aki już na niego nie krzyczy i nie jest związany, to strach się ulatnia, a na jego miejscu pojawia się nowe uczucie. Znacznie silniejsze i trwalsze. Początki miłości.
Czekam na kolejne rozdziały i rysunki oraz życzę duuuuużo weny. Pozdrawiam.
...
Czy mi się wydaje, czy Shindy cały czas jest bez jakiegokolwiek ubrania? O(≧∇≦)O
Ten rozdział byl naprawdę genialny. cofalam sie żeby sprawdzić czy napewno dobrze czytam bo ta akcja z ta schiza Akiego była taka nie podobną do Akisia <3
OdpowiedzUsuńi ten rysunek keep out xD dobra ja chce więcej tej czułości Shina dla Akiego :p i chce by klatka sie nie kończyła ! :d
Te krwawe łzy były takie dramatyczne. Ale nie tylko te łzy, całe jego zachowanie i te zwidy. Aż by się to chciało zobaczyć jako scenie filmie. Dla mnie to było po postu piękne, ten jego obłęd. Cudnie oddany. Nie wiem czemu, ale od dawna podobam mi się motyw z krwawymi łzami.
OdpowiedzUsuńOstatnio czytam ,,Zbrodnia i kara', czytam lekturę już po jej omówieniu. Spodobał mi się film i dlatego postanowiłam ją przeczytać, ale książkę jest dobra. Aki mi się skojarzył z Raskolnikowem, bo on też miał zwidy po zabiciu Alony Iwanownej. Myślę, że to sumienie w jakiś sposób się odzywa. Jestem ciekawa jak to się rozwinie
42 year old Dental Hygienist Eleen Ruddiman, hailing from Bow Island enjoys watching movies like Aziz Ansari: Intimate Moments for a Sensual Evening and Handball. Took a trip to Lagoons of New Caledonia: Reef Diversity and Associated Ecosystems and drives a Diablo. jej odpowiedz
OdpowiedzUsuń