Tytuł: Sweet
Secret
Pairing: Shindy x
Takuma
Notka autorska: Na
prośbę pewnej osóbki Sweet Secret. Rozdział dla Ciebie, Toshi. <3 To chyba
przedostatnia część tego opowiadania. Chyba, że ktoś ma jakiś pomysł. :3
CZĘŚĆ VI
Takuma ściągał
wyprane w rzece ubrania ze sznura i układał je w koszyku. Kiedy zauważył
zbliżającą się do jego chaty postać na koniu, zostawił pranie i poszedł powitać
i gościa i poczęstować go tym, co miał. Zamarł, gdy dostrzegł unoszoną
podmuchami wiatru czerwień płaszcza i koronę na głowie, która zabłyszczała
srebrem w słońcu.
Natychmiast
upadł na kolana i spuścił głowę. Shindy podjechał bliżej, zatrzymał się i
zeskoczył z konia, przy okazji brudząc swoje trampki w kałuży błota.
− Niech to
szlag! – zaklął, wycierając obuwie chusteczką.
− Wybacz,
panie, że ośmielam się odezwać, ale co cię tu sprowadza? – Takuma wraz z każdym
wypowiedzianym słowem czuł ukłucie w sercu. Wracały wspomnienia.
− Darujmy to
sobie. – Shindy otrzepał się z kurzu, który osiadł na nim podczas drogi.
− Mniemam, że
przyjechałeś po swoje ubrania.
− Jakie
ubrania? Takuma, wstań, jest mi niezręcznie, kiedy klęczysz przede mną jak
niewolnik.
− Tak się
właśnie czuję – odparł zgodnie z prawdą Takuma.
Shindy’ego
zabolało stwierdzenie chłopaka, jednak nie dał tego po sobie poznać. Obojętnym
wzrokiem spoglądał w bok, gdzie znajdowało się wejście do lasu, układając w
głowie swoje przeprosiny.
− Przyjechałem,
by cię… prze… prze… prze…
− Tak, panie? –
dopytywał Takuma.
− Do cholery,
skończ nazywać mnie panem! – Shindy padł na kolana, ignorując fakt, że jego
spodnie ubrudziły się ziemią, ujął twarz bruneta w dłonie i spojrzał mu w oczy.
– Chciałem cię przeprosić. Nie jesteś sprzedajną dziwką, jesteś moim skarbem.
Kocham cię, Takuma. – Wpił się w usta zaskoczonego chłopaka, który na początku
nie zareagował. Dopiero po chwili odwzajemnił pieszczotę, wplatając palce we
włosy księcia.
Shindy oderwał
się od Takumy. Po policzkach blondyna spływały łzy.
− Przestań
ryczeć – warknął Takuma, również płacząc.
− Ty też nie
rycz– odpowiedział Shindy.
Wtulili się w
siebie. Kiedy jechali na koniu z powrotem do pałacu, nadal płakali. Uspokoili
się dopiero w komnacie Shindy’ego.
Leżeli na łożu.
Głowa Takumy spoczywała na odsłoniętym brzuchu Shindy’ego, a usta bruneta
muskały delikatną skórę. Książę mruczał z rozkoszy i przymykał powieki,
przeczesując włosy swojego kochanka. W pewnym momencie Takuma zjechał niżej.
Jego dłoń rozpięła spodnie blondyna, a on sam spojrzał na Shina niepewnie.
Chciał się upewnić, czy może to zrobić. Czy Shindy wyraża na to zgodę.
Książę
wpatrywał się w niego zaskoczony, jednak po chwili uśmiechnął się i skinął
głową. Uniósł biodra, by ułatwić Takumie zsunięcie z niego odzieży wraz z
bielizną. Usta Takumy zamknęły się na przyrodzeniu blondyna. Shindy jęknął
cicho, kiedy brunet zaczął poruszać głową, a następnie zacisnął zęby, gdy ten
przygryzł główkę. Szybko chwycił spoczywającą obok poduszkę i przycisnął ją do
swojej twarzy. Nie chciał, by ktokolwiek ich usłyszał.
Takuma
przesunął dłońmi po wewnętrznej stronie ud chłopaka, zatoczył kręgi na brzuchu,
przebiegł palcami po żebrach, odrobinę go przy tym łaskocząc. Następnie zsunął
się na podbrzusze, zasysając fragment męskości blondyna. Shindy wtulił się
mocniej w poduszkę, ale i tak dało się słyszeć stłumione jęki. Kiedy zaczęło
brakować mu powietrza, odrzucił poduszkę i wepchnął sobie do ust róg kołdry.
Wiedział, że jeżeli ktoś ich usłyszy, natychmiast powiadomi jego ojca, który
odbierze mu Takumę.
Shindy czuł, że
długo nie wytrzyma. Jego oczy to rozszerzały się z każdym gwałtowniejszym
ruchem Takumy, to zamykały wraz z delikatną pieszczotą, którą obdarzał jego
ciało. Wariował od tego szybkiego tempa i delikatności, które Takuma złączył w
całość, przynoszącą mu tyle przyjemności. Nagle biodra Shindy’ego uniosły się
gwałtownie. Krzyk, który opuścił jego gardło został stłumiony przez kołdrę, a
skropione potem ciało opadło z powrotem na posłanie. Takuma odsunął się od
niego i przełknął jego nasienie.
− Jesteś
słodki. – Oblizał się, patrząc z uśmiechem na wykończonego księcia.
Blondyn
odrzucił kołdrę, chwycił Takumę za koszulkę i przyciągnął go do pocałunku.
***
− Boję się… −
wyznał którejś nocy Takuma, wtulając się w Shindy’ego.
− Czego się boisz,
słońce? – spytał książę, gładząc jego ramię.
− Tego, że twój
ojciec się dowie.
− Nie skrzywdzi
cię – zapewnił Shindy.
− Nie boję się
śmierci. – Takuma podniósł się i podparł na ramieniu, spoglądając na twarz
blondyna. – Boję się, że nas rozdzieli. Wyrzuci mnie stąd.
− Wtedy ja
odejdę z tobą.
− Król nie
pozwoli ci odejść.
− Ucieknę –
postanowił Shin.
− Znajdzie cię
– mruknął pesymistycznie Takuma. Wstał z łoża i podszedł do okna. – Tu jest
twoje miejsce.
− Nie. – Książę
również wstał i objął Takumę od tyłu, opierając podbródek o jego głowę. – Moje
miejsce jest tam, gdzie ty.
− Kocham cię –
wyszeptał brunet.
− Ja ciebie
też. – Shindy ucałował jego włosy. – Chodźmy spać. Nie myśl na razie o tym.
Będzie, co ma być. – Pociągnął chłopaka z powrotem na posłanie.
***
− Znowu
zamierzasz jeść u siebie? – zapytała królowa, zauważając, że jej syn zapełnia
tacę półmiskami.
− Tak. – Shindy
położył na tacy miseczkę pełną świeżych winogron i udał się do wyjścia.
− Dość tego! –
Król uderzył pięścią w stół. – Masz jeść z nami!
− Bo co? –
warknął Shindy.
− Bo ja ci
każę.
− A ja nie
jestem twoim sługą.
− Ale masz się
mnie słuchać.
Shindy
zignorował ojca i opuścił jadalnię. Szybko udał się na górę, by zanieść Takumie
jedzenie. Kiedy tylko wszedł do swojej komnaty, zamknął drzwi na klucz.
Rozłożył na łożu naczynia, gdy usłyszał donośne pukanie.
− Shindy,
otwieraj!
Takuma zamarł,
a serce Shindy’ego na moment przestało bić.
− Nie mogę…
− Dlaczego
niby? – dopytywał król.
− Przebieram
się – skłamał Shindy.
− Daję ci pięć
minut.
− Weź się tato,
w pięć minut zdążę jedynie wybrać sobie skarpetki – jęknął Shin.
− Otwieraj,
gówniarzu! – Ponowne walenie w drzwi.
− Co robimy? –
pisnął Takuma.
− Nie wiem –
odparł książę.
− Z kimś tam
rozmawiasz!
− Z samym sobą.
− Nie opowiadaj
głupot! Otwieraj te drzwi, albo każę je wyważyć!
− Wyskoczę
przez okno, jeśli to zrobisz!
− Nie będziesz
mnie tu szantażować, smarkaczu!
Shindy biegał
po całej komnacie w poszukiwaniu kryjówki dla Takumy, podczas gdy brunet ze
strachu obgryzał paznokcie.
− Otwieraj! –
zniecierpliwił się król.
− Nie mogę
znaleźć drugiej skarpetki! – odkrzyknął spanikowany książę.
− To załóż dwie
różne – warknął ojciec.
Shindy wepchnął
Takumę do szafy, ale po chwili stwierdził, że to pewnie pierwszy mebel, który
sprawdzi jego ojciec. Schowanie Takumy pod łożem też nie wchodziło w grę – to zbyt
banalne. Spuszczenie się po prześcieradłach przez okno groziło samobójstwem.
− Otwórz w tej
chwili te drzwi, mały dzikusie! Nie masz wszystkich w domu?!
− Nie mam
skarpety! – wyjaśnił Shindy.
− Wyważam
drzwi! – ostrzegł król.
− Jestem w
majtkach! – jęknął blondyn.
− Trudno! Liczę
do trzech! Raz…!
− O cholera, o
cholera… – szeptał Shin.
− Już po mnie,
już po mnie… − powtarzał Takuma.
− Dwa…!
− Skoczę przez
okno! – powtórzył groźbę Shindy.
− Spróbuj
tylko, to dostaniesz na dupę!
− Ale tato…
− Milcz! Trzy!
Nagle rozniósł
się huk i drzwi się rozpadły.
Ojojojojojoj, ale się porobiło.. Z jednej strony bym chciała żeby się skończyło happy' end' em i w ogóle, ble, ble, ble, ale z drugiej bym chciała by sobie pocierpieli rozdzieleni *-* No, ale zobaczy się co zrobisz.
OdpowiedzUsuńDużo weny, kochanie ♥
"Otwórz w tej chwili te drzwi, mały dzikusie!" <---- to mnie rozwaliło xD
UsuńJedyne co mam do napisania to " WEŹ SIĘ TATO"
UsuńRozmowy Shindyiego i ojca sa epickie! :3 nie mam pomysłu... Na cd, ale szkoda, że zaraz koniec. Bardzo fajny rozdział :3
OdpowiedzUsuń//Yūko-san