Tytuł: Who Are
You?
Pairing: Kiyozumi
x Shindy
Notka autorska: No
i mamy notkę numer 100. ^^ Naprawdę nie wiedziałam, co dodać, więc postawiłam
na WAY. :3 Przepraszam, że nie ma
żadnego specjalnego shota, czy czegoś, ale nie miałam pomysłu. W zamian za to
macie pierwszą stronę mojej mangi, na podstawie opowiadania Golden Cage. I tu pytanie do Was: czy
chcielibyście, żebym dodawała tu razem z one-shotami lub rozdziałami te
bazgroły? Mam już kilka stron narysowanych i przynajmniej miałabym dzięki Wam
motywację, by rysować dalej i wreszcie skończyć jakiś komiks. :3
CZĘŚĆ
XI
Na dnie fioletowej walizki układam
stosiki ubrań. Ze względu na miejsce, do którego jedziemy, decyduję się na same
wygodne ubrania, składające się ze spodni, koszulek i bluz. Pakuję jedynie dwie
spódniczki i jedną sukienkę w groszki.
Po włożeniu do środka ostatniej
rzeczy, zamykam walizkę i siadam na łóżku. Nie wiem, czy to dobry pomysł, żebym
tam jechał. Ale z drugiej strony, jeśli ucieknę przed tym, oni wyczują jak
bardzo się ich boję, co zwiększy ich przewagę.
Spoglądam w lustro. Kim ja tak
naprawdę jestem? Delikatniejszą wersją mężczyzny? Czy w ogóle mam prawo nazywać
się mężczyzną?
Kluczem otwieram szufladę, w
której chowam kosmetyki. Ukrywam je przed światem jak tajemnicę. Muskam tuszem
rzęsy, eyeliner’em rysuję kreski, daję trochę różu na policzki, usta maluję na
czerwono. Czy to jestem prawdziwy ja?
Z szafy wyciągam błękitną
sukienkę. Satyna sięga moich kolan i rozkosznie się o nie ociera. Podpinam
włosy… Znów patrzę w lustro. Czy tak wygląda mężczyzna?
Co jest ze mną nie tak? Dlaczego
udaję kogoś, kim nie jestem? Siadam przed zwierciadłem i ukrywam twarz w
dłoniach. Palcami wyszarpuję wsuwki z włosów. Łzy rozmazują makijaż. Zrzucam z
siebie sukienkę, z szuflady wyciągam nożyczki…
Zbliżam ostrza do materiału, a
kiedy już prawie go nacinam, do pokoju zagląda mama.
− Shinya?
Odwracam ku niej zapłakaną twarz.
− Kochanie, co się stało? Co ty
robisz?
Podchodzi do mnie i delikatnie
wyjmuje z moich rąk nożyczki i błękitny materiał.
− Ja… − zaczynam, ale zaraz
milknę. Moje gardło ściska rozpacz.
− Nie niszcz jej – szepcze,
przeczesując moje potargane włosy. – Nie niszcz tego kim jesteś.
Wtulam się w jej ramiona, cicho
płacząc.
− Jesteś wyjątkowy – mówi dalej. –
Nie można krzywdzić tego, co wyjątkowe. Tym trzeba się zaopiekować. Ponieważ
to, co wyjątkowe jest narażone na większą agresję ze strony tych, którzy
takiego piękna nie rozumieją. – Odsuwa się ode mnie odrobinę, by dotknąć dłonią
mojego policzka. – Nigdy nie wątpiłam w to, że urodziłam mężczyznę. Teraz też w
to nie wątpię. Jesteś wspaniały. Oni jeszcze tego nie zrozumieli, daj im czas,
pozwól siebie poznać. Powiedz mi, Shinya, czy jest ktoś, kto akceptuje ciebie takiego, jakim jesteś?
Chwilę się zamyślam. Przypomina mi
się jedynie Kiyozumi…
− Tak, jest.
− Zaprzyjaźnij się z tą osobą. Ona
pokazała, że jak nikt inny jest warta twojej przyjaźni, bo widzi piękno, które
się w tobie kryje.
Wstaje i idzie do drzwi.
− Dziękuję. – Uśmiecham się do
niej. Odpowiada tym samym i wychodzi.
***
Wchodzę do autokaru, rozglądając
się za jakimś wolnym miejscem. Zauważam dwa fotele. Wiem, że nikt przy mnie nie
usiądzie i właściwie odpowiada mi to.
− No, no! – Czuję szarpnięcie za
ramię i ktoś siłą wyciąga mnie z pojazdu. – Lalunia po raz pierwszy w życiu
założyła spodnie. – Kyo uśmiecha się do mnie.
− Zostaw mnie…− Próbuję wyszarpnąć
rękę.
Dłonią muska moje udo i
niebezpiecznie zbliża się w stronę krocza.
− Zostaw! – Odtrącam jego palce i
wbiegam do autokaru.
Zajmuję miejsce obok okna.
− Święto jakieś? – słyszę głos
Masatoshiego.
Spoglądam na niego. Zerka znacząco
na moje nogi. Przewracam oczami i przenoszę wzrok na widok za szybą. Kątem oka
zauważam Kiyozumiego, który rozgląda się za wolnym miejscem. Chwilę się waham,
aż w końcu mówię:
− Kiyozumi?
Odwraca głowę w moją stronę, zaskoczony.
Uśmiecham się delikatnie, wskazując fotel obok siebie. Przez moment nie rusza
się, jedynie wpatruje we mnie szeroko otwartymi oczami. Wreszcie nieśmiało
rusza ku mnie i ostrożnie zajmuje miejsce.
Opieram głowę o oparcie. Niewiele
spałem tej nocy, więc oczy same chowają się pod powiekami, a ja zasypiam.
Kiedy się budzę, jestem przykryty
czarną bluzą, a moja głowa spoczywa na czyimś ramieniu. Podnoszę ją delikatnie
i przecieram oczy. Kiyozumi spogląda na mnie z uśmiechem.
− To chyba twoje… − Oddaję mu
bluzę. Czuję ciepło na policzkach, nieco zawstydził mnie tym gestem. –
Dziękuję.
− Nie ma za co. – Przejmuje odzież
i uśmiecha się do mnie.
Odwracam głowę w stronę okna,
rumieńce ukrywam za kurtyną włosów. Patrzę na przesuwający się za szybą świat.
Teraz stanowi go gęsty las. Wokół mnie krążą szepty. Plotki na mój temat.
Wydaje mi się, że wszyscy uczniowie zaraz zaczną śmiać mi się w twarz.
Wreszcie dojeżdżamy. Czekam aż
wszyscy opuszczą autokar. Kiyozumi również nie rusza się z miejsca. Podnoszę
się dopiero wtedy, gdy wychodzi ostatnia osoba. Chłopak także wstaje, po czym
puszcza mnie przodem. Denerwuje mnie to, że traktuje mnie jak kobietę, ale nic
nie mówię. Biorę swoją walizkę, mijam Masatoshiego i grupę z Kyo na czele, po
czym idę w kierunku dużego budynku.
− Walizkę też ma pedalską, a
ciekawe, co w środku – zastanawia się na głos Kyo, a jego towarzysze wybuchają
śmiechem.
− Pewnie przenośny salon
kosmetyczny.
Znowu śmiech.
− Gdyby te żarty były chociaż
zabawne. – Słyszę pogardliwy ton Kiyozumiego.
− Pilnuj lepiej swojej laleczki –
odpowiada Kaoru – nie chcemy, żeby coś jej się stało.
Zaciskam mocniej dłoń na rączce
walizki i przyspieszam.
− Może pomóc? – pyta Kiyozumi,
kiedy widzi jak z trudem wciągam bagaż po schodach prowadzących do głównych
drzwi ośrodka.
− Dam sobie radę – mówię z
przekonaniem.
− Daj, pomogę ci. – Wyciąga rękę,
by wziąć ode mnie walizkę.
− Nie. Nie rozumiesz? Nie
potrzebuję obrońcy. Sam sobie poradzę. Zajmij się swoimi sprawami.
− Shindy, chcę cię tylko wyręczyć
w dźwiganiu tego.
− Nie jestem taki słaby.
− Proszę, pozwól mi… − Znów
wyciąga dłoń, żeby mi pomóc.
− Nie! Odczep się ode mnie! Mam
przez ciebie same problemy! Nie pomagasz mi, tylko wszystko niszczysz!
Na moment zamiera, później odwraca
wzrok i zaciska dłonie w pięści.
− Jak sobie życzysz… − Bierze
swoją walizkę i wchodzi do środka.
Jakoś udaje mi się zanieść swój
bagaż do pokoju. Jesteśmy przydzielani klasami przez nauczycieli. Nie ma więc
mowy o osobnym pokoju, tylko dla mnie.
Kiedy wchodzę do pomieszczenia,
reszta patrzy na mnie z pogardą. Są tu od pięciu minut, a już zdążyli zrobić
bałagan. Zajmuję ostatnie wolne łóżko przy oknie. Siadam na posłaniu, wpatrując
się w pejzaż za oknem. Wszędzie widać tylko zieleń. Z zamyślenia wyrywa mnie
głos jednego z moich towarzyszy:
− A co ty tu takiego masz?
Odwracam głowę i widzę, że wyciąga
z mojej walizki sukienkę.
− Zostaw to – mówię cicho.
− Do twarzy mi? – pyta,
przykładając sukienkę do ciała.
− No, dobra dupa z ciebie –
odpowiada drugi, klepiąc chłopaka w pośladek.
− Zostaw to – powtarzam. Podchodzę
do niego, chcąc odzyskać sukienkę. Wyrywam mu materiał z rąk i odkładam z
powrotem do walizki, którą natychmiast zamykam.
Kładę się na łóżku, słysząc ich
śmiech.
− Będziesz w tym hasać po lesie?
− Masz z tym jakiś problem?
− Nie, ale będziesz konkurencją
dla tych panienek, które stoją na drodze.
Zaciskam palce na poduszce, z
całej siły starając się nie rozpłakać. Mam nadzieję, że ta wycieczka zakończy
się jak najszybciej.
***
Czekam aż wszyscy się wykąpią.
Chcę być sam w łazience. Siedzę na parapecie, obserwując przyrodę. Ona nigdy
nie zasypia. Nawet teraz, kiedy zapadł już zmierzch, nadal szumią drzewa,
słychać świerszcze. Światło księżyca wydobywa zarys sosen, ukrytych w czerni
lasu. Ciemne chmury o postrzępionych konturach, zabarwione czarnym gradientem,
który stopniowo przechodzi w coraz jaśniejsze odcienie, aż bieli się na
krawędziach. Biała tarcza utulona w jaśniejącym puchu.
− A ty się nie kąpiesz, pedale? –
Słyszę jednego z moich współlokatorów.
Schodzę z parapetu, biorę
potrzebne rzeczy i wychodzę. Zaglądam nieśmiało do łazienki, która na szczęście
jest pusta. Czułbym się pewniej, gdyby drzwi posiadały zamek… Szybko zdejmuję
ubrania. Ręcznik i kosmetyczkę odkładam na parapecie tuż przy kabinie. Wchodzę pod
prysznic, odkręcam wodę. Nagle drzwi z dymnego szkła się rozsuwają. Odwracam
głowę.
Oj... Serio? Weszli mu do łazienki? C.C szkoda mi go, ale nareszcie go rozumiem... Niech się nie zmienia!
OdpowiedzUsuń//Yūko-san
Hmm... Może i jestem dziwna, ale mam nadzieję, że to Kiyozumi żeby go obronić XDDD
OdpowiedzUsuńUwielbiam to <3 jednak wciąż czekam na szaliczek ;3
Hmm... Jednak chyba się namyśliłam. Nie chcę szaliczka... CHCĘ WAY! *u*
UsuńHah, ja mqm taką samą nadzieję co ty xD
Usuń//Yuuko-chan
Zakończyć w takim momencie?!
OdpowiedzUsuńTy to jesteś bez serca...
Świetna notka, czekam z niecierpliwością na następną!
Super!... tylko biedny Shindy. Ja również czekam na WAY!
OdpowiedzUsuńOł noł, plis. Niech mu się nic nie stanie! Ani psychicznie, ani fizycznie, polubiłam go! *chodź, będę tuladź!*
OdpowiedzUsuńA tak w ogóle to dzisiaj Tale-chan się postarała i wstawiła notkę Oo.
Myślę, że teraz będzie lepiej. Gomen, wcześniej nawet nie zwróciłam uwagi, bo musiałam iść sałatki robić ;-;
Usuń