Tytuł: History
Lesson
Pairing: Masatoshi
x Shindy
Notka autorska:
Obserwatorów mi przybywa. ^^ Dziękuję za wszystkie komentarze. Jak widzicie
zmieniłam szablon. Mam nadzieję, że Wam się podoba i dobrze się czyta. Jeśli
nie, napiszcie mi, a wtedy go zmienię. Pewnie już wielu z Was zauważyło, że od
jakiegoś czasu tego bloga prowadzę już tylko ja. Dlatego będzie tu dużo
one-shotów i opowiadań o Anli Pollicino. Oczywiście pojawią się też teksty z
the GazettE, Versailles, MUCC, Dir en Grey, Girugamesh i innymi zespołami.
CZĘŚĆ
IX
Kiedy uniosłem powieki, pierwszą
rzeczą, jaka przykuła moją uwagę było to, że miałem wolne ręce. Podniosłem się
do pozycji siedzącej i przetarłem oczy. Wstałem z łóżka i powoli ruszyłem ku
drzwiom. Nacisnąłem klamkę, ale nie ustąpiły. Wróciłem na łóżko, gdzie
wciągnąłem na siebie bokserki i spodnie – nie zamierzałem znów paradować przed
nim nago.
Szczęk zamka i drzwi się uchyliły.
Masatoshi wszedł do pokoju trzymając w dłoni śniadanie. Znów przekręcił klucz i
schował go do kieszeni.
− Smacznego – powiedział,
stawiając na szafce miseczkę ryżu. Wziąłem do ręki pałeczki, podczas gdy on
usiadł na łóżku i przyglądał się jak jem.
Kiedy skończyłem, odłożyłem
naczynie na stolik i spoglądając na nie, obmyślałem plan ucieczki.
− Muszę iść do łazienki –
mruknąłem, na co on wstał, złapał mnie mocno za ramię i wyprowadził z sypialni.
Nie protestowałem, wiedząc, że
jeśli wszystko pójdzie po mojej myśli, za chwilę będę wolny.
Zdziwiłem się, kiedy do toalety
wszedł razem ze mną.
− Nie mogę tego zrobić, kiedy
patrzysz.
Westchnął i obrócił się do mnie
tyłem, ale mimo to nie czułem się komfortowo.
− Naprawdę musiałeś tu stać? –
zapytałem, myjąc ręce.
− Tak. – Odwrócił się w moją
stronę. – Żeby przypadkiem jakieś głupie pomysły nie wpadły ci do głowy.
Znów chwycił mnie za ramię, ale
szarpnąłem się z całej siły i udało mi się wyrwać. Wybiegłem z łazienki i
popędziłem korytarzem do wyjściowych drzwi, które zacząłem bezskutecznie
szarpać.
− Shindy! – krzyknął Masatoshi.
Poczułem jak jego ramiona
zaciskają się wokół mojej talii i jak odciąga mnie od drzwi.
− Zostaw mnie! Chcę wrócić do
domu! – Wyrywałem się, lecz na marne. Był za silny.
− Nie. Zostajesz tutaj, rozumiesz!
– Potrząsnął mną i zaczął mnie ciągnąć w kierunku sypialni. – Naprawdę prosisz
się o karę – powiedział, rzucając mnie na łóżko.
Wylądowałem na brzuchu. Podniosłem
głowę i spojrzałem na niego błagalnie.
− Nie, ja nie chcę…
− Więc przestań uciekać.
− Dobrze, nie będę, tylko nic mi
nie rób.
Spojrzał na mnie z czułością i
delikatnie przeczesał palcami moje włosy.
− Przecież wiesz, że nie mógłbym
ci zrobić krzywdy.
Zadrżałem od jego dotyku, ale nie
odsunąłem się, nie chcąc go bardziej rozgniewać.
− Nie bój się – powiedział cichym
głosem.
Zamknąłem oczy i skuliłem się na
pościeli. Musiałem teraz przypominać bezbronne, wystraszone zwierzątko.
− Co ja zrobiłem? – zapytał sam
siebie.
Uniosłem powieki. Siedział na
łóżku, opierając głowę na rękach.
− Najważniejsza dla mnie osoba się
mnie boi – ciągnął tonem zabarwionym nutą rozpaczy.
− Masatoshi… − odezwałem się,
podnosząc do siadu.
Spojrzał na mnie. W jego oczach lśniły
łzy.
− Chcę, żebyś był szczęśliwy –
wyznał.
− Więc pozwól mi odejść.
Z niedowierzaniem patrzyłem jak
zanurza dłoń w kieszeni i wydobywa z niej klucze. Na chwilę się zawahał, a
potem mi je podał.
− Dziękuję – powiedziałem z
wdzięcznością.
Zerwałem się z łóżka, aby jak
najszybciej się stąd wydostać, zanim się rozmyśli. Otworzyłem drzwi i ostatni
raz obróciłem się. Siedział na łóżku ze spuszczoną głową. Pobiegłem do wyjścia,
gdzie założyłem buty i wziąłem swoją torbę. Chwilę szukałem odpowiedniego
klucza, aż w końcu otworzyłem zamek i opuściłem mieszkanie.
Drogę na stację pokonałem biegiem,
bojąc się, że może postanowi mnie zatrzymać. Uspokoiłem się dopiero w pociągu.
Odetchnąłem z ulgą, kiedy stanąłem pod moim blokiem. Jeszcze trochę i będę już
w pełni bezpieczny.
Otworzyłem drzwi i znalazłem się w
korytarzu. Zsunąłem z nóg martensy, kiedy w przedpokoju pojawiła się mama.
− Shinya… − Przytuliła mnie mocno.
– Nigdy więcej tego nie rób. Wiesz, jak się martwiłam?
− Przepraszam – szepnąłem,
łamiącym się głosem. Chciałem jej o wszystkim opowiedzieć, ale nie mogłem. Coś
mnie powstrzymywało.
− Dlaczego uciekłeś? – zapytała,
puszczając mnie.
− Nie chcę o tym rozmawiać. – Po
policzkach spłynęły mi łzy. Zauważyła to i chyba właśnie one nakłoniły ją do
tego, by nie drążyła tematu.
− Dlaczego płaczesz? Coś się
stało?
− Nie, po prostu… Nie umiem tego
wyjaśnić. Zresztą to nic ważnego.
− Może nie idź jutro do szkoły.
Kiwnąłem głową. Nie wyobrażałem
sobie, by po tym wszystkim, co niedawno przeżyłem normalnie funkcjonować w
szkole.
– Chyba się położę.
− Idę do sklepu. Niedługo wrócę –
oznajmiła, biorąc z szafki torebkę.
Zniknąłem za drzwiami swojego
pokoju, rzuciłem się na łóżko i rozpłakałem jeszcze bardziej. Targały mną
sprzeczności. Z jednej strony wiedziałem, że jestem bezpieczny, że tu będzie mi
lepiej, ale z drugiej wspomnienia jego silnych ramion, oczu wypełnionych po
brzegi czułością, kierowaną tylko do mnie, jego ciała ułożonego tuż przy moim,
wywoływały uczucie, którego nazwy nie do końca byłem pewien. Czy to była
tęsknota? Chęć powrotu do jego ramion?
Próbowałem odegnać te niedorzeczne
myśli, ale ciągle powracały. Objąłem ramionami poduszkę i wtuliłem w nią twarz.
Chciałem odciąć się od tego wszystkiego, mimo że wiedziałem, iż Masatoshi
odwiedzi mnie w snach.
Kiedy czułem, że zasypiam, odezwał
się dzwonek. Przez myśl przeszło mi, że pewnie mama zapomniała kluczy. Wstałem
ociężale, przygnieciony ciężarem senności, wyszedłem z pokoju i otworzyłem
drzwi. Moje oczy otworzyły się szeroko na widok Masatoshiego, a cała senność
nagle mnie opuściła. Chciałem natychmiast zamknąć drzwi, ale przytrzymał je
ręką.
− Spokojnie, nic ci nie zrobię. –
Wszedł do środka.
− Wyjdź stąd – próbowałem
krzyknąć, ale panika ścisnęła moje gardło.
− Najpierw porozmawiamy. – Objął
mnie w pasie i przyciągnął do siebie.
− Nie mamy o czym – warknąłem.
Starałem się przed nim ukryć swój strach. Fakt, że jeszcze przed chwilą
pragnąłem ponownie znaleźć się w jego uścisku, nie zmieniał jeszcze tego, że
nadal się go bałem.
− Chciałem się tylko upewnić, czy
powiedziałeś o wszystkim rodzicom. Powiedziałeś, prawda? Nie mam ci tego za
złe. Postąpiłeś słusznie.
− Masatoshi… − Położyłem dłonie na
jego torsie i spojrzałem mu w oczy. – Ja o niczym im nie powiedziałem.
Poczułem, że cały zesztywniał.
− Jak to? – zdziwił się. – Każdy,
ale to każdy by powiedział.
− Nie mogłem – wyznałem, nadal
wpatrzony w jego oczy. Czy wcześniej też były takie piękne, czy po prostu tego
nie zauważałem?
− Dlaczego?
Spuściłem głowę, zastanawiając się
nad odpowiedzią. Sam nie byłem pewien tego, co mną kierowało.
− Przecież mogłeś. Nie kryj mnie,
nie warto. Dlaczego nie powiedziałeś? – powtórzył.
− To nieistotne.
− Powiedz. – Ujął mój podbródek,
unosząc delikatnie moją głowę, aby spojrzeć mi w oczy.
− Po prostu nie mogłem jej zdradzić
prawdy.
− Należy mi się, za to wszystko,
co ci zrobiłem. Co ja sobie w ogóle myślałem? Że ktoś taki jak ty mnie pokocha?
– Odwrócił wzrok. – Najgorsze jest to, że nie potrafię ci dać spokoju. – Znów
na mnie spojrzał. Znów ta czułość, zmieszana ze smutkiem. – Powinienem
zrezygnować z pracy nauczyciela.
− Dlaczego?
− Nie powinnyśmy się widywać.
− Nie… − Nie wyobrażałem sobie
tego. Po tym wszystkim, co się wydarzyło, on zamierzał zniknąć, zostawiając po
sobie tylko mgiełkę wspomnień. Zostawiając mnie samego…
− Dlaczego nie?
− Bo… − Poczułem jak rumieńce
pieką mnie w policzki.
− Tak? Mów śmiało – zachęcił z
delikatnym uśmiechem.
− To wstydliwe… − wyszeptałem.
− Proszę, powiedz.
− Och, daj mi spokój – warknąłem,
rozdrażniony.
− Znów to samo.
− Co?
− Nie ważne. Lepiej będzie, jak
już pójdę. – Puścił mnie i położył dłoń na klamce.
− Nie. – Chwyciłem go za ramię.
Spojrzał mi w oczy.
− Powiedziałeś, że mam dać ci
spokój.
Przybliżyłem się do niego,
drżącymi ramionami objąłem jego szyję, zamknąłem oczy i pocałowałem go
delikatnie.
Na chwilę zamarł, a potem
przytulił mnie do siebie. Kiedy zaczął oddawać pocałunek oderwałem się od
niego.
− Co ja robię?
− Nic takiego. Tylko mnie
całujesz. – Pogłaskał mnie po głowie.
− Ale nie powinienem…
Wtulił się we mnie.
− Niczym się nie przejmuj,
kochanie. Nie zrobiłeś nic złego. Może przejdziemy do salonu? – zaproponował, a
kiedy kiwnąłem głową, wziął mnie na ręce i zaniósł do pokoju, gdzie usiadł na
kanapie, sadzając mnie sobie na kolanach. Przytuliłem się do jego torsu,
przymykając oczy, gdy jego dłoń zanurzyła się w moich włosach.
− Co tu się dzieje? – Drgnąłem,
słysząc głos mojej mamy. Zapomniałem zamknąć drzwi na zamek, dlatego weszła
bezszelestnie.
Oderwaliśmy się od siebie gwałtownie.
Stała w progu, patrząc na nas szeroko otwartymi oczyma.
− Pan, jeśli się nie mylę, jest
nauczycielem mojego syna. Może zechce mi pan wyjaśnić, co robi pan w naszym
domu.
Masatoshi wstał z kanapy i
milczał. Tak samo jak ja.
− W takim razie proszę stąd wyjść.
− Mamo… − jęknąłem.
− Nic nie mów.
− Dowidzenia – mruknął i opuścił
salon. Trzasnęły drzwi.
− Co to ma znaczyć? Zabawiasz się
z nauczycielem, żeby mieć lepsze stopnie?
− Nie, to nie tak. To nie o
stopnie chodzi.
− To w takim razie o co? To
nauczyciel! – uniosła głos. – Starszy od ciebie. Co ty wyprawiasz?
− Ale… ja go kocham… − po raz
pierwszy przyznałem się do swoich uczuć, którymi go darzyłem.
− Nie wierzę… Masz dopiero
siedemnaście lat. Co ty sobie wyobrażasz?
Spuściłem głowę.
− Jaki błąd popełniłam w
wychowaniu? – zapytała, jakby samą siebie.
− To nie twoja wina.
− Mój syn jest nienormalny –
ciągnęła, ignorując moją wypowiedź.
Jej stwierdzenie mnie zabolało.
− Nie jestem nienormalny.
− Co ja mam z tobą zrobić? Wstyd
mi będzie się z tobą gdziekolwiek pokazać.
− S-słucham? – spytałem,
zszokowany. – Wiesz co? Ułatwię ci to i po prostu wyjdę.
Poszedłem do swojego pokoju i
spakowałem do torby pierwsze lepsze ubrania, które wpadły mi w ręce.
− Wynoś się stąd! Nie jesteś już
moim synem! – Usłyszałem, kiedy wyszedłem na korytarz. Opuściłem mieszkanie,
trzaskając głośno drzwiami, aby poinformować, że znikam z jej życia.
Jakie to bylo cudne...
OdpowiedzUsuńjak ja sie ciesze ze Shindy wreszcie powiedzial ze go kocha...
to bylo urocze...
niech idzie do Masatoshiego ! i niech beda szczesliwi ! i bedzie cudnie !
ale oni sa urocza para *.*
chce wiecej !
Wow... Nie, żeby coś.. Ale ta jego matka jest troszkę... Zła. Mimo wszystko cieszę się z tego wszystkiego,bo teraz Shindy pójdzie do Masatoshi'ego i będzie miłość na wieki wieków <3
OdpowiedzUsuńCzekam na więcej ^^
Łał.... Pocisnęła go kochana mamusia ;_;. Podła kobieta, trochę tolerancji.. Zresztą, to jej syn, lul...
OdpowiedzUsuńAle poza tym jestem wniebowzięta tymi wyznaniami Shindy'ego <3 Chcę więcej, mrr.
Słodkie...
OdpowiedzUsuńNastępna część będzie ekscytująca....
Łaaa... to było takie... cudne;D
OdpowiedzUsuńKońcówka mnie rozwaliła po prostu, no jak ta kobieta mogła, własnego syna!?
Z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy;);*
to się nazywa... jakis tam sybdrom ale nie pamiętam jaki xD...
OdpowiedzUsuńw sumie fajne ale... za szybko... taka prawda...
moim zdaniem wszystko co tu się dzieje następuje po sobie strasznie szybko... albo to jq mam manie rozciagania fabuły xD
ale poza tym bardzo miło się czyta a ostatnimi czasy nawet coraz lepiej C:
(w końcu blogger mnie kocha ; ; )
Zakochałam się w tym opowiadaniu jest wspaniałe :3
OdpowiedzUsuńCzyta się wspaniale..
Nie przestawaj pisać,piszesz wspaniale,tak prawdziwie i szczerze..
Nonoonono po prostu cudo *o*
~Lawliet