2 czerwca 2013

47. Real Takuma (Takuma x Takuma)

Tytuł: Real Takuma
Pairing: Takuma x Takuma
Notka autorska: Wstawiam to, obawiając się Waszej reakcji. Kochani moi, to, co znajduje się poniżej, jest niczym innym, jak… sama nie wiem, jak to nazwać. xD Komedią? Coś w tym stylu. Miałam lekką głupawkę przy pisaniu tego, więc wiecie… Um, zapraszam do czytania. W następnej notce będzie pierwsza część opowiadania. :3

Wspólna sesja. Z GUILD. Do GUILD należy Takuma, którego nienawidzę. Powód jest prosty: facet ma identyczny pseudonim, co ja! Co sobie ten gówniarz wyobraża? Ja pracuję nad swoim wizerunkiem od siedmiu lat, wypruwam sobie żyły, żeby stworzyć niepowtarzalny, „takumowy” styl, a ten bamber pojawia się niewiadomo skąd i tak po prostu nadaje sobie pseudonim Takuma…
Tak jak istniała warstwa społeczna burżuazja, tak ja wymyśliłem gówniarzerię – najniższą warstwę społeczną, porównywalną stanowiskiem do runa leśnego (fakturą zresztą też…), mającą skłonności do kradzieży cudzych pseudonimów. Innymi słowy rozwydrzone bachory, którym poprzewracało się w dupach. Na czele gówniarzerii stoi właśnie Takuma. Uch, muszę go nazwać inaczej, bo czuję się, jakbym obrażał samego siebie. Zresztą to zbyt piękne imię, jak na takiego… właśnie… kogo? Może piździelec? Tak, piździelec idealnie pasuje. Znalazłbym więcej określeń na niego, ale szkoda mojego mózgu, by marnował energię na myślenie o nim. Właśnie, dlaczego ja o nim myślę?
Pomyślmy o czymś innym. Na przykład… jutro sesja… Z tym pieprzonym GUILD! A gdy tylko pomyślę o GUILD, myślę też o Takumie, tfu! piździelcu. A niech to!
Mózgu, przecież posiadasz ogromną wiedzę i liczne, ciekawe wiadomości, dlaczego podsuwasz mi myśli o Ta… piździelcu?!
Skończyła się marmolada (niezbyt to ambitne, ale lepsza marmolada niż piździelec), a to oznacza, że trzeba będzie iść do sklepu. Rozplanowałem całą swoją wyprawę po marmoladę, byleby tylko nie myśleć o piździelcu. Cholera, znów o nim pomyślałem! Spokojnie, Takuma… Takuma! Kurde, zaraz znienawidzę swój pseudonim przez tego palanta. Może zacznę nazywać siebie Przystojniakiem, a jego piździelcem? Tak, to świetny pomysł. Mózgu, jaki ty jesteś mądry. Zatem tak, Przystojniaku, najpierw będziesz musiał schować portfel do kieszeni, uprzednio wkładając w niego odpowiednią ilość pieniędzy (jeśli będzie za dużo, nie zmarnuje się, piwko nigdy nie zaszkodzi), następnie założysz buty i zawiążesz sznurowadła, tak jak uczyła cię mamusia. Potem kurtka, z szafki weźmiesz klucze, otworzysz drzwi, wyjdziesz, zamkniesz je kluczami i schodami w dół dotrzesz do parteru, a później do sklepu, gdzie dość długo będziesz zastanawiał się nad wyborem marmolady, irytując sprzedawczynię swoimi ciągłymi zmianami, a potem wreszcie ją kupisz, przy okazji biorąc piwo (tu nie będzie dużo zastanawiania się). Wrócisz do domu, ściągniesz kurtkę i buty, a następnie rozwalisz się na kanapie i drapiąc się po… no nie ważne, poczniesz spijać życiodajny nektar… Mózgu, dość, nie piszemy piosenki ani poematu, od takich głupot jest Shindy. Ale wreszcie nie myślałem o piździelcu…
Kurwa, znowu! Pierdolę, idę spać.
***
Zamglonym wzrokiem spojrzałem na zegarek. Ta cyferka to ósemka czy dziewiątka? Nie, to szóstka, tak na pewno szóstka. Położyłem głowę na poduszkę i znów zapadłem w sen.
Obudziło mnie donośne pierdalnięcie perkusji i wrzask wokalisty, jakby urywano mu jaja. Muszę zmienić ten dzwonek, bo kiedyś dostanę zawału. Odebrałem, mamrocząc coś pod nosem.
− Czego kurwa?
− Ile razy ci mówiłam, żebyś przestał się tak niekulturalnie odzywać! – odezwał się surowy głos.
− Mama? – Mój ton momentalnie złagodniał, można w nim było wyczuć skruchę.
− Gdzie jesteś?
− W domu…
− A nie powinieneś być teraz na sesji?
− Skąd wiesz o sesji?
− Dostałam chyba z kilkadziesiąt telefonów od chłopaków. Nie mogą się do ciebie dodzwonić. Czekają już.
− Co? – Spojrzałem na zegarek. Godzina jedenasta. – O kurwa! Jestem spóźniony!
− Jeśli jeszcze raz, kurwa, przeklniesz, dostaniesz na dupę! – zagroziła mama.
− Mamuś, ja muszę kończyć. Spieszę się, pa! – Rozłączyłem się i w biegu zacząłem szykować. – Kurwa, gdzie się podziały moje buty?
Pod łóżkiem znalazłem jakiś stary kalosz, a w koszu na brudne rzeczy do prania śmierdzący trampek. No trudno, będę musiał się tym zadowolić, a na przyszłość, po powrocie do domu, nie rzucać obuwia gdzie popadnie. Narzuciłem kurtkę na ramiona i wybiegłem z domu. W drodze na stację potykałem się w zbyt luźnym kaloszu, a mocno starta podeszwa trampka, nie dawała praktycznie żadnej ochrony przed drobnymi nierównościami, którymi usiane było podłoże, po którym biegłem. Kiedy zeskakiwałem po stopniach w głąb metra, usłyszałem nadjeżdżający pociąg. Zdążę, zdążę, zdążę…!
Kurwa, nie zdążyłem. Drzwi chamsko zamknęły mi się tuż przed nosem, a pojazd odjechał. Wydziałem tylko jego tył, który zdawał się bezczelnie wypinać w moim kierunku, aż w końcu i on zniknął.
***
− Jestem! Kurwa, nareszcie, nie macie pojęcia, co ja przeszedłem… Zresztą widzicie, jak ja wyglądam? – Wszedłem do sali i odrzuciłem kurtkę na bok. Odzież wylądowała na czyjejś głowie, ale nie zwróciłem uwagi, kim była ta osoba. Bardziej zainteresowało mnie to, że oprócz niej nikogo tu nie było. – Gdzie reszta?
− Poszli, mieli dość czekania na ciebie. – Rozpoznałem ten głos… Taku… Piździelec!
− A ty co tutaj robisz?
Wstał, nadal mając moją kurtkę na głowie.
− Jako jedyny zaczekałem, żeby cię o tym poinformować.
− Po cholerę? Przecież są telefony.
− Mam do ciebie sprawę. – Kurtka na jego głowie odrobinę tłumiła jego głos.
− Jaką? I oddaj moją kurtkę, deklu!
Zdjął ją z głowy i cisnął na podłogę.
− Ty kutasie – warknąłem. – W przeciwieństwie do ciebie to nie jest jakaś szmata, żebyś nią sobie rzucał!
− Ta szmata była noszona przez ciebie i idealnie pasuje do właściciela. Tak samo tandetna, brzydka i niemodna. – Powąchał kurtkę. – I nawet śmierdzi tak samo.
− Jaką masz sprawę? Spieszy mi się i nie zamierzam marnować cennych sekund życia na takiego padalca jak ty.
− Dobra, powiem prosto z mostu: chcę się z tobą kochać, Takuma.
Zamrugałem kilkakrotnie, próbując to jakoś sobie poukładać w głowie.
− Jebnęło cię coś ciężkiego?
− No dobra, przyznaję, jebnęło mnie. Oberwałem dziś w łeb balonem od jakiegoś bachora.
− Balony nie są ciężkie, jełopie.
− Co ty pierdzielisz? A próbowałeś to kiedyś podnieść?
− Nie gadam z tobą, idioto. Idę do domu. – Wziąłem swoją kurtkę z podłogi i ruszyłem do drzwi, kiedy poczułem szarpnięcie za ramię. Piździelec zawlókł mnie do składziku.
− Co ty robisz? – Próbowałem go odepchnąć.
− Teraz… będziemy… się… bzykać! – Wgryzł się w moją szyję.
− Pojebało cię, kutasie?! Puść mnie, nie będę się z tobą bzykać!
Oderwał się od mojej szyi.
− Ostre ruchanko… Co ty na to, Taku-chan?
− To weź chociaż zapal światło…
− Nie, tak jest bardziej klimatycznie.
− Klimatycznie jak w obsranym kiblu. Znajdujemy się pomieszczeniu pełnym pająków i innego robactwa.
− To mnie podnieca – szepnął mi na ucho piździelec.
− Spierdalaj!
Rozpiął mi spodnie, a następnie zsunął je wraz z bokserkami. Odwrócił mnie tyłem do siebie i oparł o ścianę. Skrzywiłem się, kiedy mój brzuch otarł się o coś lepkiego. Pajęczyna… Zaraz też mogłem poczuć poruszające się nóżki pająka, którego niechcący przygniotłem własnym ciałem. Fuj…
Piździelec przywarł do mnie. Poczułem jego ciepłe, gładkie uda. Od tej bliskości zachciało mi się wymiotować. Naparł na moje wejście, po czym brutalnie wdarł się do środka. Zacisnąłem z bólu powieki, a po niewielkim pomieszczeniu rozległ się mój krzyk, który odbił się od ścian.
Trochę zwolnił i wkrótce ból zmienił się w przyjemność. Zacząłem nawet jęczeć i mruczeć słowa typu: „Ach, mocniej, piździelcu…”. Co jak co, ale nie zmieniało to faktu, że nadal był piździelcem, należącym do najniższej warstwy społecznej, tudzież runa leśnego lub po prostu gówniarzerii.
− Ach, Takuma, twoje ciasne wnętrze sprawia, że wariuję, a mój nabrzmiały penis… − skrzywiłem się na ten epitet – zaraz eksploduje, wypełniając cię lepką bielą, która jest dowodem mojego spełnienia… Teraz zrozumiałem, dlaczego kolor biały w naszej kulturze uchodzi za erotyczny… Ach… − Wbił się we mnie mocniej.
Ćpał coś… Jestem pewien, że coś brał… Po kilku gwałtowniejszych ruchach doszedł, zalewając moje wnętrze wspomnianą przez niego „lepką bielą”. Co za ohyda…
Kiedy w końcu się ode mnie odsunął, szybko naciągnąłem bieliznę oraz spodnie i zacząłem otrzepywać się z pajęczyny; jej mieszkaniec chyba nie przeżył (pająk R.I.P).
− To by było na tyle, słodziaku. – Piździelec pocałował mnie w policzek, a mój żołądek znów chciał się zbuntować i zwrócić wczorajsze piwo i chleb z marmoladą. – Do zobaczenia na sesji. – Opuścił składzik, a ja stałem tam dość długo, rozmyślając o tym, że jeszcze bardziej znienawidziłem Taku… tfu! piździelca.

7 komentarzy:

  1. Heh ^^ Aż mi słów zabrakło :D To było genialne xd. Akurat na poprawienie humoru. Więcej takich!

    Dużo weny.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dobra, nie wiem, kto tu jest bardziej porąbany - Ty, że tworzysz takie rzeczy, czy ja, której się one szalenie podobają xD Więcej takich głupawek życzę, bo Takumy mnie rozwaliły xD a przecież Takuma nie wygląda na takiego gwałciciela :D
    Weny życzę ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. komentarzu brak z powodu wyparowania mózgu piszącemu go C:

    OdpowiedzUsuń
  4. BUHAHAHHAHAHHAHAHAHHAHAHAHAHAHAHAHAAH *wali głową w łóżko* Tak bardzo umarłam XD Dołączam się do poprzedniczek - więcej takich tworów! :D

    OdpowiedzUsuń
  5. ha ! dawno sie tak nie uhahahlam ;D
    to bylo naprawde dobre :D
    x D
    poplilam sie raz jak to czytalam
    oby tak dalej ^.^

    OdpowiedzUsuń
  6. O padłam jak długa.XD
    Było świetne. ^^

    OdpowiedzUsuń