21 maja 2013

43. Wake Up (Shindy x Kiyozumi)



Tytuł: Wake Up
Pairing: Shindy x Kiyozumi
Notka autorska: Przepraszam, że to nie ostatnia część Hisory Lesson, ale nadal jest na etapie poprawiania, chociaż wątpię, czy coś z tego wyjdzie. Dziękuję za komentarze i cieszę się, że Dope Show się podobało. <3
Przy sprawdzaniu tego kolejny raz myślałam, że nabawię się cukrzycy.

Drzwi się otwierają. Wchodzi Shindy. Rozpoznaję go po krokach. Te należące do niego są zawsze niepewne, zupełnie różnią się od sposobu, w którym lekarze i pielęgniarki wchodzą na moją salę. Dźwięk odsuwanego krzesła. Szelest ubrań, kiedy na nim siada. Ciepło jego dłoni, gdy chwyta moją rękę. Jak zwykle zaczyna opowiadać:
− Cześć, Kiyozumi. Wczoraj wieczorem byłem na zakupach. Nie mieliśmy nic w lodówce. Przy okazji wstąpiłem do sklepu z meblami i kupiłem nową lampę do naszego salonu. Tylko musisz mi powiedzieć, gdzie ją postawimy. Mam nadzieję, że ci się spodoba. Gdybyś tutaj nie leżał tylko był w domu, ze mną, pomógłbyś mi wyborze, prawda? W ogóle, co tam u ciebie? Dobrze? – upewnia się, łamiącym głosem. – Bo… bo u mnie też dobrze… − Słyszę jakiś ruch i cichy szloch. Nie czuję już ciepła jego ręki. Może właśnie ukrył twarz w dłoniach? Nie lubię, kiedy płacze. – Co ja mówię? Nic nie jest dobrze. – Znów zaciska palce na mojej dłoni. Jego jest odrobinę mokra, zroszona drobnymi kropelkami. Nie pamiętam, by kiedykolwiek wcześniej płakał z mojego powodu, zawsze było na odwrót. – Obudź się, Kiyozumi… Obiecuję, że wszystko się zmieni. Ja się zmienię, już się zmieniłem. Będziesz szczęśliwy, tylko do mnie wróć, proszę. – Ponownie szlocha. – Słyszysz mnie w ogóle?
Słyszę go doskonale. Co innego pozostaje mi poza słuchaniem? Ale nie jestem pewien, czy chcę wrócić.
Ostatnią rzeczą, która zdarzyła się przed moim wypadkiem była nasza kolejna kłótnia, kiedy to Shindy wypowiedział najbardziej raniące słowa: „Po co ja w ogóle z tobą jestem? Wolałbym, żebyś nie żył”. Zamarłem podobnie jak Shindy, do którego dotarło znaczenie tych słów. Chciał mnie przeprosić, cofnąć to, co powiedział, ale nie pozwoliłem mu na to. Zapłakany wybiegłem z mieszkania. Shindy biegł za mną, wołając mnie, ale nie udało mu się mnie dogonić. Zdążyłem wsiąść do samochodu i odjechać. Świat zniknął pod moimi łzami. A potem były już tylko jaskrawe światło, huk i ciemność.
Jeżeli nasze relacje mają nadal tak wyglądać, nie chcę do niego wracać. Tu jest mi dobrze. Żadne zmartwienia czy stres mnie nie dotyczą. Jestem od nich odcięty grubą barierą głębokiego snu. Dziwne jest to, że śpię, ale wszystko słyszę, czuję. Słyszę głos Shindy’ego, kiedy opowiada mi o tym, co robił, jak gdyby nie chciał, by coś mnie ominęło. Może normalnie by mnie to nudziło, ale teraz lubię te jego opowieści. Czuję jego dotyk, który tak uwielbiam, który wielokrotnie doprowadzał mnie do szaleństwa. Czuję zapach jego włosów, kiedy pochyla się nade mną, by musnąć ustami mój policzek i wtedy… wtedy za nim tęsknię. Za widokiem jego oczu, jego długich włosów, w których chciałbym tak po prostu zanurzyć palce, a nie mogę tego zrobić, za nim całym. Ale potem przypominają mi się jego bolesne zdania i to uczucie mija.
Shindy się o mnie troszczy. Nareszcie się o mnie troszczy. Przez cały ten czas to ja opiekowałem się nim. To egoistyczne z mojej strony, ale warto być w śpiączce tylko po to, by poczuć jak to jest być kochanym.
− Tęsknię za tobą… − szepcze, głaszcząc mnie po głowie. – Tak bardzo cię kocham, a nigdy ci tego nie powiedziałem. Ale teraz będę to powtarzać do znudzenia. Nie doceniałem tego, co mam, a prawda jest taka, że kiedy ze mną byłeś, miałem wszystko. Ty mnie nienawidzisz, prawda? – pyta, ponownie szlochając.
Chciałbym teraz krzyknąć, że kocham go najbardziej na świecie, móc wstać z tego łóżka i przytulić go, aby się uspokoił, aby już więcej nie płakał, ale pozostaje mi tylko leżeć i słuchać.
− Oczywiście, że mnie nienawidzisz – ciągnie swój wywód, który nie ma odbicia w rzeczywistości. – Należy mi się. Za to, co ci powiedziałem. Ja wcale tak nie myślałem. Wcale nie jest tak, że wolałbym, żebyś nie żył. Teraz nie pragnę niczego innego, tylko tego, abyś żył. Ale żył tak naprawdę, bez tego wszystkiego. – Przez dłuższą chwilę milczy, pociągając nosem, kiedy się odzywa jego ton jest odrobinę weselszy: − Ale porozmawiajmy o czymś innym. Na przykład… Takuma dzisiaj zerwał aż trzy struny. Wiesz, mimo, że zawiesiliśmy działalność, nie chcemy wyjść z wprawy. Chcemy być przygotowani, gdy już wrócimy. Bo przecież wrócimy, prawda? Razem z tobą. – Mocniej ściska moją dłoń. – A Masatoshiemu spodobała się jakaś dziewczyna, którą codziennie spotyka w sklepie spożywczym. Nawet nam ją pokazał. Trzeba przyznać, że ładna. Taka naturalna: czarne włosy, zwyczajny ubiór. No i Masatoshi postanowił zrobić na niej wrażenie. Tyle, że, kiedy do niej szedł… przewrócił się tuż przed nią. – Śmieje się delikatnie, w głębi duszy robię to samo. Biedny Masatoshi… − Pomogła mu wstać i zapytała, czy wszystko w porządku, na co Masa się zarumienił i uciekł. Zmarnować taką szansę. – Wzdycha. – Masatoshi powiedział nam, że bardzo by chciał tobie również ją pokazać. Narysowałem ją dla ciebie. – Rozpina zamek swojej torby i coś z niej wyciąga. Świst powietrza, które zapewne przecięła kartka. – Podoba ci się? Mi niezbyt. Ostatnio nic mi nie wychodzi – mówi ponuro.
Żałuję, że nie mogę zobaczyć jego dzieła. Na pewno jest piękne. Wszystko, co robi Shindy jest piękne. Jest tak idealny, że trochę mu tego zazdroszczę. A właściwie nie trochę, ale bardzo. Przy nim jestem nikim, zawsze byłem nikim. Shindy miał rację. Po co być z taką nic niewartą osobą, jak ja?
− Muszę już iść, Kiyozumi – oznajmia, puszcza moją dłoń i wstaje. – Jutro przyjdę. Do zobaczenia. – Całuje mnie w policzek.
Zawsze, kiedy wychodzi, mam wrażenie, że już nigdy nie wróci. Mimo, że obiecuje co innego. Wsłuchuję się w jego kroki, jakbym miał już nigdy ich nie usłyszeć. Jakby to był dźwięk pożegnania, które stopniowo cichnie aż całkiem milknie. Słyszę jak zamyka drzwi i się oddala. A potem znów zwracam uwagę na to irytujące pikanie, które przecież towarzyszyło nam przez cały czas, a które dociera do mnie dopiero wtedy, gdy Shindy wychodzi, zostawiając po sobie tylko ciszę, dotyk ust na policzku i niknący zapach włosów.
***
− Wiesz, Masatoshi w końcu się przełamał i porozmawiał z tą dziewczyną. Ponoć mają się spotkać. Mam nadzieję, że mu się uda. A Takuma zmienił kolor włosów na fioletowy. Mam zdjęcie. – Szpera w swojej torbie i chyba wydobywa z niej fotografię. – Proszę. Na razie nie wiem, co o tym myśleć. Chyba będę musiał się przyzwyczaić. Ja w swoim wyglądzie nic nie zmieniam. Chcę pozostać taki, jakim mnie zapamiętałeś. – Całuje moje palce. Jest taki delikatny. Nie jestem przyzwyczajony do takich gestów z jego strony. – Yoichi ostatnio wyszedł z domu w kapciach. I poszedł tak na próbę. Wszedł do sali i zaraz zaczął opowiadać, że ludzie mu się dziwnie przyglądali, a Takuma na to: „Stary… ty jesteś w kapciach” i zaczęliśmy się śmiać. Yoichi na moment zrobił idiotyczną minę, a potem również się roześmiał. Szkoda, że tego nie widziałeś. Tak wiele rzeczy cię omija, Kiyozumi… − Opiera policzek o moją dłoń. Wiem to, ponieważ czuję gładkość jego skóry. – Wróć do mnie.
Chciałbym do niego wrócić, ale się boję. Boję się, że jego przemiana jest krótkotrwała, że po jakimś czasie znowu zaczniemy się kłócić, a on stwierdzi, że wolałby, żebym nie żył. Drugi raz tego nie wytrzymam. Teraz jest dobrze. On jest przy mnie i martwi się o mnie. Nigdy przedtem tak naprawdę ze mną nie był. Mieszkaliśmy obok siebie, nigdy ze sobą. Chociaż pewnie była w tym też moja wina. Może za bardzo go ograniczałem, chciałem mieć go tylko dla siebie? Nic dziwnego, że miał mnie dość, skoro chodziłem za nim krok w krok. Ale ja się najzwyczajniej w świecie bałem. Bałem się, że kiedy tylko spuszczę go z oka zjawi się mężczyzna idealny, który mi go odbierze.
A teraz… teraz czuję się cudownie, kiedy wiem, że jestem dla niego najważniejszy. Że mnie kocha. Że o mnie dba. Gdyby było inaczej, nie przychodziłby do mnie, tylko znalazł sobie kogoś innego i ułożył sobie życie. Nie zawracałby sobie głowy tym, że jego chłopak leży w śpiączce, skoro w domu czekałby na niego ten cholerny ideał, którego ja jestem tak daleki. Na myśl o moim Shindym w ramionach innego mężczyzny, zaciskam dłonie w pięści. Ale robię to naprawdę, nie w myślach. Shindy to czuje, bo zdziwiony mówi:
− Kiyozumi… Ty… ty się budzisz? Kochanie, budzisz się? – Dotyk jego palców na moim policzku.
Próbuję otworzyć oczy, ale nie daję rady. Znów zaciskam ręce.
− Słyszysz mnie? – Ujmuje moją twarz w dłonie. – Proszę, Kiyozumi, obudź się. Dasz radę. – Musi się nade mną pochylać, bo czuję jak na moje policzki spływają jego łzy. Pewnie wygląda to tak, jakbym płakał jego łzami. I rzeczywiście mam ochotę płakać. Z bezradności. Teraz, kiedy tak bardzo chcę do niego wrócić, nie mogę zrobić nic, by chociaż zamrugać powiekami.
Wzdycha i opuszcza dłonie.
− Już miałem nadzieję, że do mnie wrócisz – mówi, przygnębionym głosem.
Czuję się wyczerpany. Zwykłe zaciśnięcie dłoni, a tak męczy… Może to i dobrze, że jeszcze się nie obudziłem? Shindy jest teraz moim aniołem. I jestem na tyle egoistyczny, by chcieć go przy sobie zatrzymać najdłużej, jak tylko się da. Zwłaszcza, że mam ku temu powody. Nieraz próbowali mi go odebrać. Krążyli wokół niego jak rekiny, czekając aż tylko odwrócę wzrok, by go dorwać i zabrać ze sobą. A teraz on jest zajęty mną i nawet nie zauważa tego tłumu piękniejszych ode mnie. Ale co jeśli się obudzę? Czy wtedy przestanie się mną opiekować? I zwróci uwagę na resztę? Co jeśli już ktoś się wokół niego zakręcił i krok po kroku mi go odbiera?
Otwieram oczy. Szeroko. Pierwszą rzeczą, jaką widzę jest biały sufit.
− Kiyozumi?
Przenoszę wzrok na mojego anioła. Patrzę na najpiękniejsze stworzenie na świecie. Nareszcie na niego patrzę. Ale trwa to tylko sekundę, bo po chwili powieki znów opadają.
− Kiyozumi! – Zrywa się z krzesła i dotyka mojej twarzy. – Nie zasypiaj. – Płacze. Znowu. Przeze mnie. – Nie zostawiaj mnie…
Wtula głowę w mój tors; kołdra chłonie jego łzy.
− Nie zostawiaj mnie… − powtarza. – Moje życie jest beznadziejne, kiedy nie ma w nim ciebie.
Kilkakrotnie łka, poczym się uspokaja. Jego oddech się wyrównuje. Zasnął, wymęczony płaczem. Nic dziwnego, tyle już przeze mnie przepłakał. Dlaczego nie mogę się obudzić? Chcę go przytulić, zapewnić, że nigdy nie zostawię.

Kiedy leży na moim torsie, pogrążony w śnie, ja robię to samo. Różnica jest taka, że on może się obudzić. Ale nagle ponownie otwieram oczy. Mrugam kilkakrotnie powiekami. Biały sufit widzę przez coś na kształt szarej mgiełki. Spuszczam wzrok i widzę jego głowę ułożoną na mojej klatce piersiowej. Z trudem unoszę rękę i zanurzam palce w jego włosach, tak jak o tym marzyłem. Budzi się i rozgląda rozespany.
− Kiyozumi! – Całe zmęczenie jakby go opuszcza. Rzuca się na mnie i przytula mnie mocno. – Moje kochanie, moje słoneczko – mówi między pocałunkami, którymi obsypuje moją twarz.
− Coś z twoją główką? Nigdy wcześniej mnie tak nie nazywałeś. – Mój głos jest strasznie zachrypnięty.
− Teraz to się zmieni. Obiecuję. – Zgarnia z mojej twarzy kosmyki.
− I zawsze będziemy razem? Nie zostawisz mnie? – upewniam się.
− Nigdy cię nie zostawię. – Pochyla się i całuje mnie w usta, a ja po raz pierwszy od dawna oddaję ten pocałunek.

8 komentarzy:

  1. Wow... Nikt nie zginął, nikt nikogo nie zostawił... Jest happy end... Podoba mi się! I przynajmniej nie płaczę! ^^
    Weny i... I chęci?
    Ale i tak czekam na HL <3

    OdpowiedzUsuń
  2. A już myślałam że się nie obudzi....
    A jednak jest szczęśliwie, super....
    Życzę yyy weny? Tak weny...XD

    OdpowiedzUsuń
  3. Oesu.... dobrze że leżę... normalnie zawał serca takie to piękne ♥♥
    tak tak... cudne..

    OdpowiedzUsuń
  4. Na początku myślałam, że to dzieje się w sypialni, potem, że w szpitalu, ale nie myślałam, że jest w śpiączce. To dziwne, że wszystko słyszał będąc nieprzytomnym, ale podobno, jak mówi się do ludzi w śpiączce to oni to słyszą. One shot jest naprawdę piękny. Dużo w nim uczucia. Naprawdę Shindy musiał go kochać, a uświadomił to sobie po jego stracie, choć niecałkowitej. W złości mówi się dużo niepotrzebnych rzeczy, nawet takich o których się nie myśli. Najważniejsze jest w tedy zranić drugą osobę. Shindy trafił najgorszy, najczulszy punkt. Nie dziwie się Kioyzumiemu, że wyszedł wtedy z domu.

    OdpowiedzUsuń
  5. O, dobra, mam cukrzycę, ale taką cholernie kochaną :3 Wiem jak to jest mówić coś w złości, niestety ;-; Dobrze, że ta leniwa menda (<3) się w końcu obudziła i będą żyć długo i szczęśliwie :3

    OdpowiedzUsuń
  6. Taaa... jak się człowiek wkurwi, to różne rzeczy może palnąć... ileż razy raniłam tak ludzi dookoła?
    Opko cudne, wzruszające i słodkie :3 fajnie, że się na końcu przemógł i obudził :D

    OdpowiedzUsuń
  7. CZytalam jak wstawilas ale koma daje teraz ;3
    baaaardzoooooo mi sie podobalo
    urocze jest to jak sie zloscil gdy wyobrazal sobie Shina z kims innym
    i dobrze ze sie wybudzil i wszzystko jestes takie urocze <3

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja tylko jedno : wow. To było (zastanawiałam sie 3 min nad słowem) piękne.



    taionnoakarigazette.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń