Tytuł: Beauty and
the Beast
Pairing: Aki x
Shindy
Notka autorska: Kolejne
opowiadanie mamy za sobą, więc teraz kolej na następne. Tak się tylko
zastanawiam, kiedy dodam jakiegoś one-shota. xD W tej części się za wiele nie
dzieje, następne są już ciekawsze. No i Aki. <3
Maki-chan: Szkoda, że nie pomyślałam o takim rozwinięciu historii Shindy'ego i Takumy. :c No nic, najważniejsze, że się podobało. C:
CZĘŚĆ
VI
− Nigdy więcej mi tego nie rób… −
Aki przytulił zaskoczonego Shindy’ego.
− Pójdę już…
− Poczekaj… − Brunet ani myślał go
puścić. – Nie idź jeszcze… − Spojrzał na Shina oczami zbitego szczeniaka.
Shindy przyjrzał mu się uważnie, a
następnie podniósł dłoń i podrapał go za uchem. Aki przymknął oczy i uśmiechnął
się. To było tak przyjemne i zdecydowanie silniejsze od niego. Osunął się na
kolana i przytulił do nóg Shina, który nadal przeczesywał jego włosy. Chwycił
blondyna za rękę i ponownie polizał jego skórę. Poczuł cudowny zapach cielistej
powłoki oraz krwi, która przepływała tuż pod cienką błonką. Zdecydowanie zbyt
cienką jak na jego zęby, które bez problemu rozerwałyby ją.
Shindy odsunął się od niego.
− Kim ty jesteś, Aki…?
Aki usiadł po turecku na podłodze.
− Ja nie wiem… − Wbił wzrok w
swoje dłonie. – Jestem taki odkąd pamiętam. Wydaje mi się, że jestem jakąś
mieszanką różnych gatunków. Nie wiem, nigdy nie spotkałem kogoś podobnego do
mnie.
− Może mógłbym ci jakoś pomóc?
Pójść z tobą do jakiegoś lekarza?
− Nie! – Aki odskoczył jak
oparzony, a zrobił to zwinnie niczym kot. – Oni nie mogą się o mnie dowiedzieć.
Nikt nie może się o mnie dowiedzieć.
− Dobrze, spokojnie… Ja już chyba
pójdę… − Shindy miał jeszcze wiele pytań, ale strach podpowiadał mu, aby
uciekał jak najdalej.
− Nie powiesz nikomu? – Aki
znalazł się przy nim i ujął delikatnie jego nadgarstki. – Obiecaj, że nikomu
nie powiesz. – Spojrzał na niego błagalnie.
− Nie powiem – obiecał.
− Dziękuję – odparł brunet z
wdzięcznością. – Odprowadzić cię?
− Nie, dam sobie radę.
− Ale…
− Pozwól mi iść samemu –
powiedział stanowczo Shindy.
Chłopak puścił jego ręce i
pozwolił mu odejść.
− Jeszcze raz dziękuję – szepnął
Shin, po czym wyszedł pospiesznie z mieszkania. Kiedy tylko zamknął za sobą
drzwi, zbiegł po schodach i wypadł na dwór.
Pobiegł przed siebie. W końcu
zatrzymał się, uświadamiając sobie, że nie ma pojęcia, gdzie się znajduje.
Zupełnie nie znał tej okolicy.
− Odprowadzę cię. – Usłyszał nagle
szept przy swoim uchu.
Odwrócił się gwałtownie.
− Przepraszam, nie chciałem cię
przestraszyć.
− Dlaczego za mną chodzisz?
− Nie chcę, żeby to się tak
skończyło. – Zacisnął powieki. – Motylku…
− Przestań nazywać mnie motylkiem.
Aki otworzył oczy, dotknął
policzka Shindy’ego i wyszeptał:
− Jesteś takim motylkiem. Małym,
delikatnym… I chociaż jestem bardzo silny, trudno mi cię złapać. Zawsze
znajdziesz jakąś szczelinę między moimi palcami, żeby mi uciec. – Westchnął i
pogłaskał delikatną skórę Shina. – Pozwól mi z tobą przebywać. Tak długo byłem
sam. – Zaskomlał cicho, wpatrując się w niego błagalnie.
− Boję się – wyznał blondyn.
− Nie zrobię ci krzywdy. Panuję
nad sobą.
− A ten moment w lesie? Ugryzłeś
mnie wtedy.
− To była chwila słabości. To się
więcej nie powtórzy – obiecał, drugą dłonią przeczesując jasne kosmyki.
− To było lekkie zadrapanie… Skoro
tak reagujesz na krew, to co będzie jeśli się poważnie skaleczę?
− Będę cię stale nosić. – I na
potwierdzenie swoich słów wziął Shindy’ego na ręce. – Będę się tobą opiekować.
Nie zranisz się przy mnie.
− Aki, ja… muszę to przemyśleć…
− Dobrze, a teraz zaniosę cię do
domu.
− Czekaj, skąd wiesz, gdzie
mieszkam?
− Um… − Aki wyraźnie się zmieszał.
– Obserwowałem cię…
− Co?!
− Chciałem mieć pewność, że jesteś
bezpieczny – wyjaśnił brunet.
− Jak mogłeś mnie podglądać?! –
awanturował się Shindy, skupiając na nich uwagę przechodniów, którzy i tak
dziwnie im się przyglądali.
− Auu, nie krzycz… − skrzywił się
Aki. – Słyszę wszystko o wiele lepiej niż ty.
− Wiem to. Każdy kundel ma
wyczulone zmysły.
− Nie jestem kundlem – oburzył się
chłopak.
− Jesteś! Kto normalny podgląda
ludzi w ich mieszkaniu?!
− Błagam cię, nie krzycz – szepnął
Aki.
− Należy ci się kara.
− Ukarz mnie w inny sposób –
wymruczał, całując Shina w policzek.
− Niedobry pies. – Shindy odwrócił
głowę i skrzyżował ręce na piersiach.
− Nie jestem psem – zaśmiał się
Aki.
− Ale tak się zachowujesz.
Ponownie pocałował go w policzek i
poinformował:
− Będzie padać.
I rzeczywiście po chwili niebo
okryło się ponurą płachtą, a chmury zrzuciły drobne krople.
− Jasnowidz się znalazł – mruknął
blondyn.
− Ja po prostu czuję takie rzeczy.
− Fajnie, ale pospiesz się. Może
ty lubisz moknąć, ale ja za tym nie przepadam.
− Tak jest! – przerzucił sobie
chłopaka przez ramię i pognał przed siebie.
"− Jesteś takim motylkiem. Małym, delikatnym… I chociaż jestem bardzo silny, trudno mi cię złapać. Zawsze znajdziesz jakąś szczelinę między moimi palcami, żeby mi uciec. – Westchnął i pogłaskał delikatną skórę Shina. – Pozwól mi z tobą przebywać. Tak długo byłem sam. – Zaskomlał cicho, wpatrując się w niego błagalnie." <--- O Jezusieńku *-* O matulko... Rzygam taką wielką tęczusiom ♥
OdpowiedzUsuńA rozdział bardzo fajny.. Mam nadzieję, że szybko dasz następny. Aki szczeniak <3 Hahahha. A Shin to jest pan? :>
Weny, kochanie :*
Nareszcie mi się coś prawdziwie podoba. Takie uroczeee... Ale zastanawia mnie zakonczenie... Przecież już wieje pluszem... Nie waż się kogoś zabijać, zdradzac itd! Bo cię znajdę ^~^ :* <- coś ze mną nie tak..
OdpowiedzUsuńMasz może gg ?(nie musisz odpowiadać xD)
//Yūko-san
Czo za pieseł...
OdpowiedzUsuńTrzeba ukarać pieska... Hau hau :3
Taki motylek! *w* Jakie to słodkie... Idę przytulić poduszkę!
Ojejciu, jakie to słodkie *Q*
OdpowiedzUsuńChyba pójdę za przykładem Miry-chan i też pójdę coś przytulić ^^".
A tak w ogóle to dzisiaj walentynki (fu), życzę Ci dużo miłości i radości! <3