7 lutego 2014

116. Sweet Secret cz. VI (Shindy x Takuma)

Tytuł: Sweet Secret
Pairing: Shindy x Takuma
Notka autorska: Na prośbę pewnej osóbki Sweet Secret. Rozdział dla Ciebie, Toshi. <3 To chyba przedostatnia część tego opowiadania. Chyba, że ktoś ma jakiś pomysł. :3

CZĘŚĆ VI
Takuma ściągał wyprane w rzece ubrania ze sznura i układał je w koszyku. Kiedy zauważył zbliżającą się do jego chaty postać na koniu, zostawił pranie i poszedł powitać i gościa i poczęstować go tym, co miał. Zamarł, gdy dostrzegł unoszoną podmuchami wiatru czerwień płaszcza i koronę na głowie, która zabłyszczała srebrem w słońcu.
Natychmiast upadł na kolana i spuścił głowę. Shindy podjechał bliżej, zatrzymał się i zeskoczył z konia, przy okazji brudząc swoje trampki w kałuży błota.
− Niech to szlag! – zaklął, wycierając obuwie chusteczką.
− Wybacz, panie, że ośmielam się odezwać, ale co cię tu sprowadza? – Takuma wraz z każdym wypowiedzianym słowem czuł ukłucie w sercu. Wracały wspomnienia.
− Darujmy to sobie. – Shindy otrzepał się z kurzu, który osiadł na nim podczas drogi.
− Mniemam, że przyjechałeś po swoje ubrania.
− Jakie ubrania? Takuma, wstań, jest mi niezręcznie, kiedy klęczysz przede mną jak niewolnik.
− Tak się właśnie czuję – odparł zgodnie z prawdą Takuma.
Shindy’ego zabolało stwierdzenie chłopaka, jednak nie dał tego po sobie poznać. Obojętnym wzrokiem spoglądał w bok, gdzie znajdowało się wejście do lasu, układając w głowie swoje przeprosiny.
− Przyjechałem, by cię… prze… prze… prze…
− Tak, panie? – dopytywał Takuma.
− Do cholery, skończ nazywać mnie panem! – Shindy padł na kolana, ignorując fakt, że jego spodnie ubrudziły się ziemią, ujął twarz bruneta w dłonie i spojrzał mu w oczy. – Chciałem cię przeprosić. Nie jesteś sprzedajną dziwką, jesteś moim skarbem. Kocham cię, Takuma. – Wpił się w usta zaskoczonego chłopaka, który na początku nie zareagował. Dopiero po chwili odwzajemnił pieszczotę, wplatając palce we włosy księcia.
Shindy oderwał się od Takumy. Po policzkach blondyna spływały łzy.
− Przestań ryczeć – warknął Takuma, również płacząc.
− Ty też nie rycz– odpowiedział Shindy.
Wtulili się w siebie. Kiedy jechali na koniu z powrotem do pałacu, nadal płakali. Uspokoili się dopiero w komnacie Shindy’ego.
Leżeli na łożu. Głowa Takumy spoczywała na odsłoniętym brzuchu Shindy’ego, a usta bruneta muskały delikatną skórę. Książę mruczał z rozkoszy i przymykał powieki, przeczesując włosy swojego kochanka. W pewnym momencie Takuma zjechał niżej. Jego dłoń rozpięła spodnie blondyna, a on sam spojrzał na Shina niepewnie. Chciał się upewnić, czy może to zrobić. Czy Shindy wyraża na to zgodę.
Książę wpatrywał się w niego zaskoczony, jednak po chwili uśmiechnął się i skinął głową. Uniósł biodra, by ułatwić Takumie zsunięcie z niego odzieży wraz z bielizną. Usta Takumy zamknęły się na przyrodzeniu blondyna. Shindy jęknął cicho, kiedy brunet zaczął poruszać głową, a następnie zacisnął zęby, gdy ten przygryzł główkę. Szybko chwycił spoczywającą obok poduszkę i przycisnął ją do swojej twarzy. Nie chciał, by ktokolwiek ich usłyszał.
Takuma przesunął dłońmi po wewnętrznej stronie ud chłopaka, zatoczył kręgi na brzuchu, przebiegł palcami po żebrach, odrobinę go przy tym łaskocząc. Następnie zsunął się na podbrzusze, zasysając fragment męskości blondyna. Shindy wtulił się mocniej w poduszkę, ale i tak dało się słyszeć stłumione jęki. Kiedy zaczęło brakować mu powietrza, odrzucił poduszkę i wepchnął sobie do ust róg kołdry. Wiedział, że jeżeli ktoś ich usłyszy, natychmiast powiadomi jego ojca, który odbierze mu Takumę.
Shindy czuł, że długo nie wytrzyma. Jego oczy to rozszerzały się z każdym gwałtowniejszym ruchem Takumy, to zamykały wraz z delikatną pieszczotą, którą obdarzał jego ciało. Wariował od tego szybkiego tempa i delikatności, które Takuma złączył w całość, przynoszącą mu tyle przyjemności. Nagle biodra Shindy’ego uniosły się gwałtownie. Krzyk, który opuścił jego gardło został stłumiony przez kołdrę, a skropione potem ciało opadło z powrotem na posłanie. Takuma odsunął się od niego i przełknął jego nasienie.
− Jesteś słodki. – Oblizał się, patrząc z uśmiechem na wykończonego księcia.
Blondyn odrzucił kołdrę, chwycił Takumę za koszulkę i przyciągnął go do pocałunku.
***
− Boję się… − wyznał którejś nocy Takuma, wtulając się w Shindy’ego.
− Czego się boisz, słońce? – spytał książę, gładząc jego ramię.
− Tego, że twój ojciec się dowie.
− Nie skrzywdzi cię – zapewnił Shindy.
− Nie boję się śmierci. – Takuma podniósł się i podparł na ramieniu, spoglądając na twarz blondyna. – Boję się, że nas rozdzieli. Wyrzuci mnie stąd.
− Wtedy ja odejdę z tobą.
− Król nie pozwoli ci odejść.
− Ucieknę – postanowił Shin.
− Znajdzie cię – mruknął pesymistycznie Takuma. Wstał z łoża i podszedł do okna. – Tu jest twoje miejsce.
− Nie. – Książę również wstał i objął Takumę od tyłu, opierając podbródek o jego głowę. – Moje miejsce jest tam, gdzie ty.
− Kocham cię – wyszeptał brunet.
− Ja ciebie też. – Shindy ucałował jego włosy. – Chodźmy spać. Nie myśl na razie o tym. Będzie, co ma być. – Pociągnął chłopaka z powrotem na posłanie.
***
− Znowu zamierzasz jeść u siebie? – zapytała królowa, zauważając, że jej syn zapełnia tacę półmiskami.
− Tak. – Shindy położył na tacy miseczkę pełną świeżych winogron i udał się do wyjścia.
− Dość tego! – Król uderzył pięścią w stół. – Masz jeść z nami!
− Bo co? – warknął Shindy.
− Bo ja ci każę.
− A ja nie jestem twoim sługą.
− Ale masz się mnie słuchać.
Shindy zignorował ojca i opuścił jadalnię. Szybko udał się na górę, by zanieść Takumie jedzenie. Kiedy tylko wszedł do swojej komnaty, zamknął drzwi na klucz. Rozłożył na łożu naczynia, gdy usłyszał donośne pukanie.
− Shindy, otwieraj!
Takuma zamarł, a serce Shindy’ego na moment przestało bić.
− Nie mogę…
− Dlaczego niby? – dopytywał król.
− Przebieram się – skłamał Shindy.
− Daję ci pięć minut.
− Weź się tato, w pięć minut zdążę jedynie wybrać sobie skarpetki – jęknął Shin.
− Otwieraj, gówniarzu! – Ponowne walenie w drzwi.
− Co robimy? – pisnął Takuma.
− Nie wiem – odparł książę.
− Z kimś tam rozmawiasz!
− Z samym sobą.
− Nie opowiadaj głupot! Otwieraj te drzwi, albo każę je wyważyć!
− Wyskoczę przez okno, jeśli to zrobisz!
− Nie będziesz mnie tu szantażować, smarkaczu!
Shindy biegał po całej komnacie w poszukiwaniu kryjówki dla Takumy, podczas gdy brunet ze strachu obgryzał paznokcie.
− Otwieraj! – zniecierpliwił się król.
− Nie mogę znaleźć drugiej skarpetki! – odkrzyknął spanikowany książę.
− To załóż dwie różne – warknął ojciec.
Shindy wepchnął Takumę do szafy, ale po chwili stwierdził, że to pewnie pierwszy mebel, który sprawdzi jego ojciec. Schowanie Takumy pod łożem też nie wchodziło w grę – to zbyt banalne. Spuszczenie się po prześcieradłach przez okno groziło samobójstwem.
− Otwórz w tej chwili te drzwi, mały dzikusie! Nie masz wszystkich w domu?!
− Nie mam skarpety! – wyjaśnił Shindy.
− Wyważam drzwi! – ostrzegł król.
− Jestem w majtkach! – jęknął blondyn.
− Trudno! Liczę do trzech! Raz…!
− O cholera, o cholera… – szeptał Shin.
− Już po mnie, już po mnie… − powtarzał Takuma.
− Dwa…!
− Skoczę przez okno! – powtórzył groźbę Shindy.
− Spróbuj tylko, to dostaniesz na dupę!
− Ale tato…
− Milcz! Trzy!
Nagle rozniósł się huk i drzwi się rozpadły.


4 komentarze:

  1. Ojojojojojoj, ale się porobiło.. Z jednej strony bym chciała żeby się skończyło happy' end' em i w ogóle, ble, ble, ble, ale z drugiej bym chciała by sobie pocierpieli rozdzieleni *-* No, ale zobaczy się co zrobisz.
    Dużo weny, kochanie ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Otwórz w tej chwili te drzwi, mały dzikusie!" <---- to mnie rozwaliło xD

      Usuń
    2. Jedyne co mam do napisania to " WEŹ SIĘ TATO"

      Usuń
  2. Rozmowy Shindyiego i ojca sa epickie! :3 nie mam pomysłu... Na cd, ale szkoda, że zaraz koniec. Bardzo fajny rozdział :3
    //Yūko-san

    OdpowiedzUsuń