21 lutego 2014

120. Beauty and the Beast cz. VIII (Aki x Shindy)

Tytuł: Beauty and the Beast
Pairing: Aki x Shindy
Notka autorska: W sumie to za wiele się tu nie dzieje, ale w następnym rozdziale pojawi się osoba, która trochę namiesza.

CZĘŚĆ VIII
Kiedy obudził się rano, poczuł przyjemne ciepło, które go otulało. Aki nie spał. Przyglądał się zamkniętym powiekom Shina i przeczesywał delikatnie jego włosy.
− Kocham cię – wyszeptał, wiedząc, że chłopak już nie śpi.
Shindy otworzył oczy.
− Co powiedziałeś?
− Kocham cię – powtórzył głośniej. – Chyba nie wątpisz w to, że jestem zdolny kochać. Psy kochają swoich panów najmocniej na świecie.
− Ale ja nie jestem twoim panem.
− Wolałbyś, żeby było na odwrót? Takie myśli ci chodzą po główce, perwersie? – Uśmiechnął się Aki.
− Nie! – zaprzeczył Shindy.
− Przyznaj, że to lubisz. – Zacisnął mocno palce na nadgarstkach blondyna.
− Nie lubię – mruknął chłopak, starając się wyrwać.
− Motylek… Mały, słaby motylek… − Aki złączył ich usta i wsunął kolano między nogi Shindy’ego.
− Puść mnie, proszę. Czuję się niepewnie, kiedy masz nade mną przewagę…
− Zawsze mam nad tobą przewagę – przypomniał, ale posłusznie puścił Shina. – Chodź na śniadanie.
Shindy wyplątał właśnie jedną nogę spod kołdry i zamierzał postawić ją na podłodze, kiedy poczuł, że unosi się w powietrzu. 
− Nie musisz mnie stale nosić.
− Lubię to – odparł Aki z uśmiechem.
Shindy poczochrał jego włosy, a brunet szczeknął z zadowolenia. Posadził chłopaka na blacie w kuchni.
− Nie ruszaj się stąd. Przygotuję śniadanie.
− Nie musimy chyba być aż tak ostrożni…
− Shindy… − Aki odłożył nóż na blat i spuścił głowę. – Ja nie jestem niewinnym pieskiem, który delikatnie cię ugryzie, podrapie pazurkami, a poza tym jest grzeczny i kochany. Jestem czymś o wiele silniejszym, agresywnym, niebezpiecznym… Mogę cię mocno zranić, połamać, rozszarpać zębami. Wystarczy, że się zdenerwuję, na moment się rozproszę i… to może potrwać ułamek sekundy, nie zdążysz nawet mrugnąć i już… już cię nie będzie. – Zacisnął dłonie na blacie, odrobinę za mocno, przez co ułamał kawałek drewna. – Przepraszam. – Zamknął oczy i zmarszczył brwi. – Widzisz? To samo mógłbym zrobić tobie, gdym cię teraz przytulał…
Shindy bał się poruszyć. Zadrżał, kiedy objęły go silne ramiona.
− Aki, ja… nie wiem, czy dam radę…
− Daj mi szansę. – Brunet musnął ustami jego skroń. – Wiem, że się boisz. Ja też się boję. – Przymknął powieki i wtulił twarz w jasne włosy. – Nie wytrzymam bez ciebie…
Shin nadal trząsł się ze strachu.
− Nie bój się. Ja naprawdę nad sobą panuję, a blat się naprawi. – Uśmiechnął się niepewnie.
− Muszę iść do pracy…
− Najpierw śniadanie.
− Kupię sobie coś po drodze. – Zsunął się z blatu, wziął ubrania z sypialni i zamknął się w łazience.
Aki pospiesznie przygotował dla niego kilka kanapek, które zapakował w folię i wręczył je chłopakowi, kiedy wyszedł z pomieszczenia.
− Nie musiałeś.
− Trzeba jeść, motylku.
Aki, jedząc kawałek szynki, który podkradł z lodówki, obserwował, jak Shindy zakłada buty.
− Um… wychodzimy… − poinformował blondyn.
− Na spacer? – ożywił się Aki.
− Nie, ja idę do pracy, a ty wracasz do domu.
− Mogę iść z tobą.
− Nie, Tenshi się ciebie boi.
− To poczekam na ciebie. – Usiadł na podłodze i wpatrywał się w blondyna.
Shindy przyjrzał mu się uważnie.
− No dobrze, ale ustalmy pewne zasady: nigdzie nie wychodzisz, nie zjadasz całej zawartości lodówki, nie bałaganisz, nie gryziesz mebli…
− Shindy, ja nie jestem jakimś dzikusem – powiedział rozbawiony brunet.
− Najlepiej obejrzyj sobie telewizję. Niedługo wrócę. – Shin nacisnął klamkę, kiedy Aki go zatrzymał:
− A buziak na do widzenia?
Westchnął, ale posłusznie pochylił się nad siedzącym na podłodze Akim i pocałował go we włosy.
− Do zobaczenia, Shindy. Wracaj szybko.
Wyszedł, jednak nie zamknął drzwi na klucz. Aki przez chwilę siedział pod drzwiami. Spuścił głowę, już za nim tęsknił… Wstał i przeszedł do sypialni. Otworzył szafę. Szafa była skupiskiem najciekawszych zapachów. Zapachów Shindy’ego. Wsunął głowę między ubrania i wdychał ich woń. Następnie zajrzał do szuflady i znalazł album ze zdjęciami. Z uśmiechem przeglądał zdjęcia małego Shindy’ego i jego bliskich. Zrobiło mu się smutno na myśl, że on nigdy tego nie doświadczył. Jednak szybko się rozpromienił – teraz Shindy był jego rodziną. Mieszkali razem i chociaż Shin na razie jest powściągliwy w uczuciach, w końcu się do niego przekona.
Odłożył album na miejsce, ziewnął i położył się na łóżku. Zasnął bardzo szybko, w końcu niewiele spał tej nocy. Wolał wpatrywać się w twarz Shindy’ego, głaskać go i całować, podczas gdy on był tego nieświadomy.

Po jakimś czasie do czujnych uszu Akiego dotarły kroki. Poderwał głowę, a chwilę potem ktoś zadzwonił do drzwi. 

4 komentarze:

  1. Ooo! To ten komplikator? Czy Shindy?
    Bardzo fajny rozdział! Przynajmniej jest co czytać!
    //Yūko-san

    OdpowiedzUsuń
  2. Awwww ♥ Czekam na ciąg dalszy *-* Ale mam nadzieję, że bardzo między nimi nie namieszasz.

    OdpowiedzUsuń
  3. "Shindy, ja nie jestem jakimś dzikusem" dobra, nie wiem czemu, ale mnie to tak rozbawiło, że oplułam monitor XD. Zawsze mnie coś rozbawi w Twoich opowiadaniach! Jestem ciekawa co będzie dalej, pisz, pisz! <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Jejku, to jest boskie <3 Trochę mnie tu nie było, bo szkoła, ale nadrobiłam zaległości i strasznie mi się to podoba! Na początku nie byłam przekonana do tego opowiadania, ale teraz jestem nim zachwycona.♥ Jejku, jak mi się ta miłość Aki'ego do Shindy'ego podoba! <3
    - Maki-chan^^

    OdpowiedzUsuń