Tytuł: Real
Takuma
Pairing: Takuma x
Takuma
Notka autorska: Wstawiam
to, obawiając się Waszej reakcji. Kochani moi, to, co znajduje się poniżej,
jest niczym innym, jak… sama nie wiem, jak to nazwać. xD Komedią? Coś w tym
stylu. Miałam lekką głupawkę przy pisaniu tego, więc wiecie… Um, zapraszam do
czytania. W następnej notce będzie pierwsza część opowiadania. :3
Wspólna sesja. Z GUILD. Do GUILD należy Takuma, którego nienawidzę.
Powód jest prosty: facet ma identyczny pseudonim, co ja! Co sobie ten gówniarz
wyobraża? Ja pracuję nad swoim wizerunkiem od siedmiu lat, wypruwam sobie żyły,
żeby stworzyć niepowtarzalny, „takumowy” styl, a ten bamber pojawia się
niewiadomo skąd i tak po prostu nadaje sobie pseudonim Takuma…
Tak jak istniała warstwa społeczna burżuazja, tak ja wymyśliłem
gówniarzerię – najniższą warstwę społeczną, porównywalną stanowiskiem do runa
leśnego (fakturą zresztą też…), mającą skłonności do kradzieży cudzych
pseudonimów. Innymi słowy rozwydrzone bachory, którym poprzewracało się w
dupach. Na czele gówniarzerii stoi właśnie Takuma. Uch, muszę go nazwać
inaczej, bo czuję się, jakbym obrażał samego siebie. Zresztą to zbyt piękne
imię, jak na takiego… właśnie… kogo? Może piździelec? Tak, piździelec idealnie
pasuje. Znalazłbym więcej określeń na niego, ale szkoda mojego mózgu, by
marnował energię na myślenie o nim. Właśnie, dlaczego ja o nim myślę?
Pomyślmy o czymś innym. Na przykład… jutro sesja… Z tym pieprzonym
GUILD! A gdy tylko pomyślę o GUILD, myślę też o Takumie, tfu! piździelcu. A
niech to!
Mózgu, przecież posiadasz ogromną wiedzę i liczne, ciekawe wiadomości,
dlaczego podsuwasz mi myśli o Ta… piździelcu?!
Skończyła się marmolada (niezbyt to ambitne, ale lepsza marmolada niż
piździelec), a to oznacza, że trzeba będzie iść do sklepu. Rozplanowałem całą
swoją wyprawę po marmoladę, byleby tylko nie myśleć o piździelcu. Cholera, znów
o nim pomyślałem! Spokojnie, Takuma… Takuma! Kurde, zaraz znienawidzę swój
pseudonim przez tego palanta. Może zacznę nazywać siebie Przystojniakiem, a
jego piździelcem? Tak, to świetny pomysł. Mózgu, jaki ty jesteś mądry. Zatem
tak, Przystojniaku, najpierw będziesz musiał schować portfel do kieszeni,
uprzednio wkładając w niego odpowiednią ilość pieniędzy (jeśli będzie za dużo,
nie zmarnuje się, piwko nigdy nie zaszkodzi), następnie założysz buty i
zawiążesz sznurowadła, tak jak uczyła cię mamusia. Potem kurtka, z szafki
weźmiesz klucze, otworzysz drzwi, wyjdziesz, zamkniesz je kluczami i schodami w
dół dotrzesz do parteru, a później do sklepu, gdzie dość długo będziesz
zastanawiał się nad wyborem marmolady, irytując sprzedawczynię swoimi ciągłymi
zmianami, a potem wreszcie ją kupisz, przy okazji biorąc piwo (tu nie będzie
dużo zastanawiania się). Wrócisz do domu, ściągniesz kurtkę i buty, a następnie
rozwalisz się na kanapie i drapiąc się po… no nie ważne, poczniesz spijać
życiodajny nektar… Mózgu, dość, nie piszemy piosenki ani poematu, od takich
głupot jest Shindy. Ale wreszcie nie myślałem o piździelcu…
Kurwa, znowu! Pierdolę, idę spać.
***
Zamglonym wzrokiem spojrzałem na
zegarek. Ta cyferka to ósemka czy dziewiątka? Nie, to szóstka, tak na pewno
szóstka. Położyłem głowę na poduszkę i znów zapadłem w sen.
Obudziło mnie donośne
pierdalnięcie perkusji i wrzask wokalisty, jakby urywano mu jaja. Muszę zmienić
ten dzwonek, bo kiedyś dostanę zawału. Odebrałem, mamrocząc coś pod nosem.
− Czego kurwa?
− Ile razy ci mówiłam, żebyś przestał
się tak niekulturalnie odzywać! – odezwał się surowy głos.
− Mama? – Mój ton momentalnie
złagodniał, można w nim było wyczuć skruchę.
− Gdzie jesteś?
− W domu…
− A nie powinieneś być teraz na
sesji?
− Skąd wiesz o sesji?
− Dostałam chyba z kilkadziesiąt
telefonów od chłopaków. Nie mogą się do ciebie dodzwonić. Czekają już.
− Co? – Spojrzałem na zegarek.
Godzina jedenasta. – O kurwa! Jestem spóźniony!
− Jeśli jeszcze raz, kurwa,
przeklniesz, dostaniesz na dupę! – zagroziła mama.
− Mamuś, ja muszę kończyć. Spieszę
się, pa! – Rozłączyłem się i w biegu zacząłem szykować. – Kurwa, gdzie się
podziały moje buty?
Pod łóżkiem znalazłem jakiś stary
kalosz, a w koszu na brudne rzeczy do prania śmierdzący trampek. No trudno,
będę musiał się tym zadowolić, a na przyszłość, po powrocie do domu, nie rzucać
obuwia gdzie popadnie. Narzuciłem kurtkę na ramiona i wybiegłem z domu. W
drodze na stację potykałem się w zbyt luźnym kaloszu, a mocno starta podeszwa
trampka, nie dawała praktycznie żadnej ochrony przed drobnymi nierównościami,
którymi usiane było podłoże, po którym biegłem. Kiedy zeskakiwałem po stopniach
w głąb metra, usłyszałem nadjeżdżający pociąg. Zdążę, zdążę, zdążę…!
Kurwa, nie zdążyłem. Drzwi chamsko
zamknęły mi się tuż przed nosem, a pojazd odjechał. Wydziałem tylko jego tył,
który zdawał się bezczelnie wypinać w moim kierunku, aż w końcu i on zniknął.
***
− Jestem! Kurwa, nareszcie, nie
macie pojęcia, co ja przeszedłem… Zresztą widzicie, jak ja wyglądam? – Wszedłem
do sali i odrzuciłem kurtkę na bok. Odzież wylądowała na czyjejś głowie, ale
nie zwróciłem uwagi, kim była ta osoba. Bardziej zainteresowało mnie to, że
oprócz niej nikogo tu nie było. – Gdzie reszta?
− Poszli, mieli dość czekania na
ciebie. – Rozpoznałem ten głos… Taku… Piździelec!
− A ty co tutaj robisz?
Wstał, nadal mając moją kurtkę na
głowie.
− Jako jedyny zaczekałem, żeby cię
o tym poinformować.
− Po cholerę? Przecież są
telefony.
− Mam do ciebie sprawę. – Kurtka
na jego głowie odrobinę tłumiła jego głos.
− Jaką? I oddaj moją kurtkę,
deklu!
Zdjął ją z głowy i cisnął na
podłogę.
− Ty kutasie – warknąłem. – W
przeciwieństwie do ciebie to nie jest jakaś szmata, żebyś nią sobie rzucał!
− Ta szmata była noszona przez
ciebie i idealnie pasuje do właściciela. Tak samo tandetna, brzydka i niemodna.
– Powąchał kurtkę. – I nawet śmierdzi tak samo.
− Jaką masz sprawę? Spieszy mi się
i nie zamierzam marnować cennych sekund życia na takiego padalca jak ty.
− Dobra, powiem prosto z mostu:
chcę się z tobą kochać, Takuma.
Zamrugałem kilkakrotnie, próbując
to jakoś sobie poukładać w głowie.
− Jebnęło cię coś ciężkiego?
− No dobra, przyznaję, jebnęło
mnie. Oberwałem dziś w łeb balonem od jakiegoś bachora.
− Balony nie są ciężkie, jełopie.
− Co ty pierdzielisz? A próbowałeś
to kiedyś podnieść?
− Nie gadam z tobą, idioto. Idę do
domu. – Wziąłem swoją kurtkę z podłogi i ruszyłem do drzwi, kiedy poczułem
szarpnięcie za ramię. Piździelec zawlókł mnie do składziku.
− Co ty robisz? – Próbowałem go
odepchnąć.
− Teraz… będziemy… się… bzykać! –
Wgryzł się w moją szyję.
− Pojebało cię, kutasie?! Puść
mnie, nie będę się z tobą bzykać!
Oderwał się od mojej szyi.
− Ostre ruchanko… Co ty na to,
Taku-chan?
− To weź chociaż zapal światło…
− Nie, tak jest bardziej
klimatycznie.
− Klimatycznie jak w obsranym
kiblu. Znajdujemy się pomieszczeniu pełnym pająków i innego robactwa.
− To mnie podnieca – szepnął mi na
ucho piździelec.
− Spierdalaj!
Rozpiął mi spodnie, a następnie
zsunął je wraz z bokserkami. Odwrócił mnie tyłem do siebie i oparł o ścianę.
Skrzywiłem się, kiedy mój brzuch otarł się o coś lepkiego. Pajęczyna… Zaraz też
mogłem poczuć poruszające się nóżki pająka, którego niechcący przygniotłem
własnym ciałem. Fuj…
Piździelec przywarł do mnie.
Poczułem jego ciepłe, gładkie uda. Od tej bliskości zachciało mi się
wymiotować. Naparł na moje wejście, po czym brutalnie wdarł się do środka. Zacisnąłem
z bólu powieki, a po niewielkim pomieszczeniu rozległ się mój krzyk, który
odbił się od ścian.
Trochę zwolnił i wkrótce ból
zmienił się w przyjemność. Zacząłem nawet jęczeć i mruczeć słowa typu: „Ach,
mocniej, piździelcu…”. Co jak co, ale nie zmieniało to faktu, że nadal był
piździelcem, należącym do najniższej warstwy społecznej, tudzież runa leśnego
lub po prostu gówniarzerii.
− Ach, Takuma, twoje ciasne
wnętrze sprawia, że wariuję, a mój nabrzmiały penis… − skrzywiłem się na ten
epitet – zaraz eksploduje, wypełniając cię lepką bielą, która jest dowodem
mojego spełnienia… Teraz zrozumiałem, dlaczego kolor biały w naszej kulturze
uchodzi za erotyczny… Ach… − Wbił się we mnie mocniej.
Ćpał coś… Jestem pewien, że coś
brał… Po kilku gwałtowniejszych ruchach doszedł, zalewając moje wnętrze
wspomnianą przez niego „lepką bielą”. Co za ohyda…
Kiedy w końcu się ode mnie
odsunął, szybko naciągnąłem bieliznę oraz spodnie i zacząłem otrzepywać się z
pajęczyny; jej mieszkaniec chyba nie przeżył (pająk R.I.P).
− To by było na tyle, słodziaku. –
Piździelec pocałował mnie w policzek, a mój żołądek znów chciał się zbuntować i
zwrócić wczorajsze piwo i chleb z marmoladą. – Do zobaczenia na sesji. –
Opuścił składzik, a ja stałem tam dość długo, rozmyślając o tym, że jeszcze
bardziej znienawidziłem Taku… tfu! piździelca.
Heh ^^ Aż mi słów zabrakło :D To było genialne xd. Akurat na poprawienie humoru. Więcej takich!
OdpowiedzUsuńDużo weny.
Dobra, nie wiem, kto tu jest bardziej porąbany - Ty, że tworzysz takie rzeczy, czy ja, której się one szalenie podobają xD Więcej takich głupawek życzę, bo Takumy mnie rozwaliły xD a przecież Takuma nie wygląda na takiego gwałciciela :D
OdpowiedzUsuńWeny życzę ;*
komentarzu brak z powodu wyparowania mózgu piszącemu go C:
OdpowiedzUsuńBUHAHAHHAHAHHAHAHAHHAHAHAHAHAHAHAHAAH *wali głową w łóżko* Tak bardzo umarłam XD Dołączam się do poprzedniczek - więcej takich tworów! :D
OdpowiedzUsuńha ! dawno sie tak nie uhahahlam ;D
OdpowiedzUsuńto bylo naprawde dobre :D
x D
poplilam sie raz jak to czytalam
oby tak dalej ^.^
O padłam jak długa.XD
OdpowiedzUsuńByło świetne. ^^
Uehehehehe xD
OdpowiedzUsuń