Tytuł: Anorexia
Pairing:
Masatoshi x Shindy
Notka autorska: Przepraszam,
że tak długo mnie nie było, ale nie za dobrze teraz u mnie… Ostrzegam, że ta
część, a w sumie całe opowiadanie, nie jest jakoś świetnie napisane. Obiecuję,
że pozostałe moje teksty są już lepszej jakości.
Pytanie do Was: Mam wstawiać kolejne części Anoreksji czy wolicie coś innego?
CZĘŚĆ
II
Płakałem przez drogę do szpitala.
− Nie chcę tam iść.
− To dla twojego dobra.
Dojechaliśmy. Wyskoczyłem z
samochodu i pobiegłem przed siebie. Jak najdalej od tego miejsca.
− Shindy, do cholery! – Usłyszałem
jego krzyk.
Nagle dopadł mnie i przyparł do
drzewa.
− Jesteś anorektykiem. To trzeba
wyleczyć, bo umrzesz. Nie pozwolę ci umrzeć, rozumiesz? Nie chcę cię stracić.
− Nie jestem świrem.
− Nie jesteś.
Próbowałem się wyrwać, ale ponownie
przerzucił mnie sobie przez ramię i ruszył w kierunku wejścia do szpitala.
− Nie umrzesz, słyszysz? Nie
umrzesz.
− To moje życie, mogę z nim robić,
co chcę.
− Mylisz się. To nasze życie. Ty
cholerny egoisto, myślisz tylko o sobie!
Jego słowa mnie zabolały.
− Nie chcę niczyjej pomocy! Jestem
strasznie gruby, nie mogę więcej przytyć.
− Nie będę tego słuchać.
− Nie dam się zamknąć w
psychiatryku! Nie chcę!
Ignorując moje protesty, wszedł do
środka. Postawił mnie na podłodze i poszedł załatwić sprawy dotyczące mojego
pobytu. Przyszedł lekarz. Miałem już serdecznie dość tych mężczyzn w bieli.
Powiedział, że mamy przejść do sali.
Usiadłem na łóżku i rozejrzałem
się dookoła. Cztery białe ściany, mała szafka i to posłanie. Nic więcej.
− Spokojnie. – Masatoshi pogłaskał
mnie po głowie, zauważając, że przyglądam się wszystkiemu z przerażeniem, a w
szczególności białym pasom, rozłożonym na łóżku. – Wszystko będzie dobrze.
− Nic nie będzie dobrze –
odparłem, płacząc.
Pocałował mnie delikatnie w czoło.
Odepchnąłem go i rzuciłem się w kierunku drzwi, a ponieważ nikt ich nie zamknął
wybiegłem na korytarz.
− Shindy! – krzyknął Masatoshi.
W tym czasie wpadłem w ramiona
jednego z pielęgniarzy. Siłą zaciągnął mnie z powrotem na salę, gdzie przypiął
mnie do łóżka.
− Nie! – Szarpnąłem się. – Proszę,
nie! Dlaczego mi to robicie?
− Shindy, musisz się wyleczyć,
jesteś chory. – Masatoshi przeczesał palcami moje włosy. Wyglądał, jakby sam
miał się zaraz rozpłakać.
Znów zacząłem się szarpać.
− Shindy, proszę cię, bądź
spokojny.
− Spokojnie, to dla twojego dobra
– odezwał się doktor.
− Dla mojego dobra? To niby jest
dla mojego dobra? – Wskazałem głową swoje ręce.
− Musisz wyzdrowieć – dodał
Masatoshi.
− Co ja ci zrobiłem?
− Nic, kochanie. To tylko i
wyłącznie dla twojego dobra.
− Do cholery, przestańcie
powtarzać, że to dla mojego dobra!
− Daj się wyleczyć. Im szybciej
zaczniesz słuchać lekarzy, tym szybciej wyzdrowiejesz.
− A może ja nie chcę wyzdrowieć?
− Aha, czyli chcesz umrzeć i mnie
zostawić, tak?
Odwróciłem wzrok.
− Muszę sprawdzić, co u innych
pacjentów – odezwał się lekarz. – Gdyby coś się działo, proszę wołać.
− Oczywiście – odparł szatyn.
Mężczyzna opuścił pomieszczenie.
Zostaliśmy sami. Zerknąłem na Masatoshiego. Nie patrzył na mnie.
− Masatoshi?
Brak reakcji.
− Masatsohi, spójrz na mnie.
Podniósł głowę. Płakał.
− Co się stało? – zapytałem,
zaniepokojony.
− Dotarło do mnie, że robię ci
krzywdę.
− Co?
− To przeze mnie tu jesteś.
Obiecuję ci, że jak tylko się wyleczysz, zniknę z twojego życia.
− Co? Nie!
Poderwałem się do siadu i zaraz
wylądowałem z powrotem na poduszce.
− Nie! – powtórzyłem.
Zacząłem spazmatycznie oddychać i
dygotać na całym ciele.
− Shindy – powiedział miękko. –
Już dobrze. Nie odejdę.
Spojrzałem na niego zapłakany.
− Nie odejdę – zapewnił. –
Spokojnie.
− Nie mów więcej takich rzeczy –
odparłem, uspokajając się odrobinę.
− Tylko bądź grzeczny. I jedz.
Nawet małe kęsy, ale jedz.
Przyniesiono kolację.
− Nie, nie chcę…
− Shindy, proszę, to tylko dwie
kanapki.
− Nie zjem tego. To za dużo.
− Zjedz chociaż jedną. – Wziął do
ręki pieczywo i przysunął mi do ust.
Odgryzłem mały kęs.
− No, a teraz drugi.
Zrobiłem, co kazał.
− Ślicznie – pochwalił.
− Już nie mogę.
− Kochanie, nie przesadzaj.
Jeszcze jeden, proszę.
− Powiedziałem nie! – uniosłem
głos.
− Shindy, ty prawie nic nie
zjadłeś.
− Popatrz tylko na mnie, już
jestem grubszy.
− Przestań gadać głupoty.
Wrócił lekarz.
− Powinien pan wrócić do domu.
Pora odwiedzin już się skończyła.
− Dobrze – odparł Masatoshi, po
czym zwrócił się do mnie: − Przyjdę jutro, z samego rana. – Pocałował mnie we
włosy.
− Nie zostawiaj mnie tu –
poprosiłem, łamiącym się głosem.
− Jutro się zobaczymy, obiecuję.
I wyszedł, zostawiając mnie
samego.
***
Niewiele spałem tej nocy. Głównie
szlochałem i wołałem Masatoshiego. Na początku zaglądały do mnie pielęgniarki,
ale później nie zwracały uwagi na moje krzyki.
Uspokoiłem się dopiero, gdy
zaczęło świtać. Patrzyłem jak promienie wschodzącego słońca, zalewają salę.
Drzwi się otworzyły i wszedł mój basista.
− Masatoshi, przyszedłeś.
− Oczywiście, przecież obiecałem.
I przyprowadziłem ci gościa.
Za szatynem do pomieszczenia
wszedł Takuma. Ucieszyłem się na jego widok.
− Oj, Shindy, w co ty się
wpakowałeś? – zapytał, kręcąc głową i usiadł na krześle przy moim łóżku. Postawił
na szafce reklamówkę z owocami. − Musisz teraz dużo jeść.
Chciałem mu coś odpowiedzieć, ale
powstrzymałem się. Wiedziałem, że najzwyczajniej w świecie o mnie dbał i
doceniałem to.
− Muszę porozmawiać z lekarzem.
Zaraz wracam – odezwał się Masatoshi.
Do sali weszła pielęgniarka ze
śniadaniem. Takuma przejął od niej talerz i wziął do ręki kanapkę.
− No, a teraz wszystko ładnie
zjesz. – Uśmiechnął się podsuwając mi pod nos pieczywo.
− Takuma, a może byś mnie odpiął,
co? – zaproponowałem. – Czuję się jak dziecko, kiedy ktoś mnie karmi.
− Nie wolno mi.
− Potem mnie zapniesz, nikt się
nie zorientuje.
Zastanawiał się przez chwilę, po
czym powiedział:
− No dobrze, ale potem dasz się grzecznie
zapiąć.
− Tak, oczywiście.
Zdjął mi pasy i podał talerz. Z trudem
odgryzłem kilka kawałków.
− Muszę na chwilę wyjść… – mruknął
Takuma. – Ale chyba nie mogę cię samego zostawić.
− Takuma, nic złego nie zrobię –
zapewniłem. – Możesz iść, bez obaw. Będę grzeczny.
− No dobrze, ale błagam nie rób
żadnych głupot. Masatoshi mnie zabije, jeśli coś ci się stanie.
Wstał i wyszedł. Odłożyłem kanapki
na stolik i rozbiłem talerz o blat, który – nie licząc łóżka – był jedynym
twardym przedmiotem w tym pokoju. Podniosłem średnich rozmiarów odłamek szkła i
przejechałem nim po żyłach na nadgarstkach.
Krew wypłynęła z rozciętej skóry,
znacząc czerwienią białe prześcieradło. Wraz z utratą krwi, moje powieki
stopniowo opadały aż zamknąłem oczy i odpłynąłem.
Że Shindy nie był grzeczny to się nie dziwię. Ale, żeby go do łóżka przywiązać? To naprawdę sprawiał problemy. Chyba Masatoshi specjalnie powiedział, że odejdzie, żeby zmobilizować Shindiego do wyzdrowienia i uspokojenia się. Takuma zachował się nieodpowiedzialnie rozwiązując go, a jeszcze gdy powiedział, że musi wyjść to myślałam, że Shindy zwieje stamtąd, jak ma już taką łatwą drogę ucieczki. A tu niespodzianka, on postanawia sobie podciąć żyły. Ciekawy akt desperacji. Co do stylu pisania jest to lekko napisane i bardziej skupienie się na dialogach.
OdpowiedzUsuńLepiej jak one shoty ubarwiasz slownictwie
OdpowiedzUsuńopowiadania bardziej skupijaja sie na przebiegu zdarzen i to chyba lepiej
to opowiadanie mi sie bardzo podoba bo ciagle cos sie dzieje, mam nadzieje ze oczywiscie Masatoshi go uratuje i wszystko bedzie lepiej.... szkoda mi Shina... naprawde z jego perspektywy wyglada wszystko tak jakby caly swiat byl przeciwko niemu
a dalej jak co to ja bym chciala to opo
Jestem za kontynuacją, bo "Anorexia" jest super! Wprawdzie biedny Shindy zachowuje się nierozważnie, ale myślę, że jest tylko zagubiony. Masatoshi powinien z nim być 24/7, skoro już go wpakował do psychiatryka...
OdpowiedzUsuńAż chciałam krzyczeć: "Takuma, it's a trap!", ale nie dosłyszał by xD
Jeśli masz przygotowane gdzieś jakieś one-shoty, to możesz nas podręczyć czekaniem na nexta xD
z bolacymi ockami to czytam więc wiedz że mi się podoba i chce jeszcze xD
OdpowiedzUsuńduzo akcji
OdpowiedzUsuńale jestem ciekawa co dalej sie stanie
wstaw juz :3
Nie obraź się, ale w tym opowiadaniu z Shindiego zrobiłaś strasznego histeryka i obawiam się, że dalej opowiadania czytać nie będę (tsa, Taleja straszy, a i tak przeczyta, bo to ciekawe stworzenie i myśli jak się skończy). W drugim rozdziale się tnie, bo go wsadzili do psychiatryka, dobra, ogarniam, też bym szczęśliwa nie była, ale przecież miał otwarte drzwi, mógł wybiec, gdzieś się schować, cokolwiek, a nie od razu chwytać za coś, czym się może zabić, tym bardziej, że ma kogoś kochającego obok siebie (wiem, że to praktycznie zazwyczaj nie ma znaczenia), no i jest egoistyczny, ZBYT - ty mnie nie zostawisz, ja cię zostawię, fajnie, spoko, nara.
OdpowiedzUsuńAno, chyba tyle mam do powiedzenia, dla mnie opo za bardzo naciągane, a poza tym doliczmy do tego, że oni są dorośli, a tak zachowują się rozhisteryzowane nastolatki, których szczerze mówiąc - nienawidzę.
Mam nadzieję, że nie masz mi za złe tego komentarza, ale piszę szczerze to co odczuwam czytając te opowiadanie.
Pozdrawiam i życzę weny :)