Tytuł: Sweet
Secret
Pairing: Shindy x
Takuma
Notka autorska: Mam pewien problem: nie mam pojęcia, co dodać jako
kolejną notkę. Jeśli moglibyście mi podsunąć, co macie ochotę przeczytać,
byłabym wdzięczna:
1) Who Are You? cz. X,
2) White Eden cz. VI,
3) amebo.jp/zielony-szaliczek cz. IV,
4) One-shot.
CZĘŚĆ V
Szczęście
Shindy’ego i Takumy było jednak zbyt proste. Idealna ofiara dla niepewności,
która tylko czekała, by okryć ponurą mgłą ich podatne, nieczujne umysły, tak
zamroczone radością, że nawet nie zauważyły, kiedy drobne sprzeczki przerodziły
się w poważne kłótnie i finałowe odejście Takumy.
− Jestem tylko
twoją kolejną fanaberią! Znudzisz się mną i mnie zostawisz! – krzyknął brunet
na zaskoczonego księcia.
− Siedź cicho,
bo mój ojciec cię usłyszy i każe odciąć ci głowę – warknął Shindy.
− Ciągle tylko
słyszę twoje rozkazy! „Bądź cicho”, „Nie wychodź z pokoju”, „Idź spać”. Czuję
się jak twoja zabawka, a nie jak partner!
− Żyjesz tu jak
król! – Shindy nie wytrzymał i również uniósł głos. – Przyznaj, że zostałeś ze
mną tylko dlatego, by korzystać z tych wszystkich wygód! Zależy ci na pieniądzach!
− Zamknij się!
Nic o mnie nie wiesz! Ty rozpuszczony dzieciaku! Nie wiesz, jak wygląda
prawdziwe życie!
− Jak śmiesz
się do mnie tak odzywać, ty sprzedajna dziwko?!
Takuma zamarł.
Następnie zacisnął dłonie w pięści, zamknął powieki, pod którymi zrobiło się
nieprzyjemnie wilgotno. Do Shindy’ego powoli docierał sens słów, które
wypowiedział.
− Takuma… −
szepnął. Chciał przeprosić, chciał to wszystko odwrócić.
Chłopak
odwrócił się i wybiegł z komnaty.
− Takuma! –
zawołał Shindy. Podbiegł do drzwi, chcąc zatrzymać bruneta, ale w porę przystanął.
Wiedział, że tych słów nie da się cofnąć. Wiedział, że tym zdaniem wszystko
przekreślił.
Takuma biegł do
wyjścia. Zignorował strażnika, który zawołał za nim: „Ej ty!”. Zignorował sprzątaczkę,
którą potrącił. Zignorował Yoichiego, który właśnie przechadzał się korytarzem.
Błazen próbował go zatrzymać, ale Takuma był za szybki. Minął jeszcze kilku
strażników, również starających się go złapać, wybiegł przez główną bramę i już
zbliżał się do pierwszych stoisk na targu, kiedy zatrzymało go szczekanie. To
jego pies, jego jedyny przyjaciel biegł za nim. Takuma uśmiechnął się przez łzy
i podrapał pupila za uchem.
Shindy
przyglądał się tej scenie z okna. Patrzył jak jego miłość oddala się z powrotem
do domu. Nawet się nie odwrócił… Blondyn oparł się plecami o ścianę i osunął po
niej na podłogę. Owinął łydki ramionami, czoło przyłożył do kolan. Rozpłakał
się. Ale płakał, tak jak nie płakał jeszcze nigdy wcześniej. Słone łzy zdawały
się wyżerać skórę jego policzków, jakby zamiast nich spływały strugi kwasu.
− Takuma… −
Chłopak chwycił palcami swoje włosy i szarpnął za nie. Prawą dłoń przyłożył do
serca, jak gdyby miało to złagodzić ból. Czuł jakby ten wrażliwy organ się
rozkruszył. Chciał go jakoś naprawić, poskładać na nowo, ale wiedział, że bez
pomocy Takumy jest to niemożliwe.
Brunet otworzył
drzwi. Jego pies od razu ułożył się na swoim posłaniu, ciesząc się, że wrócili
do domu. Ale Takuma czuł się obco. To już nie był jego dom. Miejscem, w którym
czuł się dobrze były ramiona Shindy’ego. Pokręcił głową, by przestać o nim
myśleć. To już koniec. On ponownie jest tylko poddanym księcia. To już nie jest
jego Shindy.
Jego… Spojrzał
z powątpieniem na zakurzony stół i usiadł na równie brudnym krześle. Czy on
kiedykolwiek do niego należał? To że Takuma był własnością księcia było pewne, jeszcze
zanim ściągnął go do pałacu, ale czy brunet mógł to samo powiedzieć o swoim…
swoim… Kim tak właściwie?
Przedmiot.
Zabawka. Tak właśnie czuł się w tej chwili Takuma. Kolejny wymysł
rozkapryszonego księcia, który chciał umilić sobie czas. Ukrył twarz w dłoniach
i ponownie się rozpłakał. Poczuł coś mokrego na swojej odsłoniętej łydce – to jego
pies trącał go nosem, jakby chciał zapytać, co się dzieje. Nagle chłopak zdał
sobie sprawę, że nadal jest w królewskich ubraniach. Czym prędzej zdjął z
siebie odzież i przebrał się w swoje brudne łachmany. Pozostał jednak problem,
co zrobić z garderobą ofiarowaną przez samego księcia? Spalić? Nie, tak nie
mógł postąpić. To na pewno drogie i markowe ubrania. Złożył więc koszulkę i
spodenki w kostkę i schował je głęboko w jednej z szafek.
Żyj tak, jakby
nic takiego nie miało miejsca – pomyślał i zabrał się za przygotowanie obiadu.
Szło mu to opornie. Nawet nie przypuszczał, że tak szybko przywyknie do
posiłków podawanych pod nos. Kiedy skończył, tak jak zawsze nałożył najpierw psu,
a potem sobie, jednak jego pupil nawet tego nie tknął, a sam Takuma wpatrywał
się smętnie w talerz, również nie mając apetytu. Tęsknił… Za Shindym. Za swoim
księciem.
A Shindy
tęsknił za Takumą. Zamknął się w swojej komnacie i za nic nie chciał jej
opuścić. Początkowo nikt się tym nie przejął, ale gdy minęły dwa dni, a książę
nie dał znaku życia, zaczęto dobijać się do jego drzwi. Shindy jednak nie
zważał ani na wołanie służących, ani nawet na błagania jego przyjaciela
Yoichiego. Leżał na łożu, zatykając sobie uszy i płakał w poduszkę. W końcu
król wziął sprawę w swoje ręce.
− Shindy,
otwieraj! – rozkazał.
Brak reakcji.
− Otwieraj w
tej chwili albo każę wyważyć drzwi!
− Zostawcie
mnie… − jęknął Shindy.
Wszyscy
odetchnęli z ulgą słysząc jego głos.
− Nie trzeba
było dawać gówniarzowi klucza – mruknął król do swojej żony.
− Jasne! –
krzyknął Shindy. – Ogranicz mnie jeszcze bardziej!
− Więc o to ci
chodzi? Czujesz się ograniczony? – zapytała królowa.
− Nie.
− W takim razie
o co?
− Nie powiem.
Poproszono o
pomoc najlepszych psychologów, jednak Shindy albo nie odpowiadał na zadane
pytania, albo zmieniał temat.
− Shindy,
błagam cię, wyjdź i zjedz coś – szepnęła królowa, klęcząc przy komnacie swojego
syna.
− Nie chcę
jeść!
− Umrzesz,
jeśli nic nie zjesz.
− Mam dość!
Zaraz każę rozwalić drzwi! – krzyknął król.
− Spróbuj
tylko, to skoczę przez okno albo podetnę sobie żyły! – załkał Shindy.
− Spokojnie,
kochanie, tatuś nic takiego nie zrobi… Tylko wyjdź stamtąd i powiedz, co się
stało.
− Nie! Chcę
umrzeć!
− Ale dlaczego?
− Bo tak!
Król chodził
nerwowo z kąta w kąt, a matka Shindy’ego niemalże mdlała z rozpaczy klęcząc na
podłodze. Ręce zawiesiła na klamce, jak gdyby mając nadzieję, że drzwi nagle
się otworzą i pozwolą jej dostać się do syna.
− Ja z nim
porozmawiam. – Yoichi podszedł do nich. – Ale musimy zostać sami.
Król i królowa
oddalili się. Yoichi usiadł przy drzwiach i powiedział:
− Piękny mamy
dzisiaj dzień.
− W dupie mam
dzisiejszy dzień. – Usłyszał pogardliwą odpowiedź.
− Idealna
pogoda, żeby przejść się z kimś na spacer.
− Nie mam z
kim.
− Wiem, panie,
widziałem jak uciekał.
− Kto niby? –
zapytał Shindy.
− Takuma. – Yoichi
spojrzał na widok za oknem.
− Jaki Takuma?
Nie znam nikogo takiego.
− Znasz, panie,
znasz. To przez niego nie chcesz żyć.
− To jeden z
moich poddanych? Zwykły sługa, nic dla mnie nie znaczy. – Głos księcia zadrżał.
− Znaczy dla
ciebie wiele.
− Zostawił
mnie! Jak mógł mnie zostawić?! – Shindy ponownie się rozpłakał.
− Możesz
sprawić, żeby wrócił – podsunął Yoichi.
− Tak… Masz
rację… Mogę przecież wtrącić go do lochu i kazać strażnikom pilnować dzień i
noc.
− Nie o to mi
chodziło – westchnął błazen. – Możesz do niego pojechać i błagać go o
wybaczenie.
− Jestem
księciem! – oburzył się Shindy. – Nikogo nie będę błagać o wybaczenie.
− Chcesz go
odzyskać?
− Chcę,
oczywiście, że chcę.
− Więc porzuć
na moment dumę i przeproś go.
Przez długi
czas panowała cisza, którą przerwał powolny szczęk zamka. Shindy wyjrzał na
korytarz i uśmiechnął się blado do Yoichiego.
− Wybacz, że to
powiem, panie, ale wyglądasz okropnie. – Błazen odwzajemnił uśmiech.
W istocie
Shindy nie prezentował się najlepiej. Jego złociste włosy były potargane, pod
oczami zmęczenie wymalowało dwa sine łuki, a ciało wyraźnie schudło.
Książę puścił
tę uwagę mimo uszu.
− Każ
przygotować mojego konia. Wyruszam natychmiast.
− A może
najpierw się umyjesz i coś zjesz, panie? – zaproponował Yoichi.
− Nie ma czasu.
– Shindy machnął ręką i ruszył ku schodom.
Rozdział bardzo dobry... (tak, bardzoo rozbudowany komentarz, ale wiesz jak jest... ech)
OdpowiedzUsuńJa oczywiście chcę o zielonym szaliczku
P.S. mogłabyś oddzielić kwestie Shindy' ego i Takumy, bo się trochę gubiłam..
UsuńNo i dobrze! Człowiek cierpiący nie interesuje się jedzeniem, koleś... Najpierw idziemy przeprosić Takumę !
OdpowiedzUsuń//Yuuko-san