14 grudnia 2013

98. Sweet Secret cz. V (Shindy x Takuma)



Tytuł: Sweet Secret
Pairing: Shindy x Takuma
Notka autorska: Mam pewien problem: nie mam pojęcia, co dodać jako kolejną notkę. Jeśli moglibyście mi podsunąć, co macie ochotę przeczytać, byłabym wdzięczna:
1) Who Are You? cz. X,
2) White Eden cz. VI,
3) amebo.jp/zielony-szaliczek cz. IV,
4) One-shot.
CZĘŚĆ V
Szczęście Shindy’ego i Takumy było jednak zbyt proste. Idealna ofiara dla niepewności, która tylko czekała, by okryć ponurą mgłą ich podatne, nieczujne umysły, tak zamroczone radością, że nawet nie zauważyły, kiedy drobne sprzeczki przerodziły się w poważne kłótnie i finałowe odejście Takumy.
− Jestem tylko twoją kolejną fanaberią! Znudzisz się mną i mnie zostawisz! – krzyknął brunet na zaskoczonego księcia.
− Siedź cicho, bo mój ojciec cię usłyszy i każe odciąć ci głowę – warknął Shindy.
− Ciągle tylko słyszę twoje rozkazy! „Bądź cicho”, „Nie wychodź z pokoju”, „Idź spać”. Czuję się jak twoja zabawka, a nie jak partner!
− Żyjesz tu jak król! – Shindy nie wytrzymał i również uniósł głos. – Przyznaj, że zostałeś ze mną tylko dlatego, by korzystać z tych wszystkich wygód! Zależy ci na pieniądzach!
− Zamknij się! Nic o mnie nie wiesz! Ty rozpuszczony dzieciaku! Nie wiesz, jak wygląda prawdziwe życie!
− Jak śmiesz się do mnie tak odzywać, ty sprzedajna dziwko?!
Takuma zamarł. Następnie zacisnął dłonie w pięści, zamknął powieki, pod którymi zrobiło się nieprzyjemnie wilgotno. Do Shindy’ego powoli docierał sens słów, które wypowiedział.
− Takuma… − szepnął. Chciał przeprosić, chciał to wszystko odwrócić.
Chłopak odwrócił się i wybiegł z komnaty.
− Takuma! – zawołał Shindy. Podbiegł do drzwi, chcąc zatrzymać bruneta, ale w porę przystanął. Wiedział, że tych słów nie da się cofnąć. Wiedział, że tym zdaniem wszystko przekreślił.
Takuma biegł do wyjścia. Zignorował strażnika, który zawołał za nim: „Ej ty!”. Zignorował sprzątaczkę, którą potrącił. Zignorował Yoichiego, który właśnie przechadzał się korytarzem. Błazen próbował go zatrzymać, ale Takuma był za szybki. Minął jeszcze kilku strażników, również starających się go złapać, wybiegł przez główną bramę i już zbliżał się do pierwszych stoisk na targu, kiedy zatrzymało go szczekanie. To jego pies, jego jedyny przyjaciel biegł za nim. Takuma uśmiechnął się przez łzy i podrapał pupila za uchem.
Shindy przyglądał się tej scenie z okna. Patrzył jak jego miłość oddala się z powrotem do domu. Nawet się nie odwrócił… Blondyn oparł się plecami o ścianę i osunął po niej na podłogę. Owinął łydki ramionami, czoło przyłożył do kolan. Rozpłakał się. Ale płakał, tak jak nie płakał jeszcze nigdy wcześniej. Słone łzy zdawały się wyżerać skórę jego policzków, jakby zamiast nich spływały strugi kwasu.
− Takuma… − Chłopak chwycił palcami swoje włosy i szarpnął za nie. Prawą dłoń przyłożył do serca, jak gdyby miało to złagodzić ból. Czuł jakby ten wrażliwy organ się rozkruszył. Chciał go jakoś naprawić, poskładać na nowo, ale wiedział, że bez pomocy Takumy jest to niemożliwe.
Brunet otworzył drzwi. Jego pies od razu ułożył się na swoim posłaniu, ciesząc się, że wrócili do domu. Ale Takuma czuł się obco. To już nie był jego dom. Miejscem, w którym czuł się dobrze były ramiona Shindy’ego. Pokręcił głową, by przestać o nim myśleć. To już koniec. On ponownie jest tylko poddanym księcia. To już nie jest jego Shindy.
Jego… Spojrzał z powątpieniem na zakurzony stół i usiadł na równie brudnym krześle. Czy on kiedykolwiek do niego należał? To że Takuma był własnością księcia było pewne, jeszcze zanim ściągnął go do pałacu, ale czy brunet mógł to samo powiedzieć o swoim… swoim… Kim tak właściwie?
Przedmiot. Zabawka. Tak właśnie czuł się w tej chwili Takuma. Kolejny wymysł rozkapryszonego księcia, który chciał umilić sobie czas. Ukrył twarz w dłoniach i ponownie się rozpłakał. Poczuł coś mokrego na swojej odsłoniętej łydce – to jego pies trącał go nosem, jakby chciał zapytać, co się dzieje. Nagle chłopak zdał sobie sprawę, że nadal jest w królewskich ubraniach. Czym prędzej zdjął z siebie odzież i przebrał się w swoje brudne łachmany. Pozostał jednak problem, co zrobić z garderobą ofiarowaną przez samego księcia? Spalić? Nie, tak nie mógł postąpić. To na pewno drogie i markowe ubrania. Złożył więc koszulkę i spodenki w kostkę i schował je głęboko w jednej z szafek.
Żyj tak, jakby nic takiego nie miało miejsca – pomyślał i zabrał się za przygotowanie obiadu. Szło mu to opornie. Nawet nie przypuszczał, że tak szybko przywyknie do posiłków podawanych pod nos. Kiedy skończył, tak jak zawsze nałożył najpierw psu, a potem sobie, jednak jego pupil nawet tego nie tknął, a sam Takuma wpatrywał się smętnie w talerz, również nie mając apetytu. Tęsknił… Za Shindym. Za swoim księciem.
A Shindy tęsknił za Takumą. Zamknął się w swojej komnacie i za nic nie chciał jej opuścić. Początkowo nikt się tym nie przejął, ale gdy minęły dwa dni, a książę nie dał znaku życia, zaczęto dobijać się do jego drzwi. Shindy jednak nie zważał ani na wołanie służących, ani nawet na błagania jego przyjaciela Yoichiego. Leżał na łożu, zatykając sobie uszy i płakał w poduszkę. W końcu król wziął sprawę w swoje ręce.
− Shindy, otwieraj! – rozkazał.
Brak reakcji.
− Otwieraj w tej chwili albo każę wyważyć drzwi!
− Zostawcie mnie… − jęknął Shindy.
Wszyscy odetchnęli z ulgą słysząc jego głos.
− Nie trzeba było dawać gówniarzowi klucza – mruknął król do swojej żony.
− Jasne! – krzyknął Shindy. – Ogranicz mnie jeszcze bardziej!
− Więc o to ci chodzi? Czujesz się ograniczony? – zapytała królowa.
− Nie.
− W takim razie o co?
− Nie powiem.
Poproszono o pomoc najlepszych psychologów, jednak Shindy albo nie odpowiadał na zadane pytania, albo zmieniał temat.
− Shindy, błagam cię, wyjdź i zjedz coś – szepnęła królowa, klęcząc przy komnacie swojego syna.
− Nie chcę jeść!
− Umrzesz, jeśli nic nie zjesz.
− Mam dość! Zaraz każę rozwalić drzwi! – krzyknął król.
− Spróbuj tylko, to skoczę przez okno albo podetnę sobie żyły! – załkał Shindy.
− Spokojnie, kochanie, tatuś nic takiego nie zrobi… Tylko wyjdź stamtąd i powiedz, co się stało.
− Nie! Chcę umrzeć!
− Ale dlaczego?
− Bo tak!
Król chodził nerwowo z kąta w kąt, a matka Shindy’ego niemalże mdlała z rozpaczy klęcząc na podłodze. Ręce zawiesiła na klamce, jak gdyby mając nadzieję, że drzwi nagle się otworzą i pozwolą jej dostać się do syna.
− Ja z nim porozmawiam. – Yoichi podszedł do nich. – Ale musimy zostać sami.
Król i królowa oddalili się. Yoichi usiadł przy drzwiach i powiedział:
− Piękny mamy dzisiaj dzień.
− W dupie mam dzisiejszy dzień. – Usłyszał pogardliwą odpowiedź.
− Idealna pogoda, żeby przejść się z kimś na spacer.
− Nie mam z kim.
− Wiem, panie, widziałem jak uciekał.
− Kto niby? – zapytał Shindy.
− Takuma. – Yoichi spojrzał na widok za oknem.
− Jaki Takuma? Nie znam nikogo takiego.
− Znasz, panie, znasz. To przez niego nie chcesz żyć.
− To jeden z moich poddanych? Zwykły sługa, nic dla mnie nie znaczy. – Głos księcia zadrżał.
− Znaczy dla ciebie wiele.
− Zostawił mnie! Jak mógł mnie zostawić?! – Shindy ponownie się rozpłakał.
− Możesz sprawić, żeby wrócił – podsunął Yoichi.
− Tak… Masz rację… Mogę przecież wtrącić go do lochu i kazać strażnikom pilnować dzień i noc.
− Nie o to mi chodziło – westchnął błazen. – Możesz do niego pojechać i błagać go o wybaczenie.
− Jestem księciem! – oburzył się Shindy. – Nikogo nie będę błagać o wybaczenie.
− Chcesz go odzyskać?
− Chcę, oczywiście, że chcę.
− Więc porzuć na moment dumę i przeproś go.
Przez długi czas panowała cisza, którą przerwał powolny szczęk zamka. Shindy wyjrzał na korytarz i uśmiechnął się blado do Yoichiego.
− Wybacz, że to powiem, panie, ale wyglądasz okropnie. – Błazen odwzajemnił uśmiech.
W istocie Shindy nie prezentował się najlepiej. Jego złociste włosy były potargane, pod oczami zmęczenie wymalowało dwa sine łuki, a ciało wyraźnie schudło.
Książę puścił tę uwagę mimo uszu.
− Każ przygotować mojego konia. Wyruszam natychmiast.
− A może najpierw się umyjesz i coś zjesz, panie? – zaproponował Yoichi.
− Nie ma czasu. – Shindy machnął ręką i ruszył ku schodom.

3 komentarze:

  1. Rozdział bardzo dobry... (tak, bardzoo rozbudowany komentarz, ale wiesz jak jest... ech)
    Ja oczywiście chcę o zielonym szaliczku

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. P.S. mogłabyś oddzielić kwestie Shindy' ego i Takumy, bo się trochę gubiłam..

      Usuń
  2. No i dobrze! Człowiek cierpiący nie interesuje się jedzeniem, koleś... Najpierw idziemy przeprosić Takumę !
    //Yuuko-san

    OdpowiedzUsuń