2 lutego 2014

112. White Eden cz. VII (Aki x Shindy)

Tytuł: White Eden
Pairing: Aki x Shindy
Notka autorska: Jeszcze dwa rozdziały i dobrniemy do końca. Wybaczcie, że nie jest tak, jak oczekiwaliście, że Aki okazał tu troszkę serduszka, ale nawet mi do głowy nie wpadły Wasze pomysły, a szkoda, bo są naprawdę ciekawe. :3
Anonimowy: Następnym razem podpisz się, dobrze? To żadna filozofia skrytykować kogoś anonimowo.
CZĘŚĆ VII
− Daruj sobie, Yamada, oddaj to, co do mnie należy i miejmy to już z głowy.  
Zamieram, rozpoznając ten głos. Zaczynam krzyczeć, ale przez taśmę przebijają się jedynie stłumione piski.
− Kupiłeś sobie psa? – słyszę drwiący głos Akiego.
− Chłopcy znaleźli w lesie jakąś przybłędę i przyprowadzili do mnie. Żal było nie skorzystać. – Oblizuje się lubieżnie.
Znów krzyczę, chcąc zwrócić na siebie uwagę.
− Zamknij się! – warczy Yamada i kopie mnie w brzuch. Upadam na podłogę.
− Oddasz mi w końcu moje pieniądze? – pyta zniecierpliwiony Aki.
− Może najpierw porozmawiamy? Co u ciebie?
− Posłuchaj mnie, skurwielu, jestem wkurwiony i to porządnie, więc bądź tak uprzejmy i mnie dodatkowo nie denerwuj!
− A co jest powodem twojego złego nastroju?
− Suka mi zwiała!
Suka…? Zatem jestem dla niego tylko suką?
− No patrz… Tobie suka zwiała, a do mnie zawitała – śmieje się Yamada, odwiązuje łańcuch i sadza mnie sobie na kolanach.
Spoglądam załzawionymi oczami na Akiego.
− Shindy? – Aki patrzy na mnie zaskoczony.
− To wy się znacie?
− O co tu, do cholery, chodzi? On należy do mnie! Zabrałeś mi moją własność, gnoju!
− Twoją własność? Człowieku, dopiero co go do mnie przywieźli. Nawet nie wiedziałem, że jest twój…
− Oddaj mi go.
− Oddam – zgadza się mężczyzna, owijając sobie kosmyk moich włosów wokół palca – jako zapłatę za wszystkie moje długi.
− Ty pazerny sukinsynu! Jak śmiesz dotykać go tymi brudnymi łapami?!
− To jak będzie? Chcesz go z powrotem czy chłopak zostanie ze mną? Już się o niego odpowiednio zatroszczyłem. Ma klatkę, w której śpi…
− Zabiję cię!
− Zgadzasz się czy nie?
Aki zaciska dłonie w pięści.
− Zgadzam się. Mam nadzieję, że jest w nienaruszonym stanie. – Patrzy groźnie na Yamdę.
− Oczywiście. Nie zdążyłem go nawet rozebrać, a już się pojawiłeś.
− Na twoje szczęście, Yamada.
Bierze mnie na ręce i opuszcza gabinet. Dom, w którym się znajdujemy jest naprawdę ogromny, ale Aki zdaje się w nim czuć jak u siebie. Jak gdyby często tu bywał…
Sadza mnie ostrożnie na miejscu pasażera, a sam po chwili zasiada za kierownicą. Zaciska na niej palce i wzdycha. Przyglądam mu się uważnie, obawiając się tego, co może za chwilę nastąpić.
Przybliża palce do mojego policzka i odrywa delikatnie taśmę z moich ust, jednak mimo tego, nie udaje mi się powstrzymać cichego jęknięcia.
− Aki…
− Cicho. Daj ręce.
Odwracam się odrobinę, żeby umożliwić mu dostęp do rąk, które mam wykręcone za plecami. Po chwili czuję, jak zwalnia się nacisk sznura, który oplatał moje nadgarstki. Schyla się, by uwolnić moje nogi.
− Zapnij pas.
Wykonuję jego polecenie. Rusza.
− A ty nie zapniesz?
− Nie mów mi, co mam robić!
− Przepraszam…
Przyspiesza.
− Czy do ciebie nie dociera, że uciekanie nie ma sensu? Zawsze cię znajdę. Zawsze, rozumiesz?!
Wbijam wzrok w dłonie.
− Wiesz, co on mógł ci zrobić?! Właśnie przed tym chcę cię chronić!
− Na pewno nie zrobiłby nic gorszego niż ty – wypowiadam te słowa, zanim dokładnie je przemyślę.
Gwałtownie hamuje.
− Jest ci ze mną źle, smarkaczu? Mam cię trzymać w klatce, tak jak on?!
− Nie. Jest mi dobrze… − kłamię. – Przepraszam, nie wiem, dlaczego to powiedziałem.
Resztę drogi pokonujemy w milczeniu. Nagle Aki się zatrzymuje, wysiada i otwiera drzwi po mojej stronie. Zasłania mi oczy czarną szarfą.
− Co robisz?
− Nie chcę, żebyś wiedział gdzie jest wejście.
Wyciąga mnie z samochodu i prowadzi do szpitala.
− Nie chcę tam wracać…
Milczy.
− Aki, proszę, wróćmy do domu.
− Wrócimy jak wyzdrowiejesz.
− Ja jestem zdrowy…
− Nie jesteś! – Chwyta mnie za ramiona. – Skoro mówię, że jesteś chory, to tak jest! – Potrząsa mną. – Chodź.
Dość długo idziemy. W pewnym momencie pod stopami, czuję chłód szpitalnej podłogi. W końcu Aki otwiera drzwi i wpycha mnie do środka.
− Mogę już zdjąć opaskę?
− Nie. Kładź się.
Wyciągam przed siebie ręce, próbując nimi odnaleźć łóżko. Natrafiam na ramę, przesuwam palce dalej, muskając opuszkami prześcieradło, zahaczając o pasy.
− Pospiesz się.
Wspinam się ostrożnie na łóżko i kładę na nim.
− Połóż się na brzuchu.
− Aki, proszę, nie rób mi tego…
− Zamknij się i rób, co mówię.
Posłusznie układam się, tak jak rozkazał. Chwyta moje nadgarstki i zaciska na nich pasy, to samo robi z nogami.
Słyszę szczęk, jakby… rozpinanej sprzączki od paska.
− Proszę…
Unosi moją koszulę. Świst przecinanego powietrza i po chwili coś mocnego zderza się z moim pośladkiem. Krzyczę z bólu, czarny materiał, zasłaniający moje oczy, chłonie łzy.
− Powiesz mi jak uciekłeś?
Kręcę przecząco głową. Jeśli mu powiem, on dopilnuje, żeby wstawić kraty w te okna, a wtedy nie dam rady uciec.
− A to błąd. – Znów uderza mnie paskiem, tym razem w odsłonięte plecy. Bije mnie tak kilkakrotnie, przy czym każde kolejne uderzenie jest mocniejsze od poprzedniego. – A teraz powiesz?
− Nie.
Przenosi się na moje uda, potem ponownie pośladki, aż wraca do pleców. Tym razem trafia w nie również metalowa sprzączka. Ból jest nie do zniesienia. Zaczynam błagać go, żeby przestał.
− Więc powiedz, suko, jak udało ci się uciec!
− Znalazłem główne drzwi… − kłamię.
− Niby gdzie one są?
− Nie pamiętam. Znalazłem je przez przypadek, nie patrzyłem na drogę.
− Kłamiesz! – Uderza mnie ponownie. – Główne drzwi są zawsze zamknięte! Gadaj jak stąd uciekłeś, bo nie przestanę!
− Wszedłem do jednej z łazienek. Nie pamiętam, jak się do niej dostałem. W oknach nie było krat.
− Wiem, o którą łazienkę chodzi. Niedawno wymieniali w niej okna. Co za idioci! Jak mogli zapomnieć o kratach?!
Ostatni raz czuję pasek na moim pośladku, a następnie słyszę kroki.
− Aki, poczekaj… Odepnij mnie…
− Nie, zasłużyłeś na karę.
− Zdejmij mi chociaż opaskę.
Nie odpowiada. Wychodzi, trzaskając drzwiami.

5 komentarzy:

  1. Hym, nie wiem co napisać. A nie! Wiem! Czemu znowu się mnie czepiasz? Jak już mówiłam Koisuru tenshi jest zgodny z filmem tylko przerobiony na yaoi... Prostytucja? To pozwij twórcę filmu. Ja nawet nie pamiętam gdzie masz o niej tekst... Nie wspomnę już, że na połowie blogów znajdziesz o niej teksty.
    Rozdział dobry, ale chciałabym, żeby to się już skończyło - albo Shindy go polubi, albo Aki go zabije (na to się zapowiada)
    //Yuuko-san

    OdpowiedzUsuń
  2. Ożeszkurwajapierdolę. No to ostro ;-; Spokojnie Shindy ja Cię ochronię! *podstawia nogę Akiemu*.
    Jeszcze tylko 2 rozdziały? Tak szybko poszło? Oo
    W każdym razie życzę weny! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak widać nie tylko ja wiem co będzie dalej. Albo go zabije albo sie polubia.
    Czepiasz sie anonima.... Może spróbuj zgadnąć kim jestem? Tak byłoby ciekawiej :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Szczerze to nie wiem co mam powiedzieć... hmm... tak myślę i myślę, i mam po nim lekki niedosyt. Może dlatego, że naprawdę liczyłam, że Aki okaże trochę miłosierdzia ? No cóż, ale ogólnie jest w porządku xd
    - Maki-chan^^

    OdpowiedzUsuń
  5. Aki zachowuje się tak jak powinien. Potraktował SAhindy'ego tak jak kiedyś, jeszcze w pierwszych seriach, chodź tam wolał gwałcić. Jak tylko Aki przyszedł do gabinetu Yamady, to myślałam, że przyszedł po Shindy'ego, ale też dobre rozwiązanie sytuacji wyszło.

    OdpowiedzUsuń